Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 4: Melissa

Pchnęłam szklane drzwi prowadzące na korytarz. Kierując się do kolejnego przejścia, dostrzegłam widocznie zdenerwowanego chłopaka wychodzącego z części kostnicy. Widziałam, że nie był on zbyt zadowolony, czego świadczyła także jego mimika. Poruszał się szybszym krokiem i z samej obserwacji dawało się wydedukować, iż stało się coś, co mu się niezbyt podobało. Bardziej mu się przyjrzałam, a przez to dostrzegłam w jego dłoni kilka kartek.

Już wszystko jasne.

Sean wystawił mu ocenę z praktyki i chłopakowi się ona najwyraźniej nie podobała. Cóż, jak widać, Sean dotrzymał słowa i odesłał go z kwitkiem. Doskonale pamiętałam, jak bez przerwy na niego narzekał. Marudził, że bolała go non stop głowa, bo młodzik go po prostu załamywał. Minął mnie szybkim krokiem, a ja jedynie się za nim obejrzałam. W ciągu kilku sekund zobaczyłam, jak wyszedł z przedsionku.

Znałam Seana od studiów, wiedziałam doskonale, że takie zachowanie, go denerwowało, dlatego stwierdzałam, iż praktykant trafił na nieodpowiedniego mentora. Sean może wydawać się miły, ale bywa taki tylko w stosunku do osób, które zna i lubi lub chce poznać i powoli rozeznaje się na terenie. Ma nos do ludzi i doskonale wie, komu może ufać a komu nie. Zna się na innych, bo kilkukrotnie został zraniony przez bliskie osoby. Nauczył się niemal wyczuwać, kto, jaki był. Pod tym względem go podziwiałam, ale nie zawsze wierzyłam w jego przeczucia.

Przeszłam przez kolejne drzwi. Zeszłam po schodach i skręciłam w lewo. Znalazłam się w kostnicy, gdzie dostrzegłam kilka metalowych stołów sekcyjnych. Podłogę wyścielało linoleum. Ściany obłożono jasnymi płytkami. Po lewej znalazły się dwie kolumny, pod którymi ustawiono metalowe biurka ze szkłem laboratoryjnym. Cały mur zajmowały komory chłodnicze. Pod resztą usytuowano szafy ze szklanymi drzwiami. W nich ustawiono wszelkie specyfiki używane podczas badań i sekcji. Po prawej znajdowała się ścianka, pod którą stało kolejne biurko. Tu miejsce zajmował komputer. Za murkiem stworzono kuchnię, z której można było przejść do magazynu i do biura głównego patologa – Seana – którego dostrzegłam przy jednym z biurek. Robił coś przy mikroskopie.

Przeszłam do kuchni, gdzie dostrzegłam istny bałagan przy zlewie. Odłożyłam dwie torby z jedzeniem na mały stolik, łapiąc głęboki wdech. Nie umiałam uwierzyć, że osoba taka jak Sean, ktoś, kto najbardziej w świecie stara się mieć porządek w miejscu pracy, potrafiła wyrządzić taki armagedon z naczyniami. Pokręciłam głową, po czym wróciłam się do głównego pomieszczenia, gdzie znajdował się mój drogi przyjaciel.

Podeszłam do niego, stanęłam na palcach i oparłam się o jego plecy – przewyższał mnie jakieś piętnaście centymetrów. Od razu spojrzał przez ramię. Zauważyłam, że w jego ucho została wetknięta słuchawka, co znaczyło, że nawet mnie nie słyszał, gdy znalazłam się w pomieszczeniu. Na twarzy Seana od razu wykwitł uśmiech i stał się o wiele żywszy. Sięgnął do małżowiny, wyjął znajdujący się w niej sprzęt, a wokół nas rozbrzmiała melodia Let me be sad zespołu I Prevail.

— Daj mi pięć minut — poprosił. — Już kończę.

Westchnęłam cicho.

— To ja w tym czasie posprzątam ci burdel w kuchni. — Odsunęłam się od niego, a kolejno zrobiłam pierwszy krok w stronę pomieszczenia.

Usłyszałam, jak Sean się zaśmiał.

— Znowu przyszłaś mi tu sprzątać?! — zawołał za mną.

— Naucz się sprzątać po sobie kubki, to nie będę musiała tego robić. — Uśmiechnęłam się wymownie w jego kierunku, zdejmując kurtkę.

Chłopak od razu odwrócił wzrok na mikroskop, czym lekko mnie rozśmieszył. Już w kolejnej chwili podciągnęłam rękawy bluzki, tym samym ukazując wytatuowane ręce. Przód prawego przedramienia zajmował nieskończony rękaw w postaci głowy lwa z prawym ludzkim okiem. Wokół zdobiły go róże i cienie. Tył obecnie pozostawał pusty, bo jeszcze nie miałam pomysłu, jak to miejsce zagospodarować. Tył ponad łokciem zdobił pęknięty kieliszek ze znajdującą się w środku czaszką. Lewą rękę oplatał wąż. Nieco nad nadgarstkiem miejsce znalazł znak zagrożenia biologicznego.

— Mówiłem ci już, jak bardzo uwielbiam twoje tatuaże? — spytał Sean, przenosząc probówki na inne biurko.

— Tylko jakieś tysiąc razy, od kiedy się poznaliśmy — zauważyłam.

— Bo są świetne! — Przeszedł na drugi koniec kostnicy, odnosząc coś do lodówki medycznej.

Westchnęłam cicho, podchodząc do zlewu. Niemal od razu złapałam za gąbkę i odkręciłam wodę. Zajęłam się brudnymi naczyniami.

— Słodzisz mi, bo chcesz, żebym ci znalazła chłopaka, prawda? — spytałam, a Sean się roześmiał, gdy podchodził do komputera.

— Oj, jak ty mnie dobrze znasz. — Zajął miejsce przy biurku.

Zaczął coś wprowadzać do komputera. W ciągu kilku minut odpaliła się drukarka znajdująca się pod blatem. W ciągu trzech może pięciu minut, pozmywałam wszystkie kubki znajdujące się w zlewie. Wytarłam dłonie. Podeszłam do stołu, gdzie od razu złapałam za torbę z jedzeniem, którą zaczęłam wypakowywać. Rozłożyłam wszystko na środku. Wróciłam się do szuflady ze sztućcami, skąd wyjęłam dwie pary pałeczek. Już w kolejnej chwili zajęłam miejsce przy blacie i złapałam za ramen.

Nie minęła kolejna minuta, a obok stołu przeszedł Sean, uśmiechając się na mój widok. Podszedł do zlewu, podciągając rękawy czarnej koszulki. Odkręcił wodę, by dokładnie wyszorować dłonie. Po chwili, gdy wycierał dłonie w ręcznik papierowy, podniósł na mnie wzrok.

— Czemu mi się przyglądasz? — Napiłam się wywaru z zupy.

— Nie umiem się do ciebie przyzwyczaić w blondzie — przyznał.

Podniosłam na niego zaskoczony wzrok.

— A to dlaczego? — Przełknęłam makaron. — Jestem blondynką od miesiąca, powinieneś już do tego przywyknąć.

— Nie da się przyzwyczaić do czegoś takiego, gdy całą naszą znajomość widziałem się w ciemnobrązowych... — Wyrzucił papier do śmieci, przełknął ślinę. — Poza tym... — Zerknął na mnie niepewnie. — Zrobiłaś to, bo Charlie powiedział, że woli jasne włosy u kobiet, prawda?

Zacięłam się, zanim ponowne napiłam się zupy.

— O czym ty mówisz? — Zerknęłam na niego. — Chciałam zmiany...

Sean założył ręce na piersi.

— Ty czy on? — Pokręcił głową.

— Sean... — Odłożyłam plastikowe naczynie na blat. — Charlie nie miał na to żadnego wpływu. Ja tylko potrzebowałam zmiany...

— To zmień chłopaka — powiedział bez zająknięcia. — Ty naprawdę nie widzisz, że on cię pod siebie ustawia?

Odetchnęłam głęboko.

— Przesadzasz.

— Ja przesadzam? — Wskazał na siebie. — A kto ci niby kazał zmienić styl ubioru? Komu się nie podobały twoje kolczyki? Kto ci kazał zakrywać tatuaże? Kto ci powiedział, że rock i inne pochodne gatunki, to nie muzyka, której powinna słuchać dziewczyna i kazał ci zmienić upodobania muzyczne, bo jemu nie pasowały?

Odwróciłam wzrok na kostnicę.

— A makijaż? — kontynuował. — Doskonale pamiętam, jak wyglądałaś kiedyś Mel. Ja cię kompletnie nie poznaję, od kiedy jesteś z Charliem i ja się mam niby do tego przyzwyczaić?

Ponownie odetchnęłam, lekko kręcąc głową. Nie widziałam problemu w fakcie, że Charlie wyrażał swoje zdanie w stosunku do stylu czy makijażu, ale decyzję o dokonaniu zmian we własnym wyglądzie, podjęłam sama. To było nic takiego, jednak Sean za każdym razem, gdy tylko znajdował do tego powód, wyszukiwał w całości rzeczy, które mógłby zwalić na mojego chłopaka.

Usłyszałam, jak chłopak westchnął. Zauważył, że nie zamierzałam się więcej włączać w rozmowy dotyczące mojego sposobu ubioru czy innych spraw związanych z sylwetką, jaką pokazywałam.

— Mam nadzieję, że kiedyś w końcu przejrzysz na oczy... — wyszeptał niezbyt dyskretnie, a już w kolejnej chwili podszedł do miejsca naprzeciw mnie.

— Coś udało ci się odkryć w związku z moją sprawą? — spytałam, zanim usiadł.

— Kobieto, no! — jęknął niczym małe dziecko. — Umieram z głodu! Dosłownie usycham z chęci zjedzenia czegokolwiek, dlatego błagam! Kajam się przed tobą, daj mi, kuźwa, zjeść! Sprawa ci nie ucieknie!

— Może nie ucieknie, ale Canana może zapiec dupa, żeby się o coś przypierdolić — zauważyłam, na co Sean ponownie jęknął. — Poza tym możemy rozmawiać o protokole podczas jedzenia.

Sean się skrzywił i dokładnie mnie zlustrował.

— Ty jednak jesteś fetyszystką flaków, przyznaj się.

— Tak, uwielbiam je skąpane we krwi i z nadal znajdującymi się tam odpadami z ludzkiego ciała. Najlepiej na ciepło, a teraz dawaj ten protokół albo wetknę ci pałeczkę tam, gdzie światło nie dochodzi. — Podniosłam jedną, by groźba bardziej wybrzmiała.

Sean parsknął, by kolejno odsunąć się od stołu i ruszyć do gabinetu. Przez szybę w drzwiach widziałam, jak podszedł do biurka i wziął z niego ciemnoniebieską teczkę. Gdy tylko wrócił, od razu usiadł, po czym podał mi przedmiot. Od razu otworzyłam dokument, a przy tym dopiłam do końca pozostałą zupę. Już miałam brać ostatni łyk, kiedy to się momentalnie zacięłam, widząc jedną informację.

— Facet miał kartotekę — zauważyłam, po czym przekartkowałam do odpowiedniej strony. Westchnęłam, widząc pokaźną ilość wykroczeń. — Kradzieże, posiadanie narkotyków, agresywne zachowanie względem własnej rodziny, względem sąsiadów czy przypadkowych osób, ostry rasizm, niszczenie mienia, pyskowanie po pijaku policjantom... No, kolorowo.

Usłyszałam, jak Sean przełknął makaron.

— Zerknij na przyczynę zgonu. — Wziął sajgonkę z pudełka i zamoczył ją w sosie słodko-kwaśnym.

Od razu przekartkowałam dokumentację. Zmarszczyłam brwi, widząc wpisany zawał.

— Zawał? — Podniosłam na niego wzrok.

Przytaknął.

— Zawał.

— Ale jak to zawał?! — pisnęłam, sięgając po sajgonkę.

Sean zmarszczył brwi.

— Moje sajgonki...

— Jest jeszcze drugie opakowanie, a teraz gadaj, o co chodzi z tym zawałem w przyczynie zgonu.

Chłopak westchnął i pokręcił głową.

— Jasne... — Wyprostował się i sięgnął po opakowanie z drugim daniem. — A więc tak. Według przeprowadzonych badań nie zginął od tych ugryzień. Większość z nich znalazła się na ciele pośmiertnie, ale wygląd kilku wskazuje na pojawienie się wcześniej. Ma na ciele wiele podskórnych wylewów krwi, co może potwierdzać pobicie i to całkiem konkretne, patrząc na połamane żebra. Do tego dochodzą oparzenia, mnóstwo zadrapań... To ostatnie wygląda tak, jakby przed czymś albo kimś uciekał. — Podniósł na mnie wzrok. — Do tego znalazłem kilka ran, które powstały przez pistolet. Kaliber czterdzieści pięć. Strzelam na Colta M dziewiętnaście jedenaście, ale o dokładniejsze dane musisz pytać balistykę.

Przesunęłam językiem po powierzchni górnych zębów.

— Ile było ran?

— Cztery... Ale żaden pocisk nie spowodował zgonu. Została uszkodzona tylko skóra. Na głowie znalazłem jeszcze ślad po uderzeniu tępym przedmiotem, tyle że to też go nie zabiło... Skubany był uparty.

Odetchnęłam zirytowana.

— Kurwa... — warknęłam przez zaciśnięte zęby.

— Dobrze powiedziane — rzucił Sean, wgryzając się w kawałek mięsa.

Pokręciłam głową.

— Jak to jest w ogóle możliwe? — Zerknęłam na chłopaka.

— Sporo przeszedł i cały stres mocno mu podnosił ciśnienie. Serce nie wyrobiło. — Wzruszył ramionami.

— Co ja mam niby wpisać do tego pierdolonego raportu? Komisarz mi, dosłownie, patrzy na ręce. Nie mogę spierdolić tej sprawy... — Złapałam się za głowę.

Przed oczami ponownie pojawiła się sytuacja sprzed dwóch lat. Znowu gabinet komisarza, gdy dostawałam reprymendę wszech czasów, a potem zostałam obarczona odpowiedzialnością za wszystko, co się wydarzyło. Kolejno przed oczami zobaczyłam moment wcześniej, gdy martwy mężczyzna powalił mnie na ziemię, a ja zostałam zmuszona, żeby wyczołgiwać się spod niego, gdy jego krew cały czas spływała na moją skórę i ubrania.

Przełknęłam ślinę.

— Mel... — zaczął Sean, odkładając pałeczki na bok. — Może lepiej oddaj tę sprawę.

Zerknęłam na niego zaskoczona.

— Co?

— Wiesz, że od tamtej sprawy sprzed dwóch lat Canan szuka sposobu, byleby się ciebie pozbyć z komisariatu...

Przetarłam twarz, łapiąc głębszy wdech.

— Sean, wiesz, że ja nie mogę na kolejne dwa lata trafić do archiwum... Robiłam wszystko, żeby się stamtąd wyrwać. Jeśli znowu tam trafię, to chyba oszaleję...

— Mel... — Sięgnął do mnie i złapał za ręce.

Złapał głębszy wdech, a kolejno spojrzał mi w oczy zaniepokojony.

— Pamiętam tamten dzień, gdy musiałaś się tłumaczyć przed komisarzem. Naprawdę, gdybym miał jakiekolwiek moce, jakąś magię czy coś takiego, to cofnąłbym każdą sekundę, która miała wtedy miejsce, bylebyś nie została wtedy obarczona odpowiedzialnością za śmierć tamtego człowieka...

Pokręciłam głową.

— Magia nie istnieje...

Sean złapał głębszy wdech.

— Daj mi skończyć — poprosił. — Wtedy było inaczej, Mel. Wtedy miałaś szacunek na komisariacie, a po tamtym... Każdy zrobił z ciebie popychadło. Rozumiem, że chcesz to wszystko naprawić, żeby było jak kiedyś, ale ta sprawa... Powiedz Cananowi, żeby dał ci inną sprawę dla „odpokutowania", bo inaczej będziesz dla niego popychadłem, dopóki nie przejdzie na emeryturę. Nie wiem, czy ta sprawa jest w ogóle możliwa do rozwiązania...

Zabrałam dłonie.

— Każda jest. — Spojrzałam mu w oczy. — Trzeba tylko wystarczająco głęboko kopać.

— Mel...

Dalsze ciągnięcie tej rozmowy przerwał nam dźwięk przychodzącej wiadomości. Wyjęłam telefon, a na ekranie wyświetliło się powiadomienie od Charliego. Pytał, czy wpadnę wieczorem.

Wzięłam głębszy wdech, zerknęłam na teczkę.

Wystarczy głęboko kopać...


*****************************

Była mała przerwa, ale to głównie kwestia zdrowotna, więc nie chciałabym się na ten temat rozwodzić. Dałam radę napisać coś, co może nie będzie wypocinami, ale nie do końca dałam radę to sprawdzić, także będę wdzięczna za wyłapanie ewentualnych błędów. 

W końcu mamy ponownie perspektywę Melissy, także dajcie znać koniecznie, jak wam się podobało. 

Do kolejnego!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro