22❤
SindyHaotori ~ Jimin
Ja *-* ~ Jungkook
Rozdział pisany z perspektywy Jimina!
Pov. Jimin
Co za dzieciak Jezu. Mam problemy w firmie, zawalili ważny projekt. Będę musiał zatrudnić kilku dodatkowych grafików. Do tego są problemy finansowe... Ale ja mam być spokojny i użerać się z dzieciakami. To ja ciężko pracuję na jego prezenty i każdą zachciankę. Jak nie chciał ze mną być, mógł odmówić. Pewnie teraz pójdzie sobie do tego kolegi. Niech idzie, ale jak coś się stanie to mam to gdzieś. Jestem dla niego miły, robię wszystko. Chcę widzieć jego uśmiech codziennie. Ciężko pracuje, ledwo sypiam. Nic mi się już nie należy prawda? Najlepiej się ze mnie śmiać i być wrednym. Skończyło się dobre tatusiowanie. Chcę odpocząć... Poczuć się jak mężczyzna, mieć ten szacunek. Kurwa bo bycie właścicielem firmy to jak podstawówka co? Piłem już trzecią kawę, nie mogąc się uspokoić. Jeszcze ojciec mi napisał, że matka jest w szpitalu. Ja się zaraz rozpłacze... Dasz radę Chim. Bywało gorzej.
- Yeri błagam, daj to ogłoszenie. Potrzebujemy ludzi... Zadzwonię do Hoseok'a może mi kogoś podeśle... - przekazałem sekretarce. Zabrała teczkę i przytaknęła - I zrób mi kawę.
- Nie, mogę herbatę. To byłaby już czwarta. Wystarczy szefie... Może niech pan pojedzie do domu... - spojrzałem na nią wściekły.
- Ja wiem, że chcesz dobrze, ale ja wiem co będzie dla mnie dobre. Firma jest ważniejsza niż moje zdrowie jasne? Idź po tą herbatę - warknąłem i wróciłem do pisania kolejnego dokumentu. Boże jeszcze ten dzieciak zabrał telefon Kookowi. Zaraz tam pojadę i chyba ich pozabijam. Mam dość. Złapałem się za głowę, masując skronie.
- Kurwa mam tego już dość... - szepnąłem i powycierałem szybko łzy. Najwyraźniej życie lubiło dawać mi w kość. Ale dam radę, nie mogę zawieźć taty. To on założył tą firmę. Ostatni raz odpisałem Jungkook'owi i wyszedłem z gabinetu. Sprawdziłem co z tym przeklętym projektem. Na szczęście jest skończony. Wszystko się zgadzało, to tylko zadzwoniłem do Jung'a.
- Dzięki, wpadnij w weekend to omówimy wszystko dokładnie. Do usłyszenia - rozłączyłem się. Wszystko się ułożyło. Ciekawe jak czuję się mama... No cóż, obiecali później zadzwonić. Wróciłem po marynarkę i teczkę. Poprosiłem jeszcze o posprzątanie pomieszczenia i ruszyłem do samochodu. Pora do domu...
Dobijała godzina jedenasta, a go nadal nie ma. Komórkę miał wyłączną. I JA MAM BYĆ KURWA SPOKOJNY?! On ma mnie gdzieś i tyle. Porozmawiamy sobie o tym... Niech tylko wróci. Nagle usłyszałem trzaśnięcie drzwiami. O proszę, królewicz wrócił.
- Ile można na ciebie czekać co? - zapytałem, wchodząc na korytarz. Jungkook stał oparty o ścianę i trzymał się za klatkę piersiową. Miał całą zapłakaną twarz. Do tego rozcięty łuk brwiowy. Krew spływała mu po policzku - I co? Pies wraca z podkulonym ogonem? Ah, raczej królik. No fajny ten twój przyjaciel wiesz? - mówiłem wściekły - Do salonu i rozbieraj się. Muszę zobaczyć co ci zrobił - nakazałem. Ten ledwo zdjął kurtkę i buty. Nie pomogę mu, niech cierpi. Może nauczy się mnie w końcu szanować. Bez słowa weszliśmy do pomieszczenia. Usiadł na kanapie dalej płacząc. Pobiegłem jeszcze do łazienki i zabrałem apteczkę. No i mokrą szmatkę. Zdjąłem jego koszulkę i zacząłem oglądać. Wcześniej zmyłem dokładnie krew, odkaziłem zranione miejsce i nakleiłem plaster.
- A teraz mi powiedz co się stało - warknąłem i posłałem mu mordercze spojrzenie. Niech tylko zacznie pyskować, to pokaże mu kto tu rządzi.
- J-ja.. Byłem u Baek'a... Zczął pytać kim jesteś... Skąd Cię znam... Opowiedziałem mu wszystko.. i..i.. - przerwał na moment, znów się rozpłakał. Jimin musisz być twardy.
- I co?!
- Był zły... Nie dotrzymałem obietnicy... Ze złości mnie kopnął... Później dołączył Chanyeol... I zrobił to...- dalej płacząc, wskazał na siebie.
- Jakiej obietnicy do cholery? - zapytałem po raz kolejny. Chyba zaraz coś rozpierdolę. Jak on mógł doprowadzić Kook'a do takiego stanu?!
- Miałem... Zostać prawiczkiem do jego powrotu... - wyszeptał nieśmiało.
- No to ma problem. To jest powód, żeby zrobić ci coś takiego? Nie ruszaj się, możesz mieć złamane żebro - rozkazałem. Wyjąłem telefon i wykręciłem odpowiedni numer - Seok Jin? Możesz przyjechać. Potrzebuję cię... Dzięki, czekam - nacisnąłem czerwoną słuchawkę i popatrzałem na młodszego - Seok zabierze cię do szpitala. A teraz proszę podaj mi adres tego Baeka i Chanyeola - wyszczerzyłem się.
Gdy Jin zabrał mojego maluszka, ja akurat jechałem do domu tych dwojga. Nikt nie ma prawa robić mu krzywdy... Nie w taki sposób. To tylko bezbronny nastolatek, który powoli wkracza w świat dorosłych. Zaparkowałem pod budynkiem i zamknąłem samochód. Podszedłem do drzwi i zadzwoniłem. Po chwili otworzył mi wysoki, szarowłosy chłopak.
- Chanyeol? - zapytałem. To chyba on nie?
- Tak, o co chodzi?
- O to szmato - zamachnąłem się i uderzyłem go z pięści w twarz. Stracił równowagę i poleciał na podłogę. Zacząłem go kopać po brzuchu, okładać gdzie popadnie.
- Chan co się... CHANYEOL! ZOSTAW GO - krzyczał koleś z różowymi włosami. Odepchnąłem go.
- Dlaczego pobiłeś Jungkook'a? ZASŁUŻYŁ SOBIE NA TO? TERAZ WIESZ, ŻE MASZ NIE ZBLIŻAĆ SWOJEGO ZASRANEGO DUPSKA DO MOJEGO CIASTA. ZABIJĘ CIĘ - wrzeszczałem i sprzedałem mu ostatniego kopa. Nagle zostałem pociągnięty na ziemię. Również oberwałem. Wyszrpałem się i splunąłem krwią.
- A ty mały gnojku... Ciesz się póki możesz. Następnym razem i ty dostaniesz... - podniosłem swoje kluczyki z ziemi i wyszedłem. Muszę zobaczyć co u Kooka... Czy ten dzieciak zawsze musi się wpakować w takie coś? Ruszyłem z piskiem opon do szpitala.
~~~
Od Unnie:
jAK MI JESZCZE KTOŚ NAPISZE, ŻE JIMIN MA OKRES TO TAK. MA OKRES. Doceniajcie go, bo biedak zapierdala na Kooka, a co ma w zamian? Zabawy z dziećmi -,- Drzewo też ma uczucia
To tyle na dziś..
Rozdział tylko z pov. Jimina, czyli pisany przez Unnie, głównie dlatego, że nie jestem w stanie myśleć ;-;
Bau~~
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro