Rozdział 38: Jeremy
Mruknąłem cicho, czując, przesuwającą się po moich plecach dłoń. Złapałem głębszy wdech, po czym powoli uchyliłem powieki. Na poduszce zauważyłem rozsypane blond włosy, na których widok się uśmiechnąłem. Kolejno opuściłem spojrzenie na dziewczynę wtulającą się w moją pierś. Spokojnie oddychała, gdy sięgnąłem do jej twarzy, by odsunąć pasemko, które po części znalazło się w jej ustach. Wetknąłem strąki za jej ucho. Mel cicho mruknęła, dalej będąc zaspaną.
Oblizałem wargi, po czym się lekko uniosłem, ruszając przy tym ramieniem znajdującym się pod głową dziewczyny. Tym sprawiłem, że zmarszczyła brwi, bo chyba było jej tak wygodnie i dobrze jej się spało. W ciągu kilku sekund zauważyłem, jak jej powieki się lekko uchylają, dlatego ją przewróciłem na plecy. Nagle otworzyła oczy, prawdopodobnie zaskoczona i nie spodziewając się mojego kolejnego ruchu. Złączyłem usta z jej. Swoim gestem wywołałem u niej ciche jęknięcie, które między pocałunkami zamieniły się w cichy chichot.
Palce Mel objęły moją twarz, potem przesunęły się po szyi. Prawym ramieniem objęła kark. Lewa dłoń wplątała się w krótkie i rozczochrane włosy. Powoli się odsunąłem na niecały centymetr, gdy dosłownie nie pozwalała mi na większy dystans, przyciągając moje ciało do jej. Spojrzałem w jej piękne oczy, a w nich dostrzegłem ten czysty obraz szczęścia, którego dowiódł także jej śmiech i szeroki uśmiech, gdy na mnie patrzyła. Samemu nie potrafiłem się powstrzymać i także uniosłem kąciki. Na pewno to widziała, ale w tym momencie nie byłem w stanie nawet zinterpretować, jak dobrze się czułem, gdy ona znajdowała się obok i jaki humor mi dopisywał. Miałem dosłownie ochotę skakać pod sufit.
— Dzień dobry — odezwałem się, a w głosie wystąpiła słyszalna poranna chrypa.
Jeszcze szerzej się uśmiechnęła. Poczułem, jak jej lewa dłoń przesunęła się z powrotem na moją szyję, ale tym razem zjechała na obojczyk i ramię, po którym przesunęła do zaznaczonego i napiętego bicepsa prawej ręki, którą się podpierałem z boku, by nie przygnieść dziewczyny. Jej opuszki delikatnie muskały skórę, przyprawiając o lekkie łaskotki na ścieżce, jaką prowadziła. Dziewczyna zagryzła dolną wargę, po czym z mięśni wróciła wzrokiem do mojego spojrzenia.
— Lepszy być chyba nie może — stwierdziła.
Zaśmiałem się cicho, usłyszawszy – także – chrypkę w jej głosie. Wysunąłem bardziej rękę spod jej głowy, by się na niej oprzeć. Mel rozplątała swój chwyt na karku, by następnie przewrócić się na bok i dokładnie mi się przyjrzeć. Przesunąłem palcami po jej odkrytych plecach, gdy ta podłożyła dłonie pod policzek. Delikatnie drapałem jej skórę.
— Wyspałaś się?
Mruknęła pod nosem, unosząc wzrok ku górze, jakby się zastanawiała.
— Szczerze? — Zaśmiała się. — Chyba w życiu tak dobrze nie spałam.
Parsknąłem lekko.
— Ja też nie — przyznałem, spuszczając wzrok nieco w bardziej w dół — ale nie spodziewałem się pobudki obok tak pięknej dziewczyny i to jeszcze z takimi widokami.
Uniosła lekko brwi, po czym opuściła wzrok, po czym prędzej złapała za pościel i zakryła swoje odkryte piersi. Mel natychmiast lekko pchnęła mnie w ramię, na co się zaśmiałem.
— I tak wszystko widziałem.
Złapała głębszy wdech, kręcąc głową.
— Która godzina? — zmieniła temat.
— Nawet nie wiem — przyznałem, rozglądając się w poszukiwaniu spodni.
Wczoraj miałem w nich komórkę. Pstryknąłem, a urządzenie natychmiast przyleciało z kierunku, gdzie dolna część garderoby została wczoraj wyrzucona. Włączyłem ekran.
— Dochodzi wpół do dziesiątej...
W tym momencie sobie coś uświadomiłem. Spojrzałem na Mel lekko przerażony.
— Nie spóźniasz się do pracy?
Pokręciła głową w odpowiedzi, po czym dodała:
— Przez dwa lata w archiwum nie brałam w ogóle wolnego, nawet na wakacje, więc teraz mi je wpychają, jak tylko nadarza się okazja. Przez to, że ostatnio miałam urodziny, to dali mi kilka dni. Idę do pracy dopiero jutro.
Odetchnąłem z ulgą. Nie chciałbym, żeby musiała się tłumaczyć w pracy ze spóźnienia. Kolejno dotarły do mnie znaczenia wypowiedzianych przez nią słów. Uśmiechnąłem się półgębkiem.
— Skoro idziesz do pracy dopiero jutro... — Wsunąłem rękę pod pościel, by kolejno przyciągnąć Mel bardziej do siebie. — To znaczy, że mogę cię tu zatrzymać na cały dzień?
Mel się roześmiała, po czym poklepała lekko po piersi, dając znać, że powinienem nieco przystopować. Toteż zrobiłem i spojrzałem w jej oczy.
— Chętnie bym z tego skorzystała, ale muszę się pozbyć wszelkich śladów bytowania Charliego z mojego mieszkania... Zastanawiam się, czy go przy okazji nie zdezynfekuje.
Parsknąłem na jej słowa. Przytaknąłem kilkukrotnie.
— To może, zanim mnie zostawisz, napijesz się ze mną kawy i zjesz śniadanie?
Uniosła lekko brwi.
— Kusząca propozycja.
Odsunąłem jej włosy. Kolejno się przysunąłem i złożyłem całusa na czole.
— Wszystko przyszykuję, a ty możesz sobie jeszcze poleżeć, jeśli chcesz.
Mel się szerzej uśmiechnęła, po czym uniosła głowę, bym mógł zabrać ramię. Kolejno się uniosłem i rozejrzałem za bielizną. Po chwili po prostu pstryknąłem palcami, a szafy wyleciała część garderoby. Kolejno ją włożyłem, po czym wstałem i przeszedłem do mebla, przy którym się ubrałem. Gdy zakładałem jeansy, usłyszałem, jak Mel się wierci na łóżku. Uśmiechnąłem się, zauważywszy jej odbicie w lustrze. Leżała na drugim boku i przyglądała mi się z zagryzioną wargą. Chciałem się zaśmiać, ale udało mi się utrzymać przeświadczenie, że wcale nie widziałem Melissy, która próbowała mniez powrotem rozebrać wzrokiem. Zapiąłem guzik, zaciągnąłem suwak, po czym sięgnąłem po białą koszulkę na krótki rękaw. Gdy ją na siebie założyłem, zauważyłem, że miała dekolt w literę V.
Za sobą usłyszałem ciche mruknięcie jakby z dezaprobatą. Tym razem nie byłem w stanie powstrzymać parsknięcia. Odwróciłem się do niej, a na jej twarzy powstał wyraźny rumieniec, gdy zrozumiała, że widziałem ją w odbiciu, które jej w tym momencie odsłoniłem. Pokręciłem lekko głową, po czym do niej podszedłem i się nad nią nachyliłem. Ponownie złożyłem na jej ustach pocałunek. Gdy się odsunąłem, przyglądała mi się jakby w oczekiwaniu, że coś powiem o tym jej ostentacyjnym gapieniu się na mnie, ale ja się jedynie uśmiechnąłem i ucałowałem jeszcze czubek jej nosa.
— Przyjdź za moment — poprosiłem.
Mel przytaknęła, lekko się uśmiechając. Już w kolejnej chwili ruszyłem do drzwi, po drodze targając włosy, by lepiej się ułożyły. Wyszedłem na korytarz, a w głowie powstało jedno pytanie. Co zrobić na śniadanie, żeby Mel była zadowolona? Parsknąłem na własne myśli. Od kiedy się w niej zakochałem, zawsze stawiałem ją na pierwszym miejscu, ale teraz to już naprawdę przewyższało wszystko.
Włożyłem ręce do kieszeni, a kolejno westchnąłem wyraźnie zadowolony. Miałem dobry humor, a polepszał się jeszcze bardziej, gdy przypominałem sobie słowa Mel, gdy wczorajszego wieczora stanęła w drzwiach i powiedziała, że zerwała z tamtym. Można by to uznać za podłe, ale jeśli ktoś by mnie spytał, czy współczułem Charliemu, to wręcz przeciwnie. Po wszystkim, co powiedział nam Sean, stwierdzałem to samo, co on. Charlie nie zasługiwał na Mel. Oba była dla niego za dobra i puszczała wiele rzeczy mimo uszu, bagatelizując wiele czerwonych flag, jakie ten stawiał na masztach.
— Jeremy!
Podskoczyłem niemal przerażony, gdy usłyszałem wkurzoną Maddy. Odskoczyłem niemal na bok, obawiając się lecącego w moją stronę noża, ale na szczęście ta jedynie stała pośrodku kuchni z rękami założonymi na biodrach. Posiadała zmarszczone brwi i krzywiła się w grymasie, jakby ktoś ją popchnął prosto w błoto. Wyraźnie biła od niej aura czystego wkurwienia, a wielkim sekretem to nie było, że zła na coś Maddy to niebezpieczna Maddy. Momentalnie wszystko, o czym myślałem, uleciało mi z głowy. Chwilowo chciałem wiedzieć, o co jej chodziło, że wydawała się mocno zdenerwowana na moją osobę. Pozostałych widziałem, jak siedzieli przy stole, każdy z kubkiem i niemal dokończoną kawą. Tylko Maddy i Aria stały. Nasza Głosząca opierała się lędźwiami o wyspę kuchenną i trzymała porcelanę w dłoniach.
— Widzę, że wszyscy w komplecie... — zacząłem niepewnie, bo naprawdę miałem zielone pojęcie, o co im wszystkim chodziło.
Maddy złapała głębszy wdech, przymykając powieki. Pod powierzchnią warg zauważyłem ruch, co znaczyło tyle, że przesunęła językiem po zębach. Odetchnęła głośno.
— Wytłumaczysz mi może, co ma to wszystko znaczyć, do cholery? — spytała, starając się utrzymać spokojny ton.
Zmarszczyłem brwi, będąc kompletnie zbitym z planszy.
O czym ona gada?
— Co ma co znaczyć? — zapytałem, wyciągając tonacię na nieco bardziej piskliwą.
Naprawdę nie miałem pojęcia, o czym ona gadała. Podszedłem bliżej, oparłem się ramieniem o framugę w łuku wejściowym. Ręce skrzyżowałem na piersi, przyjmując luźniejszą postawę, co chyba Maddy wyprowadzało z równowagi jeszcze bardziej. Wkurzał ją fakt, że „udawałem" głupka, tylko że ja niczego nie grałem. Naprawdę miałem zerowe pojęcie w całej sytuacji, o której ta mówiła. Nie wiedziałem, co zrobiłem nie tak.
Maddy warknęła, a ja niemal usłyszałem skrzypnięcie jej zębów, gdy je o siebie przetarła.
— Co ma znaczyć, że sprowadziłeś sobie panienkę do łóżka, skoro wczoraj jeszcze ubolewałeś za Mel! — wytłumaczyła, lekko się unosząc.
Szerzej uchyliłem powieki, którymi kolejno zatrzepotałem kilkukrotnie w niedowierzaniu.
„Panienkę do..." Odwróciłem lekko głowę. O ja pierdole, mój Boże kochany...
Już zrozumiałem. Wszystko momentalnie nabrało sensu. Jej zdenerwowanie, cisza ze strony pozostałych. Nawet tata siedział cicho i popijał swoje espresso, nie chcąc dostać rykoszetem, gdyby próbował wmówić Maddy, by dała mi szansę się wytłumaczyć. Dosłownie dostawałem opierdol za nieporozumienie. Podejrzewałem, że moja przybrana siostra sobie coś wmówiła, gdy zobaczyła Mel w moim łóżku. Może jej nie poznała albo nastąpiła jeszcze inna sytuacja, z której naprawdę miałem ochotę się teraz śmiać, ale wiedziałem, że lepiej nie dolewać oliwy do ognia.
To jest wkurwiona Maddy. Jeśli ci życie miłe, to nie ryzykuj natychmiastowej dekapitacji, Jeremy.
Odetchnąłem lekko.
— Maddy...
— NIE! — przerwała mi, zanim zdążyłem coś więcej powiedzieć.
Przy tym uniosła rękę, jakby dając mi znać, że miałem się zamknąć.
Głowa całej rasy Cieni, a dostaję reprymendę od przybranej siostry...
— Nie skończyłam! — Opuściła rękę, ale szybko ją z powrotem uniosła i wskazała na mnie palcem, robiąc krok w moją stronę. — Przez ostatnie dziesięć lat cię wspierałam. Zawsze ci pomagałam. Podnosiłam z ziemi, gdy upadłeś, bo nie miałeś siły, żeby w ogóle samemu chodzić po nieprzespanych nocach. Wmuszałam w ciebie praktycznie jedzenie i wodę, bo chciałeś, żeby cię każdy zostawił w spokoju, jak jakieś stare warzywo na dnie śmietnika. Cały czas ci doradzałam w sprawie z Mel, gdy się dowiedziałam, że się w niej kochałeś. Doradzałam ci, co robić, gdy się okazało, że ta nas jednak widzi i sobie o nas przypomniała, a ty... — Złapała głębszy wdech. — A ty dosłownie odjebałeś manianę. Co to miało, do kurwy nędzy jebanej, znaczyć?! Najpierw ubolewasz, a potem kogoś zaciągasz do łóżka?
— Maddy — spróbowałem ponownie.
— NADAL NIE SKOŃCZYŁAM!
Westchnąłem cicho, a przy tym pokręciłem głową. Przez ten ruch zauważyłem między innymi Melissę, która wychodziła właśnie z mojego pokoju. Już domyślałem się reakcji reszty, zwłaszcza Maddy, która zapewne ucichnie w ciągu jednej sekundy.
Maddy ponownie złapała głęboki wdech, a przy tym przetarła powieki, nie zważając nawet na fakt posiadania makijażu.
— Powiedz przynajmniej, że pamiętałeś o zabezpieczeniu.
O Boże... Tak, jeszcze mi edukację seksualną przedstaw od podstaw...
— Nawet jeśli miał to być jednorazowy skok w bok, to co zrobisz, gdyby Mel się o tym dowiedziała?! Jak myślisz, co ona by powiedziała?!
— O czym co mam powiedzieć? — spytała Mel we własnej osobie, stając obok mnie.
Momentalnie w kuchni rozbrzmiała symfonia krztuszenia się kawą i huk. Bliźniacy praktycznie wypluli na stół czarny płyn, Duncan się nim zadławił, a Aria wypuściła kubek z zieloną herbatą – potłukł się w styczności z podłogą. Maddy momentalnie zamarła. Zacisnąłem wargi z całych sił i odwróciłem lekko wzrok, starając się ze wszystkich sił, by nie wybuchnąć śmiechem, gdy widziałem ich twarze i spokojnie podwijającą rękawy Melissę.
— M-m-m-Mel? — wydusiła Maddy. —A-ale jak...? Chwila, co?
Mel na mnie spojrzała skonfundowana. Nie rozumiała tej sytuacji. Sporo ją ominęło.
— Co się dzieje? — spytała, kierując pytanie do mnie.
Przetarłem wargi palcami, po czym złapałem głębszy wdech.
— Szczerze, to sam do końca nie rozumiałem sytuacji, ale wydaje mi się, że Maddy wlazła nam do pokoju, jak spaliśmy i cię chyba nie poznała — zacząłem. — Pomyślała, że zaciągnąłem do łóżka pierwszą lepszą dziewczynę i dawała mi opierdol życia za nieporozumienie, nie dając mi nawet możliwości się wytłumaczyć.
Mel zamrugała szybciej, po czym parsknęła. Kolejno spojrzała na dziewczynę.
— Maddy... — powiedziała lekko załamana, ale nie zdążyła wypowiedzieć nic więcej.
Po twarzy mojej siostry momentalnie spłynęły łzy. Kolejno podskoczyła praktycznie do Mel i ją przytuliła, na co ta się skrzywiła, kompletnie nie rozumiejąc całej sytuacji. Tak, cóż. Gdy Maddy opadają złe emocje, to ta płacze. Zwłaszcza po zdenerwowaniu. Czasami zaczyna, będąc już nabuzowaną. Z mimiki Mel doskonale wypływało pytanie: Co, do diabła? Odsunęła od siebie Maddy.
— Co się stało, jak nas nie było? — wyskoczył nagle Leo, który wstał po chusteczki do wytarcia stołu.
Wymieniłem spojrzenie z Mel, a kolejno kiwnąłem głową w kierunku pozostałych, dając jej znać, że ona lepiej wszystko wytłumaczy.
— W wielkim skrócie — zaczęła — zerwałam z Charliem zaraz po tym, jak ten mi się oświadczył, po czym przyjechałam tutaj.
Maddy praktycznie od niej odskoczyła zaskoczona. Na podaną przez nią informację szerzej uchyliłem powieki.
— Ten gnój ci się oświadczył?! — wybuchnęła razem z Arią.
Mel zamrugała kilkukrotnie, zakładając ręce na piersi.
— Tak, cóż... — Sięgnęła do swojego karku i go przetarła. — Stare dzieje?
— O tym mi nie mówiłaś — wtrąciłem się, a ona na mnie spojrzała zaskoczona.
— Wiesz co, tak trochę nie było czasu o tym wspomnieć podczas tego, co się działo. — Wskazała na naszą dwójkę, ale reszta i tak zrozumiała aluzję.
Wszyscy się cicho zaśmiali. Każdy poza tatą, który się jedynie uśmiechnął pod nosem. Kątem oka dostrzegłem wyrastający na twarzy Maddy podejrzany i dwuznaczny uśmieszek. Już planowała coś, by się z nami podroczyć.
— A cóż takiego się działo? — Założyła ręce za plecami i zamrugała powiekami, niemo prosząc o więcej informacji.
— Z tych spraw nie zamierzam ci się zwierzać, Maddy — rzuciła Mel.
Maddy spąsowiała.
— Oj, no weź!
Mel założyła ręce na piersi.
— Nie ma nawet takiej opcji, Maddy.
Dziewczyna westchnęła załamana, widząc niezadowoloną minę mojej siostry.
— Czyli co? — odezwał się ponownie Leo. — Po dziesięciu latach w końcu jesteście razem?
Uśmiechnął się szeroko, a reszta na nas spojrzała w oczekiwaniu na odpowiedź. My jednak na siebie zerknęliśmy, niczego nie mówiąc. Wieczorem i w nocy działo się tak wiele, że nawet o tym nie pogadaliśmy. Pytanie o związek nie padło. Jeśli chodziło o mnie, to miałem taką nadzieję. Wyznaliśmy sobie uczucia, mówiąc „kocham cię", spędziliśmy razem noc i... Zaciąłem się, gdy ponownie wejrzałem Mel w oczy. Patrzyła na mnie, a kolejno się uśmiechnęła, dając jasny przekaz, że chciała mieć mnie obok. Pragnęła ze mną być... Uniosłem kąciki ust.
Czyli żadne z nas nie ma wątpliwości.
— Na to wygląda — odpowiedziałem.
Na twarzy Mel pojawił się szerszy łuk.
— Widzę tę miłość w oczach — skomentowała Maddy.
Niemal jednocześnie się do niej zwróciliśmy.
— Odwal się — powiedzieliśmy jednocześnie.
— Oni są dla siebie stworzeni — stwierdził Duncan, ponownie łapiąc za kubek.
— Wal się! — powtórzyliśmy równo, po czym na siebie zerknęliśmy.
Kolejno oboje parsknęliśmy. W ciągu sekundy odsunąłem się od futryny, by następnie wprowadzić Mel do kuchni. Zajęła miejsce przy wyspie kuchennej, a ja wyjąłem dwa kubki.
— Raport, ale już! — zwróciłem się do pozostałych.
Westchnęli, mając chyba nadzieję, że im chwilowo odpuszczę. Cóż, nic bardziej omylnego. Miałem podejście: „zrób od razu i potem miej spokój", czyli to, czego nauczył mnie tata. Jeżeli teraz bym ich puścił spać, do wieczora by o wszystkim zapomnieli.
— Jakoś wpół do szóstej przestały się pojawiać kolejne demony — zaczął Duncan. — Tak to nie mieliśmy wytchnienia nawet na minutę. Ani ja, ani Leo, Felix, Maddy, twój ojciec, a już zwłaszcza Aria, która chyba wypowiedziała przez dzisiejszą noc wszystkie możliwe modlitwy, byleby nie pozwolić opaść jednej warstwie bariery.
Spojrzałem na dziewczynę, która faktycznie wydawała się wykończona.
— Aria, idź się przespać — powiedziałem, łapiąc za czajnik.
Ta jednak pokręciła głową.
— Wypiłam potrójną zieloną herbatę. Teraz mnie nic nie powali na kolana — rzuciła, stając obok Mel.
— Okej, ale jak tylko się źle poczujesz, to won do wyra.
Zasalutowała, chichocząc pod nosem.
— Co jeszcze? — dopytałem, spoglądając na Duncana.
Mruknął pod nosem, zastanawiając się nad odpowiedzią.
— Te demony były jakieś dziwne — przyznał, czym bardziej zwrócił moją uwagę. — Niektóre padały od jednego strzału. Inne, tego samego rodzaju, musieliśmy powalać całą grupą i to z dużą pomocą Magów. Trochę jakby...
— Ich siła była zdestabilizowana? — rzuciłem, a on kiwnął głową.
— Gdyby nie grupy od nas, z Akronu, Toledo, Columbus, Mansfield, Strasburg, Sugarcreek, Carrollton, Newcomerstown, Norwalk, Tiffin, Forest, Fremont, Findlay czy z Arlington, to Wooster zamieniłoby się w miasto duchów. Tych demonów było za dużo nawet na tyle grup. Dużo z naszych zostało rannych. Sama Maddy oberwała w bok i miała farta, że to nie były pazury, tylko gładki ogon Anarondy...
— Co się w sumie dzieje, bo mam wrażenie, że nie powinnam słuchać tej rozmowy — wtrąciła się momentalnie Mel, do której akurat podszedłem z kubkiem kawy.
Odchrząknąłem. Ta na mnie zerknęła. Ja jednak patrzyłem na resztę. Wszyscy przytaknęli, zgadzając się, bym powiedział o wszystkim Mel. Jakby nie patrzeć, po części łączyło się to także z nią samą, ponieważ demon, przez którego się to prawdopodobnie działo, wchłonął się w Melissę. Złapałem głębszy wdech.
— Od kiedy zniknął Kościróg, coś dziwnego się dzieje ze strukturą drugiego wymiaru...
Zauważyłem, że chciała coś powiedzieć, dlatego jak najszybciej dopowiedziałem:
— To nie z twojej winy, Mel, spokojnie. — Podałem jej kawę do ręki, jednak ona i tak zmarszczyła brwi. — Wychodzi więcej demonów i są inne. Tak jak powiedział Duncan, mamy z nimi problem, bo trudniej przychodzi nam wygrana z nimi. Zajmuje więcej czasu i potrzeba do tego większej ilości ludzi. Dodatkowo demony zaczęły wychodzić całymi chmarami, tak jak to miało miejsce w Wooster. O ile my tutaj dalibyśmy sobie radę, o tyle mniejsze miasta proszą o wsparcie, bo mroczna energia Bram oddziałuje na nie tak, że tracą nagle przytomność i się otwierają. Gdyby nie Magowie w siedliskach, którzy tak jakby zakładają zaporę... Nawet nie chcę myśleć, co by się stało.
— Skoro już wspomniałeś o Kościrogu, Jeremy — odezwał się nagle tata — to w sumie dobrym pomysłem byłoby sprawdzenie, czy jego kryształ, który przybrał postać energii, jaka wchłonęła się w Melissę, nijak nie wpłynęła na jej organizm.
— Masz na myśli, że chcesz ją przebadać? — spytałem dla pewności.
Spojrzał na mnie.
— Nie ja konkretnie, bo się w tym nie specjalizuję, ale ktoś z naszych. Nie wiemy jak moc Kościroga wpłynęła na Melissę. Dodatkowo poznalibyśmy może więcej cech, którymi Cienie różnią się od Świateł.
— Ale...
— Tak długo, jak nie obejmuje to cięcia skalpelem, nie mam nic przeciwko — powiedziała nagle Mel, przerywając mi tym samym dalsze wykłócanie się z tatą.
Spojrzałem na nią zaskoczony.
— Co? Ale...
Uśmiechnęła się do mnie.
— Nie masz się czym martwić, Jeremy. To tylko badania. Poza tym sama bym się chciała dowiedzieć czegoś więcej o własnych korzeniach. I wyjaśnić, dlaczego Kościróg wchłonął się akurat we mnie.
— Jakoś mnie to nie przekonuje... — mruknąłem pod nosem.
— I przy okazji chciałabym przesłuchać tamtego gnoja, Eugena.
Uniosłem wyżej brwi w zaskoczeniu, ale nie ja jedyny. Każdy się zdziwił jej słowami.
— No co? Po pierwsze — Pokazała palec wskazujący — chcę się czegoś dowiedzieć o własnej rodzinie, a on wiedział o nich kilka spraw, a po drugie — Wyprostowała środkowy paliczek — chcę zakończenia tej pierdolonej sprawy, bo naprawdę mało brakuje, żeby mi włosy zaczęły wypadać garściami z głowy.
Cicho parsknąłem.
— Tym się możemy zająć jutro — stwierdziłem, przypominając sobie, że już stworzyła sobie plan na dzisiaj.
— À propos włosów — zaczęła Aria, na którą Mel zerknęła, biorąc łyka kawy. — zamierzasz wrócić do naturalnego koloru?
Mel złapała za pasmo wychodzące przez prawe ramię. Zerknęła na nie, po czym się lekko uśmiechnęła.
— W sumie... Chyba tak — rzekła, po czym zerknęła na dziewczyny. — Tylko że przyda mi się pomoc z doborem koloru i nałożeniem farby.
Aria i Maddy się momentalnie wyszczerzyły. Już się domyśliłem, że na dziś Mel straciłem. Cała trójka zrobi sobie babski dzień, który Mel pozwoli się wyluzować i wrócić do normalności, a tej dwójce pomoże nie zasnąć do wieczora.
***********************
Moi drodzy, mamy święta!
Z tym szczęśliwym czasem mamy także wesoły rozdzialik, który, jak zawsze, mam nadzieję, że sie wam podobał!
Dajcie znać koniecznie!
Ja wam tymczasem życzę Wesołych Świąt i do "przeczytania" za tydzień! (Może wcześniej?)
Bye bye!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro