CO JEMU JEST?!!
*Perspektywa Shane*
- Co się stało?!- zapytał dylan z niepokojem.
- Na całe szczęście nie jest źle, Pan Monet żyje, niestety będzie musiał co najmniej 1 tygodzien być w śpiączce by organizm się zregenerował.
W tym momencie obudziła się Lili I odrazu po przebudzeniu zaspanym głosem powiedziała:
-Czy tata jest zdrowy juz...?
Nikt nie wiedział co powiedzieć ale starsza kobieta która nie wiedzieć czemu cały czas też siedziała przed blokiem powiedziała do niej:
- Tak, twój tata jest zdrowy, nie martw się dziecinko. Tylko teraz musi dużo odpoczywać, więc będzie spał. - staruszka uśmiechnęła się do Lili ale podejście małej nie było tak super.
Lili wystraszyła się tej baby co mnie trochę zdenerwowało.
Z jednej strony, dobrze wytłumaczyła jej co się dzieje z Vincentem ale z drugiej przestraszyła Lili. Nie chciałem żeby Lili się bała.
- Dziękujemy że pani jejto wytłumaczyła ale może pani iść? Lili się pani boi a nie chcemy jej straszyć. - staruszka na te słowa się podniosła. Po co tu siedziała? Nikt nie wiedział.
Gdy siwowlosa poszła Lili się odezwała:
- Jestem głodna..
- To choć Pójdziemy do kawiarenki która tu jest - powiedział do nie Dylan
- Nie, ja chce iść z Shane'm.
- Okej - Dylan chyba nie miał zamiaru teraz się obrażać czy złościć. Już była ciężką atmosfera, wiec raczej nie chciał jej doprawiac swoimi złośliwociami.
Podniosłem się i wziołem Lili za rączkę, po czym zaczołem się kierowac w strone kawiarni.
Potem zamowiłem małej frytki które szybko zjadła (No tak trochę długo nie jadła to nie dziw)
Gdy wróciliśmy posiedzieliśmy jeszcze chwilę, po czym z sali wyjechało łóżko a na nim Vince...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro