Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

38. Do mnie

Dostałam taki ochrzan od rodziców, że w sobotę rano bałam się wyjść z pokoju. Cóż, nie mogłam ich winić za swoje absurdalne czyny. W tym całym nieszczęściu pogodziłam się chociaż z Kai'em.

Dotrwałam do południa bez jedzenia, bo naprawdę nie chciałam się narażać, schodząc do kuchni. W końcu Hezekiah przyszedł do mojego pokoju z tostami, kiedy akurat rozmawiałam z Mallory przez telefon. Włączyłam ją na głośnik.

— Kocham cię za te tosty.

Jakie tosty?

— Mówię do brata.

Aaa. Cześć, Hez.

— Cześć, Mal. – usiadł obok mnie na łóżku, a ja zaczęłam jeść tosty.

Hezi wie, że bracia Mandeville się o ciebie pobili?

— Pobili się o ciebie?!

— Nie o mnie, a przeze mnie. — wyjaśniłam.

— A to jest jakaś różnica? — Hezi spojrzał na mnie z niedowierzaniem.

— Tak. Jakby bili się o mnie, to by oznaczało, że któryś miałby wygrać, a ja miałabym dylemat. Nic takiego się nie wydarzyło.

Callie poszła w ślinę na imprezie z Ezrą. Kai to widział.

— Jezu Chryste, Calliope. — Hezekiah ukrył twarz w dłoniach, wyraźnie zawiedziony poczynaniami swojej młodszej siostry. — Podoba ci się Ezra?

— Nie!

— A Kai?

— Nie. Tak. Nie wiem! — z głośnika usłyszałam śmiech Mallory, a Hezi zamrugał kilkukrotnie i też się zaśmiał.

No jasne, dla nich to było przezabawne. Tymczasem ja toczyłam ze sobą konflikt. Czy gdyby Kai mi się nie podobał, dałabym mu się prawie pocałować? Oczywiście, że nie.

Ale pocałowałam Ezrę, chociaż ten wcale mi się nie podoba!

Nagroda dla idiotki roku przypaść powinna mnie.

— Jak się czuje Agatha? — zapytał, zmieniając temat.

W porządku. Charlie urodzi się chyba w planowanym terminie, z tego co widzę.

— Popłakałabym się, gdybym była na twoim miejscu, Mal.

To tylko kilka lat i mnie tu nie będzie. Nie będę musiała długo zgrywać niańki, nie żebym miała coś przeciwko, ale dzielić nas będzie konkretna różnica wieku.

— Będziesz z nią wyglądać niemal jak matka.

— Poznasz, co to znaczy mieć wkurzającą młodszą siostrę. — pacnęłam Heziego w ramię. — Au! Jestem kontuzjowany!

— W nogę!

W głowę chyba też. — dodała moja przyjaciółka, a ja się wyszczerzyłam. Hezekiah zrobił smutną minę, ale nie wziął tego do siebie na poważnie.

Zaczęłam się zastanawiać, czy kiedyś będę gościem na ślubie tych dwoje.


* * *

Droga ja,

OGARNIJ SIĘ, NA ZEUSA I ATENĘ



* * *

Szkoła żyła już świętami, chociaż pozostało do nich sporo czasu. Zapewne każdy planował już, jak spędzi przerwę świąteczną. Niektórzy nauczyciele nie mieli serca. Musieli zadać nam projekty. To powinno być zakazane.

Podwinęłam rękawy swetra, bo było mi za ciepło w szkolnej kamizelce. Nic nie mogłam jednak poradzić na wymóg noszenia tych brązowych paskudztw. Wybierałam się do biblioteki, żeby spędzić tam długą przerwę, bo Mallory znów zajmowała się wolontariatem. Tym razem przygotowywali jarmark świąteczny. Już się bałam, co załatwi mi mama.

Gdzieś przed oczami mignął mi Ezra. Dziewczęta w szkole musiały się bardzo martwić, widząc jego obitą twarz. Zastanawiałam się, czy ktoś dodał dwa do dwóch, widząc również Kai'a.

Trzymałam w dłoni egzemplarz 'Króla z bliznami' i już miałam go otwierać, kiedy zobaczyłam, że w moim ulubionym miejscu ktoś siedzi. Zajęłam miejsce naprzeciwko Kai'a.

— Chowasz się?

— Nie chcę na siebie zwracać uwagi. — zdjął z głowy kaptur i spojrzał na mnie z nikłym uśmiechem. Miał przeciętą wargę i trochę zranioną skroń, ale wyglądał lepiej, niż Ezra.

Oh, to była moja wina, że tak wyglądali. Miałam ochotę się uderzyć tą książką w twarz.

— Dotarły do ciebie ciekawe wieści? Brooke pogadała z Nilesem. — zrobiłam duże oczy. — Tak. Powiedziała, że przyjaciele Calluma to teraz jej przyjaciele i nie pozwoli temu gnojkowi się nad tobą pastwić.

— Ciekawa zmiana bohatera jak na kogoś, kto też się nade mną pastwił. Swoją drogą, nie podziękowałam ci jeszcze za to, że mnie osłoniłeś wtedy.

Oczy Kai'a błysnęły w półmroku.

— Zawsze.

Uśmiechnęłam się do niego i spuściłam wzrok. Kiedy wyprostował nogi, jego buty znalazły się obok mnie. A byłam pewna, że odległość między regałami jest większa.

Później przez większość czasu czytałam książkę, a on zajmował się sobą.

— Nie miałbym nic przeciwko, gdybyś podziękowała niewerbalnie. — podniosłam na niego wzrok, zastanawiając się, o czym on mówi. Później do mnie dotarło, co miał na myśli.

Walnęłam go książka w nogę, w myślach przepraszając książkę za takie haniebne potraktowanie jej.

— Auć! — rozmasował kolano, był rozbawiony. — O czym tym myślisz, Calliope...

— Uważaj, bo zaraz możesz dostać nią w twarz. — prychnęłam. — Jak tam w domu? Z Ezrą i Jasemine?

— Co za subtelna zmiana tematu. Mama, jak to mama. Martwi się, że jej synowie pokłócą się na wieki. Tylko ja i Ezra nie mamy takiej natury. Za kilka dni nam przejdzie. Chyba, że dalej będzie do ciebie startował, to...

— Kai.

— To...

— Kai! — znów go uderzyłam. Uśmiechnął się szeroko. – Nawet jeżeli będzie startował, to co z tego? Do mety nie dobiegnie.

— Jak dla mnie to dosyć zaciekły wyścig. I jest na prowadzeniu. — niby przypadkiem musnął palcami swoje wargi. Zamknęłam oczy.

Czyli nawet Malachi będzie mi to wypominał.

— Przestań.

— Wolałabyś, żebym udawał, że mnie to nie rusza?

— Wolałabym, żebyś nie widział w nim konkurencji. Nie ma jej. — podniosłam się z podłogi, bo zbliżał się koniec przerwy. Malachi poszedł w moje ślady.

Kiedy docieraliśmy do końca regałów, zatrzymałam się i na niego spojrzałam. On też się zatrzymał, lekko zdezorientowany. Stanęłam na palcach i podpierając się o jego ramię, złożyłam pocałunek na jego policzku.

Odsunęłam się i delikatnie uśmiechnęłam.

— To jest moje niewerbalne dziękuję.

Wyszłam z biblioteki, przytulając do siebie książkę i zagryzając wargi, jak jakaś zakochana kretynka. To był tylko buziak w policzek.

O co ci chodzi, Callie?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro