Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 2: Life is brutal, babe

Zamykam oczy, żeby znów ujrzeć jego zielone spojrzenie. To niewiarygodne, że Jorge jest nawet w moich snach i nie obchodzi mnie to, że jest fikcyjny. Oczywiście wolę tego prawdziwego, ale nie pogardzę sobie tym drugim. W końcu to on pochodzi od tego oryginalnego, więc w jakiś sposób on naprawdę istnieje, mimo że widuję go tylko we śnie.

Chichoczę, gdy ponownie widzę moją wymyśloną krainę, moja głowa stworzyła już świat, gdzie mogłam być z Jorge, gdy on nawet mnie nie zauważał. Byłam tylko jego uczennicą, a teraz jestem żoną. Jednak Mechi miała rację, wszystko to, co mówiła o mnie i Jorge to faktycznie prawda.

Czuję ramiona owijające się o mnie, więc bardziej się wtulam, rozkoszując się snem. Jest mi wręcz wygodnie, a do mojego nosa dociera zapach, który znam na pamięć, tylko teraz nie mogę sobie przypomnieć do kogo należy.

Leżę na wpół śpiąca, marząc o moim nowym życiu. Ja, Jorge i mała fasolka. To takie nowe uczucie, gdy się wie, że w twoim organizmie rozwija się młody człowiek. Dziecko, które będzie oczkiem w głowie rodziców.

– Chyba powinienem się martwić, że zastaję moją żonę w łóżku z innym facetem. – Usłyszałam chichot mojego męża, który następnie złożył pocałunek na moim czole.

– Jorge? – spytałam. Ocknęłam się i przetarłam oczy. Obok siebie zobaczyłam Daniela, który musiał także usnąć, tak jak ja. – Co tutaj robisz?

– Mieszkam. Zapomniałaś?

– Nie wygłupiaj się. – Uderzyłam go w ramię. – Myślałam, że pojechałeś do sklepu.

– Przed chwilą wróciłem.

– Tak szybko? Ile ja musiałam spać?

– Kochanie, pół godziny mnie nie było – odpowiedział szatyn. – Zrobiłem zakupy i do tego kupiłem to, o co prosiłaś.

– Dziękuję – szepnęłam, a następnie złączyłam nasze usta w krótkim pocałunku.

– Obudzę Daniela – rzekł, lecz mu przeszkodziłam. – Co?

– Niech śpi – odparłam.

***

Wyszliśmy z naszej sypialni, gdzie zostawiliśmy Daniela. Jorge wziął mnie na ręce, gdy zbliżaliśmy się do schodów. Przewróciłam oczami na zachowanie mojego męża.

– Jorge, jestem w ciąży, a nie kaleką. Mogę sama chodzić po schodach.

– Ja nie chcę, żeby ci coś się stało – wytłumaczył.

– Czy ja nawet po schodach nie potrafię zejść? Jorge, proszę cię, nie załamuj mnie bardziej.

– Tini...

– Co Tini? – spytałam zdenerwowana. – Puść mnie! Ciążą to nie choroba.

– Tini, to nasze pierwsze dziecko, ja po prostu się martwię – wyznał szatyn i postawił mnie na podłodze, gdy skończyły się stopnie.

– Ja rozumiem, ale Jorge już mnie denerwujesz, gdy tak się zachowujesz – stwierdziłam.

– Postaram się trochę poprawić.

– Mam nadzieję – rzekłam.

Weszłam do kuchni, gdzie od razu wzięłam się za poszukiwanie żelków z siatek, które stały na blacie.

– Możesz mi wytłumaczyć, czemu przy drzwiach stoi walizka? – zapytał Jorge, gdy ja obżerałam się słodyczami.

– Daniel się wprowadził – wytłumaczyłam. – Pokłócił się z Michałem, a Daniel powiedział, że nie zamierza zostać z nim pod jednym dachem.

– Okey.

– Okey.

– Może okey będzie naszym zawsze? – spytał Jorge, poruszając w zabawny sposób brwiami, przez co ja wybuchłam śmiechem, kręcąc głową na głupotę mojego partnera.

– Za dużo romansideł Jorge.

***

Minął kolejny dzień. Mieliśmy teraz poniedziałek, gdzie nasze życie musiało powrócić do normy po udanym miesiącu miodowym. Usiadłam przy stole, rozkoszując się zapachem kawy w pomieszczeniu. Widok też niezły się trafił, gdy ujrzałam mojego męża w garniturze.

– Może chcesz, żebym się rozebrał? – zażartował, nabijając się ze mnie.

– Mógłbyś? – spytałam, a po chwili zdałam sobie sprawę, co powiedziałam. Kompletna idiotka! Ośmieszyłam się po raz kolejny przed nim, ale chyba się przyzwyczaił. Zmarszczyłam brwi, gdy Jorge zaczął się śmiać. – Nie za wesoło ci?

– Może wieczorem się rozbiorę – zamruczał mi do ucha. – Teraz nie mogę, spieszę się do pracy.

– Dlaczego musisz mnie zostawiać? – zapytałam, przygryzając wargę. – Dopiero wróciliśmy z miesiąca miodowego, a ty już musisz iść do pracy.

Usiadł koło mnie i objął ramieniem, całując w czoło.

– Myszko, takie życie. Co dobre, musi się skończyć.

– Life is brutal, babe! – wykrzyknął Daniel, gdy wszedł do kuchni. Przewróciłam oczami, żałując, że przyjęłam tego debila pod mój dach, ale przyjaciół nie zostawia się w potrzebie.

– I spokój się skończył – wymruczał szatyn, odrywając się ode mnie. – Będę po czwartej – dopowiedział, wspominając o godzinie, w której będzie w naszym apartamencie. – Kocham cię.

– Ja też cię kocham, tygrysku.

Jorge wyszedł, zostawiając mnie z Danielem. Dopiero teraz ujrzałam, że blondyn był w samych bokserkach.

– Może się ubierzesz, blondyneczko? – Uniosłam jedną brew do góry. Daniel wytknął mi język i odwrócił, żeby udać się do salonu, pewnie po to, by móc oglądać telewizję. – Dlaczego masz na tyłku Edwarda ze zmierzchu?!

– Bo jest seksi! – odkrzyknął. – Mój tyłek jest taki zajebisty, że każde gacie krzyczą o włożenie ich na moje boskie poślady!

– Boże! Z kim ja żyję? – spytałam załamana, chowając twarz w dłoniach.

Wstałam z krzesła, a następnie wyszłam z kuchni, udając się do mojego przyjaciela, który już zdążył się rozłożyć na kanapie.

– Zrób miejsce grubasie – odparłam, wciskając się za nim. Oparłam głowę na jego gołej klatce piersiowej i zaczęłam oglądać jakiś program. – To jest nudne.

– Twoje życie jest nudne – skomentował Wesley.

– Moje życie nie może być nudne, gdy ty jesteś w pobliżu. Wtedy ty byłbyś nudny.

– Twój tok myślenia mnie załamuje.

– Przynajmniej jest lepszy, niż twój – powiedziałam. – Ty tylko myślisz o gołych facetach.

– Nie tylko, też na tej liście jest twój mąż.

Uniosłam się i spojrzałam na niego.

– Chcesz ukraść mi męża, blondyneczko?

– Pewnie – odpowiedział Daniel. – Jerzy byłby idealnym kotkiem dla mnie. Ujeżdżałby mnie.

– Nie! Nie, nie mów tak o moim mężu w mojej obecności. – Pokręciłam głową, starając się wyrzucić ten obraz. – Zmoro nieczysta, przepadnij raz na zawsze.

Daniel się zaśmiał, przyciskając mnie bliżej siebie.

– Głupku, żartowałem.

– Ja wiem, ale teraz powiedz mojej głowie, żeby pozbyła się tego obrazu.

– Wyobraziłaś sobie mnie nago? – zapytał, poruszając sugestywnie brwiami.

– Nawet nie muszę sobie wyobrażać, bo cię już nie raz widziałam – rzekłam. – Czasem nienawidzę, gdy jesteś tak bardzo otwarty. Mógłbyś czasem gacie założyć, żebym nie musiała widzieć czegoś, czego nie chcę.

***

Mam nadzieję, że to gówno wam się podoba.

Cieszcie się, bo za niedługo nie będzie tak wesoło. Buhahah

To do następnego rozdziału


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro