Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

2. Pierwszy dzień - czyli jak się nie budzić.

Lily została brutalnie obudzona przez światło słoneczne. Co prawda to już ostatnie promienie w tym sezonie, ale była piąta trzydzieści. No bez przesady. Miała takie wory pod oczami, jakby ktoś dał jej z pięści. Wiedziała, że nie uda jej się już zasnąć, więc zaczęła się szykować. Wzięła szybki zimny prysznic i ubrała czarną szatę. Ponieważ te wory były istną masakrą, poszła jeszcze do łazienki i nałożyła korektor, czego robić nie znosiła. Zawsze wolała być naturalna. Nic w tym dziwnego. Była piękną dziewczyną. Zostało jej około godziny do śniadania, więc zaczęła studiować podręczniki. Była wyjątkowo mądrą i ambitną uczennicą, toteż zawsze chętnie się uczyła. Jej mózg ciągle domagał się więcej informacji, a ona mu je zapewniała.

****************

Severus Snape, odwieczny przyjaciel Lily, został obudzony w nieco mniej przyjemny sposób niż jego przykaciółka. Koledzy z jego pokoju urządzali w nocy imprezę z Ognistą. Tak więc jak można było przewidzieć, nie obeszło się bez niezwykle głośnych jęków spowodowanych kacem.

- Zamknijcie się, chłopaki.

Powiedział zakrywając głowę poduszką.

- Ty, Mistrz Eliksirów, upichć nam coś na kaca. My tu z bólu zdychamy.

Powiedział Lucjusz Malfoy. No pewnie. Ci Malfoyowie mają tendencję do wykorzystywania innych. Świnie.

- Jeśli nie zużyłem wszystkich składników, jak ostatnio się upiliście, a ja musiałem was ratować to zrobię. Ale ostatni raz.

Odpowiedział po czym niechętnie ruszył do łazienki po swoją własną kolekcję składników i po chwili wrócił do ,,zdychających,, z parującym kociołkiem.(Mistrz Eliksirów przybywa na ratunek!)

- Powtarzam, ostatni raz, Malfoy. Skończyły mi się składniki.

- Że niby tylko ja się upiłem?

Odpowiedział z pretensją w głosie. Po chwili znów wszyscy zaczęli jęczeć.

- Daj spokój! Wszyscy wiedzą, że do ognistej ciągnie cię jak muchy do gówna!

Mogli wałkować ten temat jeszcze długo, długo.
W sumie mogli, ale szybko im się znudziło. Jeszcze kilka ripost i wyzwisk i zakończyli temat. Snape myślał potem tylko o tym, jak zaprosić Lily na randkę, żeby tylko Potter mu nie przeszkodził. To było nie lada wyzwanie.

************************

Już czas. Lily naszykowała już książki żeby po śniadaniu mieć to z głowy. To jest zdecydowanie ten typ dziewczyny, która musi mieć wszystko zapięte na ostatni guzik.
Na wszelki wypadek sprawdziła czy na pewno wszystko ma. Potem sprawdziła jeszcze raz i jeszcze raz i jeszcze. Gdy stanęło na tym, że wszystko ma, ruszyła do WS na śniadanie. Nie żeby zaraz liczyła kalorie, ale ciarki ją przeszły na widok pączków, lodów i gofrów. Na swój talerz nałożyła tosta z serem i jajko. Takie zdrowe, pożywne śniadanie całkowicie jej wystarczyło.

James i spółka siedzieli po drugiej stronie stołu. Wpatrywał się w nią cały czas. Czy ona musiała być taka uparta? Czy kiedyś mu się uda? Jak długo miał jeszcze czekać? Nałożył sobie gofra, przesmarował go niskokalorycznym masłem orzechowym, nałożył na to sardynki w sosie pomidorowym i oblał to miodem oraz dżemem. Fuj, fuj, fuj, ochyda. Jak można coś takiego zjeść? Jemu to kłopotu nie sprawiło. Po minucie na talerzu została tylko sardynka w owym maśle.

- Hmm, bijemy rekordy!

Powiedział Łapa żartobliwie, a Lunatyk na to.

- Chłopaki, nie będziemy mogli spać. To będzie ciężka noc.

Ha, ha. Ach ten Lupin. Zawsze powie coś śmiesznego. Mimo, że nie powiedział tego z pretensją czy coś, w żadnym razie, to chłopcy wyczuli w jego głosie trochę zniesmaczenia. Chyba każdy zdrowo myślący byłby obrzydzony. A Remus, to jednak, Remus. Najporządniejszy z Huncwotów. Mimo to rozwaliło to chłopaków i wybuchnęli śmiechem. Oczywiście James musi odpyskować.

- Chłopaki, chłopaki, przestańcie. Macie coś do zdrowego śniadania? Nie poznaję was.

I udając (UDAJĄC, to bardzo ważne słowo. Łosiu miałby być naburmuszony z powodu swojej paczki?! W życiu!!!) naburmuszonego opuścił WS. Na szczęście czy nieszczęście ( zależy od czyjej strony patrzeć ) wszedł na Lily, której z rąk wyleciały wszystkie książki. Najwyraźniej szła na lekcje. Ale tak wcześnie? Przecież trzy czwarte szkoły jadło jeszcze śniadanie. James był mocno zdziwiony. Oczywiście zaraz mu przeszło. Ważne, że ją spotkał.

- O, Lilka. Co u ciebie? Robisz coś po lekcjach?

- Daj spokój i idź stąd. Spieszę się na lekcje.

Odpowiedziała mu i zaczęła zbierać książki z podłogi. O dziwo James jej pomógł.
Dziewczyna szybko mu je wyrwała.

- Jak to na lekcje? Wiesz ile osób je śniadanie?

- Wiem, ale gdybyś był nieco mądrzejszy, wiedział byś, że uczęszczam na ponadprogramowe zajęcia, takie jak antyczne runy czy mugoloznawstwo.

- O, tak, a tak. Wiedziałem od razu. Tak tylko pytałem.

Chciał z tego wybrnąć, ale wiedział, że Lily jest zbyt inteligentna i dawno go rozgryzła.
Założyła ręce na piersiach jakby myślała ,,biedny, naiwny James,,. W sumie to właśnie tak myślała. Szybko się otrząsnęła, gdyż zauważyła, że od dłuższej chwili patrzą sobie w oczy. Zawstydziła się, a na jej policzkach zawitały rumieńce.
Poszła do sali, w której miały odbyć się jej zajęcia. Ciągle myślała o tym spojrzeniu, o tych oczach...zaraz, zaraz, momencik. Nie należała do gatunku typu "do każdego z ładnymi oczami czuję wielką miłość". Na szczęście się ogarnęła.

Gdy wszyscy zjedli śniadanie i udawali się do sal lekcyjnych, Snape patrząc czy nikogo nie ma w pobliżu, udał się w stronę korytarza na szóstym piętrze. Ewidentnie coś planował i z pewnością nie chciał, żeby ktoś go zobaczył. Jego wyraz twarzy był niezwykle tajemniczy. Wtopił się w tło w ciemnym zakamarku zamku i jakby był z kimś umówiony stanął pod ścianą i czekał. Ale nie oparty o tę ścianę, jak zniecierpliwiony klient jakiejś tajnej organizacji. Stał przodem do ściany.
Zaczął intensywnie myśleć, gdy nagle jego oczom ukazały się drzwi. Po prostu wyłoniły się że ściany. Były ogromne. Wykonane z jakiegoś czarnego czaroodpornego materiału. Sposób w jaki to wszystko się odbywało, był naprawdę niezwykły. Snape wyglądał na wielce zadowolonego i jak gdyby nigdy nic, wszedł do pokoju, który był bardzo przestrzenny. Nie miał okien, więc nie przedostawał się tam żaden promień światła. Pomieszczenie to było całe czarne. Od podłogi, po dam sufit. Czarno-tłustowłosy szedł pewnym krokiem przez środek pokoju. Musiał już tu być. Cała ta sytuacja musiała wyglądać dziwnie. Chłopiec wchodzi do czarnego pokoju, w którym nawet nie było mebli. Tak samo jak drzwi, na jego końcu pojawiła się czarna, stara komoda. Natychmiast zaczął w niej szperać i wyciągnął z szuflady książkę. Starą, podartą, grubą książkę. Otworzył ją na chybił trafił i zaczął coś szkicować i pisać. W tym momencie wyglądał na prawdziwego szaleńca, geniusza zbrodni, wynajdującego maszynę zdolną do zniszczenia świata i jej instrukcję. Zamknął książkę z której aż buchnął kurz i wyraźnie zadowolony wyszedł z pokoju, jak wcześniej rozglądając się przedtem. Gdy uznał, iż teren jest czysty, ruszył całkowicie naturalnym krokiem w kierunku sali lekcyjnej. Jego pierwszą lekcją tego dnia były eliksiry.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro