11. Nie łódź się Lily - czyli dlaczego nie warto ufać Huncwotom.
Nagle rozległo się głośne Z buta wjeżdżam. Tak, to oni. Nasi kochani huncwoci.
- Bum, skarbie!
Krzyknął Syriusz. Wszyscy podeszli do łóżka Lily.
- Jak się czujesz?
Zapytał zatroskany Remus i chwycił ją za rękę.
- Ejejejej! To moja dziewczyna!
Powiedział James po czym "wziął" sobie od dziewczyny buziaka. Black nie mógł przegapić takiej sytuacji i dodał.
- Tak sobie słodzicie, że zęby się psują.
- Jak się je ma.
Podsumował Remus. Chyba wszyscy w tym momencie pomyśleli mniej wiecej spoglądając ukradkiem na Petera ,,Nie jedz tyle słodyczy, bo tobie i tak się zepsują. I to przedwcześnie". Biedny, nieświadomy Peter.
- A co u was? Co zepsuliście jak mnie nie było?
Żaden się nie odezwał. Ona uniosła brew i spojrzała na nich jak na totalnych debili. Jej spojrzenie mówiło mniej więcej ,,Lepiej mówcie. Mam rentgena w oczach". Po chwili Syrusz udając-że-mu-się-wyrwało, krzyknął.
- Rogacz zmajtkował Smarka!
- Raz, tylko raz! Nie liczy się!
Usiłował tłumaczyć się James.
- Ooooo nie! Nie dotarło to do ciebie? Severus to mój przyjaciel. Nie odzywa się do mnie odkąd jesteśmy parą. Jeśli jeszcze raz go tkniesz, koniec z nami!
Wykrzyczała wstając. Takie życie. Pewnie miała okres. Po chwili zachwiała się na nogach, jakby zapomniała jak się ich używa. Już upadała i... Syriusz ją złapał.
- Oddawaj!!!
Wrzasnął James i ,,wyrwał" ją Łapie. Po tym położył ją z powrotem.
- Jasne, rozumiem. Więcej nie zaryzykuję! Słowo huncwota!
- Uhuhuhu, z tego nie będzie nic dobrego!
Burknął Remus i wszyscy się zaśmiali. James tylko wzruszył ramionami.
- Też tak sądzę - pomyślał.
***************
Po dwóch dniach leżenia na szpitalnym łużku, połykaniu gorzkich tabletek i picia obrzydliwych, gęstych lekrstw, Lily mogła wrócić do siebie. Nadal jednak była zwolniona z lekcji. Przez większość czasu siedziała na parapecie w swoim pokoju i wyglądała przez okno. Niekiedy szkicowała panoramę Zakazanego Lasu, albo portrety Jamesa. Skrzaty przynosiły jej jedzenie, ale prawie nic nie jadła. Nie miała apetytu, a kiedy spojrzała na jedzenie, miała odruch wymiotny. Od tego bardzo schudła. Uwydatniły się jej kości policzkowe, a niewyspane oczy były wiecznie podkrążone. James odwiedzał ją regularnie (głównie żeby pomagała mu w lekcjach). Pewnego dnia przyszedł dość przybity.
- Liluś! Slughornnn zaaadał nam takie trudneee zadanieee! Pooooomooooocyyyyy!
Spojrzała na niego z uśmiechem. Czasem naprawdę wyglądał jak małe dziecko. Zaczęła mu wszystko tłumaczyć, ale on nie słuchał. Podparty na łokciu wpatrywał się w nią.
- Ej!
Krzyknęła i pstryknęła mu przed oczami. Brak jakiejkolwiek reakcji.
- Słuchasz mnie? James!?
- Nie. Słuchanie cię i patrzenie na twoją cudowną twarz wyklucza się nawzajem. Nie ma zatem opcji, żebym wyniósł coś z tej lekcji, bo nie ma opcji żebym przestał na ciebie patrzeć.
Po skończonym wywodzie chłopaka, Lily tylko westchnęła (który to już raz?) i uśmiechnęła. Nachyliła się do. Niego i z przebiegłą miną powiedziała:
- To radzę ci się w tym momencie odwrócić, gdyż musisz mnie wysłuchać. Jutro jadę do domu na jakiś tydzień. Dyrektor stwierdził, że może pod opieką rodziców wrócę do żywych. Już z nim rozmawiałam i możesz jechać ze mną. Oczywiście, jeśli chcesz...
Jego oczy się zaświeciły i wziął ją w swoje objęcia.
- Jasne, że pojadę. To lecę się spakować. Jeszcze muszę to opić z dżentelmenami z mojego pokoju. Ale nie martw się. Jutro będę całkiem trzeźwy!
Wykrzyknął wybiegając z jej pokoju. Lily powoli wstała i zaczęła pakować najpotrzebniejsze rzeczy do małej walizki. Potem usiadła i zaczęła myśleć o tym, co ma się wydarzyć. Czy jej rodzice polubią Jamesa? I co z Petunią? Czy będzie bardzo zazdrosna? Do czego się posunie by ją ośmieszyć przed chłopakiem? Na te pytania nie umiała znaleźć odpowiedzi. Postanowiła zatem przestać się zamartwiać. Na to będzie czas jutro.
************************
Chłopaki nie przyjęli wiadomości z takim entuzjazmem, jaki Rogacz sobie wyobraził.
- Jak ja wytrzymam tydzień bez mojej ukochanej Rudej?
Zapytał zawiedziony Syriusz.
- Z kim będę rozmawiał o książkach?
Dodał Remus. Petera nawet nie było w pokoju. I tak nie miałby nic więcej do powiedzenia. Już dłuższy czas się wymykał i znikał, to w spiżarni, to z grupką Ślizgonów.
- Panowie, panowie, to tylko tydzień. Poza tym nie dam wam się nudzić. Macie ode mnie zadanie specjalne. Tylko ani słowa Rudej.
Łapa i Lunatyk przybliżyli się do Jamesa i nadstawili uszu.
- Musicie wymyślić coś na Smarka. Coś genialnego, czego uczniowie na długo nie zapomną.
- Jasne, masz to jak w banku, stary!
Black puścił mu oczko. James nie mógł nie dostrzec tego błysku.
Witam Was po BARDZO długiej przerwie. Nawet nie będę się tłumaczyć, bo tylko się naprodukuję, a i tak nie ma zbyt sensownego wyjaśnienia. Ten rodział dedykuję Tylko-Ja-Wiem-Komu. Tej osoby nie ma wśród nas i nie wiem na ile ona jest ze mną, ale duchem ja zawsze jestem przy tej osobie. Dzięki niej, moje życie nabrało głębszego sensu. Zresztą, nie oszukujmy się, każda dziewczyna wie, o czym mówię.
Tak w ogóle to dostałam nominację i niedługo dodam z nią rodział. Będę tam odpowiadać na pytania. Jeśli Wy też macie jakieś, piszcie je w komentarzach albo na czacie. Zresztą, zawsze możecie mnie o wszystko pytać. Nie musi być ku temu specjalnej okazji.
Pozdrawiam i do następnego;)
boroweczka123
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro