Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

19. Do ojca

Drogi ojcze,

Czasami miłość nie wystarczy. Nie wiem, czy będę w stanie Ci to wybaczyć.

Ciągle miałam w głowie słowa listu, który puściłam nurtem rzeki trzy dni temu. Snułam się jak cień szkolnymi korytarzami, a lekcje były tylko dodatkową udręką. Nie wysypiałam się, noce były koszmarne. Nie rozmawiałam z tatą. Przychodził do domu i z niego wychodził, jakby był hotelem. Widziałam, że mamie jest przykro, bo wciąż go kochała. Nie potrafiłam jej jednak pomóc, a ona nie potrafiła pomóc mnie.

W tym wszystkim ucierpiał też Hezekiah, który z tatą miał świetny kontakt. Runął z dnia na dzień.

Odbiłam kartę biblioteczną i powlokłam się na swoje stałe miejsce z książką, którą czytałam przynamiej raz w roku. Wszystkie Jasne Miejsca Jennifer Niven były pozycją obowiązkową na mojej liście w każdym roku.

Nie zdziwił mnie widok Kai'a, który siedział na jednym z foteli z zamkniętymi oczami. Słuchał muzyki, co poznałam po czarnym kablu wychodzącym spod brązowej kamizelki.

W ciszy usiadłam obok i kontynuowałam lekturę. Kai zorientował się, że ma towarzystwo dopiero po jakichś dziesięciu minutach.

- Poruszasz się bezszelestnie, czy przesadziłem z głośnością?

- Nie znam odpowiedzi na to pytanie - nie odrywałam wzroku od kartek.

- Co się stało? - spojrzałam na niego niepewnie. Marszczył czoło, jakby analizował każdy mój drobny gest.

- Nie wyspałam się. - wzruszyłam ramionami i wróciłam do czytania.

- Ponieważ ludzie lubią, kiedy się udaje. Tak jest dla nich lepiej - westchnął, a ja znów na niego spojrzałam. - Tyle, że ja nie.

- Cytujesz książkę, którą czytam? - zamrugałam z niedowierzaniem. Może i pewną nutą podziwu?

- Finch to genialna postać - odparł wymijająco. - Więc, Callie? Zwierzysz mi się?

- Po co mam to robić? Nie naprawisz mojego życia, Kai. Nie jestem cholernym zepsutym rowerem, który można łatwo zreperować.

- W którym miejscu powiedziałam, że chcę cię naprawiać? - nachylił się do mnie. - Kto tak w ogóle mówi o drugiej osobie?

- W takim razie nie ma sensu, abym się uzewnętrzniała. To mi nie pomoże. - sarknęłam. Kai wywrócił oczami ostentacyjnie.

- Mylisz się. Poza tym, robisz to w swoich wierszach. Czy przyjaciel nie jest od tego, żeby wysłuchać twoich trosk i spróbować pocieszyć?

- Dlaczego tak uparcie myślisz, że coś się stało? - zmrużyłam oczy. - Ty wiesz.

Dotarło do mnie, że Hezekiah musiał się wygadać. Nie był taki, jak ja. Nie powiem, zirytowałam się trochę, że bez mojej zgody Hezi wszystko wypaplał, chociaż tego nie byłam taka pewna, czy na pewno wszystko.

- Po co więc pytasz, skoro wiesz? - zapytałam z wyrzutem i podniosłam się z fotela. Odechciało mi się jego towarzystwa.

- Zaczekaj - krzyknął szeptem, jeżeli mogę to tak nazwać. - Nie wiem wszystkiego. Chciałem, żebyś ty mi to powiedziała.

Wszystko, czym się broniłam, nie miało sensu, kiedy patrzyłam w jego oczy. Normalnie wydawały się tak chłodne, a ja czułam, że wypływa z nich ciepło.

- Biblioteka nie jest dobrym miejscem na tę rozmowę - przymknęłam oczy. - Jeżeli nie wyleci ci z głowy pomysł męczenia mnie, spotkamy się wieczorem. Ja i tak pójdę nad rzekę, a ty pewnie biegać.

Położył dłoń na lewej piersi i lekko się pokłonił.

- Callie, szukałam cię! - Mallory szła szybkim krokiem, kręcąc głową. - Następnym razem mnie uprzedź, że zmieniasz plany na tajne schadzki z Kai'em.

- To nie jest...

- Przepraszam, to moja wina - odezwał się. - Nie mogłem się powstrzymać. - puścił jej oczko i nas zostawił, a ona uniosła brwi i spojrzała na mnie, jak na idiotkę.

- On żartował.

- Jasne - prychnęła. - Musisz coś wiedzieć. Hezi się wygadał chłopakom.

- Wiem. Kai zdążył mi to pokazać - zrobiłam krzywą minę. - Zgodziłam się mu wyjaśnić, o co dokładnie chodzi, ale to wieczorem.

- Jest coś jeszcze - podrapała się po nosie. - Ezra o ciebie wypytywał. I to tak konkretnie.




* * *




Zerkałam z Mallory na siebie nieustannie, kiedy wracałyśmy ze szkoły, bo przed nami na deskorolce jechał Leyton. Chciałyśmy go podpytać o Ezrę, ale żadna z nas nie wiedziała, jak to ugryźć.

Żółte liście spadały z drzew i świetnie komponowały się z jego zieloną czapką, a kiedy zeskoczył z ławki, jakieś młodsze dziewczyny wydały z siebie odgłosy zachwytów. Leyton posłał im szeroki uśmiech i kontynuował popisy, a ja zaciskałam palce w pięści i ciągle je prostowałam.

- Leyton - zawołała Mallory. Rzuciłam jej spanikowane spojrzenie.

- Tak? - zeskoczył z deski i podał ją sobie nogą, tak jak zawsze. Musztardowa bluza podbijała jego kolor oczów. Jak tak go analizowałam, wcale nie odstawał od swoich braci pod względem atrakcyjności.

- To może ci się wydać dziwne, ale czy nie... - dźgnęłam ją łokciem, jednak nic sobie z tego nie zrobiła - słyszałeś może jakiejś rozmowy Ezry na temat Callie? - wyszczerzyła.

Uniósł brew i skierował wzrok na mnie.

- W tym domu mówi się o tobie przez cały czas - przyznał ze śmiechem. - Pytasz, czy podobasz się mojemu bratu?

- Nie, nie to...

- Tak. Właśnie to chcemy wiedzieć i liczymy na twoją dyskrecję. - Mallory założyła ręce na krzyż, a ja miałam ochotę zapaść się pod ziemię.

- Szczerze, nie mam pojęcia - wydął usta. - Ezra ze mną nie rozmawia o swoich miłostkach, ale jest prosty sposób, żeby to sprawdzić.

- Zaintrygowałeś mnie. Mów. - zachęciłam go.

- Powiem, że zamierzam do ciebie startować. Żeby było wiarygodniej, zrobię to przy Hezekiahu, wtedy zobaczymy, co powie Ezra.

- Nie myślisz, że będzie się chciała wycofać, kiedy to usłyszy? - zapytała Mal.

- Nie. Ezra jest tym dobrze wychowanym chłopakiem, ale jeżeli chodzi o dziewczyny... potrafi być zaborczy. To tylko ja - wzruszył ramionami. - Gdyby to Kai miał to zrobić, wyszłoby z tego niezłe szambo.

- Dlaczego? - zdziwiłam się.

- Bo to nie byłby pierwszy raz, kiedy zainteresowaliby się tą samą dziewczyną.

Spojrzałam na siebie z Mallory.

- Nie mówisz chyba o Suzie...

- Nie, Callie. Suzie akurat nie była takim przypadkiem - podrapał się po głowie i poprawił czapkę. - Miała na imię Ivy, chodziła ze mną do szkoły, ale była rok starsza. Udzielała mi korków z matmy i tak się poznali. Jak tylko zobaczyłem, jak obaj na nią patrzą, wiedziałem. Wiedziałem, że to będzie katastrofa.

- Możemy usiąść? Coś czuję, że to będzie ciekawe. - zaproponowała Mal, więc zajęłyśmy miejsca na ławce. Leyton ustawił się przed nami, żeby kontynuować opowieść, żywo przy tym gestykulując.

- Dowiedziałem się o tym zbyt późno, żeby ich uświadomić, co się dzieje. Ivy nie była święta, spotykała się z Ezrą, ale również z Kai'em. Oczywiście ukrywała to w tajemnicy. Nie potrafiła się zdecydować na jednego, więc chciała mieć obu. Kiedy się o tym dowiedzieli, Ezra był wściekły. Nie widział winy w Ivy, ale tylko w Kai'u. Chociaż on próbował rozwiązać to ugodowo. Finalnie się wycofał i zaczął umawiać z Suzie, ale historia i tak skończyła się źle. Kai naprawdę coś czuł do Ivy. Ezra zrezygnował z relacji z nią, jak Kai był już z Suzie.

- Nie mogę w to uwierzyć - parsknęła moja przyjaciółka. - Zrobił to specjalnie?

- Oficjalnie, nie. Chociaż ja uważam, że to było celowe. Od tej pory między nimi są spięcia, ale nie żyją jak pies z kotem. Tylko gęby na kłódkę, dziewczyny - uniósł w górę dwa palce, wskazujące. - Kocham was, ale jak się dowiedzą, że wam o tym powiedziałem, skończę w piwnicy i będę się musiał żywić obierkami z ziemniaków.

- Myślę, że Jasemine by na to nie pozwoliła, ale spokojnie - oblizałam usta. - Nikomu nie powiemy.

- Zgadza się. - potwierdziła Mallory.

Byłam przerażona. Nie chciałam między nimi mieszać i musiałam jak najszybciej dowiedzieć się, czy moje obawy są słuszne.

A to, co zrobił Ezra... Nie docierało to do mnie.





* * *




Patrzyłam tępo w wodę, słuchając lekko zdartego głosu Lewisa Capaldi, bo Bruises królowało ostatnio na mojej playliście. Wyjęłam słuchawki z uszu, kiedy zobaczyłam czarne buty obok siebie.

Podniosłam głowę na Kai'a w czarnym stroju do biegania. Wciąż głęboko oddychał, co widziałam w powietrzu. Był przecież chłodny wieczór.

Kiedy usiadł obok mnie, naciągnęłam na dłonie rękawy i pociągnęłam nosem. Nie ubrałam się odpowiednio i wiedziałam, że los mnie za to skarci, ale w tamtej chwili miałam to gdzieś.

- Mam wrażenie, że jestem niewolnikiem tej rzeki - odezwałam się cicho. - Zabrała mi osobę, którą kochałam całym sercem, a wciąż tutaj przychodzę i sobie o tym przypominam.

- Nie ma nic złego w pamiętaniu - odparł miękko, również patrząc w wodę. - Uważam, że nawet powinno się pamiętać.

- Prawda? - zaśmiałam się bez krzty wesołości. - Jednak ani jej matka, ani mój własny ojciec nie pamiętał o mnie, kiedy zginęła. - wyrwałam brutalnie źdźbło trawy i cisnęłam nim przed siebie.

Kai czekał, aż zacznę mówić dalej. Szanował moje milczenie, przez co z automatu porównałam do niego Brysona. On nie pozwalał mi mówić, zawsze miał swoje trzy grosze.

- Przez moją relację z Brysonem mam opory przed zwierzaniem się, dlatego tak... ciężko mi to idzie. Nigdy nie mogłam się do końca wyżalić, bo zawsze chodziło o niego. Niezależnie od tematu, jego problemy były ważniejsze.

- Callie, spójrz na mnie - poprosił, co uczyniłam. - W tym momencie chodzi tylko o ciebie. Zostaw Brysona, jest palantem. Skup się na sobie.

Skinęłam głową i odchrząknęłam, bo śliną zaczęła mi zalegać w gardle. To było dla mnie dziwne uczucie. Być w centrum.

- Chodzi o to, że... - splotłam ze sobą palce. - Że było mi naprawdę ciężko, kiedy Jane umarła. Byłam dzieckiem, nadal jestem. Nie otrzymałam wsparcia od nikogo, poza Hezekiahem i Mallory. Czasem Callumem, ale oni przecież też byli tylko dziećmi. - pociągnęłam nosem. - Mój ojciec i matka Jane mieli romans. Do niedawna myślałam, że trwał do jej śmierci.

- Trwał dłużej - westchnął ciężko.

- Mhm - wymamrotałam. - Tak bardzo boli mnie fakt, że oni mieli siebie, a mnie zostawili, że... oddech zaczyna mi ciążyć. Nie rozumiem jak mógł pocieszać ją, a własnej córce nie okazać słowa wsparcia. Ona też tego nie zrobiła, a teraz ma czelność mówić, że chce mnie zobaczyć na jesiennym balu. Nie chcę jej widzieć, Kai. Myślałam, że to mama jest tą złą, ale teraz już wszystko rozumiem. Dowiedziała się o romansie w dniu śmierci Jane, bo pewnie jej matka szukała ukojenia w ramionach mojego taty - otarłam łzy. - Mam ochotę wyć, to tak bardzo boli.

Kai podniósł się gwałtownie do pozycji stojącej i wyciągnął do mnie dłoń, którą pokrywała czarna rękawiczka bez palców.

- Chodź - patrzył mi w oczy.

- Dokąd? - jęknęłam żałośnie.

- Donikąd. - wzruszył ramionami, wykrzywiając usta w tajemniczym uśmiechu.

Złapałam jego dłoń.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro