Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

3. Huncwocki sekret - czyli niczego nie ukrywaj, bo Lily i tak cię rozgryzie.

Była chyba trzecia rano. Lily siedziała na parapecie i patrzyła przez okno. Szafirowe niebo wyglądało jakby ktoś wziął garście pełne gwiazd i rozsypał je po całym nieboskłonie. Nie o to tu jednak chodzi. Ta noc była niezwykła dla Lily. Obudziło ją ujadanie psa. Gdy wstała z łóżka by spojrzeć przez okno zobaczyła czarnego psa ganiającego się z pięknym, dostojnym jeleniem. Już jakiś czas patrzyła na ich zabawę i nie mogła się nadziwić. Wyglądało to jakby te zwierzęta z całkiem innego środowiska były w pełni świadome tego co robią.  Uśmiechała się i rozmyślała o tym skąd mógł wziąć się tam pies.
W pewnym momencie Lilka dostrzegła, że jeleń jakby patrzył w jej kierunku i uśmiechnął się do niej.
Nagle wystraszyła się nie na żarty, kiedy usłyszała wycie. Niezwykle głośne i mrożące krew w żyłach wycie. Wierzba Bijąca zaczęła się miotać i szarpać choć dziewczyna nikogo w pobliżu nie widziała.

Otworzyła oczy. Była ósma rano. Zaraz, ósma? Zostało jej pół godziny do śniadania! Zerwała się z łóżka i szybko pobiegła do łazienki by się odświeżyć. Ubrała czarną szatę, przeczesała puszyste, rude włosy i niczym błyskawica ruszyła do WS.
Ucieszyła się kiedy po drodze widziała jeszcze wielu uczniów. Przynajmniej wiedziała, że się nie spóźniła. Gdy była już przy drzwiach WS, usłyszała:

- Hej Evans. Umówisz się że mną?

No nie, znowu on. Czy on nigdy nie da jej spokoju?

- Odejdź James. Jest pora śniadania, a ja nie chcę pawia puścić.

Odpowiedziała mu, a Łapa na to:

- Ale cię zgasiła!

Na to James od razu zgromił przyjaciela wzrokiem, lecz gdy odwrócił się by odpowiedzieć Lilce, już jej nie było. Już siedziała na miejscu i jadła.
On podbiegł do niej i usiadł obok, ale ona się odsunęła.

- O co ci chodzi? Przecież się kompałem. Serio tak śmierdzę?

- Nie, Potter, nie śmierdzisz. Za to twoje przerośnięte ego stanowczo podrażnia mi śluzówki.

- Lily, teraz na całkiem poważnie. Umów się ze mną. Proszę. Nie pożałujesz.

Przysunął się do niej, a ich czoła prawie się stykały.

- James.....ja.....nie mogę.

- A podaj mi choć jeden powód dla którego nie możesz.

Bała się tego momentu. Że kiedyś nadejdzie. Że James zapyta ją o przyczynę. Nie mogła mu odpowiedzieć. Nie chciała mu odpowiedzieć. Bo niby co miała mj odpowiedzieć?

- No bo...ty...jesteś dla mnie okropny, dręczysz mnie, upokarzasz. Nie chcę kogoś takiego, a w ogóle...
Potter, to nie jest miejsce na tego typu rozmowę.

- Lily, każde miejsce jest dobre. Kocham cię! Pokazać ci?

I w tym momencie ziścił się najgorszy koszmar Lily. James stanął na ławce i zaczął krzyczeć.

- Słuchajcie wszyscy. Kocham Lily Evans! Chcę, żeby w końcu to zrozumiała!

Chwycił różdżkę i wystrzelił z niej płomienie o najróżniejszych kolorach, układające się w ogromny napis ,,Lily, umów się ze mną''.

Dziewczyna ukryła twarz w dłoniach i wybiegła z WS. James nie zdążył nic powiedzieć, bo dziewczyny już nie było. Nie, on dalej będzie o nią walczył. Kocha ją i udowodni jej to. Szybko ruszył za nią do pokoju dla prefeków. Gdy był już przed portretem czarodzieja z brodą, przypomniał sobie, że nie zna hasła. Zaczął strzelać.

- Kociołkowe pieguski ( jej ulubione ).
- Kocham Hogwart.
- Prefekt Lily.
- James jest boski.
- Kocham Jamesa.
- Ciężko mi to przyznać, ale kocham Jamesa.
-James jest okropny.
- Nienawidzę Jamesa.
- James to najgorszy dupek jakiego znam.

Ku jego zdziwieniu, portret otworzył się i chłopiec ujżał czerwony pokój. Na środku było wielkie czerwone łużko, a na nim skulona Lilka. Brodę oparła na kolanach, a z jej oczu płynęły łzy.
Gdy go zobaczyła, od razu się opanowała.

- O, jak ci się podoba moje hasło?

Zapytała ironicznie wybierając nos. Chciała udawać twardzielkę i James to zobaczył, więc postanowił podjąć jej grę.

- Naprawdę świetne...ale...przydałoby się zmienić kilka słów.
Na przykład:
,,James to najwspanialszy chłopak jakiego znam.
James to najlepszy podrywacz jakiego znam.
James to największy Casanova jakiego znam.,,

- Dużo ci do takiego brakuje.

Odpowiedziała lekko się uśmiechając. James to zauważył i stwierdził, że teraz tego nie zepsuje.

- To prawda, że Łapie nie dorównam, ale bez przesady.

- Potter, o co chodzi wam z tymi Rogacz, Łapa i tak dalej? Z choinki to raczej się nie wzięło.

Spojrzała na niego podejrzliwie. Pomyślała, że może jej powie. Od dawna chciała go o to zapytać, ale nie było odpowiedniej okazji.

- Dobra, mam nadzieję, że chłopaki mnie nie zabiją, ale ja ci ufam...jesteśmy animagami.

- Coooo?! James to wspaniale. Zaraz, zaraz. Czy twój animag to czasem nie jeleń?

Zapytała całkiem zdezorientowana. Teraz wszystko by się zgadzało.

- Czyli patrzysz na mnie i Blacka jak raz w miesiącu gonimy się blisko Bijącej Wierzby?!
Och, Liluś, nawet nie wiesz jak się cieszę. Jest jednak sprawą dotycząca Remusa. On.....

- Jest wilkołakiem?

Dokończyła Lilka. Domyśliła się wszystkiego, ale teraz ma już pewność. Chłopak szeroko się uśmiechnął.
,,Ależ ona jest inteligentna,,. Chciał też wyjaśnić z nią zajście w WS.

- Dlaczego wybiegłaś, Liluś?
Zrobiłem coś nie tak?
Wyjaśnia mi wszystko, a obiecuję, że nie będę naciskał.

Dziewczyna była zawstydzona. Teraz nie mogła wmawiać potterowi, że nie jest to właściwe miejsce. Po chwili namysłu odpowiedziała.

- No, jak spytałeś mnie o przyczynę, wtedy w sali, nie chciałam ci nic mówić. Teraz, nie mam wyjścia.

Tu wstrzymała, wzięła głęboki oddech.

- Nigdy nie miałam chłopaka. Boję się tego. To nowe doświadczenie. Nie wiem, czy jestem na to gotowa.

- I tylko o to chodzi?

Zapytał spokojnie. Wiedział już, że jest na dobrej drodze i nie może tego zepsuć.

- Tak myślałam. Potem stałeś się strasznie natarczywym adoratorem. Muszę przyznać, trochę zawaliłeś sprawę.

Zamknęła oczy. Chciała się wyluzować. Podejrzewała, co niedługo nastąpi.

- Taka już rola Huncwota. Powiedz mi tylko jedno. Czy nie chciałabyś spróbować? Jedna randka. Jedna szansa.

Westchnęła. Pierwszy raz zobaczyła taką szczerość i spokój w jego oczach. Poddała się temu całkowicie. Postanowiła dać mu tę JEDNĄ szansę. Dla świętego spokoju.

- Jedna szansa.

Jessssst! Wyrzuciła to z siebie. Uśmiechnęła się szeroko. Teraz oboje mieli Wielki spokój w spojrzeniach. James złapał ją za rękę.

- Eeeeee, James?

- Tak?

Zapytał jak gdyby nigdy nic. Dziewczyna uniosła brwi, i spojrzała znacząco na ich splecione dłonie.

- Jeszcze nie jesteśmy razem. Najpierw randka. Potem decyzja. Bądź więc łaskaw puścić moją dłoń, zanim uznam cię za jakiegoś zboczeńca.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro