Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

2. Draco poznaje Kła, a Harry odkrywa latanie

Szepty zaczęły się dopiero następnego dnia. Pozostali Ślizgoni, na szczęście, ledwo na niego spoglądali i okazywali mu tyle samo zainteresowania, co każdemu innemu pierwszorocznemu. Problemy pojawiły się, gdy opuścił lochy i wpadł na innych uczniów.
Harry starał się ignorować komentarze na temat jego blizny, ciesząc się, że wszystkie lekcje miał ze swoimi współlokatorami.
Uczniowie, którzy zatrzymywali się na korytarzach, aby ostentacyjnie na niego patrzeć i tak wystarczająco go irytowali. Nie wyobrażał sobie, co by było, gdyby chodził na zajęcia sam.
Potter z ulgą dotarł na lekcje, mimo zawodu, jaki sprawiła mu Obrona Przed Czarną Magią.
Reszta zajęć była ciekawa, z wyjątkiem Historii Magii. Harry spędził większość tej lekcji, ucząc Draco gry w kółko i krzyżyk. Po przegraniu każdej rundy, Malfoy przysiągł, że zemści się, kiedy nauczy Harry'ego zasad Szach Czarodziejów.
Wreszcie w piątek rano czekała go lekcja, której oczekiwał i bał się jednoczenie: dwie godziny eliksirów z Gryfonami. Harry próbował przekonać samego siebie, że Draco miał rację i Snape miał żadnego powodu, aby go nie lubić.
Trochę poprawił mu się humor, gdy podczas śniadania przyleciała do niego Hedwiga. Często odwiedzała go na posiłkach, jednak nigdy jeszcze niczego ze sobą nie przyniosła. Liścik, który Potter wyciągnął z jej dzioba, okazał się zaproszeniem do Hagrida na popołudniową herbatę. Harry szybko odpowiedział twierdząco i przekazał świstek Hedwidze.
  Kiedy jego koledzy wstali od stołu, aby udać się na zajęcia, Potter powiedział Draco, że dołączy do nich w lochach, po czym podszedł do stołu Gryffindoru, gdzie zauważył jak Neville i Hermiona zbierają się do wyjścia.
– Idziemy razem na Eliksiry? – zapytał Harry.
– Harry! Jasne! Jak minął ci pierwszy tydzień? Czy lekcje nie są niesamowite? – z radością zaczęła Hermiona.
Harry nie mógł się powstrzymać uśmiechu, widząc entuzjazm dziewczyny.
– Całkiem nieźle jak narazie, a tobie, Neville?
Chłopak uśmiechnął się nieśmiało do Pottera.
– Podobało mi się Zielarstwo – powiedział. – Gorzej jeśli chodzi o Transmutację...
Hermiona wyglądała, jakby miała coś powiedzieć, ale po chwili rozmyśliła się i spojrzała na Harry'ego, mówiąc:
– Eliksirów uczy Profesor Snape, opiekun twojego domu, prawda? – Potter przytaknął. – Jaki jest?
– No, nie spotkałem go jeszcze, więc nie wiem – powiedział Harry. – Ale widziałem, jak patrzył się na mnie na rozpoczęciu roku i nie wydaje mi się, że mnie polubił...
– Niby dlaczego nie? – odparła Hermiona. – Podobno zawsze faworyzuje Ślizgonów.
– Nie wiem, tak tylko mi się wydaje – Potter wzruszył ramionami. – Draco powiedział, że to idiotyczne.
– Cóż, nie tak bym to ujęła, ale jestem pewna, że to tylko twoja wyobraźnia – powiedziała Hermiona, kiedy weszli do klasy. Podeszli do stolika w pierwszym rzędzie, przy którym siedział już Draco. Hermiona i Neville zdążyli przywitać się z Malfoyem, gdy nagle drzwi sali otworzyły się z hukiem i Snape wszedł do pomieszczenia. Podobnie jak Flitwick, zaczął od sprawdzenia obecności. W przeciwieństwie do Flitwicka, nie spadł z krzesła, gdy wyczytał nazwisko Harry'ego.
– Ah, tak. Harry Potter. Nasza nowa znakomitość – powiedział powiedział cicho i obrzucił Pottera chłodnym wzrokiem. Harry odwzajemnił jego spojrzenie i Snape po chwili wrócił do wyczytywania nazwisk. Potter czuł, jak obok niego Draco nerwowo przekręcił się na swoim siedzeniu.
Snape skończył sprawdzać obecność i obrzucił klasę chłodnym spojrzeniem.
– Jesteście tutaj, aby nauczyć się subtelnej, a jednocześnie ścisłej sztuki, jaką jest przyrządzanie eliksirów – zaczął cichym głosem. – Nie ma tutaj głupiego wymachiwania różdżkami, więc być może wielu z was uważa, że to w ogóle nie jest magia. Nie oczekuję od was, że naprawdę docenicie piękno kipiącego kotła i unoszącej się z niego roziskrzonej pary, delikatną moc płynów, które płyną poprzez żyły człowieka, aby oczarować umysł i usidlić zmysły... Mogę was nauczyć, jak uwięzić w butelce sławę, uwarzyć chwałę, a nawet powstrzymać śmierć, jeśli tylko nie jesteście bandą bałwanów, jakich zwykle muszę nauczać... – Harry poczuł na plecach ciarki. Podobał mu się podręcznik od Eliksirów, a Snape sprawił, że ten przedmiot wydawał się jeszcze bardziej ekscytujący.
– Potter! – Harry drgnął, słysząc swoje nazwisko z ust Snape'a. – Co otrzymam, jeśli dodam sproszkowanego korzenia asfodelusa do nalewki z piołunu?
Harry rozpaczliwie próbował sobie przypomnieć, co przez wakacje przeczytał o asfodelusie w podręcznikach, gdy obok niego Hermiony ręka wystrzeliła w górę. Asfodelus był symbolem bogini greckich zaświatów... – Ee, Wywar Nieśmiertelności?
Draco jęknął, a Snape zamrugał jakby z zaskoczeniem, po czym kontynuował:
– Otrzymam bardzo silny eliksir snu, zwany Wywar Żywej Śmierci – poprawił go nauczyciel. – Spróbujmy jeszcze raz, Potter, gdzie będziesz szukał, jeśli powiem ci, abyś znalazł bezoar?
To akurat proste, pomyślał Harry i odpowiedział:
– W żołądku kozy, profesorze.
– Tak. To antidotum na większość, nie wszystkie, trucizny. Jaka jest różnica między mordownikiem a tojadem żółtym?
Potter zmarszczył brwi.
– Czy to nie jest jedno i to samo, profesorze? – zapytał z dezorientacją.
– Są. Nazywa się je również akonitem. – Snape spojrzał na Harry'ego uważnie, po czym podniósł wzrok na resztę klasy. – Dlaczego tego nie notujecie? I dwa punkty dla Slytherinu za pofatygowanie się i otwarcie książki zanim ty przybyłeś, Potter.
Reszta lekcji minęła Harry'emu dość przyjemnie, nie licząc tego, że jakiś rudowłosy Gryfon nazwał go lizusem, czym wywołał śmiech u swoich przyjaciół.
Nadal promieniując szczęściem po zgarnięciu kilku punktów dla Slytherinu, został przydzielony do Draco do pracy w parach. Ich eliksir leczący czyraki okazał się perfekcyjny i jako jedyny nie został skrytykowany przez Snape'a. Mimo to, Harry nie mógł pozbyć się przeczucia, że profesor go nie lubił i powiedział o tym Draco, kiedy po lekcji szli na lunch.
– Oh, przestań, Potter! – prychnął Malfoy. – Powiedział cokolwiek? Nie! Nawet dał ci kilka punktów!
– Ale nie wyglądał na szczęśliwego z tego powodu – mruknął Harry.
– Oczywiście, że nie. Snape nigdy nie wygląda na szczęśliwego – zaśmiał się Draco.
– Tak, ale... – zaczął Potter, ale Malfoy mu przerwał:
– Merlinie, jesteś irytujący! O której idziemy do Hagrida?
Harry spojrzał na niego z zaskoczeniem.
– My?
– Tak, my. Najwyraźniej masz paranoję i jeśli zostaniesz z kimś sam na sam, to zaczynasz myśleć, że cię nienawidzi.
– Gnojek.

* * *

Gdy Harry zapukał do chatki Hagrida, chłopcy usłyszeli szczekanie dużego psa, a potem krzyk Hagrida „Odejdź, Kieł... odejdź!" po czym drzwi uchyliły się.
– Chwilkę. Odejdź, Kieł – powiedział Hagrid, otwierając drzwi szerzej, trzymając drugą ręką obrożę ogromnego, czarnego psa. Draco uśmiechnął się ironicznie, przekraczając próg, ale nic nie powiedział.
– Czujcie się jak u siebie – powiedział Hagrid, puszczając Kła, który natychmiast podbiegł do Draco, a jego ślina zaczęła spływać na szaty Malfoya.
– To Draco – powiedział Harry, starając się nie śmiać na widok miny chłopaka, kiedy zauważył psią ślinę, która teraz pokryte były jego, wcześniej schludne i czyste, szaty.
Hagrid podniósł wzrok znad dzbanka z herbatą, aby przyjrzeć się Draco.
– Malfoy, tak? Pamiętam twojego ojca, gdy był tu uczniem, wyglądasz dokładnie jak on – powiedział mężczyzna. – Muszę przyznać, że nigdy nie spodziewałem się zobaczyć żadnego Malfoya w tym domu.
– Nie jestem moim ojcem – powiedział Draco cicho, poddając się w próbach zepchnięcia z siebie Kła i zaczął go głaskać z rezygnacją.
– Nie, nie spodziewam się, że jesteś – odparł Hagrid, podając im herbatę i ciasteczka.
Ciastka prawie połamały im zęby, ale Harry udawał, że mu smakują, podczas gdy rozmawiali z mężczyzną o ich pierwszym tygodniu w Hogwarcie. Draco potajemnie podawał swoje ciasteczka psy, kiedy tylko Hagrid nie patrzył w jego stronę.
Malfoy jęknął głośno, gdy Harry zaczął mówić o swoich podejrzeniach co do Snape'a. Hagrid tylko się zaśmiał i powiedział, że Snape nigdy nie lubił żadnego ucznia.
– Ale wyglądał jakby naprawdę mnie nienawidził – jęknął Harry.
– Głupoty! – odparł Hagrid, dolewając wszystkim herbaty i nie patrząc na chłopca. – Czemu niby miałby?
– Właśnie to mu powtarzam – Draco przewrócił oczami. – Widzisz, z czym muszę się męczyć?
Hagrid zgodził się z Malfoyem, a Harry podniósł kawałek papieru ze stołu, który okazał się być wyciętym kawałkiem artykułu z Proroka Codziennego, dotyczącym włamania do Gringotta. Harry przypomniał sobie, jak Hagrid powiedział mu, że ktoś musiałby być szalony, aby próbować się tam włamać.
– Hagrid! To włamanie do Gringotta miało miejsce w moje urodziny! – wykrzyknął Harry. – Mogło się wydarzyć, kiedy my tam jeszcze byliśmy!
Mężczyzna po raz kolejny uniknął kontaktu wzrokowego z chłopcem, dokładając ciasteczek na talerz. Harry jeszcze raz przeleciał artykuł wzrokiem. Skarbiec został przeszukany i okazało się, że został opróżniony wcześniej tego samego dnia. Potter przypomniał sobie skrytkę, z którego Hagrid wziął paczkę i to, jak nie chciał odpowiadać na żadne pytania Harry'ego na jej temat. Czy ten artykuł odnosił się właśnie do tego skarbca? Czy Hagrid sprzątnął jakiś skarb złodziejom sprzed nosa?
Kiedy chłopcy wracali do zamku, Draco głośno narzekał na stan swoich szat. Harry przytakiwał mu, jednak wcale go tak naprawdę nie słuchał. Był zbyt zajęty myśleniem o tym, czego dowiedział się u Hagrida. Mężczyzna opróżnił skrytkę, biorąc z niej tajemniczą paczkę tego samego dnia, w którym ktoś próbował ukraść coś z Gringotta. I nie patrzył na Harry'ego, gdy zapewniał go, że Snape go nie nienawidzi.
W krótkim czasie Potter dowiedział się, że magia, duchy i gobliny istnieją. Ale nadal nie wierzył w zbiegi okoliczności.

* * *

Tego wieczora na tablicy ogłoszeń Slytherinu zawisł świstek papieru, który spowodował szum wśród pierwszorocznych.
– Lekcje latania! – powiedział Harry.
Draco musiał siłą odciągnąć go od tablicy i teraz siedzieli przy kominku, grając w Szachy Czarodziejów. Malfoy był zdeterminowany, żeby szybko nauczyć Pottera zasad. Chłopak wyjaśnił mu, że on i jego matka mieli zwyczaj cotygodniowej rozgrywki i brakowało mu tego tu, w Hogwarcie. Blaise i Theo nie chcieli grać, więc wypadło na Harry'ego. A on miał aktualnie problemy z koncentracją.
– Już to mówiłeś. Wiele razy – powiedział Draco. – Skoncentruj się!
– Ale... Lekcje latania! Draco, lekcje latania! – Harry przesunął swojego skoczka i podniósł wzrok znad szachownicy z ekscytacją.
Draco westchnął i postawił pionka Harry'ego tam, gdzie był wcześniej
– Skoczki poruszają się po skosie, Potter, po skosie.
– Przepraszam, po prostu...
– Lekcje latania. Tak, wiem – Draco rozejrzał się po pokoju i pochylił się w stronę Harry'ego. – Słuchaj, doprowadzasz mnie do szału...
– Przepraszam, po prostu denerwuję się tym – wyznał Potter.
Wiem. Dlatego idziemy polatać jutro.
– Jutro? – Harry spojrzał na niego z zaskoczeniem.
– Jutro. Weźmiemy szkolne miotły i pójdziemy polatać. Tym sposobem pokażę ci kilka rzeczy przed lekcją i wtedy może przestaniesz o nich gadać – Draco oparł się plecami o kanapę i uśmiechnął się, najwyraźniej bardzo zadowolony z siebie.
Harry uśmiechnął się szeroko.
– Draco, jesteś niesamowity!
– Wiem.

                   *                     *                      *

          Następnego dnia Harry i Draco spędzali czas w pokoju wspólnym z kolegami z klasy.
Potter opowiadał Theo i Tracey o mugolskim świecie, a Malfoy pisał list do matki.
          Pół godziny przed kolacją, Draco wstał i oświadczył, że musiał iść do biblioteki, a Harry miał iść z nim. Potter zrobił przedstawienie godne nagrody narzekając na apodyktyczność Draco, po czym ruszył za blondynem, ale wcale nie poszli do biblioteki. Zamiast tego udali się do Sali Wejściowej, gdzie Malfoy udawał, że pokazuje coś Harry'emu, czekając aż kilkoro uczniów się oddali. Kiedy tylko zostali sami, szybko podeszli do frontowych drzwi i wymknęli się na zewnątrz.
             Na błoniach było cicho, poza oddalonym odgłosem Hagrida rąbiącego drewno obok swojej chatki. Do zachodu słońca została jeszcze ponad godzina, ale cienie już zaczynały się wydłużać i ogarniać coraz większy teren, więc chłopcy przestali się martwić, że ktoś ich dostrzeże. Uśmiechnęli się do siebie i pobiegli w stronę boiska do Quidditcha.
               Pole okazało się być puste, ponieważ żadna z drużyn nie zaczęła jeszcze trenować.  Chłopcy podeszli do schowka, który okazał się zamknięty.
– Co teraz? – zapytał Harry. – Nie umiem wyłamywać zamków, a ty?
– Wyłamywać zamki? Czy to jakiś mugolski sposób? Nieważne, odsuń się – Draco rozejrzał się dookoła, po czym skierował swoją różdżkę na kłódkę. – Alohomora!
Drzwi otworzyły się, a Harry spojrzał na Malfoya z zachwytemz
– Gdzie się tego nauczyłeś?
– Jest w naszym podręczniku od Zaklęć, głupku – odparł Draco. – Jak tylko dostałem różdżkę, zdecydowałem sprawdzić, co ojciec trzyma w swoich zamkniętych szafkach.
– I?
– Nic, tak naprawdę. Jakieś książki i rzeczy tego typu. Trop – to zaklęcie, które zawiadamia Ministerstwo, że jakiś niepełnoletni uczeń użył magii poza szkołą – nie informuje ich, kto dokładnie rzucił zaklęcie. Więc ktoś jak ty, jedyny czarodziej w domu pełnym mugoli, prawie na pewno byłby przyłapany – wyjaśnił Malfoy. – Ale komuś jak ja, w domu z rodzicami, którzy ciągle używają magii, uszłoby to na sucho, bo Ministerstwo ufa dorosłym, że będą to kontrolować.
– Czyli dzieci w świecie czarodziejów mogą używać magii, a te w mugolskim nie? To niesprawiedliwe!
– Chyba tak – Draco wzruszył ramionami. – Ale nigdy się nad tym nie zastanawiałem. Trzymaj – Malfoy podał Harry'emu miotłę. – Ta powinna ci pasować, dawaj.
          Ruszyli w stronę boiska, które teraz już całkowicie pochłonął mrok. Draco zatrzymał się i spojrzał na Harry'ego.
– Latanie jest proste jak już wpadniesz w rytm – powiedział. – Po prostu kierujesz trzonek w stronę, w którą chcesz lecieć; pociągasz do siebie, żeby sie zatrzymać; większość będziesz robił intuicyjnie. Patrz na mnie i potem odbij się od ziemi, żeby się wznieść – Draco delikatnie odepchnął się od podłoża i powoli uniósł się w powietrze, lewitując kilka metrów nad Harrym.
Potter zacisnął dłonie na trzonku, wziął głęboki oddech i odbił się. Nagle wzniósł się w powietrze, zatrzymując się na przeciwko Draco.
Uśmiech wstąpił na jego usta. Udało mu się! Teraz nie pamiętał już, czym się tak martwił, to jak narazie najprostsza rzecz, jaką zrobił przez cały tydzień.
– Uspokój się, głupku – zaśmiał się Draco. – Nie zrobiłeś  niczego, czego pierwszoroczny Puchon by nie potrafił.
– Jeszcze nie – powiedział Harry, po czym ruszył przed siebie. Słyszał krzyki Malfoya pod nim, ale nie zatrzymał się. To było niesamowite! Powietrze stawało się coraz zimniejsze, ale nie zwracał na to uwagi. Jedyne co się liczyło, to fakt, że latał! Po chwili Harry zatrzymał się i poczekał, aż Draco go dogoni.
– Skończyłeś się popisywać? – mruknął.
– Nawet nie w połowie! – Harry spojrzał na pętle na końcu boiska i poleciał w ich stronę. Draco ruszył za nim, zdecydowanie wolniej, obserwując Pottera z niedowierzaniem.
– Jesteś pewien, że to twój pierwszy raz? – zawołał Malfoy.
– Chyba pamiętałbym latanie, gnojku! – zaśmiał się Potter. – Chociaż gdy byłem mały Hagrid przywiózł mnie do domu mojej ciotki i wuja na latającym motocyklu.
Draco zamrugał, po czym powiedział:
– Jesteś całkiem dobry. Ale ja nadal lepszy.
– Tak twierdzisz? Złap mnie i udowodnij! – to powiedziawszy, Harry odleciał, śmigając nad ławkami i kierując się w stronę Zakazanego Lasu. Draco przeklnął i ruszył za nim.
W lesie Harry odrobinę zwolnił, ponieważ drzewa prawie całkowicie odcinały światło wieczorne. Gałęzie uderzały go w twarz, więc zleciał niżej. Bliżej ziemi było mniej przeszkód i szybko znalazł wąską drogę. Poleciał nią i wkrótce dotarł do niewielkiej polany, gdzie się zatrzymał i poczekał na Draco, który przybył minutę później. Harry zastanawiał się, jakim cudem jego włosy zawsze były idealnie ułożone. Jego własne wyglądały jakby właśnie wstał z łóżka i nawet nie chciał się zastanawiać, jak wyglądały teraz.
– Potter, czy wszystko co robisz, musi rujnować mój strój? – prychnął Draco, zatrzymując się. – Najpierw ten pies i jego ślina, a teraz mam wielką dziurę w rękawie – dla podkreślenia pomachał wspomnianym ramieniem Harry'emu przed twarzą, który tylko się zaśmiał.
– Było nie wlatywać w drzewa, Malfoy.
– Było nie... eh, kiedyś mnie wykończysz, przysięgam – Draco rozejrzał się po polanie, krzywiąc się, ale jego twarz się rozweseliła, gdy zauważył jabłoń. – Jabłka! Świetnie, umieram z głodu! – podleciał do drzewa i urwał owoc z wysokiej gałęzi i wgryzł się w niego. – Mmm, dobre, też chcesz?
Kiedy Harry przytaknął, Malfoy rzucił jabłko w jego stronę, ale rzut był za lekki i owoc spadł tuż przed miotłą Pottera.
Rzucając Draco piorunujące spojrzenie, zanurkował po jabłko, łapiąc je kilka metrów przed ziemią. Harry wgryzł się w nie z triumfem i wrócił do Malfoya, który patrzył na niego z szeroko otwartymi ustami.
– Co jest? – zapytał Harry.
Draco potrząsnął głową i zamknął usta.
– Byłem pewien, że się rozbijesz!
– Dałem radę - odpowiedział Harry defensywnym tonem.
– Wiem, właśnie o to mi chodzi. Złapałeś jabłko nurkując po raz swojego pierwszego lotu! – Draco zaczął zrywać więcej jabłek, aż miał nimi wypchane kieszenie szat. – Dawaj, rzucę ci jeszcze kilka i zobaczymy czy dasz radę je złapać.
Harry przewrócił oczami.
– Nie mogę dokończyć tego w spokoju?
– Nie, chce znowu zobaczyć, jak to robisz – to powiedziawszy, Draco rzucił jabłkiem w Harry'ego. Potter przeklął i puścił owoc, który jadł, ruszając za kolejnym. Złapał go tak samo łatwo jak kolejny i kolejny, nawet kiedy Draco zaczął podkręcać swoje rzuty.
– Okej, ostatni raz! – zawołał Malfoy, kiedy wieczór zamienił się w noc i całe światło zniknęło z lasu. – Schodzę niżej!
Harry skierował trzonek miotły w dół i przeklął, gdy jabłko przeleciało wysoko nad jego głową. Mrucząc coś o kłamliwych Malfoyach, gwałtownie wykręcił miotłę i ruszył za owocem. Skupiony na zielonym punkcie, nie zauważył jeszcze jednej pary oczu, obserwującej go. A przynajmniej nie, dopiero nie zanurkował ostro, aby złapać jabłko...
...Tuż przed twarzą Snape'a.
Harry przełknął ślinę i zacisnął dłoń na jabłku.
Snape najwyraźniej zbierał składniki do eliksirów, oceniając po roślinach wystających z koszyka, który stał obok. Mężczyzna otrzepał dłonie o szatę i podniósł się i teraz patrzył na Harry'ego z góry.
– Przepraszam, profesorze. Nie chciałem...
– Czego, Potter? Nie chciałeś wkraść się do schowka na miotły, kiedy reszta uczniów była na kolacji? Nie chciałeś ukraść miotły i latać jak szalony po Zakazanym Lesie? Lasu nazwanego w ten sposób, ponieważ jest zakazany dla uczniów, takich jak ty? – Snape uniósł brwi, czekając na jego odpowiedź.
Harry zastanawiał się nad jakąkolwiek wymówką, ale uratował go krzyk Malfoya:
– Potter, co ty robisz? Tylko nie mów mi, że spadłeś z miotły i... oh – oczy Draco powiększyły się na widok Snape'a. Malfoy wahał się przez chwilę, ale chwilę później opadł na ziemię i zszedł z miotły, co Harry uznał za znak, że powinien zrobić to samo.
– Profesorze, my...
– Cisza, Malfoy – Snape rzucił Draco krótkie spojrzenie, po czym znowu skupił się na Harrym. – Mimo że sprawia mi to ból, to muszę przyznać, iż był to naprawdę spektakularny lot, panie Potter.
Harry spojrzał na niego z niedowierzaniem.
– Eee, dziękuję, panie profesorze.
– Oh, nie dziękuj mi jeszcze – odparł mężczyzna. – Obaj, ze mną – kiedy ruszyli, kontynuował. – Podziękujesz mi, jak już będziesz miał za sobą pierwszy trening jako Szukający Slytherinu.
Harry jedynie patrzył na niego otumaniony, a Draco sapnął.
– Szukający, profesorze? – zapytał Harry.
– Szukający, panie Potter. Na pewno pan Malfoy powiedział ci o Quidditchu? – kiedy Harry przytaknął, kontynuował. – Mimo że drużyna Slytherinu wygrała w zeszłym roku, to na pewno nie dzięki umiejętnościom aktualnego Szukającego. Poinformuję kapitana, że mamy kogoś innego na jego miejsce i zaczniesz treningi w przyszłym tygodniu.
Harry i Draco szli przez chwilę w ciszy. Obaj nie mogli uwierzyć w to, co się właśnie wydarzyło, ale nie chcieli ryzykować złości Snape'a, więc nic nie mówili. W końcu mężczyzna sam przerwał milczenie:
– Masz wystarczająco pieniędzy na swoją miotłę, panie Potter?
– Tak, profesorze. W skarbcu u Gringotta.
– Znakomicie, jutro pożyczę katalog mioteł pani Hooch i złożysz zamówienie przez sowią pocztę. Przejrzysz katalog podczas swojego szlabanu.
– Szlabanu?
– Tak, panie Potter. Możesz być niezwykle cennym zawodnikiem, ale to nie zmienia faktu, że złamaliście zasady – Snape wykrzywił usta w uśmiechu. – Ty i pan Malfoy pomożecie mi jutro wyczyścić kotły, które wasi idiotyczni koledzy najwyraźniej uparli się zniszczyć.

* * *

Snape zostawił ich samych, gdy dotarli do zamku, uprzednio ostrzegając ich, żeby nie dali się złapać po ciszy nocnej. Harry czekał, aż szaty Snape'a zniknęły za rogiem, po czym złapał Draco z ekscytacją.
– Będę Szukającym! – Harry nie mógł uwierzyć w swoje szczęście. Nikt nigdy nie wybierał go do drużyn w szkole, bo nikt nie chciał, żeby Dudley myślał, że ktoś lubił Harry'ego.
Draco pozwolił Potterowi trząść nim przez chwilę, zanim odsunął się od niego i powiedział.
– Gratulacje.
Harry zawahał się widząc coś na twarzy drugiego chłopca.
– Czy coś... Wszystko okej?
Draco zmusił się do uśmiechu.
– W porządku. Wszystko okej.
Harry uniósł brwi.
– Twoja mina mówi co innego.
– Skoro musisz wiedzieć, to to naprawdę duży cios być przegonionym przez kogoś podczas jego pierwszego lotu!
– Przepraszam, skąd miałem wiedzieć, że Snape zrobi coś takiego? – Harry się martwił. Czy zaraz straci przyjaciela?
– Merlinie, nie patrz na mnie, jakbym skopał twojego pieska. Myślę, że będzie warto, jeśli Slytherin ma dzięki temu wygrać Puchar – Draco znowu się uśmiechnął, tym razem szczerze. – Wiesz, co to oznacza, prawda?
– Ee, musisz pomóc mi wybrać miotłę?
– No, tak, oczywiście, ale oprócz tego: musimy to uczcić. Chodźmy do kuchni ukraść trochę słodyczy.
– Gdzie jest kuchnia?
– Za mną.
Draco poprowadził go dolnym korytarzem, gdzie wisiało wiele obrazów jedzenia. Kilkoro Puchonów szło przed nimi, więc Harry domyślał się, że ich Pokój Wspólny musiał być niedaleko.
– Szukaj obrazu miski z owocami – powiedział cicho Draco. – Musimy połaskotać gruszkę.
– Połaskotać gruszkę? – parsknął Harry.
– Zamknij się, Potter, w ten sposób wejdziemy do kuchni, matka mi mówiła – odparł Draco.
– Wybacz. To chyba ten obraz – Harry wyciągnął rękę i połaskotał gruszkę, która zachichotała, po czym zamieniła się w klamkę.
Potter otworzył drzwi i przekroczył próg, ale zatrzymał się tak gwałtownie, że Draco na niego wpadł.
– Uh! Co ty robisz, durniu? – mruknął Malfoy.
– Wybacz, ale co... to jest? – szepnął Harry.
Kuchnia była ogromna i stały w niej 4 długie stoły, które, jak Harry sądził, odpowiadały stołom domów w Wielkiej Sali. Przy ścianach zauważył różne kuchenki i piekarniki, a po całym pomieszczeniu krzątały się najdziwniejsze stworzenia, jakie Harry kiedykolwiek widział.
– Co? A, tak, to tylko skrzaty domowe – odparł Draco ze znudzeniem. – W Hogwarcie jest ich bardzo dużo. Gotują, sprzątają i ogólnie służą czarodziejom. Mamy kilka w domu, możesz je zobaczyć, gdy przyjedziesz do nas.
Harry'ego odpowiedź została przerwana przez kilka skrzatów, które do nich podbiegły i ukłoniły się.
– Co panom podać? – Harry wpatrywał się w skrzata, który się do nich odezwał.
– Trochę słodyczy – odpowiedział Draco.
Grupa skrzatów natychmiast odbiegła i za chwilę wróciła, niosąc dwie wypchane jedzeniem torby.
– Czy panowie chcą coś jeszcze?
– Nie, to wystarczy – Draco odwrócił się do wyjścia i pociągnął ze sobą Harry'ego.
– Dziękujemy! – krzyknął Potter przez ramię. Drzwi zatrzasnęły się, więc nie usłyszał już odpowiedzi skrzatów. Odwrócił się do Draco, który patrzył na zegarek.
– Są słodkie. Dziwne, ale słodkie.
– Jeśli myślisz, że są dziwne, to powinieneś poznać Zgredka.
– Zgredka? Kto to?
– Jeden z naszych skrzatów w domu, zobaczysz go, gdy przyjedziesz. A teraz powinniśmy się spieszyć. Cisza nocna zaczęła się kilka minut temu.
– Co? Kurde, lochy są po drugiej stronie zamku, lepiej pobiegnijmy.
Przerzucili torby przez ramię i wrócili do Sali Wejściowej, gdy nagle usłyszeli miauczenie.
Patrzyli z przerażeniem, jak Pani Norris szła w ich stronę z przejścia, które prowadziło do lochów.
– Biegiem!
Odwrócili się i wpadli na pierwsze schody, jakie zauważyli. Słyszeli za sobą charczenie Flicha.
Kiedy wbiegli na piętro, Harry złapał Draco i pociągnął go w jakiś korytarz. Minęli kilka drzwi, zanim dobiegli do tych kończących korytarz. Harry rozpaczliwie spróbował przekręcić klamkę, ale nie ustąpiła.
Alohomora! – sapnął. Drzwi się otworzyły, a chłopcy wbiegli do pomieszczenia i zatrzasnęli je za sobą.
– Chyba go zgubiliśmy – powiedział Harry, ciężko oddychając.
– Poczekajmy jeszcze kilka minut i potem dopiero wyjdziemy – odparł Draco.
Nagle usłyszeli za sobą burczenie. Odwrócili się i zobaczyli wielkiego, trzygłowego psa warczącego na nich.
– Albo uciekniemy teraz! – wydusił Harry.
– Tak, teraz to dobry pomysł! – Draco popchnął drzwi i wypadli na korytarz, zatrzaskując je tuż przed psem, który próbował ich schwytać.
– Co to do cholery było? – zapytał Harry.
– Wielki trzygłowy pies! – odpowiedział Draco, przywierając do Harry'ego. – Na klapie.
Potter poderwał głowę do góry.
– Klapie?
– Stał na niej jakby jej pilnował.
– Pilnował... – Harry patrzył się w jeden punkt, dodając do siebie elementy układanki, dopóki Draco nie pomachał mu dłonią przed twarzą.
– Daj spokój, Potter, musimy wrócić do lochów, zanim Snape nas przyłapie i da nam kolejny szlaban.
           Harry szedł za Draco, gdy przekraczali próg Pokoju Wspólnego. Kilka osób spojrzało na nich z zaciekawieniem, kiedy szli w stronę sypialni, która okazała się pusta. Z ulgą opadli na łóżka i położyli jedzenie na podłodze.
– Czemu tak dziwnie zareagowałeś, gdy wspomniałem o klapie? – zapytał Draco.
– Hę? A, ee, myślałem...
– Ah, to dlatego nie poznałem tej miny.
– Gnojek.
– Debil – poduszka poszybowała przez powietrze i uderzyła Harry'ego w twarz.
– Okej, okej! Powiedziałeś, że wyglądało jakby pies czegoś pilnował, tak? No więc, słyszałeś o włamaniu do Gringotta? Hagrid był tam ze mną tego samego dnia i wziął z pustej skrytki jedną paczkę. I jedyne co mi powiedział, to że to sprawy Hogwartu.
– Więc myślisz, że pies pilnuje tej paczki? – Draco usiadł i spojrzał na niego.
– Tak – odparł Harry tuż przed tym, jak drzwi do sypialni otworzyły się i ich współlokatorzy weszli do środka.
– Chyba nie moglibyście być już bardziej dramatyczni – powiedział Blaise. – Nie poszliście na kolację, a potem  przebiegliśmy tu jakby piekielne ogary was goniły.
Harry i Draco wymienili się spojrzeniami.
– Ee, wpadliśmy na Snape'a na zewnątrz i opuściliśmy kolację, więc poszliśmy po coś do jedzenia do kuchni.
– A potem Filch i jego kot nas gonili kilka minut po ciszy nocnej  – dodał Draco. – Cieszcie się, że mamy wystarczająco jedzenia dla nas wszystkich. Musimy coś uczcić.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro