Rozdział 19 Jesteś bezpieczna.
**Oczami Lily**
-Gdzie ja jestem?!-krzyknęłam wstając z kanapy-Gdzie James?!-znów krzyknęłam.
-Znaleźli go. Bez wielkich obrażeń-powiedział Łapa.
-Na szczęście! Mogę go zobaczyć?-zapytałam.
-Spokojnie Lily. Jestem tu-powiedział James.
-Jim!-powiedziałam i rzuciłam mu się na szyję-Idioto, mogłeś umrzeć!-dałam mu z liścia.
- Lily, spokojnie. Jestem tu i że mną jesteś bezpieczna. Tak?-zapytał, a ja się w niego wtuliłam.
-Tak. I nie rób tak więcej-szepnęłam.
- No... Bo Lilka nam na zawał zejdzie-zaśmiał się Syriusz, a ja go spioruniwałam wzrokiem-Taka jest prawda.
-Syriusz ale ty mi zazdrościsz...-powiedział James obejmując mnie, a ja się zaśmiałam.
-Czego?-zapytał. Jakby nie wiedział...
-Tego, że Lily się o mnie martwi. Jak sobie przypomnę to chyba jeszcze nie dostałeś listu od Dorcas-powiedział z Huncwockim uśmieszkiem.
- No i?-zapytał zmieszany Black, a Potter pokazał my język (co było baardzo dorosłe xd).-Idę do Smarka go podręczyć...
-A on jest?!-zapytał zdziwiony Jim.
-Chyba.. Nie wiem-odpowiedział mu Syriusz.
-Jest. Niestety-szepnęłam. Przypomniało mi się zdarzenie, o którym wolę nie wspominać. James to zaóważył i mnie przytulił mocno.
-Rogaś, idziesz?-zapytał Syriusz.
- Nie. Muszę pogadać z Lily-powiedział, a Black wyszedł.
-James, co się dzieje?-zapytałam.
-Lily, a jeśli Dorcas zerwie z Syruszem? On się załamie-szepnął Potter.
-Też się tego obawiam. Ale jutro są święta! A ja Nic dla Was nie mam. Muszę ruszyć się z McGonagall do Hogsmade-powiedziałam smętnie.
-Okey. Czekam!-powiedział szczęśliwy.
- To czekaj-zaśmiałam się o pocałowałam go w usta. Poszłam do pani profesor. Może mi pozwoli? Weszłam do pokoju nauczycieli. Zobaczyłam tam tylko McGonagall. Podeszłam do niej i zapytałam się:
-Dzień dobry, ma może pani czas? Chciałambym iść do Hogsmade...
-Jasne Lily, możesz iść-powiedziała spokojnie.
-Dobrze. Po zakupach dołączę się do pracy przy ozdobach.
-Byłabym bardzo wdzięczna. Dziękuję Lily. Możesz już iść.
- Ja również dziękuję. Do widzenia!
Wyszłam szczęśliwa. Poszłam do Hogsmade, znałam tą drogę. Po pięciu monetach byłam na miejscu. Weszłam do sklepu z rzeczami od qudditcha.
- Dzień dobry, ma może pan jakąś książkę o qudditchu?-zapytałam sprzedawcę.
-Tak. Ostatnia, na pani szczęście. Niech pani zobaczy na półce. Tej po prawo-powiedział mile.
-O! Jest! Kupuję ją-powiedziałam i wyjęłam portfel z torebki.
-20 Galeonów-powiedział sprzedawca, a ja mi wręczyłam pieniądze.
-Do widzenia!
Po wyjściu że sklepu weszłam do Miodowego Królestwa. Kupiłam tam każdemu Huncwotowi coś na słodko. Peterowi oczywiście to wystarczyło.
Weszłam do księgarni i tam kupiłam Remusowi książkę. Chyba jakąś o Zaklęciach. Syruszowi kupiłam szczotkę do jego kudłów. Wszystko to zapakowałam i wróciłam do szkoły.
-O! Lily, jesteś! Pomożesz?-zapytał James, który ubiera£ choinkę w Wielkiej Sali.
-Jasne. Tylko zostawię prezenty-powiedziałam i pobiegłam do domotorium. Po chwili wróciłam do Wielkiej Sali bez toreb.
-Weź te ozdoby i zacznij stroić siódmą choinkę-powiedział Syriusz.
-Dobra. Szybko się wyrobiliście-pichwaliłam ich.
-Tak. To już ostatnia. Została nam tylko w naszym Wspólnym Pokoju-powiedział James.
Po dwóch godzinach byłam już w Wspólnym Pokoju i ozdabiałam choinkę. Skończyliśmy i padliśmy na podłogę z wycieńczenia.
-Jutro święta- szepnął Rogacz.
-Trzeba się wyspać. Dobranoc!-powiedziałam i pocałowałam go w usta.
-Dobranoc Lily-powiedział i pojechał mi ręką. Poszłam do domotorium dziewcząt i padłam na łóżko. Nie wiem kiedy zasnęłam.
******
Witajcie!
Za błędy PRZEPRASZAM.
Następny rozdziałek chyba jeszcze dzisiaj ;D
Przypominam o 🌟 i 💬.
By Huncwotka_forever
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro