Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

34. Do Malachi

Szłam za Ezrą niepewnie. My się wręcz wymknęliśmy tylnymi drzwiami, żeby nikt nas nie zauważył. Tylko dlaczego w ogóle się na to zgodziłam? To był Ezra. Czerwona flaga. A ja byłam zbyt uparta, żeby nie pójść w jej kierunku.

Moje zdumienie osiągnęło wyższy level, kiedy okazało się, że Ezra prowadzi mnie do ich domu.

Czy to był odpowiedni czas na ucieczkę? Powinnam zacząć krzyczeć? Nie, i tak nikt by mnie nie usłyszał. 

— Powiesz mi, o co chodzi?

— Nie bardzo wiem, jak to ubrać w słowa. — powiedział, wchodząc na schody. Zaczęłam się bać. O co mogło chodzić? W mojej głowie naprawdę pojawiało się wiele rzeczy po tym, co ostatnio przeżyłam.

Ezra otworzył drzwi do pokoju, ale nie swojego. To był pokój Kai'a. Zaczekał aż wejdę, a później klęknął na podłodze przy łóżku i wysunął spod niego jakieś pudełko.

— Nie sądzę, że powinieneś tak naruszać jego prywatność.... — Ezra spojrzał na mnie, wstał i podał mi pudełko.

— Myślę, że to należy do ciebie.

— Co? — kompletnie zgłupiałam. Dlaczego Kai miałby chować pod łóżkiem coś mojego? I co to niby mogło być?

Uchyliłam wieko pudełka delikatnie, w pierwszej chwili kompletnie nie rozpoznając zwartości. Później jednak zrzuciłam przykrywkę całkowicie, żeby pojąć, co Ezra miał na myśli.

To były moje listy. Moje listy donikąd.

Cała masa tych listów. Na różnych kartkach, pisanych różnym kolorem atramentu. Niektóre całkowicie nieczytelne, inne wyschnięte i łatwe do odczytania.

Serce waliło mi tak mocno, jakbym dostała liścia w twarz. Spojrzała w oczy Ezry, szukając odpowiedzi.

— Kilka dni temu przypadkiem widziałem, jak wysypały mu się z pudełka, a kiedy chciałem pomóc, pospiesznie je pozbierał i schował. Zauważyłem jednak na jednym z listów twoje pismo. Jest charakterystyczne. Przez chwilę myślałem, że piszesz te listy do niego  ale później... przepraszam, Callie. Nie powinienem tego robić, ale przeczytałem kilka i dotarło do mnie, że one nigdy nie powinny się znaleźć w jego rękach.

Nie mogłam w to uwierzyć. Chłopak, który przed chwilą prawie mnie pocałował, czytał moje listy. Nie tylko je czytał, on je zbierał.

Nie miałam pojęcia, co powiedzieć Ezrze. Byłam wściekła. Byłam taka wściekła i zawiedziona.

— To chyba jakiś żart... — trzymałam kilka listów w dłoni i nie mogłam tego pojąć.

— Przykro mi, Callie.

— Dlaczego? To nie ty je zbierałeś.

— Przykro mi, że spotkało cię tyle trudnych rzeczy w ostatnim czasie.

Ja głupia myślałam, że to będzie w końcu fajne, spokojne święto dziękczynienia. Jak bardzo się pomyliłam. Tak bardzo się pomyliłam. Po moim policzku spłynęła łza, którą szybko otarłam.

Ezra spojrzał mi ponad ramię, więc się odwróciłam. Malachi. Był przerażony, ale i zdenerwowany. Spojrzał mi szybko w oczy, zanim zwrócił się do brata.

— Wyjdź.

Nigdy nie słyszałam jego głosu w tak zimnym tonie. Jednak nie to było teraz ważne. Ezra skinął głową i zostawił nas samych, zamykając także za sobą drzwi.

Kai podszedł do mnie, ale cofnęłam się i rzuciłam pudełko pod jego nogi.

— Jak mi to wyjaśnisz?

— Callie...

— Jak. Mi. To. Wyjaśnisz? — wycedziłam, wskazując dłonią listy. — Dobrze się bawiłeś, czytając je wszystkie? Udając speca od mojej głowy? Oh, teraz już wiem, dlaczego tak świetnie mnie rozumiałeś. Przecież miałeś wszystko podane na tacy.

— Nie, nigdy się dobrze nie bawiłem, czytając je. Proszę, uspokój się. Kiedy wyłowiłem pierwszy z nich, nie znałem cię. Nie miałem pojęcia, kto go napisał. — uniósł dłonie asekuracyjnie.

— Nie trudno się było domyślić, do kogo należą. — powiedziałam chłodno.

— Później, owszem. — przeczesał włosy palcami, dosyć brutalnie. — Przepraszam, Callie. Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie.

— Ufałam ci. Zaufałam ci bardziej, niż powinnam. Powiedziałam ci o tych listach. Powiedziałam ci o nich, a ty udawałeś, że o niczym nie wiesz. Jak mogłeś kłamać, patrząc mi prosto w oczy?

— Nie wiem, Callie, nie wiem! — zbliżył się o krok, depcząc po tych listach. — Chciałem cię lepiej zrozumieć, pomóc ci.

— Chciałeś mnie lepiej zrozumieć? Zamiast czytać moje listy, powinieneś starać się zrozumieć mnie, rozmawiając ze mną.

— Już ustaliliśmy się, że jesteś kiepska, jeżeli chodzi o rozmowy. — zabolały mnie jego słowa tak bardzo, że znów uwolniłam łzy. Nawet, jeżeli miał rację.

— Aha, czyli to moja wina, że zacząłeś zbierać listy i je czytać? Przepraszam bardzo, sam przyznałeś, że nie znałeś mnie, kiedy wyłowiłeś pierwsze z nich. Jak bardzo trzeba być spaczonym, żeby w ogóle wyławiać z rzeki jakieś papierki?! — wrzasnęłam, mając dosyć tego, że wina znów była zwalana na mnie.

— Nie powiedziałem czegoś takiego. Nie dokładaj sobie. Postąpiłem źle, nie powinienem tego robić, wiem to. Naprawdę to wiem.

— Skoro jesteś tego świadomy, to dlaczego, do cholery, nadal to robiłeś? — łamał mi się głos.

Dlaczego z wszystkich ludzi na świecie, to musiał być Kai?

— Bo zaczęło mi na tobie zależeć! Bardziej, niż bym chciał i bardziej, niż myślałem! Nie sądziłem, że to zajdzie tak daleko, a później nie mogłem już... Callie, proszę cię. Wybacz mi. Przepraszam, przepraszam cię.

Poczułam się tak, jakbym tonęła. Jego oczy były do tej pory dla mnie bezpieczną wodą, teraz jednak wiedziałam, że każda woda jest zdradliwa. I byłam najwyraźniej ślepa, bo ta okazała się mętna.

Jeszcze bardziej bolał mnie fakt, że Ezra miał przez cały czas rację. Miałam ochotę zacząć się śmiać. Histerycznie. Nie zrobiłam tego jednak.

Wyminęłam Kai'a bez słowa i wróciłam do domu. Miał w sobie na tyle przyzwoitości, aby za mną nie iść.


* * *


Drogi Malachi,

Skoro tak bardzo lubisz czytać moje listy, uznałam, że napiszę Ci jeden specjalny. Tylko dla Ciebie, nawet nie będziesz musiał go wyławiać z rzeki.

Tym, co zrobiłeś, przekreśliłeś wszystko. Miałeś szansę mi o tym powiedzieć już dawno, nie zrobiłeś tego. Prosiłeś mnie o wybaczenie, z pewnych względów jestem w stanie zrozumieć Twoje działania. I jestem w stanie Ci wybaczyć, jednak nigdy nie zapomnę.

Nie chcę kwasów w grupie. Proszę Cię tylko o to, żebyś dał mi spokój. Nigdy więcej nie przeczytasz moich listów.

To był ostatni.

Calliope Lovett.

* * *

Poczekałam, aż atrament wyschnie, a później starannie złożyłam kartkę i włożyłam ją w kopertę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro