nie chce tu być...
Obudziłam sie i rozejrzałam.
Leżałam na sali której wogule nie znałam.
Gdy się rozglądałam zauważyłam że na salce był Tony i Dylan.
A gdzie Shane I Will....?
Zaczęłam płakać i tym zwróciłam na siebie uwagę chłopaków.
- O dziewczynka. Teraz się wytłumacz. Gdzie byłaś? Co?! Wiesz że zawału przez ciebie dostałem prawie?!?! - krzyczał coraz to głośniej dylan.
- Nie krzyc! - pisnełam całą we łzach.
- Nie, chyba ci się coś pomyliło dziewczynko to ty nie krzycz bo pogorszasz sprawę!!!
Bardzo się teraz bałam...
Gdzie podział się shane....?
- dzie shane...?
- shane ci nie pomoże w moim opieprzu bo i tak go dostaniesz, jak nie tu to w domu! A teraz gadaj Gdzie się schowałaś?!
- za kanapą...
- Gdzie?! Za którą?!
- dobra już się nie drżyj na nią deklu. Wystarczy. Jest przerażona. - powiedział tony.
Zdziwiłam się. Pociągnęłam nosem popatrzyłam na dylana a ten zmierzył mnie ostrym wzrokiem I wyszedł z sali.
- wszystko ok ? - zapytał a ja pokiwałam lekko głową - przejdzie mu. Wystraszył się gdy zniknęłaś.
Nagle do sali wszedł shane.
- shane! - krzyknełam I stanęłam na łóżku rozkładając ramiona on potrzedł
I mnie przytulił.
A ja położyłam głowe na jego ramieniu.
- shane.... nie chcę tu być. Dylan... na mnie nakrzyczał...
- już spokojnie jestem tu. Niedługo wrócimy...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro