V
znalazłam spokój w niewzruszonym niebie.
jego cicha, tkwiąca w bezruchu szarość
spowiła mrowie płaszczy i zmrużonych oczu,
wchłonęła wiatr
i zostawiła mnie samą, drobną,
nieznaczną wobec osnutych dymem budynków.
dzięki niej nie zlękłam się cienia,
który krążył wokół przystanku.
kolor wsiąkł w monochromię,
twój uśmiech rozbłysł we mgle.
stałeś na przejściu,
zastygły jak kwiat na płótnie.
ktoś był przy tobie – kto?
nie potrafię sobie przypomnieć.
pamiętam tylko jej śmiech –
donośny i wyrazisty.
minionej wiosny
dźwięczał mi w uszach o każdej porze.
znalazłam spokój w oczach twego cienia.
jego szczery, pełen radości uśmiech
zabarwił ściany domów i zszarzałe okna,
złagodził mróz
i zostawił mnie samą, drobną,
szczęśliwą wobec okrytych smutkiem budynków.
wtedy jeszcze nie rozumiałam,
że był darem dla mej przeszłości.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro