II
Patrząc Ci w oczy,
widzę więdnący kwiat,
czarno-biały jak stara fotografia.
Płatki opadły,
lecz liście wirują w powietrzu,
czekając, aż rozejdą się nasze drogi
i przestaniesz być aktorem w mej sztuce.
Choć pragnę, by ten dzień nigdy nie nadszedł,
czuję, jak jego spojrzenie
prześlizguje się po moim karku.
Nim zapomnę Twój uśmiech,
namaluję go kwiecistym słowem,
zachowam radość i utrwalę dzielone chwile —
wszystko po to, by pamiętać,
jaką rolę grałeś w przedstawieniu,
nim zdecydowałeś się zejść ze sceny.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro