Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

LILIA cz.2

Rzędami pięknych, białych lilii zakołysał delikatny wiatr. Na pierwszy rzut oka było widać, że ktoś niezwykle o nie dba. Ich słodki zapach unosił się w powietrzu, zmieniając ogród w bajeczne miejsce. Stojące między nimi dwie kobiety przyglądały się kwiatom bez słowa. Nieco niższa, kasztanowłosa dziewczyna wiedziała, że muszą być zaczarowane. O tej porze jeszcze nic nie kwitło. Nie przeszkadzało to jednak w podziwianiu roślin. 

- Dostałam je w prezencie od babki mojego męża, w dniu naszego ślubu - powiedziała nagle stojąca obok dziewczyny blondynka. - Lilie są oznaką czystości, oraz troski o drugą osobę. Wydaje mi się, że właśnie to chciała przekazać babcia, podarowując mi je. 

Hermiona spojrzała w zamyśloną twarz Narcyzy Malfoy. Wcale nie musiała tego robić, nie miała obowiązku pytać rodziny skazanego, czy zgadza się na rytuał oczyszczenia, jednak ona postanowiła powiadomić o tym matkę Dracona. Rytuał był skomplikowany i niósł ze sobą ryzyko. Ogromne ryzyko, gdyż próba przywrócenia duszy do jej poprzedniego stanu, mogła kosztować czarodzieja życie. 

- Historia naszej rodziny jest dosyć mroczna... - ciągnęła kobieta. Jej spojrzenie wciąż było utkwione w liliach.  

Nagle do Hermiony dotarła smutna prawda. Narcyza już nigdy nie przywita w progu swojego męża. Nigdy nie weźmie go za rękę i nie obdarzy go delikatnym uśmiechem w zaciszu domu. Lucjusz był człowiekiem pełnym złych i błędnych przekonań. Był uparty, zawzięty i poddańczy, jednak był także kochany przez Narcyzę. W wyniku wyborów jakie dokonał, skazał ją na życie w samotności. Hermiona zastanawiała się, czy była to dla niego gorsza kara, niż zamknięcie w murach Azkabanu. 

- Dlaczego to robisz? - zapytała Narcyza wyrywając dziewczynę z zamyślenia. 

Hermiona lekko wzruszyła ramionami. 

- Może po prostu chcę wierzyć w ludzi. Mimo wszystko... 

Narcyza wpatrywała się w twarz dziewczyny, której krzyki niegdyś wypełniały jej salon. Ile by dała, by móc cofnąć czas? Delikatnie wyciągnęła palce w stronę kasztanowłosej, tak jakby chciała dotknąć jej dłoni, jednak ostatecznie się powstrzymała. 

- Chciałabym, żeby do mnie wrócił - powiedziała po chwili, a Hermiona nie wiedziała czy ma na myśli swojego męża, czy syna. 

Wiedziała też, że dla innych nie ma to najmniejszego znaczenia. 

*

Był bestią w ludzkiej skórze. A przynajmniej za takiego go uważano. Wiedział, że dał innym solidne podstawy do takiego myślenia. Czy kiedykolwiek próbował powstrzymać Czarnego Pana przed tym, co mu zrobił? Czy kiedykolwiek wyraził sprzeciw? Nie przypominał sobie, by choć raz stawił mu czynny opór. Uważał, że jest nie tylko potępiony, ale również tchórzliwy. Praktycznie wszyscy właśnie za takiego go mieli. Dawał sobą sterować, w taki sam sposób jak jego ojciec, co ostatecznie doprowadziło go do małej, zimnej celi. Podszedł do niewielkiego okna, lecz było za wysoko, by mógł spojrzeć w majaczące w dole morze. W miejscu jak to, każdy dzień był taki sam. Poranek mieszał się ze zmierzchem, wieczorna mgła z poranną rosą. Ponownie usiadł na zimnej posadzce i zatopił się w myślach. W tej chwili nikt naprawdę nie wiedział, jak się czuł. 

Gdy znów usłyszał jej kroki, powoli zbliżające się w jego stronę, poczuł jak zaczynają rosnąć w nim gałęzie i liście po brzegi wypełnione nadzieją. Bał się, że jest to jedynie ułuda, która zniknie niczym bąbelki, gdy tylko zderzy się z rzeczywistością. Wstał by spojrzeć na zamyśloną twarz dziewczyny, którą znał od wielu lat. Przynajmniej tak mu się zdawało. 

"Jaki kolor ma twoja dusza?"

Jej pytanie wciąż brzmiało mu w głowie. 

"W jakim kolorze żyjesz? 

Wciąż nie potrafił odpowiedzieć na to pytanie. 

- Witaj - powiedziała dźwięcznym, niemal przyjaznym tonem. Tak jak poprzednio wyczarowała przed celą niewielką ławkę i usiadła na niej, kładąc obok swoją teczkę. Nie doczekawszy się odpowiedzi wyciągnęła plik dokumentów i podała je chłopakowi. Draco podszedł do krat i lekko marszcząc brwi spojrzał na spis znanych sobie imion i nazwisk. Była tam większość jego znajomych ze szkoły, wszyscy którzy tak jak on należeli do popleczników Voldemorta. Jednak tym, co przyciągnęło jego uwagę, było jedno, jedyne słowo napisane tuż obok nazwiska.

 "WOLNY".

 Spojrzał pytająco na Hermionę. Podczas ich ostatniej rozmowy dowiedział się, że zaczęła pracować jako opiekun skazanych, którzy nawiązali współpracę z Biurem Resocjalizacji, który to podlegał Departamentowi Przestrzegania Prawa. Blaise, Nott, siostry Carrow... Na samą myśl o tym, że wyszli z tego strasznego miejsca poczuł ulgę. 

- Z tobą może być tak samo - powiedziała nagle Hermiona, jakby potrafiła czytać mu w myślach. 

Lecz gdy wyciągnęła z teczki ozdobę do włosów w kształcie motyla, szklany kalejdoskop oraz złotą fajkę, jego umysł po raz kolejny zalała rozpacz. Wiedział, że znów jest sam. Wędrował przez ciemność, do której nie docierało światło. Nagły, paraliżujący ból pozostawał w jego sercu i nigdy nie znikał. Mimo to, wciąż nie potrafił być ze sobą szczery. Horkruksy, których stworzenie Czarny Pan na nim wymusił, zabrały mu części duszy o których istnieniu nawet nie wiedział. Jego myśli stały się nietrwałe, błądziły już przez długi czas, aż w końcu zaczęły zanikać. Jak dotąd nie było znaku, który mógł wskazać mu drogę, więc zamykał oczy i zaczynał się modlić... I choć nie potrafił płakać, to czuł się całkiem sam. 

Hermiona widząc co się z nim dzieje, otworzyła celę zaklęciem i podbiegła by chwycić go za rękę. Było to z jej strony całkowicie nieprzemyślane. Aurorzy którzy jej towarzyszyli zostali na zewnątrz, a ona miała zakaz wnoszenia do środka jakichkolwiek magicznych artefaktów. Złamała prawo, lecz nie to było w tej chwili najważniejsze. Draco poddawał się panice, lecz gdy tylko kasztanowłosa znalazła się przy nim, chłopak wyrwał jej różdżkę z ręki i przyciągnął do siebie. Hermiona, wtulona w jego tors, czuła jak arystokrata przykłada jej różdżkę do głowy. Wiedziała, że gdyby chciał, już by ją zabił. Zagadka wydawała się być niepełna, zdawała sobie sprawę z tego, że czegoś brakuje. Ich losy rozeszły się, niczym dwa pociągi jadące w przeciwne strony, by po kilku latach znów się do siebie zbliżyć. Czuła jak jego ciało drży pod jej palcami. 

- Draco... - szepnęła. 

Jego cicho wypowiedziane imię zadziałało na niego niczym kubeł zimnej wody. Odrzucił różdżkę, która pofrunęła na drugi koniec celi, a sam lekko się odsunął. 

Hermiona zrozumiała, że jego serce zaczęło się wahać. Tylko tyle i aż tyle potrzebowała, by zacząć Rytuał Oczyszczenia. 

*

Sporych rozmiarów okrąg zajął całą powierzchnię celi. Magiczny krąg wypełniony był inkantacjami stworzonymi z run, oraz symboli których znaczenia Draco nawet nie znał. Usiadł pośrodku, tak jak mu kazała. Sama zajęła miejsce na ławce, trzymając w ręce różdżkę. Tym razem oficjalnie pozwolono jej ją przynieść. Nie wspomniała ani słowem o tym, co się wydarzyło przed paroma dniami. Przez chwilę patrzyli na siebie w milczeniu, jakby w ciszy zawarte były wszystkie niewypowiedziane dotąd słowa. Mogłoby się wydawać, że na świecie zostali już tylko oni, dwójka rozbitków nienależąca do nikogo. Zapomniani i spisani na straty. Jego mieli za mordercę i potwora, ją za szaloną dziewczynę, próbującą na własną rękę zbawić świat. Mimo dzielących ich różnic zrozumieli, że w tej jednej chwili byli do siebie niezwykle podobni. 

- Nie miej do mnie żalu, jeśli nie przeżyję - powiedział Draco siląc się na blady uśmiech. 

Hermiona spojrzała na niego wzrokiem pełnym łagodności. Uklękła przed kratami i wyciągnęła coś z kieszeni swojej eleganckiej, wykończonej koronką koszuli. Na otwartej dłoni podała chłopakowi niewielki przedmiot, biały, lśniący i czysty jak poranek. 

- Lilia z ogrodu mojej matki... - szepnął Draco z niedowierzaniem. Lekko drżącą dłonią sięgnął po kwiat. Jego zapach zawierał w sobie wspomnienie wszystkich dobrych chwil. Przymknął powieki, by móc poczuć go lepiej. Przez krótką chwilę znów był w domu. 

Gdy ponownie otworzył oczy, Hermiona wciąż przed nim kucała. 

- Przeżyj - powiedziała i spojrzała na lilię. - Spróbuj to przetrwać. 

Kiwnął głową na znak zrozumienia i wyciągnął przed siebie dłoń, by oddać Hermionie kwiat, gdyż podczas rytuału nic nie mogło znaleźć się w kręgu. Jednak w tym samym momencie jego wzrok zatrzymał się na Mrocznym Znaku, który Voldemort wypalił mu na przedramieniu. 

Prawie zapomniał... Prawie zapomniał kim tak naprawdę jest. Lilia cicho upadła na podłogę, przy okazji brudząc swoje śnieżnobiałe płatki. Hermiona ledwo mogła znieść ten widok. Przez ostatnie dni zastanawiała się, dlaczego czuła tak ogromny smutek na myśl o nim. Co sprawiało, że tak bardzo było jej go żal? 

- Zaczynajmy - powiedziała wstając. Sięgnęła po pierwszy Horkruks którym była srebrna spinka i postawiła go na podłodze, tuż przed Draconem. Rzuciła w jego stronę jedno, niepewne spojrzenie. - Anima mea! - jej słowa odbiły się od obskurnych, wilgotnych ścian.  

Już po chwili krąg zalśnił niczym gwiazda. Już nic nie mogło zatrzymać rytuału. W delikatnych skrzydłach motyla odbił się blask zaklęcia. 

Pamiętał, że miała na imię Caroline. Żyła w niewielkim domku, na przedmieściach Londynu. Była czarownicą mugolskiego pochodzenia i tak jak inni bała się tego, co może przynieść ze sobą wojna. Gdy wpadli do jej domu akurat siadała do kolacji, więc stary Crabbe rzucił się w kierunku stołu. Bellatrix chwyciła młodą kobietę za rude włosy, które spięte były srebrną spinką w kształcie motyla. Była to piękna ozdoba i od razu wpadła czarownicy w oko. 

- To się nada, Draco - powiedziała w stronę siostrzeńca. 

Chłopak czuł jak serce podchodzi mu do gardła. Wiedział ponad wszystko, że nie chce tego robić. Nie chce tworzyć własnych Horkruksów, które w przyszłości miały stać się zabezpieczeniem dla Czarnego Pana. 

"Jeśli kiedykolwiek coś mi się stanie, przejmę twoje ciało. Chyba nie masz nic przeciwko?" zapytał czarnoksiężnik okrążając Dracona niczym drapieżnik. "Jeśli mi odmówisz, zabiję każdego, kto coś dla ciebie znaczy". 

Chłopak wiedział, że i tym razem nie ma wyboru. Po policzkach Caroline spływały strugi łez. Krzyknęła, gdy Bellatrix wyrwała jej ozdobę z włosów. 

- Crabbe, przestań żreć i stań na czatach! - Lestrange syknęła w stronę mężczyzny, który niechętnie wyszedł przed dom, po czym rzuciła spinkę na stół.

Tworzenie Horkruksa było skomplikowane i bolesne, jednak nic nie zadało Draconowi takiego bólu, jak śmierć niewinnej kobiety. Patrzyła na niego oczami pełnymi przerażenia, wrogości i rozpaczy. Paraliżowała go na swój sposób i ledwo dał radę to zrobić. Nie potrafiłby opisać chwili w której jego dusza rozdarła się po raz pierwszy. Było to niczym strata wszystkiego co miał. Czuł się tak, jakby powoli przestawał być człowiekiem. W tej samej chwili, w której wydzierał życie z piersi Caroline, wypowiedział słowa zakazanego zaklęcia, a część jego duszy umknęła do srebrnego motyla, który zakołysał się na stole. Pamiętał, że przez kilka sekund wpatrywał się w spinkę, po czym pobiegł przed dom i zaczął wymiotować. Nigdy wcześniej nie był tak daleko od domu i swoich przyjaciół. Nigdy już nie będzie mógł spojrzeć na siebie tymi samymi oczami. Gdyby mógł, wrzeszczałby z rozpaczy, jednak powstrzymał się od tego i na chwiejnych nogach wrócił po Horkruksa. Duma malująca się w oczach jego ciotki, przyprawiła go o kolejną falę mdłości. 

Jak miał odzyskać tę cząstkę? Gdy zaraz po wojnie zaczęły się przesłuchania, niemal od razu przyznał się do tego, co zrobił. Strach w oczach przesłuchujących go Aurorów był współmierny z rodzącą się w ich sercach pogardą do niego. Nie miał im tego za złe. Sam siebie nienawidził bardziej, niż oni kiedykolwiek będą w stanie. 

Ktoś zasugerował, by zniszczyć Horkruksy, jednak zwyciężył inny pomysł. Nie wiedział kto to był, lecz teraz zaczął przypuszczać, że mogła być za to odpowiedzialna dziewczyna, która właśnie siedziała po drugiej stronie krat. Jej serce pełne nadziei zaczęło go przytłaczać. 

- Anima mea!

Jej krzyk był niczym uderzenie pioruna. W tym samym momencie krąg zalśnił, a z poszczególnych run wystrzeliły łańcuchy, które ciasno oplotły ciało Dracona. Były to kajdany złożone z jego własnych ograniczeń. Strachu, bólu i łez. Wrzasnął na całe gardło, gdy cząstka duszy uwięziona w motylu zaczęła podrygiwać i wierzgać, chcąc się uwolnić. Była spaczona, skalana i czuła, że jej właściciel próbuje ją odzyskać. 

Całe jego ciało przeszywał nieznany dotąd ból. Gdyby ktoś rzucił na niego Crucio, wydałoby mu się delikatnym dotykiem. Muśnięciem troskliwej dłoni. Miał wrażenie, że tego nie wytrzyma, gdy przed oczami stanęła mu Caroline we własnej osobie. 

"Zabiłeś mnie" powiedziała spokojnie. Nie przypominała ducha, lecz kobietę którą była za życia. 

Draco powoli kiwnął głową. 

"Całkowicie bez powodu" dodała.

"Z przymusu" powiedział utkwiwszy w niej swój wzrok. 

"Ze strachu" poprawiła go. 

Nie mógł temu zaprzeczyć, gdyż właśnie taka była prawda. Zabił, chociaż mógł się sprzeciwić i spróbować walczyć. 

Nagle poczuł, że ból się wzmaga, a obok Caroline stanęła mała, jasnowłosa dziewczynka. Na jej widok Draco zaczął niemal drżeć. Nie widział jak Hermiona uwalnia kolejnego Horkruksa, zaklętego w szklanym kalejdoskopie, który należał do pewnej mugolskiej sześciolatki, którą ciotka kazała mu zaatakować. 

"Tamtego dnia bawiłam się przed domem nową zabawką, którą dostałam od taty na urodziny" powiedziała dziewczynka. "Nawet nie zauważyłam, że stoisz za jednym z drzew w naszym ogrodzie". "Nawet nie zauważyłam..."

- Przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam!... - Draco wrzeszczał i powtarzał wciąż to samo słowo. 

"Za co przepraszasz, synu?"

Nowy, tubalny głos sprawił, że chłopak podniósł na chwilę głowę i spojrzał w lekko uśmiechniętą twarz wysokiego mężczyzny. Był to rybak, który wieczorem lubił popalać z fajki, którą odziedziczył po dziadku. Zaklęcie uśmiercające przeszyło jego ciało w chwili, w której zachodzące słońce zniknęło za linią morza. 

Draco spojrzał w twarze osób które zabił. Byli częścią jego duszy i zła, które wyrządził im, oraz samemu sobie. Nie potrafił również znieść faktu, że nie zna imienia ani małej dziewczynki, ani wysokiego mężczyzny. Nagle jednak ich sylwetki rozmyły się niczym mgła, a w ich miejsce pojawił się sam Czarny Pan. 

"Oni należą do mnie, Draco" powiedział zbliżając do niego swoje szpony. "Tak samo jak ty, zapomniałeś?". Cała nadzieja jaką jeszcze w sobie miał, opuściła go w ułamku sekundy. Krąg zgasł, a łańcuchy zniknęły sprawiając, że Draco upadł do tyłu niczym szmaciana lalka. Patrzył przed siebie pustymi, pozbawionymi emocji oczami i nic do niego nie docierało. Nawet krzyki przerażonej dziewczyny, która wbiegła do celi i objęła jego twarz drżącymi dłońmi. 

______________________

SŁOWO OD AUTORKI:

Druga część za nami! Jak widzicie w tej krótkiej opowieści skupiam się na Horkruksach, lecz nie na ich niszczeniu, ale czymś zupełnie odwrotnym. Mam nadzieję, że Wam się podoba! Opowiadanie jest niekanoniczne i zawiera w sobie wiele różnych motywów, które czytelnik może interpretować na swój własny sposób. Wiem, że nie każdy to lubi, ale mam nadzieję, że mimo to opowiadanie się spodoba ;) Do "zobaczenia" w ostatnim rozdziale (pewnie pojawi się dzisiaj w nocy lub jutro) :* 







Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro