s01e05: Sąsiedzi atakują
Sama ze sobą poczyniłam wstępne ustalenia:
Lily of Suburbia będzie pojawiać się w poniedziałki (i potencjalnie środy) wieczorem, w zależności od napływu Wena.
Panna i Potwór nadal w piątki (plus może jakiś majówkowy bonus).
Woodland Cottage,
Trinity Meadows, Stockton-on-the-Forest
(ciężki) poranek następnego dnia
Severus siedzi przy stole w kuchni i opierając głowę na dłoniach, kiwa się nad kubkiem kawy. Lily krąży wokół niego wściekła jak osa. Celowo mówi o wiele głośniej niż zazwyczaj.
– Trzecia nad ranem! Wróciłeś o trzeciej nad ranem! Wiesz, jak się martwiłam?! W naszej sytuacji to... Wszystko mogło się wydarzyć! Coś mogło ci się stać! Żyjemy w ciągłym niebezpieczeństwie. Nie mogłam zasnąć, myślałam tylko o tym, że być może... A gdyby coś ci się stało?
– Przecież wysłałem wiadomość – broni się Severus, gdy w końcu udaje mu się cokolwiek wtrącić w monolog żony.
– Za pomocą SOWY! Czy ty jesteś normalny?!
– Cóż... Mogłem trochę wypić, zanim mi to przyszło do głowy.
– Po ilu piwach wpada się na takie pomysły?
Severus dyplomatycznie postanawia nie udzielać odpowiedzi. Nadal kiwa się nad kawą, nie może się zmusić, żeby cokolwiek wypić, chociaż wie, że prawdopodobnie by mu to pomogło.
– Trzecia w nocy! – nie odpuszcza Lily. – TRZECIA! I jak ty masz zamiar iść w tym stanie do pracy?
– Nic mi nie jest.
– Aha. Jasne.
Lily staje nad nim z nadąsaną miną i rękami wojowniczo opartymi na biodrach. Severus patrzy na nią, po czym ciężko wzdycha.
– Słuchaj, Lils. Wiem, że schrzaniłem, ale... Nienawidzę tej pracy, a do tego żyję w ciągłym stresie. Musiałem trochę odpuścić.
– I potrzebny ci był do tego alkohol?
Severus wzrusza ramionami.
– Najwyraźniej ludzie tak robią. Poza tym chciałem uspokoić Jaspera. Stał się bardzo podejrzliwy po waszym przedstawieniu w aptece.
– A więc to moja wina, że pijesz?
– Tego nie powiedziałem. Możesz mi za to uwierzyć na słowo, że ponoszę dostateczną karę, skoro nie mogę sobie nawet pomóc prostym eliksirem na kaca, który wykonałbym w pięć minut.
– No i dobrze ci tak, pijaku. Cierp ciało, skoroś chciało.
– To był jeden raz!
– Na razie... A co będzie, jak ci się spodoba? – pyta bystro Lily. – Czekałam na ciebie całe popołudnie. Z obiadem! Urobiłam sobie ręce po łokcie w kuchni, żeby cię zadowolić. Ty masz czelność narzekać na kaca? Popatrz na moje spracowane ręce. – Prezentuje mu pozaklejana plastrami palce. – To są prawdziwe blizny wojenne!
Severus słyszy w jej głosie coś, co budzi jego zainteresowanie. Wreszcie odrywa się od medytacji nad kawą i podnosi wzrok na żonę. Lily nadal sprawia wrażenie nabzdyczonej, ale w jej oczach pojawiają się psotne błyski. Severus nie potrzebuje więcej wskazówek.
– W porządku, kochanie. Co mogę zrobić, żeby ci to wynagrodzić?
– Hm, mam pewien pomysł.
Lily uśmiecha się i podekscytowana siada obok. Patrzy na niego wielkimi, roziskrzonymi oczami. Severus ma coraz gorsze przeczucia.
– Tak? – dopytuje.
– Randka – stawia swoje żądania Lily. – Wieczór na mieście tylko we dwoje.
Severus cieszy się, że jednak nie odważył się na łyk kawy, bo z pewnością by się zakrztusił.
– Słucham?!
– Nigdy nie byliśmy na prawdziwej randce, mój drogi. Ostatnia, którą pamiętam, to ta, którą tak brutalnie przerwałeś.
Severus przygląda jej się tępo.
– Z Jamesem – przypomina Lily. – Ty sam nigdy nawet nie zaproponowałeś, żebyśmy się gdzieś wybrali. O nie, od razu chciałeś się żenić. No to teraz mam nauczkę. Już wiem, jak to jest, kiedy poślubi się pierwszego faceta, który to zaproponuje. Przecież my się w ogóle nie znamy!
– Co za bzdury, znamy się niemal od zawsze.
Szczere słowa, które wyrywają mu się prosto z serca, wzruszają Lily. Przez długie lata rzeczywiście byli przyjaciółmi, zanim to wszystko się posypało, teraz muszą sobie tylko przypomnieć, jak to jest. Uszczęśliwiona Lily impulsywnie całuje Severusa w policzek.
– Czyli idziemy? – naciska na potwierdzenie.
– Dobrze. Może być w piątek?
– Naturalnie, kochanie!
Lily całuje go ponownie, tym razem odważniej. Wtedy z idealnym wyczuciem chwili w kuchni pojawia się Petunia.
– No proszę, szybko ci wybaczyła – zauważa, zwracając się do szwagra. – A ja do późnych godzin nocnym musiałam wysłuchiwać tyrady o tym, jakim jesteś beznadziejnym mężem. Kto mi zwróci te bezpowrotnie utracone chwile młodości?
– Ale jesteś dzisiaj w poetyckim nastroju, Violet.
– Zapewne z powodu niewyspania, Daisy. Moja dusza osiągnęła całkiem nowy poziom.
Petunia również nalewa sobie kawy – Severus przewidująco zaparzył cały dzbanek – i siada z rodziną.
– Ale żałuj, Skyler – ciągnie. – Wczoraj w domu naprawdę było jedzenie. Chyba że Lily zechce ci zaprezentować, czego się nauczyła, i zrobi zaraz jajecznicę na maśle.
Na samą myśl o śniadaniu Severus robi się zielony na twarzy, Petunia wybucha śmiechem.
– Nie panikuj, nie było aż tak źle. Zresztą, na pewno nosisz w rękawie odpowiednią odtrutkę na takie okazje.
– Niestety, już nie – odpowiada nadal lekko seledynowy na twarzy Severus. – A teraz przepraszam, muszę się... odświeżyć.
Wychodzi, dwie kobiety odprowadzają go wzrokiem.
– Nieprzyzwoicie się sponiewierał – ocenia Petunia, elegancko mocząc usta w kawie. – Wiesz już, gdzie pójdziecie na tę randkę? Powinien cię zabrać przynajmniej do miasta, bo tutaj i tak nie ma co robić. No i pomyśl, w co się ubierzesz, to też ważne.
– Daj spokój, Pet. – Macha obojętnie ręką Lily. – Przecież Seva nie obchodzą takie głupoty.
– Bo ja wiem? Mama zawsze mówi, że o męża trzeba dbać, bo się znudzi i poszuka szczęścia gdzie indziej. A przypominam, że twój zgubił drogę do domu już w pierwszym tygodniu wspólnego mieszkania. Ja bym sobie to wzięła do serca.
Lily niby się śmieje, ale później zaczyna myśleć. Bo owszem, dawno temu ona i Severus znali się bardzo dobrze, ale teraz... Czy na pewno wiedzą o sobie absolutnie wszystko, a ich oczekiwania są podobne? W całym tym zamieszaniu związanym z wojną i ślubem (i jak przystało na każdą serialową parę) ani razu nie zdołali ze sobą poważnie porozmawiać. Omówić swoich oczekiwań i planów na przyszłość.
Może randka stanie się do tego idealną okazją?
***
Woodland Cottage,
Trinity Meadows, Stockton-on-the-Forest
południe
Podjazd przed domem państwa Snape. Powracająca Petunia parkuje auto z epickim rozmachem, wysiada, otwiera bagażnik. Zaczyna wypakowywać sprawunki. Podczas gdy Lily została w domu, żeby posprzątać – za karę, bo nie wykazała się przy gotowaniu – starsza panna Evans przejechała się do centrum budowlano-ogrodniczego po kilka drobiazgów... Z przewagą farb. Zgodziła się nawet naruszyć w tym celu własne oszczędności, pewnie dlatego, że jej własna sypialnia jest utrzymana w odcieniach zgniłej pomarańczy i zwiędłej śliwki. Petunia stawia torby na ziemi i nurkuje w głąb bagażnika po jakiś zabłąkany przedmiot. Mniej więcej w tym samym czasie zatrzymuje się przy niej jakaś miła para: wysoki pan w tweedowej marynarce i wesoła, drobna kobieta. Sąsiedzi.
– Dzień dobry! – zagaja kobieta bardzo wysokim, wibrującym głosem.
Petunia podrywa się i omal nie przydzwania głową w klapę bagażnika. W końcu wyłania się na światło dzienne.
– O, dzień dobry – odpowiada, mierząc uważnie wzrokiem nieznajomą parkę.
– Jesteśmy sąsiadami! – chwali się kobieta, nadal nastrojona na wysokie częstotliwości. – Czyż to nie cudownie?!
– Tak, oczywiście.
Petunia sprawia wrażenie nieco skołowanej. Przesadnie sympatyczna para najwyraźniej zamierza nawiązać znajomość.
– Dotarły do nas słuchy, że wprowadzili się tu jacyś Rosjanie, ale widzę, że to tylko plotki. Pani wygląda zupełnie normalnie – ocenia łaskawie sąsiadka. – Jak swoja!
– Tak, tak, naturalnie. – Petunia automatycznie przestawia się na wyniosły ton. – Nasi przodkowie rzeczywiście wyjechali z Rosji podczas rewolucji, więc mamy z siostrą arystokratyczne korzenie, ale urodziłyśmy się i wychowałyśmy na Wyspach. W trzecim pokoleniu – podkreśla, żeby sąsiadka nie pomyślała sobie przypadkiem, że są jakimiś świeżymi, nieokrzesanymi emigrantkami zarobkowymi.
– Widzisz, Stephen, mówiłam ci, że to nie komuniści – zaświergotała uszczęśliwiona sąsiadka. – On wszędzie widzi szpiegów, doprawdy! Czyta za dużo kryminałów. Ale gdzie nasze maniery! Amy i Stephen Wilkinsonowie – przedstawia siebie i męża.
– Violet – rewanżuje się Petunia, chociaż nazwisko nie przechodzi jej przez gardło. – Bardzo mi miło.
– Czy ten przystojny mężczyzna, którego widujemy co rano, jest twoim mężem, Violet? – pyta zaciekawiona pani Wilkinson.
Petunia potrzebuje chwili na rozwiązanie zagadki, kim jest ów „przystojny mężczyzna".
– Och, chodzi o Skylera? – domyśla się w końcu. – To mąż mojej siostry. Ja jestem wciąż wolna jak ptak. Zdecydowanie za młoda, żeby wiązać się na stałe.
– Bardzo dobre podejście – ocenia Amy.
– I jakie przyszłościowe – dodaje jej mąż. – Widzę, że już poczyniłaś odpowiednie przygotowania na nowej drodze życia, Violet.
Petunia ponownie nic nie rozumie. Wilkinsonowie, których zdążyła już uznać za skończonych dziwaków, nadal uśmiechają się, z jakiegoś powodu zerkając na torby u jej stóp. Wreszcie ona również decyduje się spojrzeć w dół i...
– Chyba masz pasażera na gapę, moja droga – tłumaczy łaskawie Stephen.
Z torby Petunii wystaje czarny jak noc, ciekawski koci pyszczek. Przygląda się światu ciekawie i niewinnie, jakby miał nadzieję trafić do bardzo dobrego, kochającego domu.
– Miau – mówi kot.
– Co? – rzuca odruchowo Petunia.
Głos kota nie brzmi właściwie, raczej tak, jakby naprawdę wymówił słowo „miau", zamiast po prostu zamiauczeć. Ale nawet nie to jest najgorsze, Petunię bardziej martwi, że Wilkinsonowie już na wstępie skategoryzowali ją jako starą pannę z kotem. Oburzające.
– Miłego dnia, Violet – żegna ją Amy. – Musimy się wkrótce spotkać i dłużej porozmawiać. Może wpadniecie do nas na kawę?
– Jesteście zawsze mile widziani – zapewnia Stephen. – W małych miasteczkach ludzie trzymają się razem.
– I wszystko o sobie wiedzą, czy to nie zabawne? – śmieje się jego żona.
Petunia myśli ponuro, że to wcale nie jest śmieszne i raczej źle wróży na przyszłość państwu Smirnoff, ale nie nie mówi. Uśmiecha się i macha im na pożegnanie wielkopańskim gestem, jak na dziedziczkę Romanowów przystało. Potem chwyta za uszy wielką torbę ze sprawunkami i kotem, i unosi wysoko do góry.
– Miau? – pyta znowu kot.
– No dobrze – odpowiada Petunia. – Możesz zostać. Ale tylko dlatego, że potwornie się tu nudzę... No i Skyler na pewno będzie zachwycony.
to be continued
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro