Rozdział 2
Kończyłam przygotowywać kolację, gdy usłyszałam jak drzwi frontowe otworzyły się z charakterystycznym skrzypnięciem.
- Wróciłem! - rzucił John, stawiając aktówkę na szafce na buty, które zaraz zaczął zdejmować.
- Cześć, kochanie - mruknęłam, po czym zarzuciłam mu ręce na barki i dałam długiego, czułego buziaka. - Tęskniłam - dodałam.
- Szczerze, myślałem, że będziesz jeszcze u Steph. Pokłóciłyście się?
- Nie - odparłam, spinając się lekko.
Nie lubiłam go okłamywać, ale John był strasznie cięty na Jeva. Czasami miałam nawet wrażenie, że był o niego horrendalnie zazdrosny, pomimo tego, że ten rozdział już dawno był za mną.
Mimo to nie cierpiał nawet, gdy wpadaliśmy na niego przypadkiem i wiedziałam, że nie byłby zadowolony, że poszłam do niego, żeby wybić mu z głowy pisanie pogróżek.
Poza tym, tu też chodziło o jego męską godność, która przecież niewiarygodnie ucierpiałaby, gdyby wiedział, że załatwiałam to sama, w dodatku ze swoim ex.
- Wypiłyśmy tylko kawę i tyle.
- Co u niej?
- Znów ma nowego faceta.
- Który to już?
- Nie bądź złośliwy. - Przechyliłam głowę w bok i postawiłam talerz z jedzeniem na stole.
- Jestem ciekawy, czy kiedyś się ustatkuje. Czy znajdzie takiego, z którym będzie chociaż dwa miesiące - mruknął, a następnie zajął miejsce przy stole oraz wyciągnął telefon, żeby przejrzeć sytuację na giełdzie.
- To nie nasza sprawa. Może robić, co chce.
- Nie jestem jej ojcem, ale uważam, że ktoś powinien nią potrząsnąć. Czas leci. Teraz się bawi, ale potem może tego wszystkiego żałować. Uroda minie, a ona zostanie z gromadką dzieci, gdzie każde będzie miało innego ojca. Nie wspominając o tym, że będzie jej się ciężko z nimi utrzymać.
- To nie nasza sprawa. Z resztą... próbowałam z nią rozmawiać, bo nie chcę, żeby kolejny facet zostawił ją w ciąży, ale zareagowała złością, mówiąc, że bronię jej szukać miłości życia i chcę z niej zrobić matkę na pełen etat. Zmusić do wyrzeczenia się czasu dla siebie. - Westchnęłam ciężko. - Niech żyje po swojemu. Jest dobrą przyjaciółką i to z kim się zadaje, nie ma dla mnie znaczenia - powiedziałam, bo znałam zdanie Johna i chciałam skończyć ten temat.
Jednak Stephanie w głębi duszy była po prostu nieszczęśliwa, ale miała dobre serce.
Kiedy byłam jeszcze z Jevem... żyłam chyba tylko dzięki niej.
Rozmyślenia przerwał sms w moim telefonie. Spojrzałam na wyświetlacz i zamarłam w bezruchu.
Od Nieznany numer:
Wyglądałaś dziś niesamowicie ślicznie, gdy taka wściekła poszłaś do swojego męża.
Momentalnie zrobiło mi się gorąco i... pojawiło się przerażenie.
Już miałam powiedzieć o tym Johnowi, ale w ostatniej chwili dotarło do mnie, że wtedy wydałoby się, że wcale nie spotkałam się ze Steph.
- Coś się stało? - John podniósł się, widząc moją nietęgą minę.
- Nie - skłamałam mało przekonywująco, a następnie przycisnęłam telefon do klatki piersiowej, żeby nie mógł zobaczyć wiadomości, gdy się zbliżał.
- Przecież widzę. - Westchnął.
Przyglądał mi się podejrzliwie.
Tak bardzo bolało mnie to, że musiałam brnąć w kłamstwo. Nie zasługiwał na to.
Przytuliłam się do niego i od razu nieco uspokoiłam, kiedy jego silne ramiona mnie objęły.
- To co się stało? - zapytał znów.
Skupiłam się na jego dłoni, którą czule masował moje plecy.
- Jestem już zmęczona. W dodatku te groźby...
- Nie martw się tym. Pójdę na policję.
- Nic z tym nie zrobią.
- A od czego są? Groźby to nie żarty. Zwłaszcza, że wiemy, kto za nimi stoi! Chyba, że próbujesz chronić swojego ex. - Odsunął się zdenerwowany.
- Wiesz, że nie. - Chwyciłam jego rękę. - Po prostu... myślałam...
- Tak?
- Wiem, że nie mam prawa...
- Do rzeczy.
- Coraz częściej myślę o tym, że może powinniśmy się wyprowadzić...
- Ja mam się wyprowadzać, bo on wysyła mi jakieś kartki z groźbami? - Zdenerwował się jeszcze bardziej. - Nie mam zamiaru nigdzie uciekać!
- Tu nie chodzi o ucieczkę. Tylko święty spokój.
- Ani mi się śni, wyprowadzać się z rodzinnego miasta! Niech on się odczepi, a jeśli do niego nie dociera, to może policja przemówi mu do rozsądku! A jak nie pomoże, to pozwę go o nękanie, ale nie zamierzam mu pokazywać, że jego pogróżki robią na mnie jakiekolwiek wrażenie - powiedział, po czym kompletnie wyprowadzony z równowagi poszedł na górę i trzasnął drzwiami łazienki.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro