Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

5. Harry po raz pierwszy cieszy się ze Świąt

          Pierwszego dnia przerwy świątecznej, Harry obudził się w pustym dormitorium. Wszyscy jego przyjaciele wrócili do domów.
Potter przez chwilę zastanawiał się czy iść spać na jeszcze kilka godzin, skoro i tak nie miał lekcji, ale ostatecznie podniósł się z łóżka.
        Ostatnie kilka dni semestru spędził w bibliotece z Draco i Hermioną, próbując znaleźć cokolwiek na temat Nicholasa Flamela.
Przed swoim wyjazdem Granger kazała mu dalej szukać przez przerwę świąteczną, upychając jednocześnie do swojej i tak już wypchanej torby jakieś książki. Draco obiecał zerknąć do biblioteki w Manor; przyjaciele zdecydowali, że pytanie państwa Malfoy byłoby zbyt ryzykowne, ponieważ mogliby zacząć coś podejrzewać.
Harry wygrzebał się z łóżka i jęknął, gdy poczuł chłód, który panował w sypialni. Założył dodatkowy sweter i ruszył w stronę Sowiarni. Kilka dni temu wysłał Hedwigę po prezenty świąteczne dla Draco i Hermiony i powiedział jej, żeby nie przynosiła mu nic dopóki tamci nie wyjadą.
Pół godziny później był już w drodze do biblioteki. Hedwiga jak zwykle ucieszyła się na jego widok i przyniosła mu paragony z Esów i Floresów. Zadowolony, że prezenty dotrą na czas, Harry pogłaskał swoją sowę po czym ruszył do biblioteki.
Mijając korytarz na trzecim piętrze, zatrzymał się. Znowu poczuł czosnek, ale gdy przycisnął ucho do drzwi, usłyszał sapanie Puszka. Uśmiechnął się i ruszył dalej.
To stało się dla Harry'ego pewnego rodzaju rutyną. Szybkie śniadanie, wizyta u Hedwigi i potem reszta dnia w bibliotece.
Często siedział wśród książek tak długo, że zapominał o kolacji i chodził do kuchni.
Mimo wielu godzin czytania Harry nadal nie miał pojęcia, kim mógł być tajemniczy Nicholas Flamel. Kiedy zasypiał w przeddzień świąt, był już bardzo zirytowany.
Złość jednak mu przeszła, kiedy obudził się rano i zauważył górę prezentów przy swoim łóżku. Uśmiechnął się i usiadł na podłodze, aby je otworzyć. Dursleyowie przysłali mu pięćdziesiąt pensów, ale pozostałe prezenty były dużo lepsze. Hagrid dał mu własnoręcznie zrobiony flet, który brzmiał jak sowa, gdy się na nim zagrało. Hermiona przysłała pudełko czekoladowych żab. Harry wyciągnął jedną i zaczął jeść, otwierając jednocześnie prezent od Draco, który okazał się zestawem szach. Mimo że nie dorastały antycznemu zestawowi Malfoya do pięt, Harry uważał, że były piękne.
Ostatniemu prezentowi brakowało podpisu. Potter otworzył go i wyciągnął srebrną pelerynę, która wydawała się bardziej płynna niż materiałowa. Z peleryny iwypadła kartka i Harry podniósł ją.
Twój ojciec zostawił mi ją, zanim umarł. Czas, żeby wróciła do ciebie. Korzystaj z niej mądrze.
Wesołych Świąt.
Harry zmarszczył brwi. Nie rozpoznawał pisma, ale wyglądało na to, że prezent był od kogoś, kto znał jego tatę. Odłożył kartkę i spojrzawszy na pelerynę sapnął z zaskoczeniem?
— Co do cholery?
Jego nogi zniknęły. Nie całe, tylko części, które przykrył peleryną. Harry podniósł się i stanął przed lustrem. Owinął się peleryną i zniknął.
— To zdecydowanie będzie przydatne — mruknął z uśmiechem.
Miał ochotę przejść się po zamku w Pelerynie, ale postanowił zaczekać do ciszy nocnej. Zamiast tego poszedł do biblioteki.
         Kiedy spędził tam godzinę na kolejnych bezowocnych poszukiwaniach, ruszył do Wielkiej Sali, ciesząc się na myśl o pierwszych wolnych od Dursleyów świętach.
       Świąteczny obiad okazał się przyjemniejszy, niż Harry się spodziewał. Mimo że wszyscy jego przyjaciele wrócili do domów, Gemma i Terrence zostali, aby uczyć się do SUM'ów i OWTM'ów, tak samo kilkoro innych starszych uczniów. Harry świetnie się bawił spędzając z nimi czas.
        Na stole pojawiły się wszystkie rodzaje pieczonego mięsa, o jakich można było pomyśleć, i cydr zamiast soku dyniowego. Stół nauczycielski najwyraźniej  został zaopatrzony  w wino, ponieważ większość nauczycieli wydawała się coraz bardziej nietrzeźwa.
Harry zaśmiał się, obserwując jak Hagrid całuje  rozchichotaną McGonagall w policzek.
— Więc kogo wybierasz? — zapytał Terrence.
— Co?
— A no tak, zapomniałem, że jesteś pierwszoroczniakiem. Co roku Ślizgoni, którzy zostają na przerwę świąteczną zakładają się, który nauczyciel będzie miał największego kaca w pierwszy dzień Świąt — wyjaśnił Terrence.
— Skąd wiecie który z nich? — zapytał Harry.
— Nasz opiekun domu warzy eliksiry przeciwkacowe, to pomocne przy obstawianiu — powiedziała Gemma. — Stawiam na McGonagall. Znowu. Już cztery lata i nigdy nie wygrałam. Ale nigdy też nie widziałam jej chichoczącej.
— Ja biorę Flitwicka. Ktoś tak mały jak on musi mieć słabą głowę — powiedział Terrence.
Harry przez chwilę przyglądał się nauczycielom. Hagrid był niebezpiecznie czerwony, ale na pewno musiał by wypić dużo więcej niż reszta, żeby mieć kaca. Snape był swoim zwyczajowym chłodnym sobą i rozmawiał z Sinistrą, która przytakiwała mu z powagą. Pomfrey śmiała się z kapelusza, który Dumbledore miał z jednej ze świątecznych tubek z niespodzianką. Obok niej Sprout rechotała z Hooch, która zaczarowała sztućce, żeby tańczyły. Harry już miał postawić pieniądze na Sprout, gdy nagle usłyszał słowa piosenki, którą śpiewała Hooch.
— Galeon na Hooch – zdecydował.
— Hooch? Serio? – Terrence spojrzał na nią z wątpliwością.
— Uwierz mi, to nie jest oryginalny tekst tej kolędy – powiedział Harry, podając im monetę.
Harry śpiewał wersję Hooch, wychodząc z Wielkiej Sali, gdy nagle poczuł dłoń na ramieniu. Odwrócił się, by spojrzeć prosto w oczy Snape'owi.
— Mimo iż jestem pewien, że Madam Hooch byłaby zadowolona, słysząc, że udało jej się czegoś cię nauczyć, biorąc pod uwagę, że nie uczęszczasz na jej lekcje, to jednej radziłbym przestać to śpiewać, zanim będę zmuszony odebrać punkty.
Harry uśmiechnął się. Coś podpowiadało mu, że Snape wcale nie był na niego zdenerwowany.
— Przepraszam, profesorze.
Kąciki ust Snape'a drgnęły. Na pewno nie był zdenerwowany.
— Widzimy się jutro w mojej pracowni o jedenastej.
Gemma zmarszczyła brwi, patrząc na odchodzącego Snape'a.
— Błagam, powiedz mi, że nie masz szlabanu podczas Świąt.
— Ee, nie, po prostu poprosiłem Snape'a o pomoc z, ee, Eliksirami — Harry czuł się źle, okłamując Gemmę, ale nie mógł powiedzieć jej prawdy.
Harry spędził resztę jeżdżąc na sankach ze starszymi Ślizgonami, a potem mieli międzydomową walkę na śnieżki z Gryfonami. Ku jego konsternacji, odkrył, że Ron Weasley też został w szkole na Święta i najwyraźniej wziął sobie za punkt honoru celowanie w Harry'ego największymi kulami śniegu, jakie znalazł.
Kiedy wyjątkowo twarda śnieżka uderzyła go w głowę, Harry nie wytrzymał. Podniósł trochę śniegu i pobiegł do Terrence'a, słysząc za sobą śmiech Rona. Harry zignorował go i wyciągnął rękę do Terrence'a.
— Jest jakieś zaklęcie, żeby zmienić czegoś kolor? – wydyszał.
— Jasne. Jaki chcesz kolor? — Terrence wydawał się być trochę zdezorientowany.
— Żółty.
Terrence zaśmiał się i machnął różdżką. Śnieżka Harry'ego przybrała chorobliwie żółty kolor.
— Dzięki!
Harry uchylił się przed latającymi śnieżkami, wracając do miejsca, gdzie Ron zbierał więcej śniegu.
— Wróciłeś po więcej, Bliznowaty? — zawołał, kiedy zobaczył Harry'ego, a potem zbladł, widząc żółty śnieg w jego dłoniach.
— Mam coś specjalnego dla ciebie, Weasley! – krzyknął Harry, rzucając śnieżką. Bracia bliźniacy Rona wybuchli śmiechem razem ze Ślizgonami, gdy żółta śnieżka uderzyła Rona prosto w klatkę piersiową, rozpryskując się na jego twarz. Ron spojrzał na żółty śnieg na sobie, po czym odbiegł, otrzepując się wściekłe.
— Czemu nigdy o tym nie pomyśleliśmy, Fred? – zapytał jeden z bliźniaków.
— Nie wiem, George. Dzięki, Potter – Fred uśmiechnął się do Harry'ego, który też odpowiedział uśmiechem i oddalił się, zanim mogli rzucić w niego śnieżkami.
Kiedy dotarli do zamku, każdy z nich był pokryty wielokolorowym śniegiem. Po długim, gorącym prysznicu Harry wrócił do pustego dormitorium i wyciągnął Pelerynę. Czekając, aż pokój wspólny się trochę rozluźni i jedząc Czekoladową Żabę, przestudiował jeszcze raz notatkę przyczepioną do Peleryny. Nadal nie miał pojęcia, kto mu ją dał. Zmarszczył brwi i odłożył notatkę na szafkę nocną, sięgając po kartę z Czekoladowej Żaby i zamarł.
Był tam, na tyle karty Albusa Dumbledore'a:
Albus Dumbledore... znany za... swoją pracę alchemiczną z Nicholasem Flamelem.
Harry przeczytał kartę jeszcze raz, aby upewnić się, że nic mu się nie przywidziało, po czym złapał pióro i pergamin.
Draco,
Mam nadzieję, że przyjemnie spędzasz Święta. Znalazłem tę kartę w Czekoladowych Żabach i pomyślałem o tobie.
Harry
Zadowolony, że jego list nie zawierał nic podejrzanego, zwinął go i schował do kieszeni. Założył pelerynę i ruszył prosto do Sowiarni.
Udało mu się wymknąć z Pokoju Wspólnego, gdy jakiś uczeń do niego wchodził.
Kilka razy musiał zwolnić – peleryna czyniła go niewidzialnym, ale nie wyciszali jego kroków.
         Dotarłszy do Sowiarni, zauważył, że było w niej dużo głośniej niż podczas dnia. Hedwiga nie spała i natychmiast do niego podleciała, a on pogłaskał ją delikatnie po głowie.
— Możesz dostarczyć to do Draco? To ważne — szepnął.
Hedwiga potarła czule jego palec i pozwoliła przyczepić sobie liścik do nogi, po czym odleciała. Harry obserwował ją dopóki, nie zniknęła w mroku, po czym opuścił Sowiarnię.
           Schodząc po spiralnych schodach, próbował zdecydować, gdzie chciał iść. W końcu pod Peleryną mógł wybrać się gdzie tylko miał ochotę. Przez chwilę pomyślał o bibliotece, ale szybko odrzucił tę myśl. Spędził tam wystarczająco czasu i po swoim odkryciu dotyczącym Flamela zasługiwał na chwilę wytchnienia.
            Harry już miał wybrać się na zwiedzanie zamku, gdy nagle usłyszał za sobą miauczenie. Odwrócił się i zauważył stojącą w mroku Panią Norris. Zastanawiał się, czy mogła go dostrzec pod peleryną, ale wtedy zobaczył, że wąchała uważnie powietrze i uświadomił sobie, że czuła zapach Sowiarni.
Na końcu korytarza Harry dostrzegł uchylone drzwi. Na palcach podszedł do nich, po czym skierował różdżkę na zbroję, stojącą tuż za kotem.
Wingardium Leviosa — szepnął.
Zbroja podniosła swoją kopię, która po chwili spadła na ziemię z łoskotem. Kiedy Pani Norris pobiegła w tamtą stronę, Harry wślizgnął się przez otwarte drzwi. Rozejrzał się po pomieszczeniu. Ostatnim razem, kiedy wszedł do jakiegoś nieznanego pokoju, znalazł w nim ogromnego trzygłowego psa i wolał nie powtarzać tego doświadczenia.
Tym razem miał więcej szczęścia. Był sam w pomieszczeniu, które wyglądało jak nieużywana klasa. Zakurzone biurka i krzesła stały wzdłuż wszystkich ścian z wyjątkiem tej na przeciwko niego. Ta ściana była pusta, nie licząc wielkiego lustra, które nie wyglądało na standardowe wyposażenie sali lekcyjnej.
Harry poszedł bliżej i odczytał napis wygrawerowany na górnej ramie: AIN EINGARP ACRESO GEWTEL AZ RAWTĄ WTE IN MAJ IBDO. Zdezorientowany zbliżył się i musiał zakryć usta dłonią, żeby powstrzymać krzyk.
Nie dość, że pomimo Peleryny zobaczył swoje odbicie, to dostrzegł za sobą tłum ludzi. Harry
odwrócił się na pięcie, ale nikogo zanim nie było, nawet żadnego ducha. Powoli odwrócił głowę i znów spojrzał w taflę lustra. Nadal widział swoje odbicie, ale postanowił je zignorować i przyjrzeć się twarzom pozostałych ludzi. Tuż za nim stała młoda para. Mężczyzna wyglądał jak starsza wersja Harry'ego, jednak bez słynnej blizny, a rudowłosa kobieta miała zielone oczy.
— Mama? Tata? — wyszeptał Harry, a postacie polowały głowami. Jego tata płakał mimo uśmiechu na twarzy, a mama położyła mu dłoń na ramieniu, a jego odbicie ją złapało. Jednak gdy Harry położył dłoń na ramieniu, nic nie poczuł. Zamrugał, aby odgonić niechciane łzy.
             Nie miał pojęcia, jak długo stał przed lustrem. Kiedy udało mu się oderwać wzrok od twarzy rodziców, przyjrzał się pozostałym osobom. Niektórzy mieli podobne do niego włosy, inni szczękę, inni oczy. Wielu nosiło okulary, ale zauważył, że żadne z nich nie miało na sobie współczesnych ubrań. Wszyscy nie żyją. Czy tak właśnie działało to lustro? Pokazywało martwych ludzi? Ale dlaczego było tam też jego odbicie? Lekko zaniepokojony Harry rozejrzał się i zorientował się, że już światło. Jeśli chciał pospać chociaż kilka godzin przed spotkaniem ze Snapem, to powinien wracać do sypialni.
— Wrócę, obiecuję — powiedział, przykładając jedną dłoń do tafli w geście pożegnania.
Wrócił tą samą drogą do Sowiarni, aby upewnić się, że zapamiętał, gdzie znajduje się Zwierciadło, po czym ruszył do dormitorium.
Opadł na łóżko i utkwił wzrok w czymś za oknem na jakiś czas, zanim zasnął.

* * *

Harry obudził się następnego ranka, czując skutki niespokojnej nocy. Śnili mu się jego rodzice oraz błyski zielonego światła i chłodny śmiech. Wtoczył się po prysznic i otumaniony udał się na śniadanie.
Podczas posiłku udawał wielkie zainteresowanie swoim podręcznikiem do Eliksirów, aby uniknąć rozmowy z kimkolwiek, ale podniósł wzrok, gdy przybyła poczta.
Jednak gdy nie zauważył Hedwigi z listem od Draco, opuścił Wielką Salę i poszedł przespacerować się po zaśnieżonych błoniach, dopóki nie przyszedł czas na spotkanie ze Snapem.
Kiedy dotarł do sali od Eliksirów, Snape stał pochylony nad słoikiem żuków.
— Ah, pan Potter, idealnie na czas. Pomożesz mi przygotować te żuki. Usuń ich oczy i skrzydła, resztki wrzuć do tej beczki. Nie skalecz się, krew skazi składniki.
To nie było takie zle, jak Harry się spodziewał, przypominało trochę obskubywanie krewetek dla ciotki Petunii. Pracował w ciszy, czekając, aż Snape odezwie się pierwszy.
— Dorastaliśmy z twoją matką w tym samym mieście — powiedział cicho. — Była... Lily Evans była moją pierwszą prawdziwą przyjaciółką.
Kiedy zamilkł, Harry uświadomił sobie, że to był dla Snape'a bolesny temat.
No oczywiście, że jest bolesny, przecież powiedział, że się przyjaźnili, zganił sam siebie.
— Poznałem twoją matkę przed Hogwartem. Lily nie miała pojęcia, że była czarownicą, dopóki jej o tym nie powiedziałem. Jednak zawsze doceniała małe magiczne rzeczy, które potrafiła jako dziecko. Uwielbiała huśtać się na huśtawkach i zeskakiwać z nich w locie. Fakt, że to bardzo irytowało twoją ciotkę tylko ją zachęcał.
— Co z jej rodzicami? Nie żyją, prawda? — Harry przypomniał sobie starszą parę, stojącą w Lustrze za jego mamą.
— Skąd o tym wiesz?
— Eee, ciotka Petunia nigdy ich nie odwiedziła. Domyśliłem się, że by to robiła, gdyby żyli.
Snape utkwił w nim wzrok, który sprawił, że Harry czuł się jak pod wpływem Rentgenu.
— Imponujące rozumowanie.
Znów zapadła między nimi cisza. Harry zrzucił resztki żuków do beczki na odpady.
— A co lubiła robić? Jakie były jej ulubione zajęcia?
— Lubiła czytać. Jej ulubioną książką to „Duma i uprzedzenie", do przeczytania której pewnego razu mnie zmusiła. Powiedziała, że utożsamiała się z bohaterką i nie dawała mi spokoju, dopóki nie przeczytałem tej książki. Jej ulubionym kolorem był fioletowy i zawsze narzekała, że kolory Gryffindoru gryzły się z jej włosami. Lubiła tartę melasową i nienawidziła, gdy łapał ją deszcz.
Harry uśmiechnął się. A więc to po niej odziedziczył swój deserowy gust.
— Była jedną z najmilszych osób, jakie znałem. I była popularna w Hogwarcie, nawet wśród personelu. Wyjątkowo lubił ją nasz nauczyciel Eliksirów.
— Była dobra z Eliksirów?
— Tak, chociaż lepsza z Zaklęć. Jej oceny z Eliksirów były wyższe, bo zawsze spisywała ze mnie — Snape brzmiał na zadowolonego z siebie. Harry zaśmiał się, ale urwał, gdy zobaczył tęskną minę profesora.
— Tęskni pan za nią.
— Tak.
Znów zapadła cisza. Harry udawał, że skupił się na pracy i zamrugał, aby odgonić niechciane łzy. Zajęło mu kilka sekund, zanim zorientował się, że skończyły mu się żuki.
— To tyle na dziś. Wyczyść swoje stanowisko i możesz iść.
Harry po cichu spakował swoje rzeczy, myśląc o mamie. Podniósł swoją torbę i już miał wyjść, ale zatrzymał się i podszedł do Snape'a, który siedział przy swoim biurku.
— Dziękuję, profesorze. Za... za dzisiaj. Po prostu... Dziękuję — Harry uśmiechnął się skrępowany.
Snape złożył dokumenty, które czytał, po czym spojrzał na Harry'ego.
— Twoja ciekawość jest uzasadniona.
— No tak. Jeszcze jedno, Terence kazał mi zapytać pana...
— Który nauczyciel przyszedł błagać o mój eliksir na kaca? — Snape uśmiechnął się pod nosem.
— Madam Hooch.
— Ktoś na nią głosował?
— Ja.
— W takim razie gratuluję.
— Dziękuję — Harry uśmiechnął się i ruszył w stronę drzwi.
— Jeszcze jedno. Powiedz pannie Farley, żeby przestała marnować pieniądze na profesor McGonagall. Ta kobieta potrafi przepić każdego na whiskey. W porównaniu do tego kilka kieliszków wina to nic.

* * *

Tej nocy Harry znów wymknął się z lochów pod Peleryną i ruszył do pokoju ze Zwierciadłem. Zrzucił z siebie Niewidkę i usiadł na podłodze, wpatrując się w swoich krewnych, którzy machali do niego wesoło.
— A już myślałem, że jesteś chociaż na tyle inteligentny, żeby pozostać pod Peleryną Niewidką, gdy łamiesz zasady.
Harry gwałtownie odwrócił głowę i dostrzegł Snape'a, opierającego się o biurko.
— Profesorze! Nie zauważyłem pana!
— Zaklęcie Złudzające — Snape podniósł Pelerynę i przyjrzał jej się uważnie. — Skąd to masz? Jest niesamowita.
— Ktoś przysłał mi to jako prezent świąteczny. Należała do mojego ojca — odpowiedział zdezorientowany Harry. Czy nie powinno być więcej krzyków, gdy zostało się złapanym po ciszy nocnej?
— To wiele wyjaśnia — parsknął Snape.
Gdy Harry spojrzał na niego z dezorientacją, profesor westchnął, usiadł obok niego i oddał mu pelerynę. — Wiesz, co to za lustro? Co pokazuje?
— Ee, czyjąś rodzinę?
— Przeczytaj napis. Od tyłu.
— Ee, odbijam nie twarz twoją, ale twego serca pragnienia.
— Dokładnie. To Zwierciadło Ain Eingarp. Pokazuje to, czego dana osoba pragnie najbardziej. Nie ulotne pragnienia, jak obiad, gdy zaczyna burczeć ci w brzuchu, ale to, za czym tęskno całej twojej istocie. Tych, którzy nie znają jego mocy, może oświecić, chociaż  w twoim przypadku odbicie nie jest niczym niespodziewanym. To zwierciadło jest także niezwykle niebezpieczne.
— Niebiezpieczne? Dlaczego?
— Ludzie popadli w obłęd, zatracając się w odbiciu. Rzeczywistość staje się nieatrakcyjna w porównaniu do tego, co pokazuje Zwierciadło.
Gdy Snape zamilkł, Harry spróbował przyswoić to, co właśnie usłyszał. Musiał przyznać, że ciężko mu było oprzeć się pokusie Zwierciadła.
— Chodź — powiedział Snape, podnosząc się z podłogi. — Odprowadzę cię do dormitorium. Po raz ostatni, mam nadzieję.
Harry rzucił ostatnie spojrzenie na rodziców i ruszył za Snapem.
— Przepraszam, po prostu... nigdy wcześniej nie widziałem moich rodziców.
Snape zacisnął usta w cienką linię.
— Twoje zainteresowanie Zwierciadłem jest zrozumiałe, aczkolwiek niebezpieczne. Poza samym lustrem zapomniałeś o spotkaniu z Trollem w zeszłym miesiącu?
— Eee... — Harry nie myślał o trollu od Halloween. Nie, kiedy miał na głowie Quidditch i poszukiwania Flamela.
— Oczywiście, że nie. Na pewno przez nakład prac domowych.
— Dużo czasu spędzam czytając w bibliotece, profesorze — odpowiedział Harry. Cóż, to akurat była prawda.
— Niesamowite. Chociaż biorąc pod uwagę twój nieortodoksyjny wybór przyjaciół, nie spodziewałbym się niczego innego.
— Nieortodoksyjny?
— Wśród czarodziejskiej społeczności krążą pewne przekonania. Są osoby, które wierzą, że Mugolacy, albo ci mieszanego pochodzenia, są podrzędnymi wobec tych czystej krwi, tych pochodzących z całkowicie czarodziejskich rodzin.
— Czyli trochę jak, gdy mugole są rasistami?
— W dużym uproszczeniu tak. To przekonanie jest utożsamiane ze Slytherinem, ale oczywiście pojawia się wśród przedstawicieli innych domów równie często.
— Czyli to Gemma miała na myśli, gdy ostrzegała mnie o reputacji Slytherinu na początku roku?
— Bez wątpienia. Podczas pierwszego roku panny Farley musiałem przeprowadzić poważną rozmowę z niejednym starszym uczniem na temat ich nastawienia. W każdym razie, dla niektórych nauczycieli czymś szokującym było widzieć, że pan Malfoy zaprzyjaźnił się z tobą, nie wspominając o pannie Granger.
— Twierdzi pan, że Draco jest rasistą? — wydusił Harry.
— Nie kwestionuję waszej przyjaźni, wręcz przeciwnie. Po prostu mówię, że to dość niespodziewane, biorąc pod uwagę, że dzieci zazwyczaj przejmują poglądy po swoich rodzicach.
— Czyli to jego rodzice są rasistami?
— Może nie jego matka, ale jego ojciec zdecydowanie tak.
Harry zastanowił się nad tym w milczeniu.
Draco mówił o swojej matce dość często i korespondował z nią regularnie. Jednak Harry nie mógł sobie przypomnieć, żeby Draco kiedykolwiek wspomniał o swoim ojcu – co miało sens, jeśli Draco wiedział, że jego ojciec mógłby potępiać przyjaźń z Harrym.
— No, dobrze wiedzieć, jeśli mam go odwiedzić — nagle wizja wizyty u Draco nie wydawała się już taka zachęcająca. Nie, jeśli jego ojciec miałby nienawidzić Harry'ego.
— Informacje, nawet jeśli nieprzyjemne lub bolesne, zazwyczaj są korzystne — Snape spojrzał na niego, gdy schodzili do lochów. — Oczywiście pan Malfoy nie dowie się o tej rozmowie, gdy wróci do zamku.
— Nie, profesorze — Harry wywrócił oczami. — Nie jestem idiotą.
— Znakomicie. O, i jeszcze jedno. Nie próbuj wracać do Zwierciadła. Nie znajdziesz go tam, gdzie do tej pory było, a jeśli przyłapię cię w pobliżu tego miejsca nie będę już tak łaskawy, jak dziś. Zrozumiano?
— Tak, profesorze.
— W takim razie do środka.
— Dobranoc, profesorze.
Harry przeszedł przez cichy, ciemny pokój wspólny z mętlikiem w głowie. Zostawił za sobą ślepą nienawiść Dursleyów wobec magii tylko po to, żeby dowiedzieć się, że w świecie czarodziejów byli ludzie, którzy wydawali się tak samo okropni. I jednym z nich był ojciec Draco.
      Drugą noc z rzędu Harry nie mógł zasnąć.

                *                        *                        *

Następnego dnia Harry znów spędził śniadanie czytając podręcznik do Eliksirów w samotności. Kiedy przyleciały sowy z pocztą, Harry był zbyt zajęty książką i nie zorientował się, że coś dostał, dopóki Hedwiga nie dziobnęła go w palec.
— Ał! Hej, masz coś dla mnie? — Harry dał jej resztę swojego bekonu i zdjął list z jej nogi. To była odpowiedź Draco.

Harry,
Dziękuję za prezent. Od jakiegoś czasu chciałem przeczytać tę książkę. Mam nadzieję, że spędziłeś Święta tak samo przyjemnie, jak ja. Dziękuję, że raczyłeś umieścić mały żart w swoim poprzednim liście. Zakładam, że myślałeś, że ktoś to przeczyta i pomyśli, że wciągasz mnie w jakiś idiotyczny plan. Nie jestem w stanie pojąć, czemu wydaje ci się, że nasza korespondencja jest monitorowana. Poza tym, twoje pismo jest tak okropne, że działa lepiej niż jakikolwiek szyfr.
Wracając, czy naprawdę musiałeś to ująć w ten sposób? Usłyszenie, że stary mężczyzna z nieokiełznanym zarostem i okropnym stylem przypomina ci o mnie nie jest do końca pochlebne, Potter. Masz szczęście, że twoja paranoja nadal mnie bawi.
W każdym razie, zerknę na książki w bibliotece w Manor i poszukam czegoś pomocnego. Możesz znaleźć coś ciekawego w dziale alchemicznym w Hogwarcie, ale myślę, że lepiej by było, gdybyś poczekał, aż Hermiona i jej gigantyczny mózg wrócą do szkoły.
Mam nadzieję, że nie nudzisz się zbytnio beze mnie,
Draco
PS. Masz pozdrowienia od matki. Zasugerowała, że powinieneś spędzić część lata u nas.

Harry zaśmiał się, widząc oburzenie Draco.
Dział alchemiczny. Cóż, tym razem przynajmniej wiedział, gdzie dokładnie ma czegoś szukać. Nagle nie wydawało się to już takie zniechęcające. Postanowił to uczcić i pójść polatać.
Harry spędził na zewnątrz dużo więcej czasu niż planował. Nie latał od meczu Quidditcha w listopadzie i zapomniał, jak bardzo mu tego brakowało, chociaż z drugiej strony, najprawdopodobniej cieszyłby się ze wszystkiego, co ratowało go od siedzenia w bibliotece.
Zaśnieżone błonia wyglądały spokojnie i pięknie i stracił poczucie czasu, latając dookoła i rozmyślając.
Teraz, kiedy wiedział, gdzie szukać informacji o Flamelu, Harry miał do tego coraz mniej motywacji. Powtarzał sobie, że Draco i Hermiona wrócą już za kilka dni i będzie szukał razem z nimi. Wszystko wydawało się dużo mniej ważne niż to, czego dowiedział się od Snape'a. Mimo że świadomość, iż ojciec jego najlepszego przyjaciela mógł go nienawidzić za coś, na co nie miał wpływu była bardzo rozpraszająca, to Harry najbardziej rozwodził się nad tym, co Snape mówił o jego matce.
Miło było słyszeć, że jego rodzice byli wspaniali i odważni od Hagrida, jednak wszystko blakło przy informacji, że Harry'ego ulubionym deserem było to samo, co jego mamy.
Harry rozmyślał nad tym, gdy nagle zauważył postać przemierzającą zaśnieżone błonia. Dlaczego Quirrell szedł do Zakazanego Lasu? Harry akurat postanowił go śledzić, gdy nagle usłyszał swoje imię:
— Harry! Ej, Harry!
Zawracając miotłę, Harry dostrzegł Hagrida, który machał do niego sprzed swojej chatki.
Harry spojrzał przez ramię, ale Quirrell już zniknął wśród drzew. Stęknął z irytacją i ruszył w stronę Hagrida.
— Cześć, Hagrid — powiedział, zsiadając z miotły.
— Harry! Czekałem, aż przyjdziesz i mnie odwiedzisz. Wpadnij na filiżankę herbaty.
Harry ruszył za Hagridem do jego chatki. Kieł natychmiast podbiegł do niego i zaczął szczekać. Harry nachylił się, aby go pogłaskać, ale pies zignorował go, patrząc za niego.
— Draco tu nie ma, Kieł — pies powąchał powietrze kilka razy, zanim wrócił do środka z opuszczonym łbem.
— Kieł wyjątkowo uwielbia Draco — zachichotał Hagrid. — Ciebie oczywiście też.
Harry uśmiechnął się do niego.
— Ale nie jest to aż zabawne, bo ja nie przejmuję się tym, ile śliny zostawi na moich szatach?
— To pewnie ma jakiś wpływ. Albo po prostu pachnie lepiej dla psa. Mówią, że zwierzęta potrafią odróżnić dobrego człowieka od złego. Draco musi być dużo lepszy od swojego ojca, jeśli ufać Kłowi.
To przypomniało Harry'emu o tym, co Snape mówił o ojcu Draco poprzedniej nocy, więc szybko zmienił temat:
— Jak mija ci wolne?
— Nie do końca wolne, nie z bliźniakami Weasley próbującymi dostać się tam, gdzie nie powinni i z połową nauczycieli w domach — mruknął Hagrid, nalewając im obu herbaty.
— Na przykład na korytarz na trzecim piętrze? — Harry postarał się, żeby jego głos brzmiał niewinnie.
— Słyszałem od Filcha, że spędzają tam swój cały czas. Oczywiście powiedziałem mu, że powinien spróbować powstrzymać ich od wchodzenia do Zakazanego Lasu i dopiero potem narzekać.
— Dużo uczniów próbuje się tam wkraść?
— Nie, większość jest wystarczająco zniechęcona przez istoty, które tam mieszkają, co nie?
— A nauczyciele? — Harry przypomniał sobie o Quirrellu. Po co nauczyciel Obrony miałby iść do lasu?
— Nauczyciele? No cóż, jest Kettleburn, który co jakiś czas szuka czegoś na potrzeby Opieki nad Magicznymi Stworzeniami. Czemu pytasz? — Hagrid spojrzał na niego podejrzliwie.
— Ee, po prostu spotkałem tam Snape'a.
— No, on chodzi tam po składniki do eliksirów. Nie żeby latać tam, gdzie nie powinien. Tak, wiem co ty i Draco kombinujecie. Wygląda na to, że będziesz takim samym łobuzem jak twój tata, co? — Hagrid zmarszczył brwi, ale Harry zauważył, że kąciki jego ust się uniosły.
Harry zignorował to.
— Ale inni nauczyciele tam nie chodzą?
— Nie, niby po co? Ja chodzę, oczywiście. Mnóstwo interesujących stworzeń. Testrale – sam oswoiłem to stado – i niektóre centaury czasem ze mną pogadają. Nigdy nie oczekuj od nich prostej odpowiedzi. Niewykonalne. Ale trochę łatwiej rozmawia się z tym Firenze.
Harry'ego tak zainteresowały stworzenia żyjące w lesie, że zapomniał dalej wypytać Hagrida o Quirrella. Doszedł do wniosku, że tak było lepiej. Nie chciał, żeby Hagrid też oskarżył go o paranoję. Nie, kiedy nie miał żadnego dowodu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro