Rozdział 8 Błogosławieństwo
Rozdział 8 Błogosławieństwo
Alor klasnął, przerywając ciszę.
— Zostaliście na moment sami i już jesteśmy wezwani na cesarski dwór. Z wami to gorzej niż z nowymi w Wieży — rzucił żartobliwie.
Rhei do śmiechu nie było. Zaledwie wczoraj miejsce miały wszystkie te wydarzenia. Pamiętała Victorię, ale nie czuła smutku związanego z jej śmiercią. Nie dlatego, że miała serce z kamienia, a dlatego, że jej nie znała. Żałowała, że musiała umrzeć, była młoda i wyraźnie wiodła smutne życie, ale żałoba byłaby zbyt sztuczna. Rhea natomiast nienawidziła udawania.
— Myślisz, że Kaladin będzie mieć problemy?
Alor westchnął, podchodząc do Rhei i usiadł na wyłożonej jedwabiem kanapie.
— Rheo, rozluźnij się — poprosił mag. — Kaladinowi nic się nie stanie, wytłumaczy to, co ma i zawinie do wieży. Tak zawsze jest. To tylko wygląda groźnie.
Rhea nie była przekonana do niczego, co wyszło z ust Alora. Skrzywiła się, nie rozumiejąc, jak mag może ciągle zachowywać taką wesołość. To było wręcz nieprawdopodobne.
— Zawsze taki jesteś? — spytała marudnie. — Wesoły i...
— Tak, bo ktoś musi — rzucił z uśmiechem, mrugając. — I jestem pewny, że wszystko będzie dobrze. Morderstwo zarażonej było koniecznością.
Wiedziała, że to była konieczność, ale chodziło o członka czyjeś rodziny, w tym szlachciankę. Rhea nie miała doświadczenia z takimi okolicznościami, ale wiedziała, że ludzie w bólu po stracie kogoś drogiego, mogą zachowywać się irracjonalnie. Widziała to wśród zwykłych ludzi, których od szlachty wyróżniało jedno. Nie mieli władzy.
— Wiesz, jak przyjęła to jej rodzina? — spytała, wzrokiem skupiając się na drzwiach. Te prowadziły na korytarz, którym można było dostać się do sali tronowej.
Jak dotąd Rhea nie poświęciła pomieszczeniu żadnej uwagi. Nie zaciekawił jej obraz jabłoni, wyłożone niebieskim jedwabiem sofy, stolik, komoda i kwiaty. Nie spostrzegła nawet, że głównymi motywami pomieszczenia były ciemny dąb, jasny niebieski i beż. To było przyjemne miejsce, a najciekawszym jego elementem była postawiona na komodzie rzeźba wilka, który trzymał w pysku latarnie. Rhea mogłaby dojrzeć jej blask, gdyby nie była skupiona na czymś innym. I nawet nie była świadoma tego, że się martwiła.
— Nijak, nie będą robić kłopotów. Co najwyżej narzeczony jest zrozpaczony, ale nie wiem, czy z powodu jej śmierci, czy też ataku — przyznał mag. — Przybył na zamek i teraz przesiaduje w Lawendowych Komnatach.
Rhea zamyśliła się.
— Słyszałem, że miałaś moment samotności z następcą tronu. Co o nim myślisz? — zagadnął luźno Alor.
— Dlaczego mam wrażenie, że to podchwytliwe pytanie? — Rhea uniosła brew. — Myślę, że książę jest podejrzliwy i tajemniczy. Nic więcej nie mogę powiedzieć.
— Nic? Zupełnie? Był miły, niemiły, dobierał się do ciebie, traktował jak kogoś gorszego... Zawsze można coś powiedzieć!
Alor wyraźnie był zszokowany tak krótką odpowiedzią. Nie zaprzeczał, że chciał się czegoś dowiedzieć i Rhea to ceniła. Nie kłamał, prawdopodobnie na życzenie Kaladina, ale to dodawało jej pewności siebie.
— Nic — powtórzyła. — Był miły, ale to wynikało z podejrzliwości. Nie wiem, jaki jest naprawdę. Pytał mnie o rzeźbę, rodzinę...
— Rzeźbę? — zagadnął Alor, przerywając wypowiedź kobiety.
— Tak, rzeźbę, którą wykonała jego matka. Należy do kolekcji markiza. To był wilk, który niósł w pysku latarnie. Spytał, co o niej sądzę. Rozmawialiśmy chwilę i poprosił o taniec. Później doszło do ataku.
Mag zamilkł na dłuższą chwilę.
— Kapłanka Boga Chwały Einire... To dość niewygodny temat, dlatego jestem zdziwiony, że go z tobą poruszył. Widzisz, cesarz oddał wzrok, aby móc z nią być, a mimo to kapłanka nie wyszła za niego.
Alor przeczesał ciemne loki, a Rhea westchnęła. Nie była zbyt bardzo zainteresowana historią miłości cesarza. Ślepota władcy ją nie zaskoczyła, ale powód nieco tak.
— Nie znienawidził jej? — spytała. Nie z zainteresowania, a chęci zajęcia czymkolwiek myśli.
— Nie, w końcu i tak się kochali. Tak narodził się książę Ilvo, oczko w głowie jego cesarskiej wysokości.
Pewność w głosie Alora dziwiła. Rhea zastanawiała się, jak Einire mogła kochać, a jednocześnie odmówić ślubu. Dlatego milczała, a magowi nie spieszyło się z przerwaniem ciszy.
— Kościół Boga Chwały jest restrykcyjny?
Rhea doszła do wniosku, że problem mógł wziąć się jedynie stąd.
— Ciężko powiedzieć. Oficjalnie nie, ale różne rzeczy słychać. Jeśli jednak myślisz, że to mógł być powód, mylisz się. Einire była poważana, choćby ze względu na wizerunek kościół nic by nie zrobił. Myślę, że raczej chodziło o powołanie i jej moc.
Rhea westchnęła, czując, że pulsują jej skronie. Troska o Kaladina i rozmowa o tak zagmatwanym temacie nie pozwoliły się odprężyć. Irytowała kobietę również bezczynność.
— Zaprowadzisz mnie do Lawendowych Komnat? — spytała, podnosząc się z miejsca.
I w tej chwili jej wzrok padł na rzeźbę wilka, a czas zdawał się zatrzymać. Napięte ramiona lekko się rozluźniły, a pamięć powędrowała do tańca z księciem.
— Chcesz się spotkać z synem markiza?
Pytanie długo czekało na odpowiedź.
— Rhea? Coś się stało? — spytał mag, wstając.
Kobieta potrząsnęła głową.
— Nie — rzuciła. — I tak, chcę się spotkać z synem markiza. Wiem, że jest w rozpaczy, ale w takim stanie może być bardziej wylewny.
Alor postukał się w ramię, zamyślony. Widział, jak wzrok jego rozmówczyni ucieka w bok. Sam tam zerknął, dostrzegając rzeźbę.
— To może być problematyczne. Do Lawendowych Komnat można wejść tylko za zgodą cesarza albo jego syna. To prywatna część zamku — wytłumaczył. — Nie zaszkodzi jednak spróbować. Jeśli nie ciebie, to może mnie wpuszczą.
Nie podobał się jej taki wariant, bo chciała zająć czymś swoje myśli, ale nie mogła wymagać niemożliwego. Alor był Heroldem Pustkowi, miał poważanie i władzę, a ona natomiast była narzeczoną znikąd.
— Idź. Na serio — zachęciła, ale widząc wzrok Alora, westchnęła. — Jestem pewna, że zabójcy nie wyskoczą na mnie z kąta, a zarówno ty i Kaladin zadbaliście o prowizoryczne zabezpieczenia. Gdyby coś się stało, na korytarzu roi się od strażników oraz... nie jestem taka bezbronna.
Nie akceptowała bycia tak słabą. Przeżyła w lasach, znała się na zielarstwie, ludzkim ciele i starych praktykach magicznych. Mogła zrobić cokolwiek, aby chociaż doczekać przybycia wsparcia.
— Nie jesteś, ale gdybyś walczyła z magiem, szybko byś przegrała — spostrzegł.
Nie mogła zaprzeczyć. Gdyby walczyła ze zwykłym zabójcą, mogłaby coś zdziałać, ale przeciwko magii mógł pojawić się problem. Jednak wysłanie magicznego zabójcy było bardzo kosztowne. Wątpiła, aby ktokolwiek chciał trwonić tyle pieniędzy na zwykłego człowieka. Tylko że będąc narzeczoną Kaladina, nie była zwyczajna.
— Masz jednak rację. Kaladin zadbał o twoje bezpieczeństwo. Cząstka jego mocy wciąż wokół ciebie krąży.
To była nowa, nieco pokrzepiająca informacja. Rhea uśmiechnęła się słabo, ruchem głowy wskazując na drzwi. Mag przeczesał ponownie włosy i faktycznie wyszedł, rzucając na odchodne, aby uważała.
Została sama. Kiedyś ciągle trwała w ciszy i samotności, nie przeszkadzała jej wtedy, ale teraz czuła, że coś jest nie tak. Wzrokiem przesunęła po całym pomieszczeniu i ostatecznie znowu skupiła się na rzeźbie. Zbliżyła się, czując paląca potrzebę, aby ją dotknąć. Nie powinna, ale pokusa była bardzo silna. Rhea potrząsnęła głową, zastanawiając się, czy na przedmiocie nie ma jakiegoś zaklęcia. Jego aura nie była złowroga, ale coś musiało mieć w sobie. W końcu uległa, uniosła dłoń i dotknęła koniuszkiem palca latarni. Płomień w niej buchnął, zmieniając barwę na krwistą czerwień. Światło z pomieszczenia zdawało się zostać pochłonięte, tak, że jego jedynym źródłem miał być magiczny ogień. Rhea czuła ciepło, pieczenie, spokój, ale i również wszechogarniającą słabość. Nogi się przed nią ugięły, ale palec nie zsunął się z rzeźby. Myśli rozmywały się i zalewały ją niczym tsunami, a czas wydawał się tak wolny. Wszystko się skończyło, gdy Tadern poczuła, jak ktoś obejmuje ją w talii celem podtrzymania. Odwróciła głowę, spoglądając na jegomościa mglistymi oczyma.
— Wasza... wysokość?
— Milcz — rozkazał książę, którego zielone oczy nawet na chwilę nie opuściły tych kobiety. — Ten stan zaraz minie — zapewnił, prowadząc Rheę w stronę kanapy.
Gdy tylko usiadła, książę zwiększył dystans między nimi. Jego uwaga została w całości poświęcona rzeźbie, która wyglądała tak, jak poprzednio. Oprócz stanu Rhei nic nie wskazywało na niedawne zdarzenie.
— Otrzymałaś błogosławieństwo, panno Tadern. Moja matka zamknęła w tym przedmiocie część własnej mocy, celem pobłogosławienia odpowiedniej osoby. Padło na ciebie.
Krótkie i sensowne wytłumaczenie, a jednak w umyśle Rhei osiadało przez dłuższą chwilę. Czuła poprawę, ale nie było jeszcze tak, jak wcześniej. Uniosła dłoń, którą dotknęła latarni, widząc, że od palca po nadgarstek rozciągał się subtelny, ledwo widoczny tatuaż. Był złoty i lekko lśnił. Przedstawiał misterne zawijasy, symbole, które oplatały rękę kobiety.
— To błogosławieństwo Boga Chwały, panno Tadern. Bezcenny dar.
Rhea wciąż milczała, zbierając siły i porządkując umysł. Słyszała o błogosławieństwach. Zdarzały się rzadko i nie dało się ich zdobyć pieniędzmi. Każde ofiarowano z konkretnej przyczyny.
— Nie rozumiem... — przyznała cicho. — Wasza wysokość, jaki jest sens błogosławienia mnie?
Nie miała mocy jak Kaladin, nie miała władzy jak książę Ilvo, nie była nikim istotnym. Jedyne co posiadała to kojący wpływ na Króla Popiołów, nic więcej. Rhea naprawdę nie mogła uwierzyć, jak bardzo zmieniło się jej życie od tamtego feralnego spotkania z chorą istotą.
— Nie znam woli Boga Chwały — zauważył nieco pobłażliwym tonem, zupełnie jakby tłumaczył coś dziecku. — Jeśli chcesz dowiedzieć się, co zostało na nim zapisane, powinnaś udać się do Świątyni Światła.
Rhea w milczeniu przyglądała się swojej dłoni, śledząc błyski światła na złotym znamieniu.
— Książę, mogę zapytać...?
Nie skończyła, nie będąc pewna, jak zapytać o to, skąd wiedział. Wprost? Otoczyć to komplementami? Czuła, jak narasta w niej irytacja.
Cholera jasna! Rozmowy z szlachtą są tak męczące!
Już łatwiej jest uciekać przed niedźwiedziem!
— Wyczułem magię światła.
Ilvo ukrócił męki Rhei, odpowiadając.
— Dziękuję.
Nie mogła zweryfikować, czy książę kłamał, czy też nie, ale jednak gdyby nie on to właśnie leżałaby na ziemi. Za pomoc zawsze warto podziękować.
— Zostałaś sama — stwierdził nieco posępnie.
Uczucie znajomości sprawiło, że Rhei zakręciło się w głowie. Przez ostatnią godzinę nie mogła usiedzieć z nudy i obaw, a teraz w ciągu zaledwie dziesięciu minut, stało się więcej niż mogłaby przypuszczać.
— Jego miłość, cesarz, wezwał mojego narzeczonego. Herold Pustkowi natomiast prowadzi śledztwo w związku z incydentem, a ja... Jestem w cesarskim pałacu. To podobno najbezpieczniejsze miejsce w kraju — zauważyła.
Patrząc w oczy Ilvo, miała wrażenie, że przygasł, ale i spoważniał. Jego ręka uniosła się, dotykając brązowego kosmyka, który wysunął się ze spięcia. Odgarnął go za ucho kobiety i westchnął. Na swój sposób, ten prosty, czuły gest wydał się magiczny.
— Mój ojciec wezwał również ciebie, panno Tadern.
~ CDN ~
Tajemnice, tajemnice... Ktoś tutaj coś tworzy w tle między bohaterami i to nie jestem ja! Ha! Lubicie Rheę? To nieco może specyficzna osóbka, niezbyt chętna do poświęcania się dla kogoś, ale za to dość kochana. Jak wam mijają również wakacje?
Pozdrawiam wszystkich cieplutko!
Data pierwszej publikacji: 06.07.2023
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro