Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 5 Pierwszy taniec

Rozdział 5 Pierwszy taniec

Rhea miała nadzieję, że jest już noc. Po widoku zza szyby ciężko było określić porę, więc musiała polegać jedynie na szacunkach. Nie miała pewności co do ich prawidłowości, a również słuszności stwierdzenia, że Kaladin może nocą spać. Ona sama nie potrafiła siedzieć w komnacie już ani chwili dłużej. Przywykła do aktywnego życia, codziennie przechadzała się po lesie, zbierała zioła, chodziła do wioski, a teraz po zaledwie dniu bezczynności czuła jak mówią ją nogi. Musiała się poruszać, wyjść choćby na spacer po korytarzach. Nie chciała natykać się na Kaladina, ale w ostatecznym podsumowaniu nie był on najgorszą z okoliczności. Tak więc otworzyła drzwi ubrana w skórzane spodnie i zieloną koszulę z bufiastymi rękawami, by zaraz opuścić bezpieczną i prywatną przestrzeń. Rhea miała świadomość, że może tutaj być wiele niebezpiecznych przedmiotów, dlatego zamierzała być ostrożna. Lubiła swoją głowę, a jej życie było już dość narażone.

Zaledwie kilka kroków po ciemnym korytarzu, uświadomiło Rhei, jak ciężkie było tutaj powietrze. Dodatkowo mrok był tak gęsty, że niczego nie widziała. Przystanęła, spoglądając w bok, licząc, że dostrzeże ścianę. Po pewnym czasie faktycznie tak się stało. Widziała gładką, szarą powierzchnię, do której od razu się przedostała. Oparła się o nią, biorąc kilka głębokich wdechów.

Wyczuwała w powietrzu tak wielką moc, że była ona wręcz dusząca. Nie towarzyszyła jej jednak agresja, złość, chęć niszczenia, a pewna gorycz i smutek. Nie były to emocje mocno wyczuwalne, a obcy mógłby tego nie spostrzec. Jednak Rhea czuła się na swój sposób połączona z aurą. Nie była jej w końcu obca. Istniały dwie opcje. Kaladin był niedaleko bądź jego moc wypełniła całą przestrzeń. Nie zamierzała się z nim spotykać, ale teraz, gdy pomyślała, że cierpi... Nie potrafiła tego zignorować. Niestety, niewiele widziała i o ile mogłaby wyczuć Kaladina, tak okolicznych mebli i innych bibelotów nie. Zdecydowała się na inny krok. W duchu powtarzając sobie, że jest zbyt dobra. Tylko, że dla bliskich nie potrafiła inaczej. Cokolwiek czuła teraz do Króla Popiołów, nie zmieniło jego pozycji.

— Kaladin!

Zabrzmiała swobodnie, a głos poniósł się w ciemności. Gdy upłynęło kilka chwil, Rhea gotowa była powtórzyć, ale wtedy naprzeciw niej coś zaskrzypiało. W ciemnościach zamigotały niewielkie drobinki turkusowego światła, które prowadziły do drzwi. Wątpiła, by ktokolwiek, poza Kaladinem, mógł zmodyfikować to miejsce, dlatego ufnie ruszyła ku wejściu. Nie wahała się, chwytając klamkę. Po prostu poszła dalej.

Trafiła wprost do kamiennej komnaty, której sufit zdobił witraż ukazujący kwitnącą piwonię. Szkło przepuszczało turkusową poświatę, która padała wprost na siedzącego Kaladina. Otaczał go krąg runiczny narysowany kredą. Rhea odchrząknęła, a mag uniósł powieki.

— Powinnam odejść? — spytała. Wyraźnie widziała, że Kaladin coś robił i wolała nie przeszkadzać.

Mag wyciągnął przed siebie obie dłonie, przyglądając się im, po czym postukał metalowym szponem o ziemię obok.

— Nie. Usiądź — zaprosił.

Rhea zbliżyła się, ale nie przekroczyła kręgu. Próbowała rozpoznać pewne znaki, ale niestety, w jej głowie panowała pustka. I zamierzała ją wypełnić.

— Co...

— Uspokajam umysł — odpowiedział, przerywając.

Rhea uniosła brew.

— Uspokajasz umysł? — powtórzyła. Zaraz przekroczyła krąg i zbliżyła się do niego, nachylając, by ich oczy się spotkały. — Nie mówiłeś, że tylko ja potrafię cię uspokoić?

Brązowe loki opadły w dół, tworząc kurtynę, która oddzielała Kaladina i Rheę od reszty świata. Nikt poza nimi nie mógłby dostrzec ich spojrzeń, wyrazów twarzy. Kaladin był spokojny, a tymczasem Rhea uśmiechała się nieco złośliwie i oczekiwała odpowiedzi.

— To prawda, ale nie chciałem się narzucać. Próbowałem... czegokolwiek.

Ostre spojrzenie Rhei złagodniało, gdy usłyszała odpowiedź. Spojrzała na krąg i dostrzegła, że z nadgarstka Kaladina kapie krew. Bez słowa, szybkim ruchem chwyciła go za ramię, kucając przy nim.

— To ma cię uspokoić? Krzywdzisz się — zagrzmiała rozłoszczona. — Myślisz, że proponowałabym ci tamte rozwiązania, gdybym była obojętna na twoje życie i śmierć? — pytała ostro. — Masz to uleczyć. Już. I nie używać tego cholernego kręgu. Przyjdź. Może się pokłócimy, może cię skopię albo rzucę czymś, ale do cholery jasnej, przyjdź do mnie, a nie próbujesz milczeć. Kaladin, jesteśmy przyjaciółmi. — Dotknęła jego ramienia, zaciskając usta. — Uratowałeś mi życie, fakt, osaczyłeś i zmusiłeś do udziału w cholernej walce o świat, ale ostatecznie jesteś moim przyjacielem. Nie wiem, jak ty, ale wolę, gdy moi bliscy są żywi, więc z łaski swojej, lecz to. Już.

Mało kto widział u Rhei taki wyraz twarzy. Poważny, srogi oraz zdeterminowany. Wyglądała jakby w każdej chwili była gotowa zaciągnąć Kaladina do jakiejś lecznicy bądź wisieć mu na ramieniu aż nie ziści jej prośby.

W sercu Króla Popiołów pojawiło się ukłucie, ale i ciepło. Uniósł szpon i narysował w powietrzu drobny znak. Rana na nadgarstku natychmiast się zagoiła, a Rhea wyprostowała się zadowolona.

— Dbaj o siebie — poprosiła. — Jeśli będziesz w złym stanie, to jak będę mogła cię dręczyć? — spytała zaczepnie.

Kaladin pokręcił głową.

— Choćbyś dźgnęła mnie sztyletem, to nigdy nie będziesz mnie dręczyć, Rheo. Dajesz mi radość.

Kobieta pokręciła głową, nie mając pojęcia jak odpowiedzieć na to pokrętne wyznanie. Nie dostrzegała w nim dwuznaczności, nie miała podstaw, aby sądzić, że Kaladin czuł do niej coś głębszego od przyjaźni. Jednak te słowa skrywały te uczucia.

— To w ogóle nie działało, prawda? — Ruchem głowy wskazała na krąg. — Czułam na korytarzu twoją aurę i moc.

Kaladin westchnął.

— Koiło umysł i tylko tyle.

Rhea prychnęła.

— To wygląda jakbyś miał odczuwać spokój przez osłabienie. No wiesz, gdy tracisz krew to słabniesz, jesteś ospały i zmęczony. Wtedy trudno o gniew, wielką radość i tym podobne.

Mag w ciszy oparł głowę o ramię Rhei, a ta poruszyła nim po złości. Jednak później uniosła rękę i pogłaskała go po głowie. Zakładała, że musiał być zmęczony. Na własne życzenie, bo się katował, ale nie chciała go zostawiać.

— Z uwagi na okoliczności pozwolę ci dzisiaj zrobić ze mnie poduszkę — rzuciła, odchrząkując.

Kaladin uśmiechnął się lekko.

— Dziękuję, Rheo.

Śledziła spojrzeniem ruchy mężczyzny, widząc jak oddycha miarowo i jest odprężony. Nie wyglądał teraz jak wielki, szanowany i siejący stracy mag. W tej chwili był zwykłym, zmęczonym człowiekiem, który odnalazł moment ulgi. W oczach Rhei ten widok był piękny. Wpatrywała się w niego jak urzeczona. Nie trwało to jednak ciągle. Dostrzegając, że jego biała koszula rozpięła się, ukazując jasną, męską pierś, odwróciła wzrok. Przyjęła wygodną pozycję i przyglądała się witrażowi. Zauważyła, że obraz na nim delikatnie drży, sprawiając, że płatki piwonii falowały.

— Jutro bal — przypomniała. — Dasz sobie radę? — spytała i zaraz prychnęła w myślach. To Rhea była nowa w tym świecie, a pytała kogoś, kto należał do najznamienitszej części socjety, czy poradzi sobie na przyjęciu. Było to nieco zabawne.

Kaladin uniósł leniwie powieki, ale nie spieszył się z odpowiedzią. Wtulił się nieco mocniej w ramię kobiety i uniósł dłoń. Zamigotał w niej niebieski motyl, który wyrwał się do lotu.

— Jeśli będziesz obok, poradzę sobie ze wszystkim.

Rhea pokręciła głową.

— Gdybym cię nie znała, pomyślałabym, że ze mną filtrujesz — rzuciła.

Miała świadomość, że mag miał wszystko, co niezbędne aby zdobyć serca niezliczonej ilości kobiet. Wygląd, maniery, pieniądze i sławę. Chociaż słowami robiła mu przytyk, to również zauważyła fakt. Widziała go, mogła powiedzieć wprost, że jest przystojny, a jego wnętrze było ciekawe. Miał wady, za główną miała jego oddanie światu, ale był dobrą i wartościową osobą, która na pewno została nieraz skrzywdzona. On jednak tego nie okazywał, żył dalej, stając naprzeciw trudnościom.

Kaladin nie odpowiedział na słowa Rhei, po prostu prostując się i wstając. W tej samej chwili kamienną salę wypełniła muzyka. Mag nie dał szansy kobiecie na przemyślenie sytuacji i od razu wyciągnął ku niej dłoń.

— Zatańczysz?

— Masz na to siłę? — spytała z troską, unosząc brew.

— Liczyłem, że odpowiesz "tak„.

Uśmiechnęła się.

— To zależy od twojej odpowiedzi. Dobrze ją przemyśl. I! Bez kłamstw — ostrzegła, unosząc palec wskazujący do góry.

— Bez kłamstw — obiecał mag, wciąż trzymając wyciągniętą dłoń. — Mam dość sił, aby z tobą zatańczyć.

Tadern nie znała dworskich tańców bardziej niż z książek, które kiedyś czytała. Mimo to chwyciła rękę i wstała. Dzięki poradom partnera przyjęła odpowiednią pozycję.

— Tak? — spytała, rozglądając się nieco niepewnie. — Ostrzegam, mogę cię podeptać.

— Nic nie szkodzi. To nasz pierwszy taniec i nie musi być idealny. Liczy się to, że jest nasz.

Muzyka ponownie zmieniła ton, a Kaladin rozpoczął taniec. Rhea się potykała, myliła, ale nie psuło to wręcz bajkowej atmosfery. Nerwy mijały, a gorycz została nieco osłodzona. Nic nie zapomniano, ale tym tańcem para udowodniła, że nieważne, co nimi wstrząśnie to wciąż będą dla siebie ważni.

Dla Rhei była to piękna przyjaźń. Tylko przyjaźń i chociaż wiele oznak zalotów ignorowała, to akurat ostatnie słowa Kaladina dźwięczały jej w głowie przez cały czas. Czuła, że wywołały w niej pewnego rodzaju ciepło.

Nie była tylko pewna jakie.

~ CDN ~

I znikam! Miłej nocy i nadchodzącego tygodnia <3

Data pierwszej publikacji: 14.05.2023

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro