list trzeci.
Drogi Hamiltonie,
pamiętasz mnie jeszcze? Poznaliśmy się dawno temu w pewnym barze. Przyszedłem ze znajomymi, ale potem widziałem już tylko ciebie.
Mam nadzieję, że zapamiętałeś mnie na zawsze. Przecież na zawsze pozostanę twoim najlepszym przyjacielem... prawda?
Może nie zaistniał w twojej pamięci ten wieczór, gdy spiłeś się tak, że nasze usta złączyły się w pocałunku.
Ty tego nie pamiętasz, nie jest to dla ciebie istotne, za to mi nigdy nie wymaże się z przed oczu obraz twych rumianych od wypitych kufli policzków, rozbieganego wzroku i włosów w nieładzie.
Myślałem, że mnie zapamiętasz, widocznie się przeliczyłem. Zapamiętałeś każdą oprócz mnie. Imię Marii Reynolds będziesz rozpoznawał do końca swych dni, bo kojarzyć ci się będzie z załamaniem, okropną chwilą zniewagi. Czy moja śmierć nie była dla ciebie wystarczająco dramatycznym wydarzeniem...?
Powtarzam się, przepraszam. Z drugiej strony, jesli już zwierzam się ze smutnej przeszłości to może opowiem Ci o twoim ślubie.
To był ostateczny cios. Bolało. Bolało jak cholera. Zrozumiałem, uświadomiłem sobie, że nigdy nie bedziesz mój.
Nigdy już nie powinienem patrzeć na ciebie z porządaniem.
Na was z zazdrością.
Na nią ze smutkiem.
Powienienem sobie wydłubać oczy, bo inaczej nie było to dla mnie wykonalne. Za bardzo mnie do ciebie ciągnęło.
Eliza upadała prawie z nóg będąc przy tobie, ale ty zawsze ją podtrzymywałeś.
Za to ja zetknąłem się ze smutną rzeczywistością niczym z kamienną podłogą. A moje serce rozbiło się na wiele kawałków niczym porcelanowy wazon.
Pewnie nigdy nie miałeś złamanego serca, prawda, Alexandrze? Jestem pewny, że nie. Gdyby było inaczej, to nigdy nie robiłbyś tego bliskim. Mogę przynajmniej liczyć, że byłem dla ciebie kimś bliskim.
Wracając, na weselu stwierdziłem, że nie mam po co żyć. Czekałem na śmierć. Prosiłem ją, by nadeszła jak najszybciej. Wzywałem każdej nocy. Śmierć bywa łagodniejsza niż miłość, wbrew pozorom.
Nie chciałem jednak zrobić tego sam. Byłoby to zbyt egoistyczne, ale do tego bałem się, że zrozumiesz dlaczego to zrobiłem. Przerodziło się to w prawdziwą fobię. Nie zauważyłeś tego, ale próbowałem traktować cię czasem obojętnie, oczywiście z niepowodzeniem, nie byłem tak silny.
Kiedy tylko nadeszła chwila, bym mógł spełnić me ostatnie marzenie w Południowej Karolinie od razu podjąłem się wyzwania. Nie potrafiłem opuścić tego świata bez odpowiedniego wytłumaczenia.
Nie będę mówił, że celowo dałem się zabić. Był to raczej bardzo szczęśliwy przypadek. Szybkie zabójstwo bez zawachania się, zbytniego cierpienia i próby ratunku. To czego najbardziej chciałem.
W tamtej chwili miałem nadzieję, że nie ma życia po śmierci, ale niestety, nie da się zmienić poglądów w ostatnie minuty żywota.
Trafiłem tu. Z powrotem na ziemię. I znów muszę słuchać o twoich durnych wyczynach. Widzieć twoją durną twarz. Pisać te durne listy.
Najwierniejszy przyjaciel,
Laurens.
Ps: Ty też trafisz tu, do czyśćca. Oni tam na górze nie znają zabójstwa w słusznej sprawie, a nie sądzę, byś dał radę wszystkich tych Anglików odpłacić dobrymi czynami.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro