Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

7. Wieczór z życia Syriusza Blacka

Na to pytanie nawet on nie znał odpowiedzi. Jednak ziarno niepewności zostało zasiane, a fakt, iż urocza panna McKinnon również szkoli się na aurora, tylko je umocnił. Dawało mu to sposobność by obserwować ją przez cały następny dzień, co stanowiło miłą rozrywkę zważywszy na to, że James gdzieś zniknął.

Przyglądając się tej szczupłej blondynce doszedł do wniosku, że jest naprawdę ładną dziewczyną. Nie wiedział, czemu w Hogwarcie nie poświęcił jej więcej uwagi, możliwe, że miała na to wpływ Lily. Nie chciał się mieszać między swoją siostrę, a jej przyjaciółki, teraz jednak nie czuł wyrzutów sumienia przyglądając się Marlenie, która w jego mniemaniu zmieniła się w trakcie kilku ostatni miesięcy. Stała się znaczenie pewniejsza siebie.

I tak oto, w dwa dni po powstaniu niepewności, zaraz po zakończeniu testu praktycznego dla kadetów, Marlena przysiadła na biurku Syriusza. Black spojrzał na nią zaskoczony i odłożył jakiś głupi raport, który miał poprawić za pełnoprawnego aurora.

- I jak ci poszło?- zapytała, patrząc z dezaprobatą na pogrążone w bałaganie miejsce pracy chłopaka.

- Dobrze, potrafię się znakomicie wtopić w tło, będzie ze mnie znakomity szpieg.

- Doprawdy? Wczoraj odniosłam inne wrażenie. Strasznie się na mnie gapiłeś i kiepsko szło ci maskowanie.

- A kto powiedział, że nie chciałem zostać zauważony? Zawsze robię to, na co mam ochotę i nie martwię się opinią innych. Znasz mnie przecież- blondynka uśmiechnęła się.

- Zawsze robisz to, co chcesz? To, co powiesz dzisiaj na drinka?

- Rozmawiałaś z Jamesem?- Marlena zmarszczyła czoło, nie rozumiejąc skąd taki pomysł.

- Nie, a co on ma z tym wspólnego? Zrobi się zazdrosny, jeśli spędzisz wieczór z kimś innym?

- Znasz go, to lekki świr, uwielbia mnie, wręcz za mną szaleje- zażartował by wybrnąć z tematu.- Tak, więc Marlena McKinnon planuje zaszaleć. A co na to tatuś?- dziewczyna spojrzała na swojego ojca, który na jej nieszczęście był aurorem mającym ją ciągle na oku.

- Pewnie chętne by się przyłączył, ale, po co robić zbędny tłum. Decyduj, ja i tak będę o dziewiętnastej Pod Końskim Łbem.

Posłała mu ostatni uśmiech i odeszła, zająć się przydzieloną jej stertą papierkowej roboty, uroki bycia kadetem. Z ich rocznika na kurs dla aurorów dostało się pięcioro Gryfonów i jeden Krukon. Wśród tych sześciu osób znalazła się jedna, której udało się zaintrygować Blacka.

Naprawdę żartował, gdy mówił o związaniu się z kimś, ale rzadko zdarzało się by jakaś dziewczyna zaprosiła go na drinka. Ciekaw, co z tego wyniknie postanowił zaryzykować. W najgorszym razie zostałby sam ze sporą porcją alkoholu, a to nie była najgorsza opcja na piątkowy wieczór.

- A ty coś się tak wystroiłeś?- zapytała Lily, która wróciła do mieszkania chwilę po szóstej.- Planujesz skraść komuś serce?

- Możliwe, a ty, jakie masz plany na piątkowy wieczór? Tylko nie mów, że planujesz mi zdemolować mieszkanie z Jamesem.

- No cóż, James postanowił zostać w pracy, dlatego idę z Remusem i Peterem do kina na „Śmierć na Nilu."

- Tylko nie roztyj się od popcornu, bo będę musiał poszerzyć drzwi- Lily rzuciła w niego swoją czapką, którą z łatwością złapał i odrzucił z powrotem.

- Uroczy jak zawsze- podsumowała odkładając swoje rzeczy na półkę koło wejścia.- Mogłeś, chociaż trochę posprzątać.

- Zrobiłem to. Widzisz, umyłem kubek po kawie i poprawiłem poduszkę- Lily przymknęła oczy i westchnęła.

- Możesz mi wierzyć, że jutro pozamiatasz i umyjesz wszystkie naczynia albo przypomnę ci, czemu nazywaliście mnie Furią w Hogwarcie- Syriusz zaśmiał się i wziął swój płaszcz.

- To podchodzi pod groźbę karalną, ale jak ci tak na tym zależy to coś się wymyśli. Na mnie już pora, a ty pamiętaj żeby uważać na Glizdka, strasznie chrapie w kinie, ludzie mogą was przez niego przepędzić.

- Uważaj żeby ciebie ktoś nie przepędził. Jak coś to mam duży zapas chusteczek.

- Nie będą potrzebne, uważaj na siebie siostra i nie czekaj na mnie. Piątkowy wieczór to czas na zabawę!

Powiedziawszy to przekroczył próg mieszkania i zniknął Lily z oczu, która spojrzała na panujący bałagan i jęknęła załamana. Nie zamierzała jednak wyręczać Syriusza, dlatego zamknęła się w swoim pokoju, jedynym azylu, gdzie nikt nie robił jej bałaganu.

W tym czasie Black spokojnie dotarł pod wskazane miejsce, zataczając nieco większa pętle niż było to konieczne, aby nie przyjść na czas. Wszedł spóźniony kilka minut, a zebrani spojrzeli na niego podejrzliwie. Nie przejmując się tym odszukał wzrokiem blondynkę, która siedziała przy barze i wymijając podejrzane osobistości, podszedł do niej. Marlena postawiła przed nim pełen kufel piwa.

- A co jak bym nie przyszedł?- zapytał zajmując miejsce koło niej.

- Wypiłabym dwa, ale przecież znam cię. Nigdy nie odmawiasz zabawy, musiałby się wydarzyć jakiś cud żebyś nie przyszedł.

- Jestem zbyt przewidywalny- czując, że należałoby coś z tym zrobić, wziął łyk gorzkiego piwa.- Ciekawe miejsce wybrałaś na tą zabawę. Pod Końskim Łbem auror może łatwo dostać w nos- oboje czuli na sobie podejrzliwe spojrzenia zebranych w barze osób.

- Można też usłyszeć trochę ciekawy rzeczy, ale dzisiaj nie szepczą o niczym wartym uwagi.

- Od kiedy to jesteś taką ryzykantką? W szkole wolałaś się nie wyróżniać w tłumie, a tu proszę, samotne eskapady po najciemniejszych uliczkach Londynu.

- Po całym dniu przeglądania papierków to miła odmiana. Mój ojciec dostałby zawału widząc mnie tutaj.

- Przecież nie jesteś sama, towarzyszy ci nie, kto inny jak sam mistrz pojedynków.

- Upiłeś się jednym łykiem? Liczyłam, że lepszy z ciebie kompan do picia- zażartowała, sprawiając, że na twarzy młodego Blacka pojawił się szelmowski uśmiech.

- Chcesz sprawdzić, kto dłużej utrzyma się na nogach?

- Czemu nie, ale nie mam ochoty cię nieść więc jak coś to po prostu przyznaj się, że masz dość.

- Chyba jednak nie wiesz, z kim masz do czynienia. Barman! Butelkę ognistej i dwa kieliszki- mężczyzna postawił przed nimi zamówienie, posyłając im mało przyjazne spojrzenie.- Gotowa?

- Tylko jedna butelka?

- Jak dasz radę to weźmiemy drugą- nalał im po kieliszku.- Zapomniałem poprosić o zapojkę dla pani.

- Nie żartuj tylko pij- podniosła naczynie, co i on uczynił.- Do dnia.

I tak zaczęła się mała rozgrywka miedzy Syriuszem i Marleną, która szybko przerodziła się w salwę dowcipów i śmiechów. Zebrani zaczęli ich ignorować, rozumiejąc, że tych dwoje nie przyszło tam w ramach służby. Stanowiąc małe zagrożenie dla ich interesów mogli pić bez przeszkód ile chcieli.

Gdzieś w połowie drugiej butelki stwierdzili zgodnie, że warto byłoby wciągnąć do zabawy Lily i resztę, dlatego kupili jeszcze jedną ognistą i starając się zachować pozory trzeźwości, udali się do mieszkania Syriusza, idąc pod rękę. Ich powagę zakłócały ciągłe śmiechy, które były powodowane nawet przez zbyt długie milczenie.

Niestety w mieszkaniu nie zastali swoich przyjaciół. We dwoje wiec usiedli na sofie gdzie dokończyli drugą butelkę. Wtedy to, niespodziewanie, dziewczyna pocałowała równie pijanego Syriusza. Ten zamrugał zaskoczony i spojrzał na nią z trudem zbierając myśli.

- Od początku planowałaś mnie uwieść ty podła kobieto!

- Możliwe i chyba mi to w końcu wyszło- powiedziawszy to znów go pocałowała, co z zaskakującym zapałem odwzajemnił.

Pchani resztką trzeźwości umysłu postanowili dalszą „konwersację" przenieść gdzieś indziej, ale nie do końca im to wyszło.

- Tu jest za czysto, to nie mój pokój- Marlena zaśmiała się i pociągnęła go w kierunku innych drzwi.- To łazienka.

W końcu udało się im dotrzeć do sypialni Syriusza gdzie głośno zatrzasnęli za sobą drzwi by nikt im nie przeszkadzał.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro