8. Do Kai'a
Kiedyś myślałam, że moim ulubionym miejscem w szkole będzie stołówka, bo tylko tam teoretycznie nie było nic związanego z nauką. I byłam o tym absolutnie przekonana, dopóki Mallory nie zaciągnęła mnie któregoś razu do biblioteki i nie pokazała stoliczka na końcu działu pod oknem.
Od tamtego czasu spędzałam w tym miejscu wolną chwilę, kiedy Mal była zajęta, a była i tym razem, bo wolontariat szkolny robił w tym mieście więcej, niż radni.
Zaszyłam się więc z Szóstką Wron, chociaż całą twórczość Leigh Bardugo znałam na pamięć, właśnie do tej dylogii wracałam najchętniej.
Nie mogłam nic poradzić na fatalne zakochanie się w Wylanie i oczywiście Kazie Brekkerze.
Zamknęłam książkę po męczącym rozdziale i westchnęłam długo. Do końca przerwy zostało jeszcze dwadzieścia minut, więc zaczęłam przeglądać media społecznościowe.
Na szczęście mój wiersz już nigdzie nie latał, ale to nie zmieniało faktu, że czułam się nieswojo, kiedy ktoś rzucał mi spojrzenie.
Myśleli o wierszu, czy akcji z mostu?
Zanim zdążyłam sobie odpowiedzieć, zobaczyłam dwa turkusowe warkocze, które podskakiwały na brązowej kamizelce i należały do Brooke.
Zmierzała w moją stronę z miną kata, a ja nie byłam gotowa na ścięcie.
- Co za zaszczyt - sarknęłam. - Przyszłaś pogadać o pikniku?
- Przyszłam ci uświadomić, że zbieram na tym stoisku punkty do projektu z chemii, więc postaraj się nie straszyć wyglądem. Musimy sprzedać dużo tych ciast. - jej zdarty i niski głos wbijał się we mnie jak szpilki.
- Co mają ciasta do chemii? - uniosłam brew.
- Boże - wywróciła oczami. - Nie mam czasu na udzielanie korepetycji, Lovett - odwróciła się na pięcie. - Aha. Bądź godzinę wcześniej. Inaczej będę sprzedawać sama.
- Cóż by to było za nieszczęście. - mruknęłam, kiedy odeszła.
Książki obok mojej głowy rozsunęły się, a ja znów napotkałam niebieskie oczy Kai'a.
- Nie wiedziałem, że tutaj jesteś.
- Wzajemnie.
Zasunął książki z powrotem i po dłuższej chwili znalazł się przede mną, bo obejście działu trochę trwało.
Usiadł na fotelu naprzeciwko mnie i spojrzał na moją książkę, a później się uśmiechnął.
- Dlaczego ukrywasz się w bibliotece w porze obiadowej? - zapytałam z czystej ciekawości.
- A ty?
- Ciebie szkolna społeczność uwielbia. Mnie niekoniecznie. Mal jest zajęta, a na towarzystwo naszych ekstrawertycznych braci nie mam ochoty. Callum gdzieś przepadł.
- Może nie zauważyłaś, ale jestem raczej samotnikiem - mrugnął do mnie jednym okiem. - Możemy się umówić, że jeżeli Mallory będzie następnym razem zajęta, spędzisz czas z prawdziwą osobą.
- Te są znacznie lepsze. - uśmiechnęłam się niewinnie, klepiąc książkę.
Kai uniósł dłonie w geście kapitulacji i podniósł się z miejsca, na co się zaśmiałam. Oczywiście cicho, żeby pani Falmouth nie usłyszała.
Zebrałam swoje rzeczy i ruszyłam za nim.
- Wygrałem z Wronami? Niemożliwe.
- Przerwa się kończy - uderzyłam go książka w ramię. - Trzeba wrócić do rzeczywistości.
Moje słowa były dobitne. Jak tylko wyszliśmy z biblioteki, wlepiła się we mnie para brązowych oczu.
Nie chciałam tego, ale skrzyżowałam spojrzenie z Brysonem na dłużej, niż powinnam.
Powinien być wspomnieniem, pochowanym gdzieś na dnie. Z każdą chwilą przekonywałam się jednak, że to ja dobijam do tego dna.
Odwróciłam w końcu wzrok, ale tylko dlatego, że widok zasłoniła mi jakaś dziewczyna. Dziękowałam jej w duchu, że się akurat zjawiła.
Nie rozumiałam, dlaczego wszyscy tak się na mnie gapią, dopóki nie odwróciłam głowy w lewą stronę.
Przecież Kai cały czas ze mną szedł.
Callie, jesteś idiotką roku, gratulacje.
- Mam teraz angielski, więc... - wskazałam za siebie kciukiem. - Pójdę już.
Jak dobrze, że zajęcia z garncarstwa odbywały się nazajutrz.
* * *
Po odrobieniu pracy domowej, zeszłam do kuchni z nadzieją, że będzie czekał na mnie pyszny obiad.
Nic z tego - witamy w rodzinie Lovett. Radź sobie sam, jeżeli chcesz mieć pełny brzuch.
Mama jak zwykle siedziała przy laptopie, marszcząc czoło i kląc pod nosem. Hezekiah z salonu posyłał mi dziwne uśmieszki, ale nie miałam pojęcia, o co temu kretynowi może chodzić.
- Zrobię naleśniki. - oświadczyłam, ale nie dostałam żadnej odpowiedzi.
Podrapałam się w grzbiet nosa i związałam włosy, żeby móc przystąpić do pracy.
Wszystko poszłoby jak po maśle, a ja już dawno smażyłabym naleśniki, gdyby mój brat nie schował w szafce głośnika i nie puścił z niego na całą kuchnię tę durną piosenkę z TikToka.
Podskoczyłam z mąka przestraszona, w efekcie czego zamiast w misce, wylądowała na mnie, podłodze i meblach.
- Ty durniu! - krzyknęłam wściekła. Hezekiah oczywiście zanosił się śmiechem, a we mnie narastała chęć mordu.
- Hez, naprawdę? - mama ściągnęła okulary z nosa i spojrzała na niego z politowaniem. - Calliope, idź się ogarnij, a twój brat tutaj posprząta.
- Było warto. - powiedział przez śmiech, kiedy się z nim mijałam.
Przysięgam, że moje ręce same chciały powędrować do jego szyi.
Ktoś zastukał w drzwi, a ja zauważając przez okno, że to tylko Ezra, postanowiłam mu otworzyć.
Zlustrował mnie wzrokiem rozbawiony, ale machnęłam tylko ręką.
- Nieważne.
- Uroki posiadania rodzeństwa - trzymał w dłoniach książkę do geografii i zeszyt. - Mam z twoim bratem pracę do zrobienia.
- Hezi! Przyszedł Ezra! - wydarłam się. - Trochę poczekasz, musi posprzątać. - wpuściłam chłopaka do środka.
Pomachał mojej mamie, na co ta się ciepło uśmiechnęła, a mój brat gestem pokazał mu, żeby poszedł do jego pokoju.
Zostawiłam Ezrę samego i zamknęłam się w łazience, żeby pozbyć się mąki z moich włosów, twarzy i ciuchów. Dla pewności sprawdziłam, czy przypadkiem w suszarce nie kryje się jakiś proszek, ale na szczęście moje obawy były błędne.
Kiedy z powrotem znalazłam się w kuchni, mamy już tam nie było, a ja mogłam w końcu zrobić naleśniki.
- Callie. Wiesz, że jesteś moją ulubioną siostrą? - wywróciłam oczami na słowa Hezekiaha.
Zeszli z Ezrą w momencie, w którym kroiłam truskawki.
- Jestem twoją jedyną siostrą, imbecylu - wyszczerzył się, a ja pokręciłam głową. - Powinnam ci je przyprawić arszenikiem.
- Też cię kocham. Wiesz, jakie lubię - puścił mi oczko. - Krwawe.
Zacisnęłam usta w wąska kreskę i odłożyłam nóż na deskę do krojenia z hukiem.
- Wtajemniczycie mnie? - wtrącił Ezra.
- Oczywiście! - Hezi objął go ramieniem. - Pierwsze miesiączki zawsze niosą za sobą... - uderzyłam go w ramię, ale nic sobie z tego nie robił. - żywe wspomnienia...
- Hez! - krzyknęłam i spojrzałam na Ezrę błagalnie. Zignorował mnie.
- A więc Callie podczas pierwszego okresu jadła naleśnika, nagle wstaje od stołu i...
Wzięłam szklankę z wodą, która stała na blacie i ochlapałam go w twarz.
Uniósł brwi zaskoczony. Nie spodziewał się takiego ugaszenia zapału do opowiadania żenujących historii z mojego życia.
- Ezra, z czym zjesz naleśniki?
- Cokolwiek w nie włożysz, będę zadowolony. - oparł się o blat i posłał mi uśmiech.
- Hej! To ja jestem twoim bratem!
- Ale on nie zachowuje się jak palant. - skwitowałam i naszykowałam naszemu sąsiadowi najpiękniejsze naleśniki w mojej kulinarnej karierze.
Hezekiah również dostał, ale puste. Z miną zbitego psa wysmarował je czekoladą i obsypał truskawkami.
Dzień jak codzień.
* * *
Heather Willson naprawdę kochała glinę.
Przekonałam się o tym, kiedy wygłaszała mowę o jej wspaniałości. Trochę mnie to męczyło, bo liczyłam na zajęcia praktyczne.
Avery i Claire oczywiście były wniebowzięte. Nie musiały brudzić rąk i mogły wdzięczyć się do Kai'a, który nie zwracał na nie nawet uwagi.
- Na następnych zajęciach będziecie pracować w parach, które osobiście dobiorę - oznajmiła wesoło. - Jedna osoba będzie oczami, a druga rękami. Zespół, który poradzi sobie najlepiej otrzyma w nagrodę ten oto dzbanek. - uniosła w górę pracę grupy z zeszłego roku.
- Kurde, trzeba się postarać. Taka nagroda... - szepnęła do mnie Mal, a ja zagryzłam wargi, żeby się nie roześmiać. - Wiesz już, z kim pójdziesz na bal?
- Mallory... - jęknęłam.
- No co? Przecież on jest tuż tuż. - poprawiła okulary na nosie.
- Zapytam Calluma, a jeżeli się nie zgodzi, pójdę z Ezrą. On zgodzi się na pewno.
- Dlaczego nie pójdziesz z Kai'em? - przysunęła się do mnie, a on jakby wyczuwając, że mówi o nim, spojrzał w nasza stronę.
- On nie chce iść. Powiedział mi to niewerbalnie, kiedy ich matka zaproponowała, żebym poszła z którymś. - szepnęłam.
- Może zmieni zdanie - wzruszyła ramionami. - Ale do niczego cię nie zmuszam. Przypomnij bratu, żeby nauczył się walca.
- Przypomnę. Z adnotacją, że w grę wchodzi również nie deptanie cię.
- Możecie już wyfrunąć, moje wolne ptaki!
Zamrugałam na ten tekst kilkukrotnie i wyszłam z sali razem z Mallory. Oczywiście zaczekałyśmy, aż reszta nas najpierw wyminie.
Nie daj Boże jeszcze otarłabym się o ramię Avery i zrobiłaby z tego aferę.
- Callie, możemy pogadać? - Bryson złapał mnie za ramię i odciągnął na bok.
- Nie mam o czym z tobą rozmawiać, daj mi spokój. - westchnęłam i wyrwałam się z jego uścisku.
- Pięć minut, o nic więcej nie proszę.
- Twoje pięć minut już minęło, nie czekaj na oklaski. - powiedział ostro Kai, a ja wybałuszyłam oczy.
Mallory uśmiechnęła się szeroko, a ja zdezorientowana ruszyłam przed siebie. Tylko dlatego, że Kai popchnął mnie w plecy. W innym wypadku nadal stałabym w miejscu.
- Masz męczącego byłego - skomentował. - Zacznij go ignorować dla własnego dobra.
- Mówiłam jej to milion razy.
- Byłabym szczęśliwa, gdybyście swoje złote rady zachowali dla siebie. - odparowałam i przyspieszyłam.
Bryson był moim słabym punktem i fakt, że widywałam go codziennie w szkole nie pomagał.
Naprawdę czułam do niego wiele i potrzebowałam równie wiele, żeby się uwolnić.
Drogi Kai'u,
Absurdem jest fakt, że piszę do Ciebie kolejny raz. Wpieniasz mnie, próbując przebić się przez mój pancerz.
Z drugiej strony jestem Ci wdzięczna za dzisiaj. Nie potrafię tego przyznać, ale jestem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro