s01e06: Randka, ale z kim?
Woodland Cottage,
Trinity Meadows, Stockton–on–the–Forest
nadal południe
Lily schodzi z górnego piętra z piosenką na ustach, ciekawie rozgląda się po salonie i w końcu wchodzi do kuchni. Trafia tam akurat w momencie, gdy Petunia poi kota mlekiem. Kot – jak przystało na królową na włościach – stoi dumnie na samym środku stołu i ostrożnie obwąchuje poczęstunek.
Lily nie wie, co powiedzieć.
– Słodki, prawda? – zachwyca się Petunia. – Sam przyszedł za mną do domu. Z początku nie byłam przekonana, ale... co to za dom bez kota? Zawsze chciałam mieć zwierzątko, tylko mama nigdy się nie zgadzała. Te jej perskie dywany i chińskie porcelany by tego nie zniosły.
Lily milcząco wpatruje się w kota, kot odpowiada jej tym samym.
– Miau? – zagaja nieśmiało.
– I tak uroczo miauczy – dodaje dumna, świeżo upieczona kocia mama. – Słyszałaś kiedyś coś podobnego?
– Tak – odpowiada znacząco Lily. – Coś słyszałam.
Gdyby Dorcas nie była kotem, być może okazałaby zakłopotanie, ale giętkie i bezczelne kocie ciało jest do tego niezdolne. Kot pochyla wdzięcznie głowę i jak gdyby nigdy nic zaczyna myć sobie łapę.
– Skoczę po jakieś kocie jedzenie – decyduje Petunia. – Chcesz się ze mną przejechać?
– Nieee... Zostanę i popilnuję kota. – Lily brzmi groźnie. – Obejrzę go dokładnie, sprawdzę, czy przypadkiem nie ma pcheł.
Do kota dopiero teraz dociera, że jednak nieświadomie wpakował się w kłopoty. Petunia chwyta kluczyki do auta, po czym radośnie wychodzi. Lily odczekuje kilka chwil, aż usłyszy dźwięk silnika i opon sunących po asfalcie, a następnie dopada do kota. Kot zapobiegawczo odskakuje.
– Sorry, Lils! – wykrzykuje kot. – Ale życie na ulicy to nie dla mnie, nie daje sobie rady. Potrzebuje ciepłego, bezpiecznego schronienia, chyba to rozumiesz?
– Nie. – Lily podąża krok w krok za umykającym kotem, który próbuje wcisnąć się w szparę pod szafką ze zlewem. – Ja też chciałam tylko odrobiny spokoju. Chwili oddechu, żeby zacząć życie z facetem, na którym mi zależy. Nie potrzebuję całego tego bałaganu, Dorcas.
– Ja wiem, ja rozumiem, ja też niespecjalnie mam wybór.
– Mogłabyś chociaż na moment zmienić się z powrotem w człowieka? Irytuje mnie rozmowa z przyjaciółką, która ma cztery łapy.
– Właśnie w tym problem – tłumaczy niechętnie kot. – I urok zaklęć kupowanych na Nokturnie.... Ogólnie nie polecam. Nie potrafię sama się z tego wyplątać, potrzebuję pomocy.
Kot podbiega do Lily i z nagłą czułością ociera się o jej stopy.
– Pomożesz, Lils?
– No dobra – wzdycha ciężko. – To co mam zrobić?
– Hm... No... Tego. – Kot niecierpliwie kręci łebkiem, jakby próbował znaleźć na sobie odpowiedni guzik. – Jeśli się pochylisz, to tutaj za uchem powinnam mieć taki jakby sznureczek... Z pętelką... A może miał to być guzik? – zastanawia się kot, wiercąc się jeszcze intensywniej. – Nie wiem, weź poszukać.
Lily klęka obok kota i zaczyna go oglądać z każdej strony. Ku swojego zdumieniu w miękkim futerku przy szyi faktycznie wyczuwa coś na kształt cieniutkiej nitki. Pociąga za nią – nitka się wydłuża, a na jej końcu materializuje się niewielki guziczek.
– Tak, to to! Pociągnij!
Lily postępuje zgodnie ze wskazówkami, a wtedy na czarnym kocim futerku pojawia szpara niczym pęknięcie na szwie. Z dziury – jak dżin z lampy – zaczyna unosić się jakaś lotna substancja, która z czasem nabiera znajomych kształtów. W końcu przed Lily staje Dorcas we własnej osobie, ściskając w ręce uroczą pluszową maskotkę czarnego kota z zaplątanym wokół głowy sznurkiem.
– Cześć! – wita się Dorcas. – Kopę lat!
– Dokładnie trzy miesiące. Tyle beze mnie wytrzymałaś.
– Oj, zamknij się, pindo. I chodź tutaj!
Dorcas chwyta Lily w ramiona. Śmieją się, ściskają i całują.
– Mam ci tyle do opowiedzenia, Lils. Nie masz pojęcia, co się tam dzieje. Wszyscy zastanawiają się, gdzie tak nagle przepadłaś, pojawiają się naprawdę szalone teorie. Ale żadna z nich nawet nie umywa się do prawdy... Nie wierzę, że to zrobiłaś! I nawet nie zaprosiłaś mnie na ślub.
– Nie zamierzam słuchać złośliwych uwag na temat Seva – zastrzega na wstępie pani Snape.
– Nic z tego nie rozumiem. Byłam pewna, że ty i Jim...
– Dorcas, błagam cię. To chyba nie jest dobry moment na analizowanie mojego życia uczuciowego. Nie potrzebuję twojej pomocy, więc jeżeli martwiłaś się, że zostałam porwana przez mrocznego Śmierciojada, który więzi mnie wbrew mojej woli, to możesz wracać do domu. I przekazać, komu trzeba, że wszystko jest w jak najlepszym porządku.
Podczas całej tej przemowy Dorcas gwałtownie wymachuje rękami, próbując jej przerwać.
– Lils, posłuchaj mnie przez chwilę.
– Nie, to ty posłuchaj – przerywa jej zirytowana przyjaciółka. – Kocham Severusa. Proszę, powiedziałam to głośno. Nie musisz mnie pilnować ani ratować, szkoda twojego czasu.
– Nie mam takiego zamiaru – wyznaje Dorcas.
– Przecież mówiłaś...
Dorcas niemal syczy z frustracji, chcąc wreszcie dojść do głosu.
– Wiem, co ci powiedziałam. Kłamałam, okej? Było mi zwyczajnie głupio. A prawda wygląda tak, że wpadłam w kłopoty, Lily. GRUBE, poważne kłopoty i nawet gdybym chciała, nie mogę wrócić do domu. Potrzebuję schronienia, dlatego pomyślałam, że może... skoro wy i tak już się ukrywacie... znajdzie się miejsce dla trzeciej osoby.
– Czwartej – koryguje Lily, zanim wybucha: – Zwariowałaś?! Musiałam już zabrać ze sobą siostrę, a z każdym kolejnym gościem zwiększa się ryzyko! Nasze osłony tyle nie wytrzymają. Jak sobie to wyobrażasz? I co na to Severus?
– Nie wiem, nie przemyślałam tego aż tak dokładnie... Lils, przecież ja kupiłam zaklęcie na Nokturnie! – Demonstracyjnie wymachuje pluszowym kotem. – Uważasz, że miałam czas obmyślić sensowny plan? To był impuls!
– Więc niech ten sam impuls zaprowadzi cię gdzieś indziej. Ja mam dość kłopotów.
– Jak możesz odmawiać przyjaciółce? Widać, jak szybko zmieniło cię małżeństwo z tym...
– Ani słowa o Severusie, bo wyrzucę cię za drzwi!
– No już dobrze, dobrze. Nie bądź taka wrażliwa. Pod postacią kota nawet mnie nie zauważy, przecież on i tak...
Nie kończy. Tym razem nie przerywa jej morderczy wzrok Lily, tylko dziwny dźwięk dobiegający od strony kuchenki. Patelnia na jednym z palników zaczyna podejrzanie dygotać, a po chwili samoczynnie rozpalają się pod nią zielone płomienie.
– No nie – jęczy Lily. – Jeszcze to!
– Co się dzieje?
– Syriusz.
– Syriusz Black?!
Z jakiegoś powodu ta informacja absolutnie przeraża Dorcas. Nerwowo miącha pluszowego kota, szukając sznurka uruchamiającego zaklęcie.
– O nie! – Lily wyrywa jej maskotkę. – Ani mi się waż, tchórzu! Jeszcze nie skończyłyśmy!
Pozbawiona wygodnej formy ucieczki w kocie futerko Dorcas w rozpaczy nurkuje pod kuchenny stół.
– Co ty wyprawiasz? – dziwi się Lily.
– Syri nie może mnie tu zobaczyć.
– Co? Dlaczego? Może cię stąd zabierze...
– Nie ma szans. – Kręci głową panna Meadowes. – Nie jesteśmy obecnie w najlepszych stosunkach.
– Znakomicie, po prostu świetnie! – Lily załamuje ręce. – W takim razie o tym chcę usłyszeć w pierwszej kolejności.
Postawiona pod ścianą (czy raczej pod stołem) Dorcas pokornie zgadza się na wszystko. Patelnia chybocze się o wiele bardziej gniewnie, słychać spod niej stłumione przekleństwa.
– Lepiej odbierz – radzi Dorcas. – Bo na serio się wkurzy.
Lily wzdycha, po czym zbliża się do kuchenki i podnosi brudną patelnię. Głowa Syriusza wyskakuje z palnika niczym diabeł z pudełka. Bardzo oburzony i lekko wymięty diabeł z pudełka.
– Tak? – pyta niemal słodko Lily.
– Co tak długo? – mendzi Black.
– Jestem teraz mężatką, zajętą kobietą. Czego chcesz?
– Musimy się spotkać – oświadcza Syriusz bez zbędnych wstępów.
– Nie ma mowy!
– To nie randka Lils, nie wyobrażaj sobie. – Szczerzy się bezczelnie zielona facjata Huncwota. – Mąż nie będzie miał nic przeciwko temu.
– Ale ja tak.
– Trudno, jakoś to zniosę. Przyjadę w piątek do tego twojego Stockington-upon-Cośtam i liczę na chwilę poważnej rozmowy, zgodnie z naszymi wcześniejszymi ustaleniami, bo inaczej...
– W piątek nie mogę – rzuca Lily, twarda negocjatorka.
– Z powodu?
– Mam randkę.
– O, już ci się znudził Śmierciojad?
– Z MOIM MĘŻEM – podkreśla pani Snape. – Gdybyś kiedykolwiek dociągnął powyżej drugiej randki, wiedziałbyś, że po ślubie nadal się to robi. Ale już za naszych szczenięcych lat zdążyłam zauważyć, że masz ewidentny problem z przyzwoleniem i odmową, Syriuszu.
– Bez takich, Lils! To cios poniżej pasa.
– Wyjąłeś mi te słowa z ust. Byłabym wdzięczna, gdybyś przestał co chwilę wyskakiwać z mojej kuchenki. Mam sąsiadów tuż za płotem, jakiś mugol w końcu cię zobaczy.
– Dlatego proszę: spotkaj się ze mną grzecznie, na neutralnym gruncie, jak mugol z mugolem.
– Dobrze, ale jeszcze nie teraz. I na pewno nie w piątek. Daj mi trochę ochłonąć, okej?
– Ewentualnie, ale nie przeciągaj struny, Evans. To ważne, a ja mam nieciekawe wieści. Jeśli znowu mnie zrobisz w ciula, pewnego pięknego dnia pojawię się na twoim progu w całej swojej wspaniałej okazałości i wtedy dopiero będą kłopoty, jasne?
– Jak lumos – godzi się Lily, myśląc o innej znajomej z przeszłości, którą dopiero co znalazła na progu. – Cześć, Black.
– Sayonara, Lils! Bez odbioru.
Wkurzona Lily z impetem odstawia patelnię na gazówkę, a Dorcas niezdarnie wyczołguje się spod stołu.
– Wow, to było intensywne. O co mu chodziło?
– A ja wiem...
– Chyba nie utrzymujesz nadal kontaktów z zakonem, co? – Przyjaciółka rzuca jej bystre spojrzenie. – Zadaje się, że miałaś z tym skończyć.
– Taka była umowa.
– W takim razie lepiej daj sobie z tym spokój, bo jeżeli on się dowie...
Lily nerwowo wymachuje maskotką kota, którą nadal ściska w rękach, żeby uniemożliwić Dorcas kolejną ucieczkę. Gdy w zamyśleniu gładzi czarne futerko, przypadkowo natrafia na sznureczek i zaczyna ciągnąć.
– Oj! – wykrzykuje czujnie Dorcas. – Uważaj, Lils!
Za późno. Rozlega się głośne pyknięcie i po chwili u stóp panny Meadowes pręży grzbiet zgrabny, rudy jak marchewka kociak.
– Ups – rzuca Dorcas.
– No i kwas – zgadza się Lily.
– Wróciłam! – wykrzykuje wesoło Petunia od drzwi. – Czy koteczek za mną tęsknił?
Dorcas patrzy na kota, kot patrzy na Dorcas.
– Szlag, szlag, szlag.
– Na co czekasz? Uwolnij mnie z tego! – awanturuje się Lily, podskakując na zgrabnych czterech łapkach.
Przyjaciółka pada obok niej na kolana i nerwowo obmacuje futro w poszukiwaniu sznurka. Znajduje go w końcu, po czym gwałtownie szarpie.... I sznurek zostaje jej w rękach.
– Szlag!
– No raczej – potwierdza uwięziona w ciele kota Lily. – ZRÓB COŚ!
I właśnie w tym momencie do kuchni wpada starsza panna Evans.
to be continued
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro