Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

15.#@!)#$?\×~π!#@$×!!!

- Wiem, że to wasza robota! Jeszcze za to zapłacicie smarkacze!

Krzyczał Filch jak opętany. Nie mógł się powstrzymać. Widział, jak cała trójka (biedny Peter) dusi się ze śmiechu. Nie żeby coś, cała WS była w takim stanie, ale z drugiej strony czy tak trudno się domyślić, kto robi kawały na skalę szkoły?

- Panie Filch. Jedynym smarkaczem (choć według huncwockiego słownika raczej ,,Smarkiem,,) w tej sali jest jednak ten.......dziwny....chłopak, co na fryzjerstwie się raczej nie zna, a tym bardziej na ładnych kolorach i pielęgnacji włosów.

Powiedział James Potter. Co z tego, że go przy tym nie było? Gdyby chłopaki mieliby dostać szlaban, nie zostawiłby ich samych. Z resztą, i tak do tego nie dopuści. Mimo iż starał się brzmieć poważnie, w duszy robił wszystko by nie popluć się że śmiechu.

- Ty mały, bezczelny #@!)#$?\×~π!#@$×!!!

Krzyczał woźny i złapał zdezorientowanego Pottera za kołnierz.
Wtem, krzycząc by się opanował, podbiegła do niego profesor McSztywna. Gdy ten dalej nie puszczał biednego Pottera, nie czekając, uderzyła Filcha z otwartej ręki w policzek. Na sali każdy, co do jednego ucznia bił brawo i krzyczał.

- Pani też, co, pani profesor?!
Ten smarkacz zaczarował i panią?! Nniedoczekanie, oj niedoczekanie twoje, Potter!

I kuśtykając, z czerwonym, piekącym policzkiem, Filch opuścił salę, w której gwar raptownie znikał.
Profesor McGonagall nawet zadowolona ze swojego czynu, wróciła na swoje miejsce przy stole nauczycieli.
Profesor Dumbledore szepnął jej na ucho śmiejąc się

- To było niezłe, pani profesor.

Sama się uśmiechnęła i wróciła do jedzenia.
Niektórzy uczniowie dalej patrzyli na nią z podziwem i nie mogło do nich dotrzeć, co się właśnie stało.

Severus został odesłany do pani Pomfrey. Nauczyciele nie mogli dać szlabanu huncwotom dzięki argumentacji Blacka.
' Pani profesor, nie może dać nam pani szlabanu. Przecież pani nic na nas nie ma. A co, może się mylę? '.
Nie trzeba było dalej namawiać. Twarz biednej McGonagall przybrała kolor buraka. Nawet nic nie dodała. Wzięła krótki wdech i odeszła.
Po chwili wszyscy uczniowie zaczęli się zbierać i udawać do swoich dormitoriów po książki. Ruszyli także huncwoci. James miał większe plany. Poszedł w stronę pokoju ukochanej. Otworzył drzwi. Całkiem lekko, ale wystarczająco by zobaczyć przerażający obraz.
Lily leżała blada na zimnej podłodze. Jej rude, długie włosy tworzyły wielką aureolę naokoło jej głowy.
Potter rzucił się do niej i podniósł ją do pozycji siedzącej. Jej bezwładne ciało było niezwykle zimne.
Modlił się w myślach, by to nie było to co ostatnio. Zapomniał jej o tym powiedzieć. Została na nią rzucona klątwa. Nie wiadomo przez kogo, ale jest niezwykle silna i zagraża jej zdrowiu, a nawet życiu.
Wziął ją na ręce. Idąc w stronę skrzydła szpitalnego słyszał koło siebie szepty. W końcu ujrzał Al i Molly. Wiedział, że teraz się zacznie. Zobaczyły go i od razu podbiegły.

- Co  z nią?!

Krzyknęła Alice.

- Coś Ty zrobił, Potter?!

Zapytała zrozpaczona Molly.
Obydwie były zalane łzami. Po drodze wszystko im wyjaśnił, choć było trudno je przekonać, że to nie jego wina. Gdy wkroczyli, zobaczyli na łóżkach Snapea i Petera. Snape widząc białe ciało Lilki, zerwał się z łóżka i zaczął krzyczeć jak opętany.

- Co ty zrobiłeś, Potter?! Dlaczego jej nie chroniłeś?!

- Nie czas na kłótnie, chłopaki! Snape, zrób miejsce. James, połuż Lilkę na tym łóżku. Molly, idź po panią Pomfrey.

Zarządziła zawsze opanowana i rozważna Alice. Tak też zrobili. Po paru minutach do szpitala wbiegła pielęgniarka wraz z Molly, która już wszystko opowiedziała pani po drodze.

- Już, już idźcie wszyscy! Panna Evans podszebuje odpoczynku. Ja się wszystkim zajmę. Już, wynocha. Pan też, panie Potter.

Krzyczała, ale James nie zamierzał opuszczać skrzydła i zostawić ukochanej samej.

- Niech pani pozwoli mi zostać. Ona mnie podszebuje. Nie wyjdę stąd, dopóki nie wydobrzeje.

- Eh.....No dobrze.

Odparła. Wiedziała, że i tak nie wygra tej walki. Oby tylko Lily wygrała swoją.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro