Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

33. Do nikogo

Gapiłam się w lusterko, nerwowo obgryzając skórki przy paznokciach. Czy przesadziłam? Tylko tę myśl miałam w głowie. W pewnej chwili chciałam sięgnąć do swoich włosów i odpiąć z nich bordową kokardę, ale zatrzymał mnie głos mamy.

— Callie, ale ślicznie wyglądasz. — niosła coś w koszu, pewnie suche pranie. Uśmiechnęłam się do niej niezręcznie. Kokarda to był pomysł Mallory, miała przyjść w takiej samej, tylko w zielonym kolorze. Obie miałyśmy również sukienki pod kolor.

Mama też ubrała sukienkę, czerwoną sweterkową. Po ostatnich wydarzeniach rozmowy z nią były dosyć dziwne, jak i z tatą. Wierzyłam jednak, że z czasem wrócimy do normalności.

Tylko czy byłam w stanie do niej wrócić ze świadomością, że przy stole mogłaby siedzieć dzisiaj moja...

— O! Agatha już chyba jest!

Podniosłam się wraz z okrzykiem mamy i zeszłam na dół, żeby przywitać moją przyjaciółkę. Mallory uśmiechnęła się szeroko na mój widok i mnie przytuliła, szepcząc na ucho, że ślicznie wyglądam. Później powitałam Agathę, która trzymała się jedną ręką za brzuch, a drugą za dół pleców. Tata Mallory pomagał jej przejść do jadalni, a ja i Mall poszłyśmy za nimi, niosąc chelbek kukurydziany.

Kiedy tam weszliśmy, mimo kontuzji Heziego, rozkładał na stole właśnie sztućce. Zemdliło mnie na ilość krzeseł przy nim. Nigdy nie spędzaliśmy święta dziękczynienia w tak dużym gronie. Później jednak się uśmiechnęłam, bo Hezekiah włożył koszulę.

Podniósł na nas głowę i uśmiechnął się czarująco, machając dyskretnie do Mallory, ale ona zwyczajnie się przywitała. Zaśmiałam się pod nosem, mrugając do brata. Wyglądało na to, że moja przyjaciółka była bardzo niedomyślna.

— Callie, idź przygotuj kieliszki na wino, proszę. — mama położyła mi dłonie na ramionach, a ja skinęłam głową i poszłam do kuchni.

Moje zdolności matematyczne chwilowo złapały zawiechę, kiedy liczyłam, ile tych kieliszków powinno być. Agahta nie mogła pić, ale może chciała pić wodę z takiego kieliszka? Westchnęłam i zaczęłam polerować tyle, ile stało na tacy.

Wtedy usłyszałam również dzwonek i wiedziałam, że to Mandeville'owie.

Oddychaj, Callie. Raz, dwa i trzy. Raz, dwa i trzy.

W jadalni rozległy się śmiechy, od razu rozpoznałam ten najmilszy dla ucha należący do Jasemine. Skończyłam polerować kieliszki, ale nie mogłam się zmusić, żeby tam pójść. Co, jeśli upuszczę tacę na widok Kai'a w koszuli?

Wzięłam głęboki oddech, podniosłam tacę, uśmiechnęłam się i weszłam do jadalni jak gdyby nigdy nic.

— Callie! — Jasemine przywitała mnie uściskiem, kiedy odłożyłam tacę na stół. Oliver uśmiechnął się do mnie, a później przedostałam się do dalszej części stołu. Tej młodzieżowej.

Leyton mnie przytulił, Ezra pocałował w policzek, a Malachi szepnął do mnie cześć i usiadł na swoim miejscu.

Czyli naprzeciwko mnie.

Po mojej prawej stronie usiadł Hezekiah, a po prawej Mallory. Leyton coś jej opowiadał nad stołem, a Ezra pochylał się do mojego brata, rozmawiając o koszykówce.

Zerknęłam w bok na indyka, którego mój ojciec właśnie kroił. Zaczęłam w myślach przeklinać Kai'a za to, że nie nałożył na swoją koszulę swetra, tak jak Leyton.

Rozmowy się toczyły, jedzenie było spożywane, ale jakoś nie potrafiłam się włączyć w to, o czym mówiono.

— Jesteś dzisiaj strasznie cicha. — nachylił się do mnie Hezi, a ja odpowiedziałam równie cicho.

— Nie mam nic do powiedzenia.

— Wszystko w porządku?

— Tak sądzę. — spojrzałam mu w oczy, żeby go uspokoić. Miał już dosyć na głowie, chociaż udawał, że nie przejmuje się swoją nogą. Nie chciałam dokładać mu zmartwień, skork naprawdę nic się nie działo. To był po prostu dziwny dzień.

Może wstałam lewą nogą?

Poczułam delikatne kopnięcie w stopę i spojrzałam pod obrus, a później na Kai'a. Obrysował palcem swoje usta, wykrzywiając je w uśmiechu, żebym zrobiła to samo. Zaśmiałam się cicho i spełniłam jego prośbę.

— Jak przesadzisz, będziesz spał na kanapie.

— Na szczęście nasza kanapa jest wygodna.

Usłyszałam moich rodziców i mnie to rozbawiło. Mama mówiła o winie, a tata puścił do niej oczko.

— Dobra, czas na separację — Jasemine klasnęła w dłonie i wstała. — Dzieci pozmywają, a dorośli pójdą do salonu. Hezi jest zwolniony z tego obowiązku.

Leyton jęknął długo, ale posłusznie zaczął zbierać naczynia. Wszyscy byli wdzięczni Jasemine za tę interwencję, bo umówmy się. Siedzenie z rodzicami do końca wieczoru byłoby katorgą.

Hezekiah przyniósł koszyczek i zaczął zbierać sztućce, najwyraźniej nie zamierzał rezygnować z pomocy. Leyton po kolei wynosił cięższe rzeczy. Ezra zajął się szklankami, a Mallory talerzami. Malachi zbierał kieliszki i kiedy za mną przeszedł, zatrzymał się na chwilę.

— Pięknie wyglądasz.

Jego ciepły oddech owiał mój kark, ale nie ruszyłam się z miejsca. Kai przeszedł dalej, a ja musiałam się ogarnąć, żeby przypadkiem moja twarz nie zlała się z kolorem sukienki.

Ezra spojrzał w moją stronę, ale kiedy to zauważyłam, szybko odwrócił wzrok.

Wkrótce stół był już czysty, a później posiedzieliśmy wszyscy razem i pogadaliśmy o głupotach.


* * *

Mallory zbierała się już do domu, bo Agatha była zmęczona. Było mi przykro z tego powodu, ale nie miałyśmy na to wpływu. Leyton ubłagał Jasemine, żeby pozwoliła mu pójść pograć na konsoli, więc też się ulotnił. Nie wiedząc, co ze sobą zrobić, poszłam umyć te naczynia, które musiały się odmoczyć.

Podwinęłam rękawy sukienki i westchnęłam, biorąc się do roboty. Nie było tak źle. Przeżyłam święto dziękczynienia bez dziwnych akcji i bez kłótni. Sukces osiągnięty.

— Pomóc ci?

— Nie trzeba. — uśmiechnęłam się. To był Kai. — To tylko brytfanna.

— Może masz za mało siły, żeby zedrzeć z niej tłuszcz. — uniósł brew, patrząc na to, co robię.

— To nie tłuszcz. To spalenizna. Mój tata nie potrafi w pieczenie indyka.

— A tam, nie był taki zły. — Kai podwinął rękawy koszuli i stanął za mną, a później wsunął ręce pod moimi pachami i przejął rolę szorowania. Zamrugałam zdumiona. — Prawie jak na garncarstwie.

Wyjęłam swoje dłonie z wody i oparłam je o brzeg zlewu, patrząc z niedowierzaniem, jak Malachi myje brytfannę zza moich pleców.

Stanął bliżej i oparł brodę na moim ramieniu. Jego włosy muskały moją skórę, a ciepło jego ciała przebijało się przez tkaninę sukienki.

— Widzisz, mi lepiej poszło.

Rzeczywiście, brytfanna była czysta. Tylko dlaczego Kai zrobił to w taki sposób? Obok byli nasi rodzice i nasze rodzeństwo. Co prawda dzieliła nas jadalnia i korytarz i nikt nas nie widział, ale wciąż. Czy on oszalał?

Odwróciłam głowę w jego stronę, patrząc na niego w niezrozumieniu i na twarzy miałam wymalowany pewnie szok, bo się roześmiał.

— Zwariowałeś?

— Może.

Musiałam zignorować fakt, że genialnie pachniał. I że przeniósł spojrzenie na moje usta. I to, że pomyślałam o pocałunku.

Magiczny czar prysł, kiedy oboje usłyszeliśmy głos Ezry.

— Mama cię woła, Kai.

— Doprawdy? — Kai odsunął się ode mnie powoli, a ja nerwowo poprawiłam włosy. Ezra stał oparty o framugę drzwi.

— Tak. — Ezra mówił chyba szczerze, bo Kai westchnął i poszedł. Zmierzyli się wzrokiem, kiedy go mijał.

Żeby nie wyglądać jak kompletna idiotka, opłukałam brytfannę i wyłożyłam ją na ścierkę, żeby obciekła.

Dlaczego czułam się tak, jakby przyłapano mnie na czymś złym? Przecież nie zrobiłam nic złego.

— Mam nadzieję, że niczego nie przerwałem.

— Nie, coś ty. — przełknęłam ślinę. Moje wargi zrobiły się strasznie suche.

— To dobrze, bo muszę ci coś powiedzieć.

Spojrzałam na niego ze znakami zapytania w oczach.

— A raczej pokazać.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro