Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

1.Ręka? A co z resztą?

Do historii pełnej magii, miłości i ciemnych chmur, powracamy w pięć miesięcy po tym jak urocza Lily Evans i jej przyjaciele ukończyli swoją niezwykłą podróż w Hogwarcie. Dlaczego akurat wtedy? W tym krótkim czasie wydarzył się kilka wartych uwagi rzeczy, ale o tym może opowiem wam później.

Ten moment miał jednak największą wagę w dotychczasowym życiu rudowłosej dziewczyny. Wtedy to, bowiem, w nieszczęśliwym wypadku samochodowym, zginęła pani i pan Evans, co sprawiło, że cały świat Lily obrócił się do góry nogami. Wesołe wspomnienia stały się koszmarami, znajome miejsca i zapachy, budziły łzy. Wielu powie, że przecież większość roku i tak spędzała z dala od nich, że nie mogli być jej tak bardzo bliscy skoro wybrała świat pełen magii i to w nim spędzała niemal każdą wolną chwilę. Nic bardziej mylnego. Lily kochała rodziców bardziej niż cokolwiek na świecie, dlatego ten czas stał się palącą raną w historii naszej bohaterki.

W trzy dni po tragicznym wypadku, starsza z sióstr zorganizowała pogrzeb, na który zaprosiła tylko kilka osób. Najchętniej pominęłaby Lily, ale tego nie mogła zrobić, przez co dziewczyny spotkały się, pierwszy raz od trzech miesięcy.

- A was dziwolągi, kto tu wpuścił!? To uroczystość rodzinna- starsza panna Evans wyglądała jakby ktoś podstawił jej pod nos coś naprawdę obrzydliwie śmierdzącego. Pewnie gdyby mogła i się ich tak nie bała, to pozbyłaby się całej czwórki Huncwotów ze swojego życia, dorzucając, przy okazji, Lily do listy wygnańców.

- To moi przyjaciele Petunio! Przyszli tutaj by mnie wesprzeć i pożegnać się z naszymi rodzicami, którzy przecież tak ich lubili. Proszę cię, przestań, chociaż dzisiaj...

- A ten tutaj nas czymś nie zarazi?- zapytał równie oburzony Vernon, narzeczony starszej z sióstr, wskazując na wykończonego Remusa, który cierpiał z powodu nadchodzącej pełni.

- Nic mu nie jest!- odparła stanowczo Lily, po czym wzięła Lunatyka pod ramię i razem odeszli w kierunku innych osób, które już się zebrały przy grobie.

- I tak nie wiem, po co wy tutaj- oznajmił blondynka patrząc z pogardą na pozostałą trójkę.

- Nie zapominaj, że niedługo zostaniemy rodziną- przypomniał jej James, co dodatkowo zepsuło kobiecie ten okropny dzień.- W zaistniałych okolicznościach postanowiliśmy przełożyć ślub o kilka miesięcy...

- My nie zamierzamy odkładać czegoś tak dla nas ważnego z powodu jednego wypadku- oznajmił dumnie Vernon, na którego widok Syriuszowi robiło się niedobrze. Ten jedne mugol wyglądał jak on,James i Remus razem wzięci.- Zgodnie z planem pobierzemy się za cztery miesiące- jego tłuste policzki podskakiwały dziwnie z każdym kolejnym słowem, co bawiło sporo chudszego Petera, który w pewnej chwili parsknął śmiechem. Para nie mogła być już bardziej zniesmaczona.- Chodźmy Petunio, zostawmy te dzieciaki.

- Właśnie Fetunio, idź, już czas- pogonił ją Black, który nienawidził tej blondynki równie mocno, co własnych krewnych.- Coraz bardziej ci współczuje Rogasiu, ona w rodzinie? To gorsze niż klątwa Cruciatus.

- Liczy się tylko Lily- chłopak spojrzał na narzeczoną, która tuląc się do Remusa, płakała nad grobem rodziców.- Łapo, co my teraz zrobimy?

- Wiem tylko, że jej nie zostawimy, a resztą zajmiemy się później.

- Dzisiaj pełnia, niedługo musimy ruszać. Jak ja mam ją teraz zostawić samą?

- Ona rozumie, czemu musimy iść- zapewnił go.- Remus to jakby jej drugi brat, martwi się o niego równie mocno, co my i nie wybaczyłaby nam gdybyśmy go teraz zostawili. Chodź już lepiej, naprawdę się zaczyna.

Ruszył w ślad za Peterem, a James poszedł za nimi i usiadł koło Lily. Wyciągnął rękę i ujął drobną dłoń dziewczyny, która bała się, że jeśli wykona jakiś ruch to rozpadanie się na małe kawałeczki, dlatego trwała przytulona do Remusa. To jednak nie wywoływało zazdrości u młodego Pottera. Wszyscy czterej byli jak bracia i ufali sobie. James wiedział, że żaden z nich nawet nie spróbowałby odebrać mu dziewczyny, za którą szalał od tak wielu lat.

Poza tym, w tamtej chwili, zadręczała go inna myśl. Gdyby poczekał z oświadczynami mógłby nie mieć, kogo zapytać o rękę Lily. Wielu twierdziło, że się pośpieszył, zachował jak głupiec, mieli przecież po osiemnaście lat, ale on wiedział, że niczego bardziej nie zapragnie niż życia u boku tej niesamowitej dziewczyny. Mimo to dalej pamiętał strach, który go paraliżował tamtego dnia. Patrząc na świeże groby, nie potrafił przestać o tym myśleć.

Niecałe dwa miesiące przed tragicznym wypadkiem zadzwonił do drzwi państwa Evans, czując się jakby osaczyli go Dementorzy.

- Ooo, co za niespodzianka! Witaj James- przypomniał sobie uśmiechniętą twarz pani domu. Kobieta od samego początku go lubiła, chociaż córką zdążyła jej naopowiadać okropnych rzeczy na jego temat, przez długie lata, gdy nie chciała go znać.- Lily nie ma, jest na kursie w tym waszym szpitalu.

- Wiem, ale ja przyszedłem do pani... do państwa, tak właściwie... chciałem porozmawiać.

Pani Evans się uśmiechnęła szerzej jakby wiedziała, o co chodzi i wpuściła go do środka. James ledwo nad sobą panował, gdy stanął przed małżeństwem. Ku jego przerażeniu, pan domu miał surową minę jak nigdy przedtem.

- Przyszedłem w sprawie państwa córki, to jest Lily...- z trudem przełknął ślinę, czując jak pocą mu się dłonie, a kolana trzęsą niebezpiecznie pod ciężarem jego ciała .- Może jestem młody, głupi i jeszcze nie do końca pracuje, ale, ale... chciałbym prosić was o rękę waszej córki, Lily Evans- końcówkę powiedział tak szybko, że para potrzebowała chwili by go zrozumieć.

- O rękę? A co z resztą?- James otworzył szerzej oczy, a jego twarz stała się blada niczym pergamin. Nie spodziewał się czegoś takiego. Bardziej oczywista zdawała się mu odpowiedź „nie", na nią byłby w stanie odpowiedzieć, chociażby zawałem serca.

- Resztą? To znaczy ja... nie... znaczy się... nie tylko o rękę... ja tylko...

- Spokojnie James- pan Evans zaśmiał się klepiąc go po ramieniu.- Będę szczęśliwy mając cię za zięcia. Wątpię by moja córka kiedykolwiek spotkała kogoś, kto bardziej ją pokocha. Masz nasze błogosławieństwo chłopcze.

Tamto jakże szczęśliwe wspomnienie sprawiło, że po jego policzku spłynęła łza. Chłopak otrząsnął się i starł ją szybko, ale Lily i tak ją dostrzegła. Przez tą krótką chwilę, gdy go porwały wspomnienia, dała radę się wyprostować i teraz wpatrywała się w niego. Chłopak odgarnął jej włosy za ucho i pocałował dziewczynę w czoło. Lily mocniej uścisnęła jego dłoń i ponowne skupiła się na pogrzebie.

Gdy ceremonia dobiegła końca, Huncwoci ułożyli kwiaty i znikli by zdążyć przed przeminą Remusa. Lily została sama na cmentarzu wpatrując się przez kilka następnych chwil w miejsce gdzie raz na zawsze miała pozostawić swoich rodziców. Dawniej żegnała się z nimi na kilka miesięcy, teraz nadeszła chwila by zrobić to po raz ostatni.

Czując jeszcze większe cierpienie ruszyła w kierunku rodzinnego domu licząc, że będzie mogła się tam skulić w kłębek i wypłakać. Niestety ledwo udało się jej przekroczyć próg.

- Co to jest Petunio? – wskazała na dwie walizki i jej szkolny kufer, który blokował jej przejście.

- Twoje rzeczy- starsza z dziewczyn spojrzała na nią z politowaniem jakby miała przed sobą dziecko, które nic nie rozumie.- Dom jest mój, rodzice mi go zapisali w testamencie, a to oznacza, że ja teraz decyduje, kto tu mieszka. Nie chcę cię tu więcej widzieć, dlatego zabieraj swoje rzeczy i się wynoś, czym prędzej. Mam ważniejsze sprawy na głowie niż pakowanie twoich śmieci.

Lily poczuła się jakby ugodziła ją zaklęcie śmierci. Czując niemożliwy do opisania ból, wzięła swoje rzeczy i wyszła z domu, nie wiedząc, co ma ze sobą począć. Huncwoci ukryli się w Zakazanym Lesie by Remus nikogo przypadkiem nie zranił. Poza tym nie chciała nikogo zadręczać swoją osobą.

Ledwo trzymając się na nogach, teleportowała się do Dziurawego Kotła gdzie wynajęła najtańszy pokój. Gdy zamknęły się za nią drzwi, padła na posłanie i zalała się łzami. Tyle radości zaznała od czasu, gdy James pogodził się z tym, że jest w Zakonie Feniksa, że nie potrafiła uwierzyć w tą tragedię. Była tak szczęśliwa. Huncwoci stali się dla niej niemal rodziną, a ona zakochała się w Rogaczu, co rozjaśniło obydwa sera. Tych czterech przyjaciół w połączeniu z Dor i Alice, jej byłymi współlokatorkami, stanowiło jej niemal cały świat. Z nimi się śmiała, płakała i kłóciła. To w ich towarzystwie się uczyła, chociaż nie wszyscy brali w tym udział i to oni sprawili, że nie oszalała przed egzaminami w siódmej klasie.

Tyle radości, masa cudownych chwil. Lily nie rozumiała jak w jednej chwili wszystko mogło przybrać tak czarne barwy. Nie miała sił by dłużej o tym myśleć. Płacząc w poduszkę usnęła.

..................................................................

Witam po długiej przerwie i z góry przepraszam jeśli kolejne części nie będą się pojawiać regularnie. 

Mam nadzieję, że się wam spodoba i liczę, że zostawicie po sobie ślad, komentarze są zawsze mile widziane 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro