Rozdział 17 Intymność
Rozdział 17 Intymność
Z ust Aspen umknęło kilka elfich przekleństw, a uszy zatrzepotały gniewnie.
— Jeśli ma twoją krew, będzie mógł złamać jedną z pieczęci... — mruknęła. — Ktoś mi powie, jak od sprawy zarazy przeszliśmy do Svara? — spytała pod nosem.
Izelda milczała. I tak samo było z Rheą, która nie wiedziała, co powiedzieć. Miała pewność, że chciałaby zobaczyć pokój matki. Nie bez powodu musiała kazać się nim opiekować. Należało również wyjaśnić pozostałe sprawy, czyli Kaladina i Ilvo. Pan Magicznej wieży był kimś wielkim, wiele w życiu przeszedł, ale Rhea nie była pewna, czy zdoła przejść również to. Martwiła się, choć niepotrzebnie. W pewien sposób szukała sobie również powodu do odrzucenia go. Zawsze podskórnie bała się fałszywości, a teraz poniekąd takowej doświadczyła z ręki matki. Czasami tylko raniąc, można kogoś chronić. Tylko sama nie była w stanie tak potraktować Kaladina.
Przemyślenia kobiety przerwało poruszenie. Nie musiała wychylać się zza strażników Izeldy, aby wiedzieć, co się stało. Pośpiesznie wstała i bez chwili zastanowienia pognała w stronę przybyłych magów. Kaladin stał na przodzie, a jego odświętny strój pokrywała krew i innego rodzaju wydzieliny. Biel została zabrudzona tak, że niepewnym było, czy zdoła się ja przywrócić. Złote, ozdobne łańcuszki i guziki były pourywane w niektórych miejscach. Jedynie broszka z symbolem Wieży Magów była cała. Czarny trójkąt z trójką wron o żółtych oczach odznaczał się.
Kaladin rozłożył ręce w ostatniej chwili, łapiąc kobietę. Ta przylgnęła do niego mocno, nie pozwalając na żadną przerwę.
— Nie było cię tak długo... — wyszeptała oskarżycielsko. — Bałam się — dodała łamiącym się głosem.
Czuła pieczenie oczu, czuła szczypanie w sercu i kręcenie w brzuchu, ale nie chciała pozwolić sobie na płacz i słabość. Nie chciała też się od niego odsuwać. Wszystko, byle nie to. Nieważne było, że właśnie oblepia ją krew, ciepło jego dłoni i uczucie metalowych szponów dawało ukojenie.
— Rheo... — zaczął cicho, ale dziewczyna ścisnęła go jeszcze mocniej, przez co zamilkł.
— Wracajmy do domu. Proszę.
Kaladin czule pogładził jej włosy, brudząc je czarną wydzieliną. Wyglądał jak wyjęty z koszmaru i wielu odczuwało wstręt, choćby na niego patrząc. Ona była inna. Nie wiedział, co się stało, nie wiedział, czy to jest odpowiedź, ale najistotniejsze było, że przyszła do niego. I uznała jego nieobecność za długą.
Czy w ogóle mogłem uchronić się przed miłością do ciebie?
— Tak... Chodźmy do domu — wyszeptał.
Dom, dopiero teraz zaczął uważać Wieżę Magów za swój dom. Wszystko dlatego, że była w nim ona.
***
Nim wrócili do Wieży Magów, należało porozmawiać z władzami świątyni. Nawet wtedy Rhea nie opuściła boku Kaladina. Trzymała go za dłoń, wywołując tym niejedno chrząknięcie ze strony kapłanów. Jedynie Izelda uśmiechała się lekko, prowadząc rozmowę. Mag natomiast również wydawał się nieporuszony. Jedynie to, jak mocno ją trzymał, zdradzało, jak był z tego powodu szczęśliwy.
Atak na świątynię przyniósł ofiary, ale dzięki szybkiej interwencji nie było ich wiele. Przy życiu pozostawiono jednego zarażonego, bo magowie zamierzali poddać go testom. Istniała możliwość, że znaleźliby jasny ślad magiczny i odkryli winowajcę, a może nawet znaleźli środki ochronne.
Rhea przymknęła oczy, czując, jak bardzo odrętwiała jest jej ręka. Mimo to nie chciała puszczać ciemnowłosego. Była osłabiona, co najwyraźniej ujawniła teleportacja. Upadłaby, gdyby nie Kaladin, który bez wahania wziął ją w ramiona. Uczniowie wieży nic nie powiedzieli, ale Alor cicho zagwizdał, dostając zaraz po głowie od żony. Ta wyszeptała mu coś na ucho, przez co spoważniał. Spojrzał krótko na Kaladina. Ich kontakt wzrokowy trwał chwilę, po czym Król Popiołów ruszył przed siebie. Rhea zarzuciła mu ramiona na szyję, chcąc być o wiele bliżej.
— Jak się czujesz?
Kobieta przymknęła oczy, uśmiechając się ponuro.
— Wróciłeś z Piekła i pytasz mnie, jak się czuję? — mruknęła. — Moje samopoczucie nie jest tak ważne, jak twoje... Cholera! Postaw mnie.
Mag dalej szedł, wchodząc zaraz w jedno z magicznych przejść i znajdując się w swoich kwaterach.
— Kaladin, postaw mnie — powtórzyła uparcie, unosząc lekko ton. Nie miała sił na dyskusję i prośby.
— Dlaczego?
Rhea uniosła brew, zastanawiając się, dlaczego mag zadał tak głupie pytanie. Nie zauważyła, że jego uszy lekko się zaróżowiły, a samo pytanie było prowokacją.
— Nosisz mnie, a musisz być wykończony. I ranny... A więc postaw mnie.
Na wyznanie Rhei, mag poprawił swój chwyt, przemierzając korytarz.
— Kaladin!
Nie słuchał, po prostu szedł. Rhea drgnęła gwałtownie, ale mag nic sobie z tego nie zrobił. Trzymał ją pewnie. Dopiero gdy dotarli do jego sypialni, posadził ją na materacu i chciał się odsunąć. Rhea nie puściła jego dłoni.
— Muszę się przebrać — zauważył.
Doskonale to wiedziała, ale wizja, że miałaby puścić jego dłoń, powodowała w niej wstręt. Drgnęła, spuszczając głowę. Sama była brudna od krwi i dziwnej wydzieliny, ale nie było to ważne.
— Zostań ze mną — poprosiła szeptem i westchnęła, pociągając go ku sobie.
Coś w Rhei dźwięczało, chcąc ją ostrzec przed błędem. Miała to gdzieś. W tej chwili ważna była bliskość. Potrzebowała jej, ale również potrzebowała mu ją okazać.
Kaladin poddał się szybko, siadając wygodnie obok niej i otaczając ją ramionami. Uśmiechał się lekko i niewinnie, jak dziecko, które otrzymało drogocenny prezent.
— Powiedział ci? — spytała szeptem.
Nie miała ochoty rozmawiać, ale widziała spojrzenie magów.
— Aspen powiedziała mu, że jesteś córka Boga Chwały — poinformował bez wahania.
Rhea przymknęła oczy, przesuwając dłonie na twarz mężczyzny. Krew była już zaschnięta i chociaż wielu brzydziłoby się dotykaniem go, ona czuła palącą tęsknotę i ciekawość. Po raz pierwszy byli tak blisko siebie, a po ostatnim okresie izolacji, wszystko odbierała mocniej. Dlatego, teraz gdy ich oczy się spotkały, poczuła, jak po ciele przechodzą ją dreszcze. Cisza stała się wręcz bolesna. Przypomniała sobie o jego wyznaniu, o ostatnich dniach i miała wrażenie, że traci dech.
— Kaladin...
— Nie zmuszaj się — poprosił mag, łapiąc wzrok ukochanej i ogarnął palcami kosmyk jej włosów. — Nie musisz teraz odpowiadać. Poczekam.
Mówił o tym tak lekko, a ona poczuła, jak po jej ciele rozlewa się złość. Nie rozumiała tej dobroci i wyrozumiałości. Gdyby był inny, gdyby próbował jej cokolwiek narzucać, mogłaby go łatwo odrzucić. Mogłaby wmówić sobie, że to, co czuła przeminie, bo poczuła cokolwiek do niewłaściwego człowieka. Była wściekła, bo jedna osoba przewróciła do góry nogami poglądy, którymi kierowała się całe życie. Zacisnęła usta i przyciągnęła go do siebie.
Ich pocałunek nie był słodki i spokojny. Niewielki całus bardzo szybko przeobraził się w walkę przepełnioną tłumionymi uczuciami. Rhea opadła na materac, ciągnąc maga za sobą. Całowali się, a ich oddechy przyspieszyły. Oboje dali się ponieść. On swojej miłości, a ona potrzebie jego bliskości.
Tego dnia nikt już nie zdołał się dostać do prywatnych komnat Króla Popiołów. Pochłonęły go sprawy o wiele istotniejsze od świata.
~ CDN ~
Ja wiem, małe opóźnionko, ale jest! I jak widać zadziałało się... Cóż, ten rozdział pokazuje szczerość, którą wymusza sytuacja. Rhea to Rhea.
Twitter: @___Mefi___
Data pierwszej publikacji: 17.10.2023
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro