Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 2

Kończyłam przygotowywać kolację, gdy usłyszałam jak drzwi frontowe otworzyły się z charakterystycznym skrzypnięciem.

- Wróciłem! - rzucił John, stawiając aktówkę na szafce na buty, które zaraz zaczął zdejmować.

- Cześć, kochanie - mruknęłam, po czym zarzuciłam mu ręce na barki i dałam długiego, czułego buziaka. - Tęskniłam - dodałam.

- Szczerze, myślałem, że będziesz jeszcze u Steph. Pokłóciłyście się?

- Nie - odparłam, spinając się lekko.

Nie lubiłam go okłamywać, ale John był strasznie cięty na Jeva. Czasami miałam nawet wrażenie, że był o niego horrendalnie zazdrosny, pomimo tego, że ten rozdział już dawno był za mną.

Mimo to nie cierpiał nawet, gdy wpadaliśmy na niego przypadkiem i wiedziałam, że nie byłby zadowolony, że poszłam do niego, żeby wybić mu z głowy pisanie pogróżek.

Poza tym, tu też chodziło o jego męską godność, która przecież niewiarygodnie ucierpiałaby, gdyby wiedział, że załatwiałam to sama, w dodatku ze swoim ex.

- Wypiłyśmy tylko kawę i tyle.

- Co u niej?

- Znów ma nowego faceta.

- Który to już?

- Nie bądź złośliwy. - Przechyliłam głowę w bok i postawiłam talerz z jedzeniem na stole.

- Jestem ciekawy, czy kiedyś się ustatkuje. Czy znajdzie takiego, z którym będzie chociaż dwa miesiące - mruknął, a następnie zajął miejsce przy stole oraz wyciągnął telefon, żeby przejrzeć sytuację na giełdzie.

- To nie nasza sprawa. Może robić, co chce.

- Nie jestem jej ojcem, ale uważam, że ktoś powinien nią potrząsnąć. Czas leci. Teraz się bawi, ale potem może tego wszystkiego żałować. Uroda minie, a ona zostanie z gromadką dzieci, gdzie każde będzie miało innego ojca. Nie wspominając o tym, że będzie jej się ciężko z nimi utrzymać.

- To nie nasza sprawa. Z resztą... próbowałam z nią rozmawiać, bo nie chcę, żeby kolejny facet zostawił ją w ciąży, ale zareagowała złością, mówiąc, że bronię jej szukać miłości życia i chcę z niej zrobić matkę na pełen etat. Zmusić do wyrzeczenia się czasu dla siebie. - Westchnęłam ciężko. - Niech żyje po swojemu. Jest dobrą przyjaciółką i to z kim się zadaje, nie ma dla mnie znaczenia - powiedziałam, bo znałam zdanie Johna i chciałam skończyć ten temat.

Jednak Stephanie w głębi duszy była po prostu nieszczęśliwa, ale miała dobre serce.

Kiedy byłam jeszcze z Jevem... żyłam chyba tylko dzięki niej.

Rozmyślenia przerwał sms w moim telefonie. Spojrzałam na wyświetlacz i zamarłam w bezruchu.

Od Nieznany numer:

Wyglądałaś dziś niesamowicie ślicznie, gdy taka wściekła poszłaś do swojego męża.

Momentalnie zrobiło mi się gorąco i... pojawiło się przerażenie.

Już miałam powiedzieć o tym Johnowi, ale w ostatniej chwili dotarło do mnie, że wtedy wydałoby się, że wcale nie spotkałam się ze Steph.

- Coś się stało? - John podniósł się, widząc moją nietęgą minę.

- Nie - skłamałam mało przekonywująco, a następnie przycisnęłam telefon do klatki piersiowej, żeby nie mógł zobaczyć wiadomości, gdy się zbliżał.

- Przecież widzę. - Westchnął.

Przyglądał mi się podejrzliwie.

Tak bardzo bolało mnie to, że musiałam brnąć w kłamstwo. Nie zasługiwał na to.

Przytuliłam się do niego i od razu nieco uspokoiłam, kiedy jego silne ramiona mnie objęły.

- To co się stało? - zapytał znów.

Skupiłam się na jego dłoni, którą czule masował moje plecy.

- Jestem już zmęczona. W dodatku te groźby...

- Nie martw się tym. Pójdę na policję.

- Nic z tym nie zrobią.

- A od czego są? Groźby to nie żarty. Zwłaszcza, że wiemy, kto za nimi stoi! Chyba, że próbujesz chronić swojego ex. - Odsunął się zdenerwowany.

- Wiesz, że nie. - Chwyciłam jego rękę. - Po prostu... myślałam...

- Tak?

- Wiem, że nie mam prawa...

- Do rzeczy.

- Coraz częściej myślę o tym, że może powinniśmy się wyprowadzić...

- Ja mam się wyprowadzać, bo on wysyła mi jakieś kartki z groźbami? - Zdenerwował się jeszcze bardziej. - Nie mam zamiaru nigdzie uciekać!

- Tu nie chodzi o ucieczkę. Tylko święty spokój.

- Ani mi się śni, wyprowadzać się z rodzinnego miasta! Niech on się odczepi, a jeśli do niego nie dociera, to  może policja przemówi mu do rozsądku! A jak nie pomoże, to pozwę go o nękanie, ale nie zamierzam mu pokazywać, że jego pogróżki robią na mnie jakiekolwiek wrażenie - powiedział, po czym kompletnie wyprowadzony z równowagi poszedł na górę i trzasnął drzwiami łazienki.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro