Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

11. Anielski chór

Niestety po wyjściu ze szpitala, czekały na Remusa złe wiadomości. Stracił pracę, a jako, że zbliżała się kolejna pełnia, nie miał szans znaleźć nowego stanowiska. W świecie magii nie lubiano wilkołaków, o czym nasz przyjaciel nie raz się przekonał, ale odkąd ukończył Hogwart, ta niechęć stała się jeszcze dotkliwsza.

Ojca stracił przed laty, a matka pracowała ciężko by ich utrzymać. Każda jego próba by jej pomóc, kończyła się jednak porażką. Znów musiał spojrzeć jej w oczy i przyznać się, że ją zawiódł. Kobieta nie chciała słuchać tych głupot, ale Remus nie potrafił przestać o tym myśleć.

- Daj spokój, mój ociec zatrudni cię u siebie od tak. Nigdy wcześniej nie pracował tam ktoś tak bystry jak ty- zapewnił go James, gdy dwa dni po jego wyjściu ze szpitala siedzieli we czterech w barze i popijali piwo na koszt Syriusza.

- I do kiedy to potrwa, do kolejnej pełni czy ataku Śmierciożerców? Jestem bezużyteczny...

- Nie mów tak! Ocaliłeś ich wtedy, gdyby nie ty Lily, Alice, tamta kobieta i jej dzieci mogłyby już dawno być martwe. Jesteś świetnym czarodziejem i mały futerkowy problem tego nie zmieni- pozostali potaknęli Syriuszowi.- Poza tym ojciec Jamesa wie o wszystkim i nie zwolni cię z powodu pełni, a jak nie chcesz łaski to chodźmy sprawdzić inne ogłoszenia.

- Skoro Dumbledore ci zaufał to inni też to zrobią- Remus uśmiechnął się blado do Petera. Ich strachliwy przyjaciel miał rację.

- Za cztery dni pełnia, po niej wezmę się do pracy.

- No i świetnie. I wiesz, co ci powiem, szukają ludzi do udawania elfów Mikołaja, ponoć to nieźle płatna praca i trwa tylko kilka tygodni- zaproponował mu James.

- Ja zostanę elfem jak ty się zgłosisz na Rudolfa- przyjaciele się zaśmiali.

- I to będzie koniec świąt- oznajmiła Marlena, która niespodziewanie przysiadła się do nich razem z Alice.- A gdzie macie Lilkę?

- Została w mieszkaniu, powiedziała, że potrzebuje wieczoru dla siebie by się zrelaksować- wyjaśnił im James.

- Czyli was przepędziła a sama nalała sobie wannę wrzątku i wzięła butelkę wina- podsumowała Alice.

- Do tego kilka świeczek, muzyka i trafiła do raju.

- Kto by pomyślał, że kobietom potrzeba tak niewiele- Syriusz dopił piwo i uważnie obserwowany przez blondynkę, poszedł do baru po następne. Marlena nerwowo się uśmiechnęła, gdy dostrzegła pytające spojrzenie przyjaciółki.

- Chyba musimy sobie urządzić baski wieczór- oznajmiła Alice, która czuła, że jej przyjaciółki skrywają jakieś sekrety.- Dzisiaj mamy piątek, co powiesz na jutro?

- Niedzielę mam wolną- odparła blondynka, dostawiając sobie krzesło miedzy Remusem a Jamesem.- Jestem za, teraz pytanie, co na to Lily.

- Czemu na mnie patrzycie? Znacie ją dłużej niż my, jak się uprze to nic jej nie przekona- przypomniał im Potter.- Z nią musicie porozmawiać.

- Ma wolny weekend, dopiero w niedzielę idzie na noc- oznajmił im Remus.

- I o to nam chodziło, teraz już się nam nie wywinie. Siłą ją zaciągniemy, jeśli będzie trzeba.

- Mam się zacząć martwić?- James przyjrzał się obu dziewczynom, a te jedynie uśmiechnęły się do siebie w dość niepokojący sposób.

- Włos jej z głowy nie spadnie, to w końcu nasz przyjaciółka.

- Szykuj się na najgorsze- poradził mu Syriusz.- Wiecie, co oznacza ich babski wieczór? Lily zajęła dzisiaj mieszkanie, czyli jutro nie może tego zrobić, czyli my możemy sobie urządzić męski wieczór, całkiem poza zasięgiem jakże uroczych pań- Marlena jedynie wywróciła oczami.

- Domek po moich dziadkach w górach?- zapytała, na co Alice od razu się zgodziła.

Plan już miały, a przekonanie Lily okazało się prostsze niż myślały. Rudowłosa chciała się wyrwać ze świata problemów i uciec gdzieś daleko. Wyprawa do zasypanego śniegiem domku była idealnym rozwiązaniem. Dotarły tam z łatwością dzięki magii, przynosząc ze sobą górę jedzenia i spory zapas alkoholu.

Gdy rozpaliły kominek nawet zamieć i metrowe zaspy śniegu za oknem nie były im groźne. Do salonu zniosły materace i wszystkie poduszki, jakie znalazły w budynku. Przypominało to trochę ich spotkania z wcześniejszych lat, kiedy to przyjeżdżały tam w trakcie wakacji. Wtedy jednak miały tylko słodycze i sok, tym razem wyposażyły się w coś mocniejszego.

Ubrane w wygodne piżamy, rozsiadły się blisko ognia, na którym piekły sobie pianki. Czasami urządzały sobie w Hogwarcie podobne spotkania, ale wtedy musiały być czujne, ponieważ Huncwoci lubili wpadać bez uprzedzenia. Teraz ich przyjaciele nie wiedzieli gdzie są i mogły być całkiem szczere.

- No dobrze, skoro już jesteśmy najedzone i rozweselone to nadszedł czas na zwierzenia- pozostałe dwie dziewczyny spojrzały na Alice, czując, że coś się święci.- Jestem dość spostrzegawcza, dzięki czemu zaobserwowałam kilka interesujących rzeczy. Zacznijmy od... maślanych oczu Marleny do Syriusza- blondynka omal nie zakrztusiła się winem.

- To nic takiego, ja tylko... przecież nie traciłabym czasu na kogoś tak... poza tym tylko raz byliśmy na drinku- Alice zagwizdała. Marlena wiedziała, że niestety w trakcie takich spotkań obowiązuje całkowita szczerość.

- A oddałaś mu koszulkę po tamtym DRINKU?

- Lily!!!- blondynka spłonęła rumieńcem.- To był jeden, nieprzemyślany raz.

- Obie to przede mną ukrywałyście!?

- Ja przysięgłam Syriuszowi, że nikomu nie powiem kogo u nas przyłapałam o świcie, wymykającego się bez spodni. Nawet James nie wie. Marlena miała się zastanowić i porozmawiać z Łapą, co między nimi zaszło.

- No cóż, nie było okazji- obie utkwiły w niej wzrok, czekając na wyjaśnienia.- Ja go naprawdę lubię. Potrafi być naprawdę miły i jest taki zabawny, ale boję się, że dla niego to nic nie znaczy. Nikt nie zajął jego myśli na dłużej niż dzień.

- Jak dla mnie robi się strasznie spięty gdy pojawiasz się w okolicy. Może warto by było z nim porozmawiać, pójść na kolejnego, bardziej przemyślanego drinka i więcej nic przed nami nie ukrywać.

- Może i racja- Marlena uśmiechnęła się blado i wzięła duży łyk wina.- Powinnam się zachować jak na Gryfona przystało i nie bać się tej jakże żenującej rozmowy.

- Lepsze to niż wymykanie się rano żebym się o niczym nie dowiedziała. Ale przynajmniej nie muszę zmywać naczyń.

- Wykorzystałaś mnie żeby nie musieć sprzątać?- Lily się zaśmiała.- Co za podła przyjaciółka.

- Sami się prosiliście o kłopoty. Syriusz chciał to zachować w sekrecie to musiał się jakoś odwdzięczyć.

- Co za szczwany lis, ty na pewno nie pomyliłaś domów w Hogwarcie?- Lily rzuciła chrupką w Alice.- No, ale mniejsza z tym, opowiadaj jak było- Marlena nie mogła się zrobić już bardziej czerwona.- Aż tak dobrze?

- Cudownie, jakbyśmy robili to już setny raz, znając każdy swój słaby i mocny punkt- Lily się zaśmiała, widząc to maślane spojrzenie przyjaciółki.

- Wpadłaś jak śliwka w kompot, musisz z nim porozmawiać.

Spojrzenie ciemnych oczu Alice padło na Lily, która poczuła się zagrożona. Co prawda nic nie ukrywała przed przyjaciółkami, ale wiedziała, że ta dziewczyna ma dar do przenikania duszy drugiego człowieka. I tym razem się nie pomyliła.

- A co u ciebie Lily, jak ci się układa z Jamesem?

- Dobrze, nie był zł z powodu przeniesienia ślubu. Wspiera mnie najlepiej jak potrafi, bez niego nie dałabym sobie rady.

- To dobrze, ale to trochę wygląda...

- Jakbyś go trzymała na wyciągnięcie ręki- dokończyła za nią Marlena.- Starasz się zachować dystans.

- Nie chcę go zranić ani zniszczyć tego, co nas łączy- napiła się.- Przy nim... gdy jestem z nim, jestem szczęśliwa, czasami ta radość zabierała mi dech. James jest cudowny i to w każdy możliwy sposób i dlatego czuję się winna.

- Nie rozumiem- obie dziewczyny nie wiedziały, o co chodzi ich rudowłosej przyjaciółce.

- Moi rodzice już nigdy się nie zaśmieją, a ja mam dalej ochotę skakać ze szczęścia, gdy James mnie obejmuje i całuje. To irracjonalne, ale wstyd mi, gdy dobrze się bawię, a ich już tu nie ma- opróżniła kieliszek.- Mam nadzieję, że on to rozumie. Niedawno byliśmy na cudownej kolacji, a później on mi śpiewał w parku. To było coś pięknego i jeszcze ten pierwszy śnieg, niczym w jakiejś bajce. Gdy teraz o tym myślę zżera mnie poczucie winny, ale wiem, że za kilka lat to będzie jedno z piękniejszych wspomnień.

- Jeszcze trochę i to uczucie zniknie. Życia wam nie zabraknie na nadrobienie tych kilku straconych chwil. Znając Jamesa jak znajdzie okazję to już cię nie uwolni.

- Taaa, zamknie cię w sypialni- wszystkie trzy się zaśmiały.

- Jak ja za wami tęskniłam, musimy to powtarzać częściej- obie przytaknęły Lily.

- To co, pora na planszówki, czy macie jeszcze jakieś sekrety?- Marlena od razu sięgnęła po pudełko z grami.

Lily się uśmiechnęła i zaczęła rozdzielać karty. Mimo bólu była szczęśliwa, cieszyła się, że ma, dla kogo żyć, a było całkiem sporo takich osób, które ciągle jej o tym przypominały. Żałoba trwała rok, cierpienie, po takiej stracie, pozostawało na zawsze, ale to nie był powód by pozbywać się uśmiechu i odtrącać najbliższych.

Rano, gdy dziewczyny wstały, Lily szybko się ubrała i przeprosiwszy przyjaciółki, znikła z domku, mówiąc, że ma coś bardzo ważnego do zrobienia. Nieco przestraszył ją wygląd mieszkania po imprezie Huncwotów, ale starając się o tym nie myśleć, przemknęła przez zaśmiecony salon do swojego pokoju gdzie jak się spodziewała, spał James.

- Lily? Co się dzieje? Która godzina?- zaskoczony jej wczesnym powrotem, spróbował odnaleźć okulary by lepiej rozeznać się w sytuacji, ale nim to zrobił dziewczyna go pocałowała w taki sposób, że wręcz usłyszał anielski chór.

- Dziękuję, że mnie rozumiesz i z niczym nie poganiasz- zszokowany chłopak podrapał się po głowie, po czym uśmiechnął się promiennie.

- Dobrze wiesz, dla ciebie wszystko, nawet roczny celibat, chociaż tego wolałbym uniknąć- Lily się zaśmiała i położyła koło niego, wtulając twarz w jego tors.

- Poleżmy tak do wieczora, aż nie będę musiała iść do szpitala- poprosiła.

James z chęcią przystał na tą propozycję. Mocno ją objął i razem usnęli.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro