3. Ahsoka Tano
Ahsoka Tano wkroczyła ramię w ramię z Rexem na mostek szykującego się do skoku w nadprzestrzeń Ventora. Wiedziała, że przebywanie z Maulem na jednym statku nie jest najbezpieczniejszym pomysłem, lecz póki były Sith pozostaje zamknięty w komorze, wszyscy są względnie bezpieczni. Oboje zatrzymali się przy iluminatorze w momencie, kiedy gwiazdy zamieniły się w białe smugi.
Ahsoka westchnęła lekko, co stety lub niestety nie umknęło uwadze Rexa.
- Czy coś cię... trapi? - zapytał stojącą z przodu towarzyszkę Rex.
Ahsoka ani chwili nie wahają się z odpowiedzią:
- Jako Jedi mieliśmy być strażnikami pokoju, a nie żołnierzami - wyznała, czując nagłą potrzebę rozmowy, niemal wyżalenia się. - A odkąd stałam padawanką, wciąż czuję się żołnierzem.
- No tak... - westchnął Rex. - Ja nigdy nie zaznałem innej drogi. My, klony, mamy co do wojny mieszane uczucia. Wielu chciałoby, żeby nie wybuchła, ale bez niej nie byłoby również nas.
- Cóż... - Powiedziała już z lekkim uśmiechem Ahsoka, odwracając się do przyjaciela przodem. - Może właśnie wyniknęło z niej coś dobrego? Republika zyskała świetnych żołnierzy, a ja świetnych przyjaciół.
Rex poczuł się doceniony, jak niby dotąd. Pracował z Ahsoką wystarczająco długo, by mogli zaufać sobie wzajemnie bezgranicznie, lecz musiał przyznać, że takich słów nie usłyszał od niej wcześniej w tak bezpośrednim kontekście.
Była padawanka mówiła szczerze, jak niegdyś dotąd. Rex należał do grona tych, za którymi tęskniła najbardziej podczas jej "banicji". Cieszyła się, mogąc ponownie walczyć u jego boku.
Dlatego też z należytym i zasłużonym szacunkiem uniosła dłoń do skroni i zasalutowała mu, stając na baczność. Rex również wyprężył pierś i oddał honory. Przez parę sekund patrzyli sobie w oczy, lecz tą chwilę przerwał żołnierz floty, meldując:
- Kapitanie, mamy najnowsze informacje.
Ahsoce serce zabiło mocniej i ciśnienie w żyłach skoczyło, lecz nauczona panowania nad emocjami, tylko uniosła brwi.
Nareszcie!
- Chciałabyś zerknąć? - Rex machnął dłonią w stronę pulpitu. - Może dowiemy się czegoś o poczynaniach Kenobiego?
Z sercem szamoczącym się w piersi Ahsoka zdobyła się tylko na lekkie skinienie głową.
Zrobiła zaledwie parę kroków, gdy świat przed oczyma zawirował szaleńczo, a głowę przeszył straszliwy ból.
- Musisz wybrać!
Działo się coś okropnego... Ciemność wyczuwalna w nagłym drgnięciu Mocy narastała i narastała, przyćmiewając umysły i blednącą jasną stronę Mocy.
- Nie słuchaj go, Anakinie!
Straszny ból był niczym lodowy kolec, wbijający się w serce.
- To nie jest droga Jedi! On musi żyć. Potrzebuję go!
Głos Anakina sprawił, że chwyciła się za skroń i zatoczyła krok w tył. Rex obejrzał się przez ramię, udusił hełm i doskakując do Ahsoki, przytrzymał dziewczynę za łokieć.
- Pani komandor? - pytał z troską. Kilku klonów poderwało głowy z nieco skonfundowanym wyrazem twarzy. - Co się dzieje?
- Nieee!
Ahsoka jęknęła, wsparta o zdezorientowanego Rexa i zacisnęła palce na jego ramieniu, czując, jak traci równowagę, wsparta jedynie na klonie.
- Wezwać lekarza! - krzyknął Rex w przestrzeń i kilku klonów z 332 batalionu rzuciło się do wyjścia z mostka.
- Rex... - zdążyła wyszeptać niemal bezgłośnie zanim... Wszystko się skończyło. - To Anakin. Ja nie...
- Co się dzieje... Ahsoko? - Kiedy po raz pierwszy zwrócił się do niej po imieniu, poczuł się bardzo dziwnie, bo w swojej karierze nigdy nie przyszłoby mu do głowy, że taki dzień kiedyś nadejdzie. Przez jego głowę przebiegła myśl, że może jednak nie powinien się tak do komandor zwrócić.
Ale kiedy Ahsoka milczała, najwyraźniej dochodziła do siebie bez pomocy medycznej, CT-7567 dopytywał zawzięcie, jedynie z troski, niechcąc się narzucać, o ile już tego nie robił.
- Co się stało, pani komandor? - Stwierdził, że raz wystarczył, by nazwać Ahsokę po imieniu.
Tano nabrała tchu, uspokajając się. Kix właśnie przebiegł przez grodzie mostka, kiedy Togrutanka dźwignęła się uparcie na równe nogi.
- To był Anakin - szepnęła, dotykając pulsującej żyły na skroni. Ból ustał, a w jego miejsce wstąpiła... jakby ulga? Uczucie - prędzej świadomość - pomiędzy ulgą a spełnieniem. - On... - szukała odpowiedniego określenia - to zrobił. Wizje Maula były kłamstwem - dodała. Sama była w szoku, gdyż po części, mimo iż nie pragnęła, musiała przyznać Zabrakowi rację. - Anakin jest kluczem. - Rozumiała teraz wszystko. - Kluczem do zwycięstwa. Równowagi. Zabił Dartha Sidiousa - zapowietrzyła się i niemal natychmiast dodała, by słuchające ją klony to zrozumiały: - Kanclerza Palpatine'a. Zakończył wojnę...
Kix wymienił spojrzenia z Rexem. Klikanie w kontrolki ustało i kilkanaście par oczu wlepiło wzrok w targaną emocjami Togrutankę.
- Zatem - podjął niepewnie Kix - to koniec.
- Niekoniecznie. - Ahsoka pokręciła głową. - Musimy się skontaktować z Coruscant. Rex - zwróciła się już pewniej do kapitana - przekieruj transmisję.
- Tak jest, pani komandor.
Ahsoka podziękowała Kixowi ruchem głowy, a ten ulotnił się z mostka, by pomóc rannym braciom.
Była maksymalnie zdenerwowana, bo dosłownie kilka chwil wcześniej wyczuła nagłe szarpnięcie w Mocy, a potem nastała przerażająca cisza... Jakby coś się skończyło.
Zniknęło.
Podczas gdy Rex, nabijał przyciski na konsoli, Ahsoka splotła palce za plecami, by ukryć drżenie rąk.
Nad panelem pojawiły się dwie błękitne postaci, szarpane zakłócającymi holorozmowę falami.
- Ahsoka!
Na jej widok hologramowy Anakin błysnął zębami w jednym ze swoich dobrze znanych Ahsoce uśmieszków.
- Anakinie... - szepnęła łamiącym się głosem. Dwóch mistrzów Jedi przysłoniły napływające do jej oczu łzy... szczęścia, może ulgi... widząc dawnego mistrza całego i zdrowego. I co jeszcze - radosnego.
Czuła się jakby nie widziała Anakina od bardzo długiego czasu, choć od ich ostatniej rozmowy minęło zaledwie półtorej dnia. Jednak dziwna nieufność, którą darzyła mistrza Windu nie pozwoliła jej na powiedzenie Anakinowi pewnej rzeczy, którą już od dawna zamierzała mu wyjawić.
- Jak... Jak się miewają sprawy? - zapytał Anakin. Mace Windu ciągle milczał, ale nie wyglądał... no właśnie - jak? Ahsoka nigdy nie potrafiła rozszyfrować ciemnoskórego Mistrza Zakonu.
Tano przez przerażający ułamek sekundy nie wiedziała, co ma mu odpowiedzieć.
- Lepiej niż sądziliśmy - wydusiła z siebie. - Udało nam się pojmać Maula, jak i jego ścisłego współpracownika. Niejakiego Gara Saxona - wyjaśniła, i widząc troskę na twarzy Anakina, na chwilę zamilkła, bojąc się, że gdyby ponownie się odezwała, głos mógłby jej zadrżeć. - Jesteśmy w drodze na Coruscant.
Z przyzwyczajenia omal nie powiedziała: "Jesteśmy w drodze do domu". Lecz stwierdziła gorzko w duchu, iż Coruscant już dawno przedostać być jej domem.
Już wkrótce miała stanąć przed kolejnym dylematem, co ją do reszty przerażało, ale skupiła się i wzięła w garść i zachowała kamienny wyraz twarzy.
- Jakieś problemy? - kontynuował Anakin, a pomimo dzieląch ich lat świetlnych w jego postawie troska była wyczuwalna, niczym zapach kwiatów w nabooiańskim ogrodzie.
- Ze wszystkimi sobie poradziłam - przyznała, mimo że w duchu wiedziała, iż zwycięstwo Republika zawdzięcza nie tylko niepełnoletniej Togrutance, ale w głównej mierze klonom i ich współpracy, odwadze i prawości. - Razem - poprawiła się, spoglądając na Rexa, który uśmiechnął się lekko, gdy ich spojrzenia się spotkały.
- Jak zawsze - westchnął Anakin, przewracając oczami. Teraz mógł być naprawdę dumny z wychowanicy. - Tak jak cię wyszkoliłem, Smarku.
Za to ostanie, nieoficjalnie słówko Mace zgromił Skywalkera, lecz ten nawet się tym nie przejął zbytnio. Ahsoce natomiast bardzo brakowało tej "upokarzającej" ksywki.
- Cieszę się, że nic ci nie jest... - mówił dalej Skywalker. Nagle spoważniał i wymienił spojrzenia z Windu. - Muszę ci coś powiedzieć, Ahsoko...
- Wiem - przerwała mu.
Anakin wyglądał na skołowanego, podobnie jak mistrz Windu i stojący w milczeniu Rex.
Nastała niezręczna cisza, którą na szczęście przerwał Mace:
- Czekamy na was przy Centrum Operacji Wojskowych. Maula należy potraktować ponadprogramowo. Uważajcie na niego i na siebie... i niech Moc będzie z wami.
Tymi słowy transmisja została zakończona, a dwie postacie zniknęły.
- Co... - Chciał już pytać Rex, lecz Ahsoka przerwała mu stanowczo:
- Proszę, Rex, nie teraz. To dość skomplikowane, ale wcale nie uważam, że nie zrozumiałbyś tego. Muszę się... muszę trochę odpocząć. Wybacz.
- Tak jest, pani komandor. - Gdyby Rex był głupim klonem o wysokim mniemaniu, pomyślałby, że Ahsoka albo go właśnie spławiła albo urażona jego inteligencję. Ale CT-7567 wiedział, kiedy ma zająć się sam sobą.
•○●○•
Opadła na prycz, oparła łokcie o kolana i zakryła twarz dłońmi. Tak niewiele dzieliło ich wszystkich od upadku, którego zdążyli wszyscy szczęśliwie uniknąć. Fakt, nie do końca "wszyscy", lecz ci, którzy zasługiwali na ostateczny spokój.
Myśli kotłowały się jej w głowie; ból już dawno minął i Ahsoka obawiała się, że ból wróci od ilości przemyśleń i pytań, jakie się narodziły w jej głowie.
Może i Maul mylił się, aczkolwiek nie co do wszystkiego. Czy gdyby oblężenie Mandalory miało miejsce kilka godzin wcześniej, mogłaby ostrzec Radę w porę? Gdybać sobie mogła - i tak wszystko zakończyło się szczęśliwie. Ocalili pełno istnień, niszcząc inne; zakończyli wojnę, rozpoczynając nieświadomie wiele (a być może zaledwie parę) kolejnych wojen domowych, czy międzysystemowych.
Bardzo chciała uwierzyć w koniec wojen klonów, i zdała sobie sprawę, że zapomniała się o to zapytać Mistrza Zakonu - Mace Windu mógłby wiedzieć. Zaraz potem zganiła się w myśli, bo przecież pojedyncza wygrana bitwa nie oznacza końca wojny. Na wielu frontach toczyły się walki; o Kashyyyk, czy o Felujcę.
Tylko co wtedy z milionami klonów, którzy zostali przez nią i dla niej stworzeni? A co z nimi samymi - Jedi w rangach generałów i komandorów pokroju Ahsoki. Ahsoki-żołnierza, nie Ahsoki-padawanki. Oni nie zaznali innego życia niż prowadzenie wojsk.
Głowa zaraz jej rzeczywiście eksploduje od tego wszystkiego.
Jak dowódca i komandor Ahsoka Tano odnajdzie się w powojennej galaktyce? Obawiała się, że poza walką nie potrafi robić nic innego.
Rada ponownie mogłaby poprosić ją o powrót do Zakonu, ale czy tego właśnie chciała? Odpowiedź była prosta, acz za razem skomplikowana.
•○●○•
Hello there!
Wydarzenia są trochę przesunięte w czasoprzestrzeni, ale chyba to jakoś nie kole w oczy.
Jako administratorka i współzałożycielka, w imieniu swoim i sceptyczna- zapraszam i zachęcam każdego kto choć raz w życiu doznał połazienkowej traumy do dołączenia w szeregi nowo powstałego Stowarzyszenia PABT (bathroomtrauma). PABT zrzesza ludzi po traumach łazienkowych, jesteśmy także najpopularniejszą i najbardziej profesjonalną taką działalnością w Polsce, jak nie na świecie.
Zapisy oraz wszelkie pytania kierujcie w komentarzach, albo na wiadomości prywatnej założycielek.
"It has been soo long and my path has been soo dark"
~ Maul; patron naszego Stowarzyszenia
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro