7.Tylko mi się nie przyzwyczajaj.
Weszła do pokoju
życzeń.
Usiadła na kanapie
i czekała.
Czekała. To słowo
brzmi jak gdyby
czóła coś.
Coś czego wcale czóć
nie chciała.
Coś co mogło zmienić
życie jej i JEGO.
Coś o czym nigdy
nie myślała.
- Oto jestem!
Krzyknął James
wbiegając do pokoju.
Podszedł do niej i
usiadł niebezpiecznie
blisko.
Okrył ją ramieniem
jak starego dobrego
kolegę.
- Tylko mi się nie
przyzwyczajaj.
Powiedziała wstając
z kanapy.
Stała przed nim.
Tak, to jest ten moment.
Teraz ma mu wszystko
wyjaśnić i przeprosić.
- James.....posłuchaj.
Nie dziw mi się jak
będę się jąkać czy coś.
Zaprosiłam cię tu
bo......chciałam cię
przeprosić.
Oczy chłopaka wyszły
z orbit.
- Za co niby?!
Jesteś cudowna.
Wytłumacz mi wszystko
bo nie wiem co...
- Chodzi mi o to
w jaki sposób cię
ignorowałam,
jak cię traktowałam.
- Przecież ja nigdy
się na ciebie nie złościłem.
Robiąc te wszystkie
głupie ( tak odrobinkę )
rzeczy chciałem ci
pokazać jak bardzo
mi na tobie zależy
i jak bardzo cię kocham.
Jesteś dla mnie całym
światem.
Kocham cię Lili.
Po prostu kocham.
- Czyli ty nigdy
nie miałeś mi tego
za złe?
Zapytała zdziwiona.
- Nigdy. Właśnie
to w tobie kocham
najbardziej.
Podszedł do niej i
pocałował.
Dziewczyna była w
szoku.
Chciała powiedzieć,
że ona też go kocha
ale czy nie byłoby to
kłamstwem?
Nie nie byłoby.
Ona go kochała.
Jak mogła być tak
ślepa?
- James......
ją też cię kocham.
Powiedziała.
James się uśmiechnął.
Żadne z nich nie wiedzieli
co się teraz zdarzy.
Do pokoju wparadowali
huncwoci puszczając
z różdżek fajerwerki.
Musieli podłuchiwać.
A to dopiero matoły.
Gdy zobaczyli Jamesa
i Lilkę w tak słodkiej
pozycji, zaczęli śmiać
się jeszcze głośniej i
jeszcze wyżej podskakiwać.
- Niech żyją!
- Nasza pani Potter!
- Lil jest teraz jedną z nas!
Przekrzykiwali się wzajemnie.
- Można tak powiedzieć.
Powiedzieli James z Lilką
na co do śmiechu dołączyły
się jeszcze dwie osoby.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro