16. Moja ulubiona uczennica.
Lily otworzyła oczy. Oślepiało ją światło odbijające się w okularach Jamesa. Uśmiechnęła się delikatnie. Nie zobaczył tego bo jego głowa była utkwiona w dłoniach. Poruszyła nogą, by się ocknął.
- Oh, Lily. Dzięki Bogu.
Przytulił się do niej od razu, na co ona syknęła. Bolało ją całe ciało. Od razu się odsunął.
- W porządku?
Zapytał z troską. Jej oczy zaszkliły się od łez. Pokiwała przecząco głową i zacisnęła wargi. Złapał ją za rękę. Próbowała się do niego uśmiechnąć, ale nie udało jej się to.
Petera już nie było. Pani Pomfrey wypuściła go z samego rana.
- Oh, Lily, nie powiedziałem ci...
I opowiedział jej wszystko o klątwie. Znaczy, wszystko co wiedział. Dziewczyna nie mogła w to uwierzyć. Zaczęła płakać, a on ją pocieszał. Wkrótce pani Pomfrey wypuściła Lily i razem z Jamesem poszła do pokoju wspólnego. Od razu na ramiona rzuciły jej się Al i Molly.
- Kochana, nareszcie!
- Wiesz jak się martwiłyśmy?
- Gdyby nie twój chłopak, mogłabyś nie wyjść z tego cało.
Wtem, wszyscy, którzy się tam znajdowali, patrzyli na Lilkę. Wszyscy myśleli, że po ostatniej kłótni nie da się ich już połączyć, a tu proszę. Znów są parą.
Szkła Jamesa zaparowały, a Lily się zarumieniła.
- Czy...czy mogę już iść?
Spytała.
- Taaak...
Odpowiedziała pani Pomfrey.
Dziewczyna od razu zerwała się z łużka. Była jednak jeszcze za słaba by sama chodzić. Przewróciłaby się, gdyby James jej nie złapał. Zapytał z zalotnym uśmiechem.
- Gdzie tak lecisz?
Z uśmiechem trzepnęła go w ramię. Poprawiła włosy i odpowiedziała.
- Ano wiesz, stęskniłam się.
I dalej (po malutku) poszli do pokoju. Lily szła już coraz pewniej. W pewnym momencie zza zakrętu wyłonił się profesor Slughorn. O mało nie wpadł na parę. Od razu rozpromienił się widząc Lily poza szpitalem.
- Ah, Lily! Moja ulubiona uczennica! Niezwykle miło mi cię widzieć.
- Dziękuję, pana również.
Już miała postawić kolejny krok gdy ją zatrzymał.
- Posłuchaj, jak już pewnie wiesz, co jakiś czas organizuję spotkanie Klubu Ślimaka. Mam nadzieję, że przyjdziesz. Odbędzie się pojutrze, u mnie w gabinecie.
Spojrzała przepraszająco na Jamesa. On nigdy nie był na spotkaniu. Głupio jej teraz było.
- Aaaa, pan Potter też może przyjść.
Powiedział widząc zatroskaną, aczkolwiek śmieszną minę uczennicy. Od razu kamień spadł jej z serca.
- Wspaniale, przyjdziemy! Do zobaczenia.
Wykrzyknęła, uwiesiła się ramiona chłopaka i pociągnęła go dalej.
Weszła do swojego pokoju i padła na łóżko. Dziewczyn nie było. Chłopak powoli ruszył za nią i usiadł obok niej. Kręcił na palcu jej wspaniałe włosy. Szczerze, nie specjalnie chciało mu się iść do Slughorna, ale postanowił nie mówić o tym dziewczynie. No bo po co? Po co ją martwić? Nawet nie wiedział jak ona cierpiała przez ostatnie dni. Widział to po niej. Jej oczy ciągle szkliły się od łez, a ona na wszystko patrzyła przerażona. Nawet na niego. To bolało go bardziej niż cios sztyletem. To wyglądało tak, jakby mu nie ufała. No, ale musiała mu ufać skoro z nim była.
-James...wiem jak to może wyglądać...ale...ja ciągle cię kocham.
Powiedziała cicho, prawie niesłyszalnie.
- Ale to...co zaczło między mną a Severusem...ciągle mi nie daje spokoju.
Przysunął się bliżej i objął ją.
- Ten smark za wszystko jeszcze zapłaci!
Powiedział jej na ucho. Wyrwała mu się.
- James, nie!
- Nie, Lily! Musi zapłacić za to co ci zrobił. Co nam zrobił.
Nie zdążyła go powstrzymać.
Chciała go zatrzymać przy sobie, ale już jej się wyrwał i ruszył do swojego pokoju, by obmyślić plan, który pogrążyłby Severusa na zawsze.
Cześć wszystkim! Nie pisałam długo (dobra, bardzo długo) i wiem o tym. Miałam już zawiesić opowiadanie, ale nie. Stwierdziłam, że nie zostawię Was, którzy we mnie wierzycie i którzy ze mną jesteście. Ten rozdział nie powstałby jednak, gdyby nie jedna osoba, która, mimo, iż jest daleko, pcha mnie wciąż do przodu i nie pozwala się poddawać.
malgosia112
Dziękuję Ci za wszystko co zrobiłaś. Ten rozdział to
Twoja zasługa i to właśnie Tobie dedykuję ten rozdział.
boroweczka123
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro