Epilog
Po pięciu godzinach, Lily urodziła Harrego Jamesa Pottera. Oczywiście ojciec malucha był cały w skowronkach.
Rok później, Lily zaprosiła do siebie Annę i Namfadorę.
-Dziewczyny, chcę wam coś powiedzieć-oznajmiła Dora.
-Słuchamy-powiedziała Lily.
-Jestem w ciąży!-krzyknęła Lupin.
-Nie gadaj! Remus wie?-zapytała Anna.
-Jeszcze nie, a wy też chciałyście coś powiedzieć-uśmiechnęła się.
-Tak, ja też jestem w ciąży! I Syri jeszcze nie wie!-powiedziała Anka.
-I ja też-przyznała Lily.
-Które tygodnie?-zapytała Anna.
-Szósty-zachichotała Lupin i dotknęła swojego brzucha.
-Ja też!-krzyknęła Lily, aż Harry się obudził.
-I ja!-krzyknęła Anna.
-O Merlinie! Czego tak wyjecie?-zapytał Remus.
-Właśnie, synka mojego najpiękniejszego mi obudzicie-mruknął Potter i wziął Harrego z kołyski.
-Chłopcy, chcemy wam coś ogłosić-pisnęła Lupin.
-Jestem w ciąży!-krzyknęła Anna.
-I ja-przyznała Nimfadora, którą już ściskał Remus.
-Ja też!-krzyknęła Lily.
-Będą dwa Potterątka!-zadowolił się James.
**9 miesięcy później**
Waleczna trójka Huncwotów spała właśnie na krzesłach przed porodówką w Mungu. Nagle obudził się Syriusz. Pobudził również Remusa i Jamesa.
-Mam nadzieję na chłopca-wyjawił James.
-Ja też stary-szepnął Remus.
-Eee tam! Ważne by było zdrowe- uśmiechnął się Black.
-Panie Lupin!-krzyknęła pielęgniarka.
-Idę! Życzcie powodzenia-powiedział Luniek i zniknął za drzwiami. Nagle rozległ się radosny okrzyk Remusa:
-Udało się! Chłopak! Matemorfomag!
-Gratki stary-mruknął Potter i przetarł oczy, był naprawdę zmęczony.
-Pan Black!
-Idę!-krzyknął Łapa i już go nie było. James został sam. Bał się o Lily i ich dziecko, a jeśli coś nie tak?
-Ymm... James Potter? Oh, zapraszam pana do sali-powiedziała pielęgniarka, a James wparował na porodówkę.
-James, masz córkę-szepnęła Lily z uśmiechem od ucha do ucha i przytulała małą pannę Potter.
-Merlinie, ona jest taka... Ma oczy po tobie. Śliczna-szepnął, on też się cieszył. Wziął swoją córkę na ręce i kołysał lekko.
-Jak ją nazwiemy?-zapytał.
-Jane-oznajmiła Lily.
-Jane? Jane... Jane Lily Potter, podoba mi się-powiedział, był oczarowany swoją córką. Gdy mała otworzyła oczy, nie płakała, wręcz przeciwnie! Ona się śmiała! I wtedy Rogacz zobaczył coś niebywałego. Jego córka miała takie samo znamię jak on na ramieniu, w kształcie jelenia. Patrzył się w jej zielone oczka. Wpatrując się w nie dojrzał, że one nie są zielone, znaczy tylko jedno takie jest zaś drugie orzechowe, jak jego!
Tymczasem u Syriusza...
-Panie Black, ma pan córkę. Malutka jest zdrowa, ale jej matka zmarła przy porodzie, przykro mi-szepnęła pielęgniarka.
-Merlinie...-mruknął.
-Poda pan imię dla córki?-zapytała.
-Ach... Tak, Dorcas. Dorcas Anna Black-wiedział, że musi był silny. Musi wychować ją jak najlepiej, to jego życiowe zadanie. Dorcas miała śliczne niebieskie oczka. Syriusz wziął ją na ręce lekko kołysając.
-Kiedy możemy wyjść?-zapytał po chwili.
-Dziecko jest zdrowe. Możecie nawet teraz-oświadczyła.
-Dowiedzenia.
U Remusa...
Teddy Remus Lupin, to chłopczyk ze zdolnościami matemorfomagicznymi, ale jest niestety też wilkołakiem. Remus nie był z tego zadowolony, ale wiedział, że przyjaciele przyjdą mu z pomocą, jak w jego przypadku.
Kilka miesięcy później...
-Czemu Teddy nie mówi?!-wściekł się Remus.
-Wytłumacz mi czemu Jane nie gada!-krzyknął James.
-Dorcas też!-krzyknął Syriusz.
-Mają czas-uspokoiła ich Lily. Wzięła z kojca Jane i połaskotała ją, a dziewczynka się roześmiała. James wziął od Lily córkę i posadził ją sobie na kolanach.
-Czemu nie mówisz?-zapytał ją cicho i przytulił.
-Chłopcy... Ej Huncwoci!!!-ryknęła Nimfadora.
-Hucoci-zaśmiała się mała panna Potter i zaczęła wymachiwać rączkami.
-Łapo! Ona powiedziała!-krzyknął James.
-Lapoo!-powiedziała Dorcas.
-Tak aniołku?-zapytał Syriusz córkę i pocałował ją w czubek głowy.
-Teddy... Mów-nakazał Lunatyk.
-Wilkołaki późno się rozwijają kotku-powiedział Nimfadora i pocałowała Remusa w policzek.
-Wikokaki!-krzyknął Teddy.
-A jednak nie-zaśmiała się Nimfadora.
Dziesięć lat później....
**Oczami Jane**
Dzisiaj są moje dziesiąte urodziny! Tata powiedział, że ma dla mnie wspaniałą niespodziankę! Oczywiście, jak co roku Teddy i Dorcas obchodzą razem ze mną urodziny. Harry zawsze w moje święto jest dziwny... Ostatnio dostał list do Hogwartu i rodzice są z niego bardzo dumni, ja też!
-Jane!-krzyknął tata.
-Idę tato!-odpowiedziałam mu i przeskakiwałam trzy stopnie na raz.
-Słucham-powiedziałam i usiadłam naprzeciwko niego w biurze.
-Jane, za rok będziesz już w Hogwarcie, więc chcę ci to powierzyć-powiedział i dał mi kawałek pergaminu i duże pudełko.-Otwórz je z Teddym i Dorcas. Tylko nie przy Harrym-polecił mi tata.
Moje przyjęcie urodzinowe trwało do wieczora. Teddy, ja i Dorcas dostaliśmy miotły od mojego taty, ubrania od mojej mamy, piłki od wujka Remusa, szczotki do włosów od taty Dorcas i kolejne ubrania od cioci Nimfadory. Gdy przyjęcie ucichło poszliśmy na górę do mojego pokoju i tam rozpakowaliśmy pudło, w które włożyłam ten strawek pergaminu.
-Uroczyście przysięgam, że knuję coś niedobrego-szepnęłam kładąc na pergamin różdżkę taty.
-ToMapa Huncwotów-szepnęła Dorcas.
-I peleryna-niewidka-szepnął Teddy i założył pelerynę na swoje ramiona.
Rok później...
-Jane! To do ciebie!-krzyknęła mama z dołu.
-Idę!-odpowiedziałam jej i zjechałam z barierki.-Tak mamo?-zapyałam.
-List do Hogwartu.
-Jeeej! Mamooo, a do jakiego domu trafił Harry?
-Kochanie, dowiem się w tym liście-powiedziała i pokazała mi kopertę.
-Lily! Jane! Wróciłem!-krzyknął tata, a ja pobiegłam go przytulić. Wziął mnie na barana dp kuchni gdzie mama stała z łzami w oczach i zakrytą ręką buzią.
-Lily, co się stało?-zapytał tata i przytulił mamę ze mną na ramionach.
-Harry-szepnęła.
-Ciś z nim nie tak?-zapytał tata z powagą.
-Nie jest wybrańcem-zaszlochała.
-Ale jak to?!-krzyknął.
-On jest w Slytherinie-powiedziała.
-Jane jest wybrańcem?-zapytał tata, a mama w odpowiedzi kiwnęła głową.
Kilka miesięcy później...
Czekałam na Dorcas i na Teddyego na stacji King Cross. Czerwony pociąg już czekał.
-Kochanie, uważaj na siebie-powiedziała mama.
-Dobrze. Mogę iść? Teddy i Dorcas już na mnie czekacją-pokazałam na mich przyjaciół dłonią.
-Tak-powiedział tata i dał mi mój kufer.
-Paaa! Będę piasć!-krzyknęłam i wsiadłam do pociągu. Widziałam rodziców, pomachałam im i czerwony pociąg ruszył. Mój pierwszy rok w Hogwarcie...
Odebrał nas olbrzym, Hagrid. Był bardzo miły. Profesor McGonagall też nie buła zła. W końcy dotarliśmy do Wielkiej Sali. Była piękna! Usiadłam z innymi pierwszakami i czekałam na moje nazwisko.
-Black Dorcas!
-GRYFFINDOR!
-Lupin Teddy!
-GRYFFINDOR!
-Potter Jane!
Idę do krzesła, wszyscy się na mnie dziwnie patrzą. No cóż, ich problem. Magiczny kapelusz opadł mi na czoło.
-Hmmm... Odważna i to bardzo, mądra po matce... GRYFFINDOR!
Usiadłam przy stole Gryffindoru. I tak się rozpoczęła moja przygoda w Hogwarcie.
****
Witaj!
Za wszystkie komentarze dziękuję, a za błędy PRZEPRASZAM.
Gwiazdki mile widziane.
Druga część w przygotowaniach. Jak na razie paaa!!
Huncwotka_forever
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro