Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

29. Do Kai'a

Obudziłam się późno, mimo tego, że nie miałam czego odsypiać. Bolała mnie głowa i cholernie chciało mi się pić, ale nie miałam prawa mieć kaca. Normalnie tego nie robię, ale musiałam sprawdzić, czy wszyscy żyją, więc dopadłam się do telefonu i sprawdziłam wszystkie wiadomości na grupowym czacie po kolei. Odetchnęłam z ulgą widząc, że każdy był w domu mniej więcej w tych samych godzinach. Kai również.

Później zerwałam się na równe nogi i wyszłam z pokoju.

— Hez? - zajrzałam do niego. — Hez! — w panice zbiegłam na dół. — Hezekiah!

— Woah, co się stało? — wyłonił się zza ściany kuchni. Wypuściłam powietrze z płuc i czule go objęłam.

— Przepraszam. Byłam idiotką. Egoistyczną idiotką i myślałam tylko o swoich uczuciach, mając gdzieś twoje. Przepraszam, wybacz. — Hezi odwzajemnił gest i pociągnął nosem. Poczułam się lekko, jakby wielki kamień spadł z mojego serca. On chyba też się tak poczuł, bo kurczowo zaciskał palce na moim ciele.

— Mam rozumieć, że się pogodziliście? — pytanie padło z ust mamy.

— Tak, chyba tak. — odparł mój brat, odsuwając się ode mnie. Musiałam otrzeć łzy, bo mimowolnie się uwolniły.

— To dobrze, bo popołudniu robimy grilla i fajnie by było, żebyście się dogadywali.

— Jakiego grilla? — rozmasowałam czoło. Tego nie było w planach, ale cóż. Moja matka zazwyczaj nie informowała o jakichkolwiek planach.

— A rozmawiałam wczoraj wieczorem z różnymi ludźmi, jak byliście na imprezie. Przyjdą Mandeville'owie, przyjdzie mama Calluma z Callumem i państwo Webster z Mallory — uśmiechnęła się promiennie. — Ogarnijcie się i pomóżcie. Hez ojcu, ty mi z mięsem i warzywami. — mama zniknęła w głębi domu, a ja wymieniłam spojrzenie z Hezim.

— Nie wiedziałem o tym, żeby nie było. — uniósł dłonie w geście obronnym.

— Nie sugeruję tego. Po prostu to dziwne. Myślisz, że reszta wie?

— Pewnie dowiedzą lub dowiedzieli się w podobny sposób. Zadzwonię do Calluma.

— A ja do Mal.

I jak się okazało, grillowanko było zupełnie spontanicznym pomysłem, na który po prostu wszyscy rodzice przystali.

Wzięłam się w garść i poszłam przygotować. Nie wiem tylko, dlaczego poświęciłam na to dużo więcej czasu i uwagi, niż zazwyczaj. Dlaczego tak bardzo zależało mi na tym, żeby dobrze wyglądać?

* * *


Rodzice witali się z Mallory, jej tatą i Agathą, kiedy układałam na stole talerze. Widziałam też w oddali Calluma z mamą i wychodzącycg z domu Mandeville'ów. Tylko bez Kai'a. Może miał za chwilę dołączyć?

Hezekiah z hukiem postawił dzbanek z herbatą, więc na niego spojrzałam. Fakt, że wyglądał irytująco dobrze w białym, grubym golfie mnie przytłaczał. Nie musiał robić nic ze sobą, on tylko zakładał ciuchy i przypominał gościa z okładki magazynu. To nie było sprawiedliwe. Uśmiechnął się czarująco do gości, na co wywróciłam oczami.

— Co tu się odwala? — szepnęła Mall, nachylając się do mnie. W rękach trzymała szarlotkę.

— Pojęcia nie mam. — Jasemine mrugnęła do mnie, a później zza jej pleców wyleciał Leyton i natychmiast do nas podbiegł.

— Będę się obżerał burgerami.

— Niezwykle istotna informacja. — Mallory odłożyła ciasto na stół i poprawiła okulary. Wyglądała uroczo w ogrodniczkach założonych na brązowy sweter. W ogóle wszyscy wyglądali uroczo.

Ezra obok szarlotki umieścił czerwone wino z kokardką na szyjce, także wiedziałam, że dorośli będą się zakrapiać (poza Agathą). Kai'a jednak nadal nie było widać.

— Co ty taka wystrojona? — pytanie Calluma zbiło mnie z tropu. Nie byłam wystrojona. Miałam na sobie beżowy sweter-sukienkę i botki.

— Worek na śmieci nazywasz wystrojeniem się? — zadrwił mój brat. Pokazałam mu środkowy palec.

— Nie wszyscy urodzili się z twarzą supermodela. — mruknęłam. Położył dłoń na lewej piersi i pokłonił się delikatnie, szepcząc dziękuję.

— Między wami jest już okay? — zagadnęła Mallory z nadzieją.

— Tak. — odpowiedzieliśmy równocześnie.

— Całe szczęście. Ty jesteś moją przyjaciółką, a ciebie bardzo lubię, więc była to niefajna sytuacja.

— O jakim bardzo mówisz w kontekście lubienia mnie? — Hezekiah pochylił się nad stołem.

— Jak kumpla, Hez. Jak kumpla. — zaczęłam się śmiać wraz z Leytonem, a Callum poklepał Heziego po plecach. Mój brat otarł niewidzialną łzę, a później każdy zajął swoje miejsce, bo moja mama o to poprosiła.

— Jak wiecie, moje dzieci przechodziły ostatnio bardzo ciężkie chwile. Chciałam im to wynagrodzić, stąd to spotkanie. Żebyście mogli spędzić miło czas z najważniejszymi dla was osobami.

Rozczuliło mnie to. Naprawdę się prawie rozkleiłam. Było to kochane i rzeczywiście miłe.

— Oj, nie wiem czy będzie tak miło, jeżeli odejdą mi wody. — rzuciła Agatha, śmiejąc się. I w ogóle jakoś wszyscy się śmiali.

* * *

Jasemine dopadła mnie w kuchni, kiedy zmywałam naczynia po daniach głównych i masie burgerów Leytona. Położyła dłoń na moim ramieniu i ścisnęła, a później oparła się biodrem o kuchenny blat.

— Kai przeprasza, że nie przyszedł, ale powiedziałam mu, że nie musi. Chyba wiesz, dlaczego.

— Tak — oblizałam usta. — Wszystko z nim w porządku?

— Powie, że tak, ale czuję, że nie. Mocno to przeżywa i martwi mnie fakt, że się izoluje. Kiedy wczoraj wrócił, był strasznie przygnębiony. Zapytałam, jak było i jedyne, co usłyszałam, to że znośnie. Wiem, że to dzięki tobie było znośnie.

— Jest w domu? — Jasemine skinęła głową, a na jej twarzy pojawiła się chyba ulga. Malachi służył mi pomocą tyle razy. Po prostu chciałam mu się odwdzięczyć i przynajmniej spróbować podnieść na duchu.

— Drzwi są otwarte.

Ja w życiu nie zostawiłabym otwartego domu, ale nie mnie oceniać Jasemine i jej zwyczaje. Może po prostu ufała naszej okolicy? Nie wiem, ale byłam już w drodze do Kai'a. Trochę dziwnie było opuszczać spotkanie, którego było się gwiazdą, ale rodzice chyba zrozumieli, bo oboje posłali mi uśmiech.

Podejrzewałam, że chłopak jest w swoim pokoju, dlatego od razu się tam skierowałam. Zastukałam w drzwi i zaczekałam, jednak nie było reakcji.

— Kai? — zastukałam ponownie. Cisza. Odważyłam się nadusić na klamkę i wejść. Leżał na łóżku, patrząc w sufit, a na uszach miał słuchawki. Chyba nawet nie zorientował się, że weszłam. Ostrożnie zbliżyłam się do niego i usiadłam na skraju łóżka. Skierował swój wzrok na mnie i dopiero wtedy ściągnął słuchawki. Wydobywała się z nich znana mi melodia, jednak nie byłam w stanie przypomnieć sobie, co to za piosenka.

— Hej. Wybacz, że się tak wprosiłam. — mówiłam cicho. Nie odpowiedział, a ból w jego oczach rozrywał mi serce. Nie znałam go długo, ale po raz pierwszy widziałam w takim stanie.

Po prostu patrzył i miałam wrażenie, że zaraz rozpadnie się na moich oczach.

— Jest coś, co mogłabym zrobić, żebyś poczuł się lepiej? — wzruszył ramionami. — Nie wiesz, okay. — ściągnęłam buty. — Więc po prostu z tobą pobędę, w porządku? — mruknął jakieś ciche mhm. — Muszę przyznać, że dziwnie mi się obcuje z milczącym Kai'em, ale chyba sobie poradzę. — zaśmiałam się.

Malachi przeczesał włosy i przełknął głośno ślinę, a później wyłączył muzykę i pociągnął nosem. Podniósł się do pozycji siedzącej i oparł głowę o ścianę.

— Chciałbym po prostu... żeby ktoś, żebyś... — westchnął. — Nie chcę cię zmuszać do czegoś, co wychodzi poza twój komfort, Calliope.

Wiedziałam, co ma na myśli. W takich chwilach najbardziej pomagały mi rozmowy. Kai należał do osób, które potrzebowały fizyczności i doskonale to rozumiałam. Sama za tym tęskniłam i odczuwałam ulgę, kiedy mogłam jej doświadczyć.

— Na ogół jesteś inteligentny, ale teraz myślisz jak idiota. — uśmiechnęłam się i najzwyczajniej na świecie usiadłam obok niego. Najbliżej, jak tylko się dało. Objęłam ręką szyję chłopaka i położyłam sobie jego głowę na piersi, a później oparłam brodę na jego czarnych włosach. Malachi oplótł mnie w pasie ręką, żeby móc się wtulić. Odruchowo zaczęłam rysować szlaczki na jego skórze. Przerwałam jednak, przypominając sobie, że nie powinnam.

— Nie przestawaj, proszę.

Nabrałam dużo powietrza i zamknęłam oczy, a później spełniłam jego prośbę.

To nie było łatwe. Myślałam, że będzie, ale takie nie było. Natychmiast przypomniały mi się wszystkie dobre momenty z Brysonem. Wszystkie czułości, jakimi się obdarzaliśmy, a łzy cicho nakreśliły ślady na moich policzkach. Pojawiały się obrazy i zaraz znikały, a ich miejsce zastąpiły te negatywne. Trochę tak, jakbym doświadczała jakiegoś katharsis.

I nie mam pojęcia, ile czasu tak trwaliśmy, ale Kai zasnął. Kiedy Jasemine wróciła do domu i do nas zajrzała, gestem nakazałam jej ciszę. Nie chciałam, żeby się budził, bo wiedziałam, że nie spał od kilku dni. Wyślizgnęłam się z jego objęć, zabrałam buty i na palcach wyszłam z pokoju z nadzieją, że śni mu się coś dobrego.

* * *

Drogi Kai'u,

Powiedziałam Ezrze, że zawsze będziesz jedynie przyjacielem. Obawiam się, że chyba się okłamałam. Zaczynam przy Tobie czuć to, co czułam niegdyś przy Brysonie. Tylko mocniej, lepiej. Jesteś lepszą osobą do lokowania uczuć. Nie wiem tylko, czy chcę.

Boję się złamanego serca.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro