Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

12. Nocna zmiana z nieproszonymi gośćmi

James pożegnał się z Lily o szesnastej. Dziewczyna patrzyła jak odchodzi zasypaną śniegiem ulicą nim zniknął za zakrętem. Wtedy poszła wziąć prysznic i przygotować się do pracy. Nie przepadała za nocnymi zmianami, ale sama się na nie zgodziła, wybierając ten zawód z pośród tak wielu. Z jej wynikami mogła pracować w ministerstwie, zostać autorem, nauczycielem a nawet pisać do gazety. Chciała jednak pomagać.

Nie było do tego lepszego miejsca niż szpital gdzie każdego dnia trafiały dziesiątki rannych czarodziei. Niektórzy zostali zaatakowani innym nie udało się zaklęcie lub źle uwarzyli eliksir, a czasami zwykły wypadek sprawiał, że potrzebowali pomocy medycznej. Na tych wszystkich nieszczęśników czekała Lily, starająca się witać wszystkich szerokim uśmiechem. Lubiła patrzeć jak ból ustępuje, a rany się goją, wtedy czuła się naprawdę potrzebna.

- I jak twój przyjaciel- Lily spojrzała na swoją przełożoną.- Pan Lupin, dobrze pamiętam?

- Zgadza się, wszystko u niego dobrze. Szybko odzyskał siły, ale on nigdy się łatwo nie poddawał. Coś się dzisiaj działo?

- Spokojnie jak zawsze przed świętami. Mam wrażenie, że ludzie nie chcą być chorzy na Boże Narodzenie i bardziej na siebie uważają. To najlepszy okres w tej pracy, sama się przekonasz- rudowłosa uśmiechnęła się, patrząc w głąb pustego korytarza.- Wczoraj urodziły się bliźnięta, a dzisiaj przyszła na świat mała dziewczynka. Wspaniały prezent dla całej rodziny.

- Z pewnością będą mieli szczęśliwe święta, chyba, że maluchy postanowią inaczej- kobieta się uśmiechnęła.- Co pani planuje?

- Mam zmianę, ale rodzina się tu pojawi. Boże Narodzenie w szpitalu potrafi być bardziej wesołe niż inni przypuszczają. Zbieramy wszystkich pacjentów w wielkiej sali na parterze i zajadamy się ciasteczkami. A ty? Masz już jakieś plany?

- Rodzice narzeczonego mnie zaprosili, więc pewnie spędzę święta z nimi i naszymi przyjaciółmi. Będzie mnóstwo jedzenia i jeszcze więcej wygłupów Huncwotów.

- Ci twoim przyjaciele to dziwne osoby, co ich tu widzę, przeczuwam zbliżającą się katastrofę- Lily zaśmiała się.

- Tacy już są, w szkole byli największa zmorą nauczycieli, ciągle pakowali się w kłopoty, ale za to wszyscy ich uwielbiali.

- Nie dziwię się, kto nie lubi się pośmiać. Pójdę zrobić obchód, a ty miej oko na windę, jak coś, wołaj.

Rudowłosa jedynie skinęła głową. Na drugie piętro, gdzie przeważnie pracowała, przywożono ciężko rannych. Jej przełożona była mistrzynią w opatrywaniu beznadziejnych przypadków. Zawsze wiedziała, co zrobić i jeśli istniał, chociaż cień szansy na przeżycie pacjenta to łapała go i ratowała nieszczęśnika. Lily cieszyła się, że może się od niej uczyć. Wiedza podręcznikowa to jedno, ale piętnastoletnie doświadczenie to coś zupełnie innego.

Niestety czasami jedyne, czego można było się nauczyć to cierpliwość i nasłuchiwanie. Lily trwała w milczeniu, przeglądając książkę o naparach leczniczych, gdy usłyszała jakiś odległy hałas. W pierwszej chwili pomyślała, że się przesłyszała, ale wtedy dźwięk się powtórzył.

Nie czekając na powrót przełożonej poszła sprawdzić, co się dzieje na pierwszym piętrze. Nikogo nie zastała przy biurku lekarza dyżurnego, co trochę ją zaniepokoiło, ktoś zawsze powinien tam być. Czując lodowaty oddech na karku ruszyła dalej i w ostatniej chwili ukryła się przed dwiema postaciami w kapturach.

- Gdzie oni je trzymają?- zapytał jeden z mężczyzn.- Mówiłeś, że znasz szpital.

- Wiem, co się znajduje, na którym piętrze, nie znam rozkładu sal.

- To gdzie jest porodówka?- Lily wychyliła się lekko, chcąc zobaczyć coś więcej, ale ich twarze spowijał mrok.

- Na trzecim piętrze, zawołajmy naszych i chodźmy.

Gdy ruszyli dalej Lily ostrożnie zawróciła i szybko wróciła na swoje piętro gdzie już czekała na nią rozgniewana przełożona.

- Co ja ci mówiłam...

- Cicho, Śmierciożercy tu są, widziałam ich na dole- podeszła do windy i ją unieruchomiła, zostawiając tylko jedną drogę na trzecie piętro, schody we wschodniej części budynku.- Chcą kogoś, kto jest na porodówce, ale to nie ma sensu.

- Matka bliźniąt jest z rodziny mugolskiej podobnie jak jej mąż- Lily poczuła lodowaty dreszcz i odrazę do ludzi, którzy nastawali na życie niewinnych, bezbronnych istot.

- Niech pani biegnie na górę i zwoła wszystkich lekarzy, musimy ich zatrzymać, nie pozwolimy im ich skrzywdzić.

- Ale co to da?

- Zaraz przybędzie wsparcie, trzeba zabrać stąd pacjentów na górę. Śmierciożercom zostaną już tylko schody by się dostać na górę, nie będą się teleportować, bo nie znają budynku. Musimy działać szybko i cicho.

Blada kobieta pomogła Lily obudzić kilku pacjentów, nad którymi czuwały. Z pomocą innych lekarzy szybko przeniosły ich na górę i zablokowały przejście. Rudowłosa wysłała swojego patronusa z wiadomością o ataku na szpital i czekając na wsparcie, pilnowała bezpieczeństwa innych.

- Coś tu jest nie tak, gdzie są wszyscy?- usłyszała dobiegający z dołu głos kobiety.- Musieli was zobaczyć wy idioci! Za mną!

Lily nie czekała i gdy pierwszy Śmierciożerca pojawił się w zasięgu jej wzroku, ogłuszyła go. Reszta się schowała i z daleka zaczęła atakować drzwi trzeciego piętra. Jeden z nich teleportował się na górę, ale inny pracownik szpitala nie dał mu szansy na zaatakowanie. Rudowłosa próbowała bronić przejścia, lecz szybko została zepchnięta. Oszołomiona uderzeniem drzwi, upadła na ziemię. Przez chwilę wszystko było niewyraźne, krzyki zdawały się odległym szeptem.

Gdy świat odzyskał normalne właściwości, było już po wszystkim. Z pomocą szpitalowi przybyło na czas zaledwie trzech członków Zakonu Feniksa, ale ich pojawienie się wystarczyłoby odstraszyć Śmierciożerców. Niestety nie zapobiegło to ofiarom. Zginęło dwóch lekarzy z pierwszego piętra, których przeciwnicy zaskoczyli oraz jeden z tych, który stanął do walki z napastnikami.

- Lily, spójrz na mnie- dziewczyna z trudem wykonała polecenie przełożonej, która przyjrzała się jej, poszukując śladów urazu.- Mocno uderzyłaś się w głowę.

- Nic mi nie będzie.

- Co to za ludzie?- dziewczyna spojrzała na przybyłych członków Zakonu, nie wiedząc, co ma powiedzieć.

- To też moi przyjaciele, mam mich wielu... bardzo wielu...

- Zaraz pojawią się aurorzy, którzy zabezpieczą szpital na tą noc, a ja osobiście jutro rano zadbam o to by przydzielono tu ochronę- oznajmił rudowłosy mężczyzna.- Nie pozwolimy by Śmierciożercy skrzywdzili tu jeszcze kogoś.

- Jak można atakować szpital? Tu są tylko ranni ludzie, nie stanowią zagrożenia- kobieta miała rację, ale niektórzy nie przestrzegali zasad moralności.

- Zadbamy by to się więcej nie powtórzyło. Jeśli nie ma pani nic przeciwko, odprowadzę Lily do domu, wątpię by była na siła, aby zostać i pracować.

- Racja, musisz odpocząć i pamiętaj jak tylko zrobi ci się niedobrze albo zaczniesz tracić...

- Od razu się zgłoszę, wiem, czym grozi wstrząs mózgu- kobieta poklepała ją lekko po ramieniu i poszła się zając rozhisteryzowanymi pacjentami.

- Skąd pan wie, kim jestem?- zapytała gdy schodzili po schodach.

- James ciągle o tobie opowiada. Jestem Gideon Prewett, pracuję razem z Potterem nad sprawą banku. Świetnie się spisałaś, gdyby nie twoja szybka reakcja nikt mógłby nie ocaleć.

- Szkoda tylko, ze spóźniłam się o kilka minut.

- Nie przejmuj się tym, najważniejsze, że ich zatrzymaliście- Lily zmusiła się do uśmiechu.

Miała nadzieję na spokojną noc bez żadnych nagłych przypadków, ale mordercy pokrzyżowali jej plany. Skoro nawet szpital nie był bezpieczny to Lily bała się pomyśleć, do czego jeszcze są zdolni. Czy dla Czarnego Pana i jego Śmierciożerców nie było żadnych granic? Czy nawet bezbronne dziecko stanowiło cel dla ludzi zwących się panami świata?

Mrok, który spowijał jej wrogów zdawał się gęstnieć coraz bardziej, a ona czuła narastającą potrzebę by ich jakoś zatrzymać, powstrzymać. Musiał jedynie znaleźć sposób by tego dokonać, a skoro bardziej doświadczeni czarodzieje nie wiedzieli jak to zrobić to wiedziała, że musi minąć jeszcze trochę czasu nim znajdą rozwiązanie. Mimo to nie zamierzała się poddawać. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro