36. Do mnie
Piątek zbliżał się nieubłaganie, a ja nawet cieszyłam się na imprezę. Mallory trochę panikowała, że w jej trakcie Agahta zacznie rodzić, ale Callum powiedział jej, że statystycznie nie jest to możliwe. Podobno obliczyli to z Brooke.
Nie mogłam uwierzyć, że siedzę przy jednym stoliku z koszmarną Brooke o turkusowych włosach, ale ten rok był strasznie pokręcony. W dodatku dawno nie wdałam się w żadną potyczkę z Avery. Chyba już nie chciała wchodzić na wojenne ścieżki po tym, jaką dostała karę za ostatni wyczyn.
Niles uśmiechnął się do mnie z końca stołówki. Nie miałam pojęcia, co ten uśmiech miał oznaczać. Zresztą, uśmiechał się tak do mnie od kilku dni. Miałam złe przeczucie, że może to mieć związek z tym, co powiedział mi przed świętem dziękczynienia. Wolałam jednak o tym nie myśleć.
— Trzeba wypić chociaż jednego drinka, żeby rozgrzać organizm. Przecież mamy już zimę. — powiedział Leyton, próbując przekonać Ezrę, że picie alkoholu na imprezie to świetny pomysł. Dobrze, że Hezi nie miał mnie jak pilnować.
— Jednego, owszem. Tylko zobaczę cię nawalonego, to ci połamię ręce. — pogroził mu palcem.
— Jesteś tylko rok starszy. A poza tym, za miesiąc będę miał siedemnaście lat.
— Serio? Macie urodziny w tym samym czasie. — Mallory wskazała na mnie i Leytona.
— Ale super, nasze mamy zrobią nam łączoną imprezę na pewno.
— Boże, nie. — złożyłam dłonie jak do modlitwy, a pozostali się zaśmiali. No poza Kai'em. On się tylko słabo uśmiechnął. I pięknie stosował do moich próśb z listu. Aż byłam w szoku. I trochę mnie to irytowało.
Sama go o to prosiłaś, idiotko.
Brooke zaczęła opowiadać o jakichś urodzinach w jej rodzinie, które okazały się kompletnym niewypałem, ale niezbyt słuchałam.
Kiedy przerwa się skończyła, poszłam do swojej szafki i wygrzebałam z niej książkę do geografii. Jeszcze tylko trzy lekcje i będę mogła wrócić do domu. Zanim jednak zdążyłam zamknąć szafkę własnoręcznie, ktoś to zrobił za mnie. Odwróciłam się i zobaczyłam Nilesa.
— Czego chcesz tym razem? Jeszcze ci się nie znudziło? A może chcesz sobie załatwić kolejne zawieszenie?
— Chciałem tylko życzyć twojemu bratu szybkiego powrotu do szkoły. — prychnęłam na jego słowa. — Nie wierzysz mi?
— Jesteś bardzo zabawny.
— Zabawnie to będzie zaraz. Widzimy się na imprezie? — spojrzałam na niego sceptycznie. Coś mi nie grało, kiedy się cofał. Używał tego głosu tylko wtedy, kiedy coś kombinował.
Na co mógł jednak wpaść przy wszystkich? W dodatku przechodziła obok nas woźna z wózkiem, więc już kompletnie nie mógł nic zrobić. Niles mimo tego uśmiechnął się niczym rekin, zdjął z wózka zawieszone na nim wiadro pomyji. Zdążyłam tylko zamknąć oczy i przysłonić twarz ręką.
Drasnęło mnie jednak zaledwie kilka kropel, a ja nie usłyszałam śmiechu Nilesa, którego się spodziewałam. Zamiast tego głośną reprymendę pani woźniej. Otworzyłam oczy i wtedy zrozumiałam, czemu dosięgnęło mnie tylko kilka kropel.
Malachi stał nade mną, opierając rękę o szafkę obok mojej głowy. Pochylał głowę w dół, a z jego włosów ściekała brudna woda.
Przyłożyłam dłonie do ust i zrobiłam wielkie oczy. Osłonił mnie. Zrobił to, żebym nie była mokra, a sam był mokry.
Nie spojrzał na mnie, kiedy odchodził, a ja nic nie powiedziałam. Zachowałam się jak kretynka i nic nie powiedziałam. Nie poszłam za nim, nie usłyszał ode mnie głupiego dziękuję.
Tym razem byłam wściekła na siebie.
* * *
— Woah, spokojnie! — zgromiła mnie Mallory, kiedy wypiłam trzeciego szota z rzędu. Ledwo ją słyszałam przez muzykę, ale doskonale wiedziałam, co powiedziała.
— Kretyn.
— O kim ty mówisz? O Nilesie? To jest powszechna wiedza, nie martw się.
Mówiłam o Kai'u. Jak mógł tak po prostu rzucić się i przyjąć na siebie wiadro pomyji? Jak miałam się na niego wściekać, kiedy się tak zachowywał? Dobijało mnie to. Dobijało mnie to, że byłam na imprezie, na której nie chciałam być. I że byłam pijana.
Mallory też nie była trzeźwa, ale ona dużo tańczyła w przeciwieństwie do mnie. Nawet teraz Leyton wyciągnął ją na parkiet. Też mi się zdarzyło zatańczyć z nim kilka razy, ale myślałam, że nie wyjdę z tego cało. Tak bardzo szarpał moimi rękami.
Wsunęłam palce we włosy i westchnęłam ciężko. Alkohol nie pomagał wcale w rozproszeniu wszystkich myśli, jakie kotłowały mi się w głowie. Musiałam zrobić coś głupiego.
Coś tak głupiego, co sprawiłoby, że będę obwiniać siebie. Że skupię się na tym, jak bardzo to ja spieprzyłam. Coś absurdalnie głupiego.
— Hezi poprosił, żebym kontrolował ilość spożytego przez ciebie alkoholu.
— Od kiedy bawisz się w niańkę? — spojrzałam na Ezrę i wypiłam kolejnego szota. Ezra zabrał mi ostatni kieliszek i wypił go za mnie.
— Nie mam zamiaru się bawić w niańkę. Hezi mnie o to poprosił, a ja powiedziałem, że rzucę okiem. — puścił do mnie oczko i się pochylił, żebym lepiej go słyszała.
— Dlatego ukradłeś mi kieliszek?
— To najbliższa forma kontaktu z twoimi ustami.
— O Boże — wywróciłam oczami i zgarnęłam z innej tacki kieliszek, żeby wypić jego zawartość.
Coś głupiego.
Rozbrzmiało mi w głowie, a później spojrzałam mu w oczy.
Ezra złapał za nogę krzesła, na którym siedziałam i razem z nim, przysunął mnie do siebie. Pochylił się do mnie, ale zatrzymał tuż przy moich wargach.
Walić to.
Złapałam dłonią jego kark i wtedy Ezra mnie pocałował. To był gorący pocałunek, smakujący malinową wódką. I taki, od którego mogą zmięknąć kolana. Ja jednak pozwoliłam mu się pocałować z innego powodu.
— Callie!
Odsunęliśmy się od siebie i spojrzeliśmy na Mallory, która zbierała szczękę z podłogi. W dodatku w ręce trzymała jakąś kopertę. Dopiero później zauważyłam, że drzwi Czerwonego Klonu się zamykają, a osobą, która przez nie wychodziła, był Kai.
Mallory zmierzyła Ezrę wzrokiem, a mnie złapała za nadgarstek i pociągnęła na zewnątrz. Była wkurzona.
— Oszalałaś?
— To impreza. Ludzie się bawią, to tylko zabawa.
— I z wszystkich jej uczestników musiałaś wybrać Ezrę? Poważnie? Callie, czy ty straciłaś rozum? Kai to widział!
— A to moja wina? Przecież miało go tu nie być. — założyłam ręce na krzyż.
— Przyszedł dla ciebie! Żeby dać ci to! — wepchnęła mi kopertę.
— Co to niby jest?
— Mnie się pytasz? Wytrzeźwiej trochę i sprawdź, na litość boską.
Wcisnęłam kopertę do torebki, a później prychnęłam i wróciłam do środka, żeby zabrać kurtkę.
Zrobiłam coś głupiego? Zrobiłam. Mogłam się obwiniać? Mogłam. Byłam zbyt pijana, żeby pojąć, że Kai był tego świadkiem? Owszem.
Wracając do domu rzeczywiście zaczynałam trzeźwieć, a co najgorsze pluć sobie w brodę za to, co zrobiłam. W domu wyjęłam kopertę z torebki i kiedy dotarłam do swojego pokoju, usiadłam przy biurku.
To był pieprzony list.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro