13.Z uśmiechem na twarzy
Grudzień był miesiącem, który nie sprzyjał myśleniu o walce ze złem. Ludzie woleli się cieszyć świąteczną atmosferą, która było czuć wszędzie. Nawet Lily dała się temu ponieść, idąc z przyjaciółkami po prezenty dla najbliższych. Dziewczyny od lat towarzyszyły jej w tym przedsięwzięciu, doradzając najlepiej jak potrafiły, czym i ona się odwdzięczała.
Razem odwiedzały kolejne magiczne i mugolskie sklepy, pięknie udekorowane świątecznymi ozdobami. Delikatnie prószący śnieg dodawał tej scenerii bajkowości, rozweselając nawet najbardziej zmartwione serca. Czując ducha świąt, Lily udekorowała mieszkanie Syriusza. Zmęczony z powodu pełni chłopak jedynie się uśmiechnął i wpatrywał niczym małe dziecko w lampki wiszące nad oknem. Nocne czuwanie nad przyjacielem w śniegu i mrozie wpłynęło negatywnie na zdrowie trojga Huncwotów, ale na szczęście Lily wiedziała jak postawić ich na nogi. Dzięki temu, na pięć dni przed Bożym Narodzeniem byli w stanie umykać przed obowiązkami.
- Nie może być, to beznadziejny pomysł!- Lily wyjrzała z kuchni, słysząc podniesione głosy Huncwotów, którzy po chwili weszli do mieszkania cali w śniegu.- Jak to nie spędzisz z nami świąt Luniu?- Remus osuszył swój płaszcz nim powiesił go na wieszaku.
- Jeszcze byśmy zrozumieli gdybyś jechał z matką do jej dalekich krewnych, ale to- James pokręcił głową z niedowierzaniem, po czym przywitał się z Lily i usiadł na fotelu.
- Co się dzieje?- chciała wiedzieć, siadając Jamesowi na kolanach.
- Luniu dezerteruje ze świąt.
- Dumbledore wyznaczył mnie do pilnowania mugolskiego ministra w trakcie świąt- wyjaśnił dziewczynie powód swojej nieobecności.- Mam zastąpić jakiegoś członka Zakonu, Weasleya czy kogoś takiego, aby mógł spędzić święta ze swoimi dziećmi.
- No cóż, nie będziesz sam- Lily wiedziała, że to, co zaraz powie wywoła sprzeciw.- Też się zgłosiłam do tego zadania- troje Huncwotów zakrzyknęło z oburzeniem.
- Oszalałaś? Nie możesz tego zrobić...
- To jest porzucanie rodziny siostra!- Lily odetchnęła i spojrzała na Remusa, czekając aż reszta się uspokoi. Lunatyk uśmiechnął się do niej blado, rozumiejąc ją aż za bardzo.
Niestety wybuch gniewu Jamesa i Syriusza ciągnął się w nieskończoność. Potter w pewnej chwili podniósł ją by wstać i zacząć chodzić po salonie, tłumacząc jej, że nie może tak postąpić. W tym samym czasie Syriusz zaczął również naciskać na Remusa żeby ten nie zostawiał przyjaciół w tak ważny dzień. Peter siedział tym czasem dziwnie skulony na sofie i w ciszy przyglądał się mrugającym światełkom. Jego spokój wpływał kojąco na Lily, która w końcu wstała.
- Już skończyliście? Upiekłam ciasteczka- oznajmiła jak gdyby nigdy nic.
- Nie zmieniaj tematu! Uciekasz od nas i to w święta!
- Nie, James, idę z Remusem. Wy spędzicie wieczór u ciebie w domu, a my pojawimy się tam rano i nikt nie spędzi tych świąt w samotności. Zakon wymaga poświęceń, a że ja nie mam swojej rodziny pod ręką to cieszę się, że dzięki mnie ktoś będzie mógł być z najbliższymi. Niech ten Weasley spędza jak najwięcej czasu z dziećmi, nigdy nie wiadomo, co może się wydarzyć- ta odpowiedź zamknęła usta Huncwotom. Lily nie uciekała od nich tylko od świat bez rodziców.- To, kto chce ciasteczko? Nawet dobre mi wyszły.
Remus i Peter przenieśli się do maleńkiego stolika w kuchni, a Syriusz i James na siebie spojrzeli. Czując się nieco głupio dołączyli do reszty by zjeść kilka ciastek, a trzeba przyznać, że w porównaniu z poprzednimi daniami serwowanymi przez rudowłosą, były one naprawdę dobre, zwłaszcza z ciepłą herbatą.
O dziwo Peter zabrał głos, zmieniając temat na znacznie przyjemniejszy, co sprawiło, że całą piątka usiadła w salonie ze znacznie lepszym humorem. Lily wtuliła się w James, kładąc nogi na kolanach Remusa, który uśmiechnął się do niej z wdzięcznością. Żadne z nich nie będzie samo w święta. Taka wiadomość potrafiła wiele zmienić, nawet, jeśli niektórym to nie pasowało.
Lily jednak wiedziała, czego chce, a raczej, czego nie chce. Wolała uniknąć świąt, nawet z tak cudownymi osobami jak jej przyjaciele, ponieważ wiedziała, że mogłaby się przez nie poczuć gorzej, a od kilku dni czuła się nieco lepiej. Nie przeszkadzało jej to jednak w pomaganiu pani Potter, która ciągle stroiła dom i zapełniała kuchnię kolejnymi smakołykami. Lily dzięki temu miała okazję się sporo od niej nauczyć, co w przyszłości miało zapobiec otruciu Huncwotów jej kuchennymi wyczynami.
- Witam drogie panie!- obie uśmiechnęły się do pana Pottera, który wszedł do kuchni, pocierając zmarznięte dłonie.- Zdobyłem dla nas piękną choinkę, jest dużo większa niż zeszłoroczna- mężczyzna uśmiechnął się dumnie.
- James z chęcią ją udekoruje później, jak co roku.
- Jedyne, co robi przed świętami. Na nas już pora, mieliśmy być u twojej cioci piętnaście minut temu- Euphemia spojrzała zaniepokojona na zegarek.
- Ale ten czas biegnie! Iskierko wyjmij ciastka z piekarnika za godzinę. Iskierko?- kobieta się rozejrzała za Skrzatem.
- Ja to mogę zrobić, poczekam aż James wróci z pracy i pomogę mu z choinką.
- Miło z twojej strony kochanie- małżeństwo szybko przygotowało się do wyjścia.- Wrócimy jutro o dziesiątej rano, niech James nie podjada.
- Przekażę mu- obiecała.
Pani i Pan Potter zniknęli, zostawiając Lily samą. Dziewczyna nie wiedziała gdzie podziewa się Iskierka, dlatego sama dopilnowała ciastek, sprzątając przy okazji kuchnię. Gdy wypieki były już gotowe, ostrożnie je wyłożyła i poszła do olbrzymiego salonu gdzie stała choinka przyniesiona przez pana domu. Rzeczywiście była bardzo duża i gęsta, a jej zapach unosił się w całym budynku.
Nudząc się podeszła do stołu, na którym stały pudełka z ozdobami. Przyglądała się im z uśmiechem. Różnobarwne ozdoby się jej podobały, nigdy nie lubiła choinek ozdobionych w jednym kolorze, a jej siostra, zawsze robiła jej na złość i wybierała jedynie czerwone dekoracje. Tym razem, miało być inaczej.
Lily ostrożnie zaczęła zawieszać kolejne bombki, łańcuchy i światełka, sprawiając, że choinka nabrała barw. Różnobarwne kule były tak zaklęte, że wyglądały jakby padał śnieg, a małe mikołaje, machały radośnie, zawieszone za czapeczki. Drzewko wyglądało cudownie, ozdobione nimi.
Dziewczyna cofnęła się nieco by lepiej się przyjrzeć swojemu dziełu i poczuła radość mieszającą się w niej ze smutkiem. Słysząc trzaśnięcie drzwi, zamrugała gwałtownie a po jej twarzy spłynęła pojedyncza łza.
- Już jestem!- zawołał James.- Jest tutaj ktoś?
- W salonie- chłopak ucieszył się słysząc znajomy głos dziewczyny. Szybko zdjął przemoczone od śniegu buty i płaszcz.
- Ślicznie udekorowana choinka- Lily szybko otarła policzek i spojrzała na Jamesa, który do niej podszedł.- Ja się tym zawsze zajmowałem i jestem w tym prawdziwym mistrzem, ale wyszło ci to znakomicie- dziewczyna uśmiechnęła się i zakręciła jedną z bombek.
- Nie będzie mnie tu jutro żeby z wami przy niej posiedzieć to, chociaż chciałam ją przystroić- James przyjrzał się jej z troską. To były pierwsze święta, które miała spędzić bez rodziców, a po tym jak odmówiła spędzenia ich z nimi, zrozumiał jak bolesny jest dla niej ten czas.- Twoi rodzice pojechali do kogoś z rodziny, wrócą jutro rano.
- Całe szczęście, że mnie to ominęło.
- Jeszcze zatęsknisz za tymi rodzinnymi spotkaniami- poprawiła jeden z łańcuchów i się do niego obróciła.- Chciałam ci osobiście dać prezent na święta. Nie uda ci się go otworzyć przed porankiem wigilijnym, ale przynajmniej będziesz wiedział, od kogo to- James przyjął małe pudełko i się do niej uśmiechnął. Głupio mu było, bo sam nie pomyślał o tym żeby wręczyć jej prezent nieco wcześniej.
- Na pewno będzie to coś niesamowitego, w końcu nie zmieściłabyś tu książki- położył pakunek pod choinką. Wyglądał tam dość zabawnie taki samotny, ale niedługo miało się to zmienić.
- Mogę tu dzisiaj zostać?- to niespodziewane pytanie sprawiło, że zaniemówił.- Chciałabym... sama nie wiem.
- Rodziców nie ma, a ty od razu wpraszasz się na noc? Cóż za nikczemne myśli cię kłębią pod tą rudo czupryną?
- Po prostu chcę aby ktoś utulił mnie do snu- twarz Jamesa nieco spoważniała po czym pojawił się na niej łagodny uśmiech.
- Z chęcią będę tym kimś, ale najpierw bym coś zjadł, jestem strasznie głodny.
- Masz nie podjadać- złapała go za rękę, ale James jedynie pociągnął ją za sobą do kuchni.
- Na pewno jest tutaj coś, co biedny, zmęczony po całym dniu pracy człowiek może zjeść- Lily podeszła do lodówki i przyjrzała się jej zawartości.
- Są pierogi, cała góra. Nic się nie stanie jak kilka zniknie.
- Kocham cię rudzinko!- Lily się uśmiechnęła i szybko odgrzała mu solidną porcję.
Później usiedli w salonie i rozkoszując się zapachem choinki, obejrzeli film. James powstrzymał się od mówienia o pracy, która wiązała się bezpośrednio z tematem Śmierciożerców, co zapewniło im uroczy wieczór. Później przenieśli się na górę gdzie chłopak znalazł dla Lily jakąś czysta koszulkę do spania i skarpetki, wiedząc, że z niej straszny zmarzluch.
Umyta i przebrana szybko opatuliła się kołdrą by nie zmarznąć, tak że James miał problem ją w niej odnaleźć. Zaśmiał się, gdy zadrżała, czując chłodne powietrze, po czym położył się koło niej i ją objął.
- Panno Evans, zaraz mnie pani udusi- Lily lekko rozluźniła uścisk.
- To z tęsknoty- oznajmiła, wtulając się w niego.- I zimna.
- Tu jest aż nazbyt ciepło- oznajmił rozcierając dłońmi jej chude plecy.- Mogłem ci kupić na święta taką wełnianą piżamę.
- A co mi kupiłeś?
- Dowiesz się jak wrócisz rano z tego nieszczęsnego dyżuru u ministra- Lily uniosła głowę i spojrzała na niego oburzona.- A powiesz mi, co ja dostanę?
- Nie- odparła krótko, powodując u niego szeroki uśmiech.
- To nic z tego- odłożył okulary na szafkę i zgasił światło. W mroku świat nie był aż tak rozmazany. Lily oparła brodę na jego piersi, jakby nad czymś myślała.- Co cię martwi?
- Zastanawiam się jak mogłeś mi nie kupić cieplutkiej piżamy- chłopak się zaśmiał razem z nią.
- Może za rok- przejechał dłonią po jej miękkich włosach.- Chyba, że wymyślę coś lepszego.
- Ciepły kocyk?
- Jesteś niemożliwa- Lily jedynie się uśmiechnęła, czego nie mógł dostrzec i go pocałowała
- Dobranoc.
- Dobranoc mój ty zmarzluchu.
Dziewczyna wtuliła się w niego i zamknęła zmęczone oczy. James nie mógł zasnąć jeszcze przez pewien czas. Tulił ją do siebie, bawiąc się pasmem jej włosów jak dawniej. Nie ma, co ukrywać, był szczęśliwy, a radość utrudniała mu uśnięcie.
Po pewnym czasie Lily wymarzała coś przez sen i lekko się przekręciła. James zamknął oczy i po chwili sam spał z uśmiechem na ustach.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro