Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

11. Nie łódź się Lily - czyli dlaczego nie warto ufać Huncwotom.

Nagle rozległo się głośne Z buta wjeżdżam. Tak, to oni. Nasi kochani huncwoci.

- Bum, skarbie!

Krzyknął Syriusz. Wszyscy podeszli do łóżka Lily.

- Jak się czujesz?

Zapytał zatroskany Remus i chwycił ją za rękę.

- Ejejejej! To moja dziewczyna!

Powiedział James po czym "wziął" sobie od dziewczyny buziaka. Black nie mógł przegapić takiej sytuacji i dodał.

- Tak sobie słodzicie, że zęby się psują.

- Jak się je ma.

Podsumował Remus. Chyba wszyscy w tym momencie pomyśleli mniej wiecej spoglądając ukradkiem na Petera ,,Nie jedz tyle słodyczy, bo tobie i tak się zepsują. I to przedwcześnie". Biedny, nieświadomy Peter.

- A co u was? Co zepsuliście jak mnie nie było?

Żaden się nie odezwał. Ona uniosła brew i spojrzała na nich jak na totalnych debili. Jej spojrzenie mówiło mniej więcej ,,Lepiej mówcie. Mam rentgena w oczach". Po chwili Syrusz udając-że-mu-się-wyrwało, krzyknął.

- Rogacz zmajtkował Smarka!

- Raz, tylko raz! Nie liczy się!

Usiłował tłumaczyć się James.

- Ooooo nie! Nie dotarło to do ciebie? Severus to mój przyjaciel. Nie odzywa się do mnie odkąd jesteśmy parą. Jeśli jeszcze raz go tkniesz, koniec z nami!

Wykrzyczała wstając. Takie życie. Pewnie miała okres. Po chwili zachwiała się na nogach, jakby zapomniała jak się ich używa. Już upadała i... Syriusz ją złapał.

- Oddawaj!!!

Wrzasnął James i ,,wyrwał" ją Łapie. Po tym położył ją z powrotem.

- Jasne, rozumiem. Więcej nie zaryzykuję! Słowo huncwota!

- Uhuhuhu, z tego nie będzie nic dobrego!

Burknął Remus i wszyscy się zaśmiali. James tylko wzruszył ramionami.
- Też tak sądzę - pomyślał.

***************

Po dwóch dniach leżenia na szpitalnym łużku, połykaniu gorzkich tabletek i picia obrzydliwych, gęstych lekrstw, Lily mogła wrócić do siebie. Nadal jednak była zwolniona z lekcji. Przez większość czasu siedziała na parapecie w swoim pokoju i wyglądała przez okno. Niekiedy szkicowała panoramę Zakazanego Lasu, albo portrety Jamesa. Skrzaty przynosiły jej jedzenie, ale prawie nic nie jadła. Nie miała apetytu, a kiedy spojrzała na jedzenie, miała odruch wymiotny. Od tego bardzo schudła. Uwydatniły się jej kości policzkowe, a niewyspane oczy były wiecznie podkrążone. James odwiedzał ją regularnie (głównie żeby pomagała mu w lekcjach). Pewnego dnia przyszedł dość przybity.

- Liluś! Slughornnn zaaadał nam takie trudneee zadanieee! Pooooomooooocyyyyy!

Spojrzała na niego z uśmiechem. Czasem naprawdę wyglądał jak małe dziecko. Zaczęła mu wszystko tłumaczyć, ale on nie słuchał. Podparty na łokciu wpatrywał się w nią.

- Ej!

Krzyknęła i pstryknęła mu przed oczami. Brak jakiejkolwiek reakcji.

- Słuchasz mnie? James!?

- Nie. Słuchanie cię i patrzenie na twoją cudowną twarz wyklucza się nawzajem. Nie ma zatem opcji, żebym wyniósł coś z tej lekcji, bo nie ma opcji żebym przestał na ciebie patrzeć.

Po skończonym wywodzie chłopaka, Lily tylko westchnęła (który to już raz?) i uśmiechnęła. Nachyliła się do. Niego i z przebiegłą miną powiedziała:

- To radzę ci się w tym momencie odwrócić, gdyż musisz mnie wysłuchać. Jutro jadę do domu na jakiś tydzień. Dyrektor stwierdził, że może pod opieką rodziców wrócę do żywych. Już z nim rozmawiałam i możesz jechać ze mną. Oczywiście, jeśli chcesz...

Jego oczy się zaświeciły i wziął ją w swoje objęcia.

- Jasne, że pojadę. To lecę się spakować. Jeszcze muszę to opić z dżentelmenami z mojego pokoju. Ale nie martw się. Jutro będę całkiem trzeźwy!

Wykrzyknął wybiegając z jej pokoju. Lily powoli wstała i zaczęła pakować najpotrzebniejsze rzeczy do małej walizki. Potem usiadła i zaczęła myśleć o tym, co ma się wydarzyć. Czy jej rodzice polubią Jamesa? I co z Petunią? Czy będzie bardzo zazdrosna? Do czego się posunie by ją ośmieszyć przed chłopakiem? Na te pytania nie umiała znaleźć odpowiedzi. Postanowiła zatem przestać się zamartwiać. Na to będzie czas jutro.

************************

Chłopaki nie przyjęli wiadomości z takim entuzjazmem, jaki Rogacz sobie wyobraził.

- Jak ja wytrzymam tydzień bez mojej ukochanej Rudej?

Zapytał zawiedziony Syriusz.

- Z kim będę rozmawiał o książkach?

Dodał Remus. Petera nawet nie było w pokoju. I tak nie miałby nic więcej do powiedzenia. Już dłuższy czas się wymykał i znikał, to w spiżarni, to z grupką Ślizgonów.

- Panowie, panowie, to tylko tydzień. Poza tym nie dam wam się nudzić. Macie ode mnie zadanie specjalne. Tylko ani słowa Rudej.

Łapa i Lunatyk przybliżyli się do Jamesa i nadstawili uszu.

- Musicie wymyślić coś na Smarka. Coś genialnego, czego uczniowie na długo nie zapomną.

- Jasne, masz to jak w banku, stary!

Black puścił mu oczko. James nie mógł nie dostrzec tego błysku.

Witam Was po BARDZO długiej przerwie. Nawet nie będę się tłumaczyć, bo tylko się naprodukuję, a i tak nie ma zbyt sensownego wyjaśnienia. Ten rodział dedykuję Tylko-Ja-Wiem-Komu. Tej osoby nie ma wśród nas i nie wiem na ile ona jest ze mną, ale duchem ja zawsze jestem przy tej osobie. Dzięki niej, moje życie nabrało głębszego sensu. Zresztą, nie oszukujmy się, każda dziewczyna wie, o czym mówię.

Tak w ogóle to dostałam nominację i niedługo dodam z nią rodział. Będę tam odpowiadać na pytania. Jeśli Wy też macie jakieś, piszcie je w komentarzach albo na czacie. Zresztą, zawsze możecie mnie o wszystko pytać. Nie musi być ku temu specjalnej okazji.

Pozdrawiam i do następnego;)
boroweczka123

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro