40. Do Kai'a
Nie mogłam zasnąć, chociaż nie wydarzyło się nic takiego, co by mi w tym przeszkadzało. Kai odprowadził mnie do domu i to tyle. Ale z jakiegoś powodu zachowywałam się jak idiotka, zakrywając twarz poduszką.
Kolejny dowód na to, że Calliope Lovett się zabujała.
Nie mogłam się doczekać nowego roku i tego, co miał przynieść.
* * *
Drugi dzień świąt, a więc jarmark świąteczny z udziałem uczniów naszej szkoły. Tak jak myślałam, mama znów załatwiła mi stoisko z ciastami. Z nikim innym, jak Brooke, ale... ale tym razem było inaczej. Przecież miałyśmy już z Brooke spoko relację, odkąd spotykała się z Callumem.
Swoją drogą koleś przez to zniknął jeszcze bardziej. Miałam wrażenie, że w ogóle go nie widuję.
Białe nauszniki wyglądały przepięknie na turkusowych włosach Brooke.
— Mam się spodziewać każdego Mandeville'a dzisiaj? — zapytała, wbijając cenę w sernik. Wtedy spojrzałam przed siebie, Ezra do nas szedł.
— Brooke, Callie — uśmiechnął się do nas czarująco, a ja spojrzałam na nią błagalnie. Ona była w stanie go spławić szybciej. — Fajna czapka. — odchrząknął.
Sięgnęłam dłonią do swojej głowy. To była czapka Kai'a. Założyłam ją, bo... dobra, nie miałam na to żadnego wytłumaczenia. Nie skomentowałam tego.
— Co cię do nas przywiewa? — słowa Brooke zabrzmiały dosyć oschle, przez co Ezra położył dłoń na lewej piersi.
— Czy nie powinnaś być milsza dla kumpla swojego chłopaka?
— Nie.
Zagryzłam wargi, żeby się nie zaśmiać i wyłożyłam pierniczki.
— Ah, nieważne. Callie, co byś chciała dostać na urodziny? — oparł się o nasze stoisko. Czy on naprawdę pytał o to tak po prostu po tym, jak się do siebie nie odzywaliśmy?
No nieźle, Ezra.
— Nie mam specjalnych życzeń. — To znaczy, miałam, ale Ezra nie był w stanie go spełnić. Patrzył na mnie lekko skołowany. Może właśnie tak chciał zakopać topór wojenny?
Na ile mogłam wierzyć Ezrze, że dał sobie ze mną spokój? Zresztą, miałam wrażenie, że był mną zainteresowany tylko na złość bratu. Ciekawe, czy oni się pogodzili? Nie pytałam.
— Może Mallory będzie bardziej pomocna. — westchnął, stuknął palcami w stoisko i odszedł. Brooke spojrzała na mnie ze współczuciem.
Współczuciem.
Te święta naprawdę były magiczne, co?
Po czasie okazało się, że w święta ludzie są bardziej skorzy do kupowania ciast. Szły jak świeże bułeczki bez nagabywania przez przystojnych chłopaków.
Gdzieś pod koniec naszej zmiany, przyszedł do nas Hezi, żeby nam pomóc. Teraz to już mógł, tak? Miałam ochotę go udusić, ale tego nie zrobiłam, bo zatrzymała mnie Mallory.
Wyglądała jak zbity pies.
— Callie, błagam cię. Powiedz, że macie jakieś brownie pod ladą... — rozmasowała czoło. Brooke wyjęła kawałek i jej podała. — Jestem taka zmęczona. Charlie ciągle płacze, ten płacz słychać w całym domu. Nie potrafię spać ze słuchawkami, wykończy mnie to.
Skrzywiłam się na samą myśl. Biedna Mal, chciała się tylko wyspać.
— Zawsze możesz wpaść do mnie, jakbyś chciała odpocząć.
— Odstąpię ci nawet swój pokój. Jest wygłuszony, żebym nie musiał słuchać fałszów Callie. — trzepnęłam Heziego w ramię, a on się zaśmiał.
— I ciekewe gdzie ty będziesz spał?
— U ciebie. Ty możesz iść na kanapę, bo do mojego łóżka cię nie wpuszczę. — założył ręce na krzyż, stając obok Mallory, która patrzyła na niego z politowaniem. — Ewentulanie będę spał z Mal.
— Tak, marzenia nie bolą. — skomentowała, a Brooke się zaśmiała. Pokręciłam głową.
Zastanawiałam się, czy nadejdzie taki dzień, w którym moja przyjaciółka da mu szansę. On naprawdę ją lubił. Szczerze to mogłam zobaczyć. Hezekiah nie patrzył tak na inne dziewczyny i nie flirtował z nimi w takich ilościach.
Skończyliśmy swoją zmianę, więc poszłam na koniec jarmarkiu, żeby pomóc mojej mamie z artykułami z CheMistery. Okazało się jednak, że jej tam nie ma, a wszystko pakuje Kai.
— Moja czy twoja cię zmusiła?
— Obie. Poszły na grzane wino. — Kai się uśmiechnął i schował mydła do kartonu, a później go zakleił. — Przyszłaś popatrzeć czy pomóc?
Pokazałam mu środkowy palec, kiedy spojrzał na mnie prowokująco z tym uśmiechem, a później weszłam do budki i zaczęłam pakować kule do kąpieli.
Czy ktoś nieironicznie używał kul do kąpieli o zapachu puddingu chlebowego?
— Co robimy w sylwestra? — zapytałam, bo wiedziałam, że szykują się jakieś grupowe plany, ale nie czytałam konwersacji.
— Impreza jest u nas. Moi rodzice idą do was. — Kai oparł się ręką o kartony, żeby odpocząć. — Cała nasza ekipa.
— Czy ty i Ezra rozmawiacie już ze sobą?
— Tak. Czemu pytasz?
— Bo ni z gruchy, ni z pietruchy, kilka godzin temu pytał mnie o prezent na urodziny i pochwalił twoją czapkę.
Kai się zaśmiał, a później przeczesał włosy palcami, kierując swój wzrok na moją głowę.
— Jeste taka ciepła czy taka stylowa?
Jest twoja, idioto.
— Była pod ręką. — wzruszyłam ramionami, a Malachi skinął głową, wyraźnie mi nie wierząc. Zostałam spalona. Żeby zachować fason, zajęłam się pakowaniem kostek do toalety, bo mogłam się przynajmniej odwrócić tyłem.
Mój mózg zaczął rozprawkę na temat tego, czy wyszłam na debila, czy uznał to za żenujące, czy może jednak za urocze, na co miałam nadzieję.
Spięłam się lekko, kiedy Kai sięgnął nad moją głowę po świeczki. Robił to ewidentnie specjalnie. Odwróciłam się z zamiarem odłożenia kostkowego pakunku, ale nie było na to szans.
Malachi opierał rękę na wysokości mojej twarzy o ścianę za mną. Spojrzałam mu w oczy, przyciskając karton do piersi.
— Lubię cię w tej mojej czapce. — szepnął, a później uniósł jedną ze świec, abym mogła przeczytać, co jest na niej napisane.
Świeca sojowa o zapachu jemioły.
Podniósł ją jeszcze wyżej, aż nad nasze głowy.
Zapomniałam jak się oddycha, kiedy pochylił się na tyle blisko, że nasze oddechy się mieszały. Dłoń ze ściany przeniósł na mój policzek i zjechał nią na kark, a palce włożył pod czapkę. Karton wypadł mi z rąk na podłogę w momencie, w którym Kai mnie pocałował.
Serce waliło mi jak szalone i musiałam złapać się za jego kurtkę, bo kolana odmawiały mi posłuszeństwa.
Na Erosa. Malachi smakował malinową herbatą z cynamonem i nigdy wcześniej nie odczuwałam tyle emocji na raz podczas pocałunku.
Odsunął się ode mnie, ale tylko na kilka centymetrów. Jego spojrzenie mówiło:
Wiesz, jak długo na to czekałem?
Później się schylił po karton, który upuściłam, bo ktoś podszedł.
— Dużo zostało? — to była moja mama. Na szczęście mnie nie zauważyła, bo byłam wciśnięta w ścianę.
— Już prawie koniec, proszę pani.
Trzymałam się za lewą pierś, próbując uspokoić oddech, a potem poczułam coś dziwnego.
To był strach.
— Dobrze, to później możesz zacząć ładować to do samochodu. Ezra ci pomoże.
— Tak jest.
Kiedy mama odeszła, Kai spojrzał na mnie z uśmiechem. Mogłabym przyrzec, że widziałam tam nawet nutę jakiejś złośliwości, ale w tym innym sensie.
Niemniej jednak zrobiłam to, co zawsze, kiedy czułam strach.
Wyszłam z budki i uciekłam.
* * *
Drogi Kai'u
Jestem tchórzem.
Czekałam na to, ale boję się. Nie wiem nawet, czego. Nie mam pojęcia, przepraszam.
Calliope, która chce być Twoja, ale nie ma na to odwagi
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro