poznanie.
Spałam sobie w aucie.
Gdy się obudziłam właśnie wjechaliśmy do garażu.
Ja nie miałam w domu Garażu.
Moja mamusia parkowała na chodniku.
Will odpią mnie z fotelika i postawił na ziemię. A ja nie chciałam iść.
Chciałam żeby on mnie poniósł.
Jestem zmęczona...
Will wzią mnie za rączkę.
I prowadził do drzwi.
Jak tylko je otworzył ujrzałam 3 chłopaków.
Jeden był duży a dwaj byli tacy sami.
Prawie.
No bo jeden miał rysunki na szyi i na rękach.
Ale ten z rysunkami patrzył się na mnie dziwnie i jeszcze ten duży.
A ten jeden z tych takich samych tylko ten bez rysunków uśmiechał się do mnie. (Autorka~pov. Tłumaczenia 6-latki)
- Will mówiłeś że to będzie siostra a nie 2 letnie dziecko.- powiedział ten duży.
- mam 6 lat...- powiedziałam z głową do dołu żeby unikać ich wzroku.
Nagle ktos do mnie powiedział:
-Hej, jestem shane.- schylił się. A ja podniosłam głowe. O to ten co się do mnie uśmiechał. Chyba wydaje się miły.
Jak Will.
Ale willa najbardziej kocham narazie.
-Hej, mam na imię Lili...-powiedziałam po czym ziewnełam.
- chyba jesteś zmęczona co? Nie dziwne jest juz 23⁰³ może chcesz żebym cie zaprowadził do pokoju ?
- Nie, Will...- powiedziałam I ścisnelam dłoń Willa żeby przypadkiem mnie nie puścił.
-a mogę iść z wami?- zapytał shane. Ja pokiwałam głową. Podał mi rękę a ja ją złapałam.
Też była duża jak ta willa.
Ale w sumie to troszeczkę mniejsza.
Zaczęliśmy wchodzić po schodach.
Shane I will zobaczyli jak wolno wchodzę i shane zapytał:
-mogę cię wziąść na ręce?- zapytał ja pokiwałam głową. Jak mnie wzią to główkę se położyłam na jego ramieniu.
Pomachałam do tego dużego i tego z rysunkami na szyii i rączkach.
Ten duży się troszkę uśmiechną a ten drugi nie, on tylko wywrócił oczami.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro