Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

9. Zostań ze mną - czyli Lily ci zaufała.

Odprowadził ją pod same drzwi. Miała to szczęście, że jako prefekt naczelny mieszkała sama. W innym wypadku mogłaby mieć spore kłopoty. Zaprosiła go jeszcze na chwilę, jednak nie zapalała światła, bo ktoś mógłby zauważyć. Także mówili szeptem.

- No, Jamesie Potterze. Wykonałeś zadanie. Kolejny krok też należy do ciebie.

Uśmiechnął się, ale z powodu ciemności, nie zobaczyła tego.
Uklęknął przed nią i złapał jej malutką, ciepłą dłoń.

- Lily, czy sprawisz mi ten zaszczyt i uczynisz mnie najszczęśliwszym człowiekiem na świecie? Zostaniesz moją dziewczyną?

Może nie było tego widać, ale zarumieniła się. Tak, przecież właśnie tego chciała.

- Tak, tak, tak!

Rzuciła się chłopakowi na szyję. Przewrócili się na łóżko. Pocałował ją. Kwestia przyzwyczajenia.

- Wiesz, chętnie zostałbym na noc, ale muszę obudzić chłopaków.

- No leć, mój bad boyu!

Dała mu jeszcze całusa w policzek.

- Dobranoc!

Powiedział wychodząc. Szkoda, że chłopaki nie wiedzieli wcześniej, że czeka ich głośna pobudka w środku nocy. Pewnie by się jakoś uzbroili.

***********************

- Pobudka, wstajemy panowie! Za piękny dzień, żeby go przespać!

Wrzeszczał przez megafon. Wcześniej oczywiście musiał zabezpieczyć pokój zaklęciem, bo z pewnością obudziłby cały zamek. I tak podłoga drżała.

- Zamknij się! Jest środek nocy!

Krzyknął Łapa, trzymając głowę pod poduszką.

- Owszem, ale nie uwierzycie w to, co się stało! Lily jest moją dziewczyną!

Peterowi spadł baton (ej, nocne podżeranie beze mnie?), Remus zleciał z łóżka, a Syriusz wstał i podszedł do Jamesa.

*Złowieszcza muzyka*

- Czy zdaje ci się, że masz prawo budzić mnie w środku nocy, by powiedzieć mi coś, co i tak nigdy nie będzie możliwe?!

Potter wziął kosmyk jego ciemnych włosów i owinął go sobie na palcu.

- Łapciu, Łapciu... Dlaczego ty nigdy we mnie nie wierzysz?

- A idź ty! Udowodnij!

Gestem ręki nakazał chłopakom iść za nim. Tak też zrobili. Było ciemno. Bardzo ciemno. Najmniejsze światło byłoby widać przez okno na drugim końcu zamku. Weszli po schodach na wieżę z sypialniami dziewcząt. Było i ch bardzo dużo. On jednak wiedział, które należą do jego dziewczyny. Otworzył je delikatnie. Tak jak sądził, nie spała. Siedziała na parapecie i patrzyła w dal. Usłyszała skrzypnięcie drzwi. Podeszła do nich i z całej siły otworzyła na oścież. Wszyscy humcwoci upadli na ziemię.

- O, stęskniłeś się, kochanie?
O, i przyprowadziłeś gości!

Pomogła mu wstać (tylko jemu). Dała mu szybkiego buziaka w usta. Chłopaki podnieśli się już.

- No, Rogaś! A jednak!

Podszedł i przytulił Lily.

- Czy mogę być ojcem chrzestnym?

Dziewczyna wybuchnęła śmiechem.

- Oj, Syriusz, a nie trochę za wcześnie?

- Nie no, skąd?

Odpowiedział z uniesionymi brwiami.
Wszyscy zaczęli się śmiać. Mimo, że była jakoś trzecia nad ranem, nie czuli zmęczenia.

- A czego moja dziewczyna wypatrywała przez okno?

Zapytał James.

- Zastanawiałam się, czy to już tą noc, kiedy przy Bijącej Wierzbie ganiają się czarny pies z pięknym, dostojnym jeleniem.

Powiedziała. Może nie widziała, ale za to czuła jak James się uśmiecha. Podszedł do niej i splótł ich palce. Pocałował ją.

- Jest jeszcze coś, o czym pewnie nie wiesz...

Zaczął chłopak.

- Nie jesteś prawiczkiem?

Zapytała ironicznie, na co reszta chłopaków wybuchnęła śmiechem.

- Nie...

- Jest tam jeszcze szczur!

Krzyknął Peter.

- Oj, przepraszam cię, Peter! Jednak z mojego okna, zwłaszcza w nocy, trudno zobaczyć szczura. Nawet rozmazanej małej plamki nie widać...

Nie widziała jego reakcji. Przytuliła swojego chłopaka.

- Zostaniesz na noc? Nie mogę spać?

Zapytała go szeptem, tak, żeby tylko on usłyszał.

- No, panowie! Muszę was przeprosić, ale MOJA dziewczyna potrzebuje mnie na noc!

Klasnął w dłonie i ruchem ręki nakazał im wyjść.

- Oj, Evans, nie wiem co tu się szykuje, ale nie zdemolujcie pokoju. Jutro (właściwie dzisiaj) przyjdę na inspekcję!

- Jasne, no już, wypad!

Chłopcy wyszli. Lily poszła grzebač w kufrze. Wyjęła słoik. Machnęła różdżką, a w słoiku pojawił się płomyczek. Nie dawał dużo światła i właśnie o to chodziło.

- Pewnie przespałeś tę lekcję, co?

Zapytała z uśmiechem.

- Em, możliwe! Ale wiesz, tylko ten jeden raz!

Pokręciła głową z ironią wymalowaną na twarzy. Nagle mina jej zrzedła.

- Nie mogę spać. Już od tygodnia. Rozmawiam wtedy z sir Nicolasem. Przychodzi tu. Mówił mi, że nawet duchy wiedzą, że coś się dzieje. Że zachowują się inaczej. Mówi, że mam w sobie jakąś wyjątkową moc, dlatego tak się że mną dzieje.

- Na pewno masz moc przyciągania zabójczo przystojnych debili.

Zaśmiała się. Właśnie o to mu chodziło. Wiedział, że ona teraz na nim polega. Że ona ma teraz tylko jego.

- Umiesz wyczarować Patronusa?

Zapytał ją. Podniosła głowę.

- Próbowałam, ale to jedyne, co mi nie wychodzi.

- Nauczę cię. Weź różdżkę i wstań.

Tak zrobiła. On wziął swoją, powiedział ,,Expecto Patronum". Ze srebrnej mgiełki wyłonił się wspaniały, majestatyczny jeleń. Dostojnie chodził wokół nich, trącał nosem.

- Twoja kolej.

Złapał ją za dłoń, w której trzymała różdżkę. Wykonał nią kolisty ruch.

- Expecto Patronum!

Powiedziała dziewczyna. Wystrzeliła mgła. Tylko mgła. Zaczęła skakać, rozszczepiać się, składać, wić. Po paru chwilach uformowała się w cudowną łanię. Od razu pobiegła do jelenia. Tak samo zrobiła dziewczyna. Podeszła do swojego chłopaka i przytuliła go.

- No, wygląda na to, że jesteśmy dla siebie stworzeni. W dodatku teorię miałaś opanowaną. O czym pomyślałaś?

- O tobie. O pocałunku z tobą. O naszym spotkaniu. O tym...

Wyjęła zpod bluzki naszyjnik z jeleniem. Zaczęła go obracać w palcach i przygryzła wargę.

- Naprawdę, nie wiem, jakim cudem tak na mnie działasz. Jeszcze tydzień temu byłeś... dobra, już nie będę cię obrażać..., a teraz, proszę, jestem twoją dziewczyną.

- Ta...no widzisz! Ma się ten zwierzęcy magnetyzm!

Zaśmiała się. On złapał ją za dłoń, a drugą ręką ją otulił. Siedzieli tak, milcząc. W końcu poczuł jej delikatny oddech. Spała. I to tak słodko. Delikatnie wziął ją na ręce i ułożył na łóżku. Było zimno, więc przykrył ją kołdrą. W sumie to się ucieszył. W końcu udało jej się zasnąć. Postanowił, że zostanie z nią. Położył się obok niej i wpatrywał. Jej Patronus zgasł, ale jego jeleń ciągle skakał po pokoju. Po paru minutach sam zasnął. Obudził go przeraźliwy wrzask.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro