Rozdział 34 Pogrzeby
**Oczmi Lily**
Pobrzeb moich rodziców rozpoczął się równo o 17:00. Gdy ostatni raz dotknęłam ich ciał, poleciała mi łza. Nie płakałam aż tak bardzo, rodzice by mi na to nie pozwolili. Petunia i jej napuszony mąż nie przybyli... Trumny były już spuszczane, wtedy przytuliłam się mocno do Jamesa i stanęłam na palcach, by nie patrzeć jak oni odchodzą na dobre.
-To boli-szepnęłam mu do ucha przez łkanike.
-Wiem Kotku, wiem...-powiedział i ptzytulił mnie mocno. Jego czarna koszula była cała mokra na ramieniu przez mój płacz.
Dwie godziny później pogrzeb moich rodziców zakończył się. Przyjechaliśmy ponownie do Doliny Godryka-domu rodzinnego Jamesa.
-Och! Jesteście już!-powiedziała pani Potter krzątając się po kuchni.
-Może pani pomogę?-zapytałam.
-Och! Nie! Siedź, a ja przygotuje wam obiad. Za pół godziny jedziecie na następny pogrzeb, a ja was nie puszczę głodnych!-powiedziała pani Dorea i wręczyła nam po jednej porcji pysznego obiadu, który był dla nas też kolacją.
-Dziękuję pani Potter. Obiad był wyśmienity! Dziękuję również na gościnę-powiedziałam i wstałam od stołu, zmierzając do łazienki.
**Oczami Jamesa**
-Piękna, mądra, zabawna, kultularna...- moja mam zaczęła wymieniać cechy Lily.
-Piękna. Na prawdę. Z twoich opowieści wynikało, że jest ŁADNA, a ona jest PIĘKNA-powiedział mój ojciec z zachwytem.
-Tutaj się z tobą zgodzę-szepnęła moja mama.
-Jimmie, jedziemy już!-krzyknęła schodząc ze schodów.
-Już śliczna-powiedziałem z rozmarzeniem. A po chwili pocałowałem ją we włosy.
-Teraz Ann i Dora? A potem Peter?-zapytała.
-Tak-odpowiedziałem szybko.
-Teleportujemy się?-zapytała.
-Jasne-odperłem obojętnie i złapałem ją za nadgarstek.
Kilka selund później byliśmy na miejscu. Pogrzeb Dorcas miał się odbyć z pogrzebem Ann. Lily troszkę płakała, ale później przestała. Dotknęła ich zimnych ciał i poleciała jej jedna łza.
Po godzinię byliśmy u Petera. Tym razem poszliśmy oboje do jego zmarłego ciała. Był siny i zimny. Strasznie wyglądał mój kiedyś przyjaciel. Syriusz nie mógł przyjść... Po stracie Dory do nikogo się nie odzywa i siedzi po kątach. Odizolował się od świata i... ode mnie...
Pogrzeb Petera minął szybko. Po piętnastu minutch ciało w trumnie zostało spuszczone do ziemi.
-James...-szepnęła cichutko Lily.
-Taaak?-zapytałem obejmując ją.
-Czy możemy iść na pogrzeb Smarka? Wiem, że to był twój wróg, ale...-nie powiedziała wszystkiego, bo jej przerwałem.
-Rozumiem. Chodźmy-powiedziałem i ruszyliśmy do cmentarza.
Przeteleportowaliśmy się z Lily.
Bardzo przeraził mnie widok, który miał tam miejsce:
Otóż, większość osób to... ŚMIERCIOŻERCY! A i na dodatek, trumna Snapea była pusta! Gdzie ten cholerny Smark jest?! Lily i ja szybko wróciliśmy do domu. Nie dość, że biedna straciła rodziców, przyjaciółki to jeszcze TO?! Nie no przesada!
-Lily, chodźmy już spać...-powiedziała bezuczuciowo.
-Okey. Gdzie materac?-zapytała.
-Kładź się na moim łóżku. Ja pójdęna dywan-powiedziałem.
-Nie! Chodź do mnie-powiedziała i poklepała miejsce obok niej.
-Tylko się przebiore-zakomunikowałem i uśmiechnąłem się blado.
-Dobrze-szepnęła i poprawiła poduszkę.
Po pięciu minutach położyłem się obok niej i ją przytuliłem do siebie, a ona wtuliła się w mój tors. Przez chwilę bawiłem się jej włosami. Z ręką w jej włosach i mocno do siebie przytuleni, usnęliśmy.
*****
Witajcie!
Za błędy PRZEPRASZAM.
Proszę o 🌟 i 💬.
Z góry dziękuję 😁😘.
Pozdrawiam
Huncwotka_foerver
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro