Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

13.Z uśmiechem na twarzy

Grudzień był miesiącem, który nie sprzyjał myśleniu o walce ze złem. Ludzie woleli się cieszyć świąteczną atmosferą, która było czuć wszędzie. Nawet Lily dała się temu ponieść, idąc z przyjaciółkami po prezenty dla najbliższych. Dziewczyny od lat towarzyszyły jej w tym przedsięwzięciu, doradzając najlepiej jak potrafiły, czym i ona się odwdzięczała.

Razem odwiedzały kolejne magiczne i mugolskie sklepy, pięknie udekorowane świątecznymi ozdobami. Delikatnie prószący śnieg dodawał tej scenerii bajkowości, rozweselając nawet najbardziej zmartwione serca. Czując ducha świąt, Lily udekorowała mieszkanie Syriusza. Zmęczony z powodu pełni chłopak jedynie się uśmiechnął i wpatrywał niczym małe dziecko w lampki wiszące nad oknem. Nocne czuwanie nad przyjacielem w śniegu i mrozie wpłynęło negatywnie na zdrowie trojga Huncwotów, ale na szczęście Lily wiedziała jak postawić ich na nogi. Dzięki temu, na pięć dni przed Bożym Narodzeniem byli w stanie umykać przed obowiązkami.

- Nie może być, to beznadziejny pomysł!- Lily wyjrzała z kuchni, słysząc podniesione głosy Huncwotów, którzy po chwili weszli do mieszkania cali w śniegu.- Jak to nie spędzisz z nami świąt Luniu?- Remus osuszył swój płaszcz nim powiesił go na wieszaku.

- Jeszcze byśmy zrozumieli gdybyś jechał z matką do jej dalekich krewnych, ale to- James pokręcił głową z niedowierzaniem, po czym przywitał się z Lily i usiadł na fotelu.

- Co się dzieje?- chciała wiedzieć, siadając Jamesowi na kolanach.

- Luniu dezerteruje ze świąt.

- Dumbledore wyznaczył mnie do pilnowania mugolskiego ministra w trakcie świąt- wyjaśnił dziewczynie powód swojej nieobecności.- Mam zastąpić jakiegoś członka Zakonu, Weasleya czy kogoś takiego, aby mógł spędzić święta ze swoimi dziećmi.

- No cóż, nie będziesz sam- Lily wiedziała, że to, co zaraz powie wywoła sprzeciw.- Też się zgłosiłam do tego zadania- troje Huncwotów zakrzyknęło z oburzeniem.

- Oszalałaś? Nie możesz tego zrobić...

- To jest porzucanie rodziny siostra!- Lily odetchnęła i spojrzała na Remusa, czekając aż reszta się uspokoi. Lunatyk uśmiechnął się do niej blado, rozumiejąc ją aż za bardzo.

Niestety wybuch gniewu Jamesa i Syriusza ciągnął się w nieskończoność. Potter w pewnej chwili podniósł ją by wstać i zacząć chodzić po salonie, tłumacząc jej, że nie może tak postąpić. W tym samym czasie Syriusz zaczął również naciskać na Remusa żeby ten nie zostawiał przyjaciół w tak ważny dzień. Peter siedział tym czasem dziwnie skulony na sofie i w ciszy przyglądał się mrugającym światełkom. Jego spokój wpływał kojąco na Lily, która w końcu wstała.

- Już skończyliście? Upiekłam ciasteczka- oznajmiła jak gdyby nigdy nic.

- Nie zmieniaj tematu! Uciekasz od nas i to w święta!

- Nie, James, idę z Remusem. Wy spędzicie wieczór u ciebie w domu, a my pojawimy się tam rano i nikt nie spędzi tych świąt w samotności. Zakon wymaga poświęceń, a że ja nie mam swojej rodziny pod ręką to cieszę się, że dzięki mnie ktoś będzie mógł być z najbliższymi. Niech ten Weasley spędza jak najwięcej czasu z dziećmi, nigdy nie wiadomo, co może się wydarzyć- ta odpowiedź zamknęła usta Huncwotom. Lily nie uciekała od nich tylko od świat bez rodziców.- To, kto chce ciasteczko? Nawet dobre mi wyszły.

Remus i Peter przenieśli się do maleńkiego stolika w kuchni, a Syriusz i James na siebie spojrzeli. Czując się nieco głupio dołączyli do reszty by zjeść kilka ciastek, a trzeba przyznać, że w porównaniu z poprzednimi daniami serwowanymi przez rudowłosą, były one naprawdę dobre, zwłaszcza z ciepłą herbatą.

O dziwo Peter zabrał głos, zmieniając temat na znacznie przyjemniejszy, co sprawiło, że całą piątka usiadła w salonie ze znacznie lepszym humorem. Lily wtuliła się w James, kładąc nogi na kolanach Remusa, który uśmiechnął się do niej z wdzięcznością. Żadne z nich nie będzie samo w święta. Taka wiadomość potrafiła wiele zmienić, nawet, jeśli niektórym to nie pasowało.

Lily jednak wiedziała, czego chce, a raczej, czego nie chce. Wolała uniknąć świąt, nawet z tak cudownymi osobami jak jej przyjaciele, ponieważ wiedziała, że mogłaby się przez nie poczuć gorzej, a od kilku dni czuła się nieco lepiej. Nie przeszkadzało jej to jednak w pomaganiu pani Potter, która ciągle stroiła dom i zapełniała kuchnię kolejnymi smakołykami. Lily dzięki temu miała okazję się sporo od niej nauczyć, co w przyszłości miało zapobiec otruciu Huncwotów jej kuchennymi wyczynami.

- Witam drogie panie!- obie uśmiechnęły się do pana Pottera, który wszedł do kuchni, pocierając zmarznięte dłonie.- Zdobyłem dla nas piękną choinkę, jest dużo większa niż zeszłoroczna- mężczyzna uśmiechnął się dumnie.

- James z chęcią ją udekoruje później, jak co roku.

- Jedyne, co robi przed świętami. Na nas już pora, mieliśmy być u twojej cioci piętnaście minut temu- Euphemia spojrzała zaniepokojona na zegarek.

- Ale ten czas biegnie! Iskierko wyjmij ciastka z piekarnika za godzinę. Iskierko?- kobieta się rozejrzała za Skrzatem.

- Ja to mogę zrobić, poczekam aż James wróci z pracy i pomogę mu z choinką.

- Miło z twojej strony kochanie- małżeństwo szybko przygotowało się do wyjścia.- Wrócimy jutro o dziesiątej rano, niech James nie podjada.

- Przekażę mu- obiecała.

Pani i Pan Potter zniknęli, zostawiając Lily samą. Dziewczyna nie wiedziała gdzie podziewa się Iskierka, dlatego sama dopilnowała ciastek, sprzątając przy okazji kuchnię. Gdy wypieki były już gotowe, ostrożnie je wyłożyła i poszła do olbrzymiego salonu gdzie stała choinka przyniesiona przez pana domu. Rzeczywiście była bardzo duża i gęsta, a jej zapach unosił się w całym budynku.

Nudząc się podeszła do stołu, na którym stały pudełka z ozdobami. Przyglądała się im z uśmiechem. Różnobarwne ozdoby się jej podobały, nigdy nie lubiła choinek ozdobionych w jednym kolorze, a jej siostra, zawsze robiła jej na złość i wybierała jedynie czerwone dekoracje. Tym razem, miało być inaczej.

Lily ostrożnie zaczęła zawieszać kolejne bombki, łańcuchy i światełka, sprawiając, że choinka nabrała barw. Różnobarwne kule były tak zaklęte, że wyglądały jakby padał śnieg, a małe mikołaje, machały radośnie, zawieszone za czapeczki. Drzewko wyglądało cudownie, ozdobione nimi.

Dziewczyna cofnęła się nieco by lepiej się przyjrzeć swojemu dziełu i poczuła radość mieszającą się w niej ze smutkiem. Słysząc trzaśnięcie drzwi, zamrugała gwałtownie a po jej twarzy spłynęła pojedyncza łza.

- Już jestem!- zawołał James.- Jest tutaj ktoś?

- W salonie- chłopak ucieszył się słysząc znajomy głos dziewczyny. Szybko zdjął przemoczone od śniegu buty i płaszcz.

- Ślicznie udekorowana choinka- Lily szybko otarła policzek i spojrzała na Jamesa, który do niej podszedł.- Ja się tym zawsze zajmowałem i jestem w tym prawdziwym mistrzem, ale wyszło ci to znakomicie- dziewczyna uśmiechnęła się i zakręciła jedną z bombek.

- Nie będzie mnie tu jutro żeby z wami przy niej posiedzieć to, chociaż chciałam ją przystroić- James przyjrzał się jej z troską. To były pierwsze święta, które miała spędzić bez rodziców, a po tym jak odmówiła spędzenia ich z nimi, zrozumiał jak bolesny jest dla niej ten czas.- Twoi rodzice pojechali do kogoś z rodziny, wrócą jutro rano.

- Całe szczęście, że mnie to ominęło.

- Jeszcze zatęsknisz za tymi rodzinnymi spotkaniami- poprawiła jeden z łańcuchów i się do niego obróciła.- Chciałam ci osobiście dać prezent na święta. Nie uda ci się go otworzyć przed porankiem wigilijnym, ale przynajmniej będziesz wiedział, od kogo to- James przyjął małe pudełko i się do niej uśmiechnął. Głupio mu było, bo sam nie pomyślał o tym żeby wręczyć jej prezent nieco wcześniej.

- Na pewno będzie to coś niesamowitego, w końcu nie zmieściłabyś tu książki- położył pakunek pod choinką. Wyglądał tam dość zabawnie taki samotny, ale niedługo miało się to zmienić.

- Mogę tu dzisiaj zostać?- to niespodziewane pytanie sprawiło, że zaniemówił.- Chciałabym... sama nie wiem.

- Rodziców nie ma, a ty od razu wpraszasz się na noc? Cóż za nikczemne myśli cię kłębią pod tą rudo czupryną?

- Po prostu chcę aby ktoś utulił mnie do snu- twarz Jamesa nieco spoważniała po czym pojawił się na niej łagodny uśmiech.

- Z chęcią będę tym kimś, ale najpierw bym coś zjadł, jestem strasznie głodny.

- Masz nie podjadać- złapała go za rękę, ale James jedynie pociągnął ją za sobą do kuchni.

- Na pewno jest tutaj coś, co biedny, zmęczony po całym dniu pracy człowiek może zjeść- Lily podeszła do lodówki i przyjrzała się jej zawartości.

- Są pierogi, cała góra. Nic się nie stanie jak kilka zniknie.

- Kocham cię rudzinko!- Lily się uśmiechnęła i szybko odgrzała mu solidną porcję.

Później usiedli w salonie i rozkoszując się zapachem choinki, obejrzeli film. James powstrzymał się od mówienia o pracy, która wiązała się bezpośrednio z tematem Śmierciożerców, co zapewniło im uroczy wieczór. Później przenieśli się na górę gdzie chłopak znalazł dla Lily jakąś czysta koszulkę do spania i skarpetki, wiedząc, że z niej straszny zmarzluch.

Umyta i przebrana szybko opatuliła się kołdrą by nie zmarznąć, tak że James miał problem ją w niej odnaleźć. Zaśmiał się, gdy zadrżała, czując chłodne powietrze, po czym położył się koło niej i ją objął.

- Panno Evans, zaraz mnie pani udusi- Lily lekko rozluźniła uścisk.

- To z tęsknoty- oznajmiła, wtulając się w niego.- I zimna.

- Tu jest aż nazbyt ciepło- oznajmił rozcierając dłońmi jej chude plecy.- Mogłem ci kupić na święta taką wełnianą piżamę.

- A co mi kupiłeś?

- Dowiesz się jak wrócisz rano z tego nieszczęsnego dyżuru u ministra- Lily uniosła głowę i spojrzała na niego oburzona.- A powiesz mi, co ja dostanę?

- Nie- odparła krótko, powodując u niego szeroki uśmiech.

- To nic z tego- odłożył okulary na szafkę i zgasił światło. W mroku świat nie był aż tak rozmazany. Lily oparła brodę na jego piersi, jakby nad czymś myślała.- Co cię martwi?

- Zastanawiam się jak mogłeś mi nie kupić cieplutkiej piżamy- chłopak się zaśmiał razem z nią.

- Może za rok- przejechał dłonią po jej miękkich włosach.- Chyba, że wymyślę coś lepszego.

- Ciepły kocyk?

- Jesteś niemożliwa- Lily jedynie się uśmiechnęła, czego nie mógł dostrzec i go pocałowała

- Dobranoc.

- Dobranoc mój ty zmarzluchu.

Dziewczyna wtuliła się w niego i zamknęła zmęczone oczy. James nie mógł zasnąć jeszcze przez pewien czas. Tulił ją do siebie, bawiąc się pasmem jej włosów jak dawniej. Nie ma, co ukrywać, był szczęśliwy, a radość utrudniała mu uśnięcie.

Po pewnym czasie Lily wymarzała coś przez sen i lekko się przekręciła. James zamknął oczy i po chwili sam spał z uśmiechem na ustach.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro