Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

I. Prolog

Powiedział jej o wyjeździe, gdy siedzieli któregoś wieczora w ogrodzie, pod płaczącą wierzbą. Otaczały ich wówczas słodko pachnące lilie - kwiaty, które widniały również w jej herbie. Gorące powietrze było ciężkie od kwietnych woni, dookoła bzyczały pszczoły, a co jakiś czas przelatywał motyl. Ten letni dzień wydawał się być zbyt piękny, jak na przekazywanie tak smutnych wieści.
- Wyjeżdżam jutro, słodka - oznajmił, ujmując jej dłonie. Przez chwilę jakby się zawahał, czy powinien je ucałować, ale ostatecznie tego nie zrobił. - Twój ojciec a mój król wysyła mnie z misją dyplomatyczną nad Łzawy Strumień, bym przekazał warunki pokoju.
Był przystojny nawet wtedy, kiedy się martwił. Księżniczce schlebiało to, że chociaż miał wyruszyć z powierzonym mu zadaniem, to i tak najbardziej martwił się o nią, o swój słodki kwiat.
Dotknęła jego ciemnych włosów, opadających aż na ramiona, i posłała mu uspokajający uśmiech.
- Bez obaw, nie potrwa to przecież długo - uspokoiła. - A kiedy wrócisz...
- ...dam dowód rycerstwa mej damie serca, która czekała na mnie cały ten czas. Wiele dowodów. - Rycerz nachylił się nagle i dotknął ustami jej szyi, aż księżniczka zachichotała. Mimowolnie jednak rozejrzała się przy tym, czy aby wśród letniej zieleni nie było nikogo, kto mógłby zobaczyć i źle zrozumieć ten wyraz czułości. Nie wszyscy dworzanie byli wyrozumiali, a już na pewno bardzo lubili plotki.
- Arlanie... sir! - zawołała z oburzeniem, co jednak nie pozwoliło jej i tak powstrzymać śmiechu. Rycerz przysunął twarz tak blisko, że dokładnie widziała złote plamki mącące brązowy kolor jego oczu.
- Cóż, moja pani? Czy nie podoba ci się ten pomysł?
- To bardzo nie po rycersku...
- Oddawać należną cześć swej lubej? Jeśli gdzieś tak napisano, to trzeba to zmienić. Zniszczyłbym każdą księgę z tym zapisem i kazał je napisać od nowa!
Jego zapał znowu ją rozbawił.
- Ach tak? A co jeszcze dla mnie byś zrobił? - zapytała filuternie.
- Pokonałbym świat wzdłuż i wszerz, by przywieźć ci najpiękniejszą biżuterię, jedwabie, egzotyczne zwierzęta w złotych klatkach i słodkie owoce. Przyjąłbym twoje oblicze, o pani, na chorągiew. I biegnąc w bój, modliłbym się do ciebie.
- To bluźnierstwo, sir.
- I zdobyłbym dla ciebie każdy tron świata, mój słodki kwiecie!
- A to zdrada. - roześmiała się i ucałowała go w czoło.
Do wieczora spacerowali po ogrodach, aż w oknach górującej przed nimi twierdzy wzniesionej z jasnego kamienia nie zaczęły pojawiać się światła. Potem pożegnali się pocałunkiem. Ona, córa króla, udała się do swych komnat wysoko w wieży. On, zaprzysiężony rycerz, poszedł najpierw do kaplicy, pomodlić się o pomyślność wyprawy.

Sir Arlan wyjeżdżał przed południem. Król osobiście przekazał mu dokument zapieczętowany potrójnie królewskim herbem: lilią wyrastającą z korony. Na grubym papierze spisano warunki pokoju pomiędzy rządzącym rodem, a lordem twierdzy nad Łzawym Strumieniem. Po roku bezowocnych bitew o ziemie należało je wreszcie zakończyć i podzielić należycie teren, by w królestwie panował pokój.
Gdy rycerz wstał z klęczków przed swoim królem, przedpołudniowe słońce odbiło się w jego srebrzystej zbroi, a ciężki granatowy płaszcz zafalował. Stojąca u boku swego ojca księżniczka Elyenne pomyślała, że jej dzielny wojownik nigdy nie był tak piękny, jak w swojej lśniącej zbroi, z mieczem i tarczą u boku. Tak wyglądali ci, o których głosiły eposy. Arlan zapewnił jeszcze swego pana o tym, że własne życie poświęci za pomyślność sprawy i wypełni jak najlepiej zadanie, jakie przyjął na swe barki. Potem dosiadł swej gniadej klaczy, a giermek podał mu tarczę, której pole w połowie oznaczono herbem króla, a w połowie własnym herbem rycerza - sokołem na niebieskim tle. Wtedy Elyenne w końcu do niego podeszła.
- Niech Bóg ma cię w swej opiece, sir Arlanie - rzekła uroczyście. Odwiązawszy z pasa burgundową szarfę, owinęła ją wokół ramienia rycerza i zawiązała w delikatną kokardę. - Wróć szybko i przynieś nam pokój.
- Nim się obejrzysz, będę z powrotem, pani - odpowiedział jej nieco mniej poważnym tonem i uśmiechnął się pewnie. Zawsze był pewny siebie i dzielny, pomyślała. Na pewno nie zawiedzie.
Marzył jej się jeszcze jeden pożegnalny pocałunek na osłodę, lecz w tak oficjalnej sytuacji nie było to możliwe. Po chwili musiała się odsunąć, gdy jej piękny rycerz ruszył i w towarzystwie służącego mu giermka opuścił dziedziniec przez wielką bramę. Wszyscy już odeszli, tylko księżniczka Elyenne stała jeszcze i wpatrywała się w sir Arlana tak długo, aż ten nie stał się tylko mało widocznym punktem na drodze, która miała doprowadzić go do zwycięstwa lub klęski królestwa.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro