Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

27.

Drodzy rodzice,
Nie mam ochoty się za bardzo rozpisywać, bo nie mam za wiele do powiedzenia. Nie było was w moim życiu praktycznie w ogóle, a miłość rodzicielska praktycznie nie istniała. Nie nauczyliście mnie poznawać się ze społeczeństwem, a sama nie potrafiłam tego pojąć. Od najmłodszych lat musiałam radzić sobie zupełnie sama, a wy albo patrzyliście i krytykowaliście, albo po prostu was nie było. Czuje, ze moje życie praktycznie nie ma sensu, nie ma nikogo, kto by tęsknił, nikogo, kto by kochał. Ja sama w świecie. Niedługo będę jedną z gwiazd na niebie, która będzie błyszczeć jasnym światłem. Mam nadzieję, że zrozumienie swój błąd.
Wasza córka.

Usiadłam na parapecie w pokoju i patrzyłam w ciemnie niebo, które było pokryte wieloma błyszczącymi gwiazdami, wyglądały niczym rozsypany brokat na czarnej kartce papieru. W zasadzie nie wiedziałam, która jest godzina, ale wiedziałam, że jest późno, jednak nie zamierzałam iść jeszcze spać. Potrzebowałam odreagować ten okropny dzień. Miałam go naprawdę dość i myślałam o tylko jednym. Spojrzałam na leżący obok mały, metalowy przedmiot. Chwyciłam go i westchnęłam.
-Nikt nie widzi, nikt nie wie, tylko ja jedna.- szepnęłam cicho do samej siebie. Podwinęłam lewy rękaw bluzy i wyciągnęłam rękę przed siebie. Przejechałam opuszkami palców prawej ręki po świeżych, jak i starych ranach. Moja ręka nie wyglądała najlepiej, ale nie przejmowałam się tym, bo i tak te cięcia widzę tylko ja. Wzięłam głęboki oddech, żeby się trochę uspokoić. Przyłożyłam chłodne ostrze do nadgarstka. Przycisnęłam mocniej i szybkim ruchem zrobiłam nacięcie na przegubie ręki. Jednak jeden raz to za mało. Liczyłam w myślach każdą następną ranę, którą zrobiłam. Dwa ... trzy... cztery... Pięć... Sześć. Ciemno czerwona ciecz wypływająca z ran spływała mi po ręce i spadała na parapet tworząc plamę. Mój oddech stał się cięższy, a mi zakręciło się w głowie, więc przymknęłam powieki. Wsłuchiwałam się w ciszę przerywaną tylko przez regularny odgłos spadania kropel krwi. Kap... Kap... Kap... Zastanawiałam się czy nie zrobiłam tego za mocno, gdyż krwi było coraz więcej, a mi robiło się coraz słabiej. Jednak nie zrobiłam z tym nic, śmierć wydawała się dobrym rozwiązaniem. Myślałam nad tym jednak czy tylko jedna ręka z podciętymi żyłami może doprowadzić mnie do utraty życia. Nie byłam tego pewna, więc postanowiłam kontynuować pomimo bólu. Wzięłam więc ostrze i przyłożyłam do lewego nadgarstka. Wbiłam ostrze dość głęboko i przejechałam nim wzdłuż żyły, aż do przedramienia. Krew zaczęła intensywnie cieknąć z rany. Bolało przeokropnie, ledwo mogłam złapać oddech z bólu. Po policzkach spływały słone łzy, które skapały na ranę i wywołały większą dawkę cierpień. Trzęsącą się ręką ledwo dałam radę zrobić podobne nacięcie na prawej ręce. Oparłam głowę o ścianę za mną, a ręce dałam luźno, prawą położyłam na parapecie, a lewa zwisała obok. Słyszałam odgłos kapania, który coraz bardziej zmywał się z szumem w uszach. Coraz trudniej było złapać oddech, ledwo dawałam radę. Kręciło mi sie w głowie, czułam tępy ból skroni. Spoglądałam w gwiazdy, które zaczęły mi się rozmazywać, a potem zastąpiły je czarne plamki. W końcu ciemność okrążyła mnie ze wszystkich stron, a ja wzięłam ostatni oddech zanim totalnie straciłam świadomość.

~~~~
No cóż, wrzucam jakieś tam moje wypociny, które dziś napisałam.
Mam nadzieję, że się podoba ✌

~~krwawa

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro