Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 30 Atak śmierciożerców cz. 2

**Oczami Jamesa**
To co się tam działo było straszne... Niewinni ludzie ginęli tylko dla tego, że Voldemortowi tak się zachciało. A było to tak:
Zimne, sobotnie popołudnie. Niespodziewanie z nieba zaczął padać deszcz. Nikt nie spodziewał się, że to może być ich ostatnia godzina. Nagle w Hogwarcie zaczęły się ewakułacje z błoń i korytarzy szkoły. Perfekci wszystkich czterech domów pilnowali pierwszaków i drugoklasistów. Zaczęła się walka, walka o Hogsmade. Wiedziałem, że jak przegramy to przejmą również Hogwart. Zgłosiłem się do walki, a ze mną reszta Huncwotów. Dziewczyny też się wcisnęły. Walczymy do ostatniej króli krwi! A potem się rozdzieliliśmy. Tak się rozpoczęła walka o Hogsmade.
Zobaczyłem, że mamy przewagę. Dawno nie widziałem Lily i Petera.
Nagle podbiegł do mnie śmierciożerca.
-Crucio!-zawołał. Nie dość, że miałem liczne rany na ciele to jeszcze on musi mnie dobijać?!
-Expeliarmus!- krzyknąłem, a mój przeciwnik został bez broni-Crucio!
Śmierciożerca zwiał. Nagle zobaczyłem rude włosy na ziemi. LILY! Pobiegłem jak najszybciej unikając ataków przeciwników.
-Lily? Lilka, wszystko będzie dobrze-zapewniałem ją. Wiedziałem, że jest nie przytomna.
- James?-usłyszałem moje imię. Lily!
-Wiesz jakiego stracha mi napędziłeś?! Ej, co jest?-zapytałem łagodniej widząc jej wyraz twarzy.
-Moi rodzice nie żyją. I Dorcas i Ann też. A Peter? Poświęcił się dla mnie-szepnęła i łzy jej spłynęł po policzkach.
-Cii... Już dobrze... Ale jak to poświęcił? Kto cię chciał zabić?-zapytałem spokojnie.
-Snape. On też nie żyje-wybuchnęła jeszcze większym płaczem, jej były najlepszy przyjaciel chciał ją zabić...
-Szkoda, a bym co tak wykończył! Jak mógł chcieć cię zabić?!- krzyknąłem i pomogłem jej złapać równowagę. Twarz mojej ukochanej była cała w ranach z których wydobywała się krew, i w błocie. Jej policzki były mokre od łez, które ciekły jej nieustannie z pięknych zielonych oczu. Na jednej ręce miała bandaż, który i tak był przesiąknięty krwią. Szatę miała dziurawą, brudną od krwi i błota. Na lewej łydce miała ranę na cały ten odcinek ciała, przez co nie mogła chodzić. Przeraziłem się jej wyglądem.
-Kochanie, idź szybko do Hogwartu-powiedziałem całują ją w czoło.
- Nie. Nie zostawię cię tu-powiedziała ze wzrokiem pełnym troski i strachu. Jej oczy spoczęły na mojej prawej ręce. Nie dość, że miałem koszulę jak durszlak, to jeszcze wieelką dziurę na ręce, z której tryskała krew.
-Co do się stało?-zapytała spokojnie.
-Voldemort. Nic takiego...-szepnąłem.
-Voldemort?! Zabiję gnoja!-krzyknęła i podwinęła rękawy, jakby chciała się bić na gołe piąchy.
-Nie wątpię w to kochanie-zaśmiałem się, a ona cicho prychnęła, jednak po sekundzie na jej pięknych ustach pojawił się lekki uśmiech.-W końcu się uśmiechnęłaś!-powiedziałem i ją delikatnie pocałowałem w policzek.
-Dobra kochasiu, przypominam ci, że jeszcze nie wygraliśmy-przypomniała.
-JESZCZE. Może jeszcze przegramy...-powiedziałem smutni, a ona podniosła mój podbródek i rzekła:
-Morze jest wielkie i głębokie kotku-dodała i mnie pocałowała w usta. Tak, oni walczą na śmierć i życie, a ja się obciskuję z Lily. I o takim czymś właśnie marzyłem... Kiedy się od siebie odczepiliśmy Lily pobiegła i tyle ją widziałem. Żeby z nią być muszę walczyć. Dla niej? Wszystko!
Więc? Trzeba dalej walczyć!
****
Witajcie!
Za błędy PRZEPRASZAM.
Przypominam o 🌟 i 💬.
Pozdrawiam
Huncwotka_forever
😘😘😘

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro