Rozdział 25: Melissa
Przedzierałam się przez zarośla, co rusz odwracając się do tyłu, czy przypadkiem goniący mnie potwór już nie wyciągał w moim kierunku łapy, by mnie złapać. Miałam poczucie déjà vu. Dlaczego to coś wydawało mi się znajome? Czemu chciało mnie złapać? Powodem mogła być sama moja ucieczka i odczuwany przez stwora instynkt, by złapać ofiarę, ale to nie miało sensu. Wcześniej spłoszył zwierzęta, ich nie gonił. Mogłam też uznać za winną samą siebie, skoro kilkukrotnie do niego strzeliłam, by odwrócić jego uwagę od uciekającego Seana.
Odwróciłam się za siebie. W oddali widziałam jedynie kształt wielkiej sylwetki, która z trudem poruszała się wśród gałęzi. Warczał, zdecydowanie chciał mnie dorwać, bo gonił mnie nieustannie. Z każdym krokiem przez jego ciało przechodziła fala czerwonego żaru. Szybko oddychałam. Zdyszałam się, uciekając, ile sił w nogach. Czułam się dumna, że niegdyś się zawzięłam, by co rano biegać i trzymać dobrą kondycję.
Spojrzałam przed siebie, przeskoczyłam przez przewrócone drzewo. Choć chwilowo myślałam o własnym życiu, gdzieś z tyłu głowy miałam nadzieję, że Seanowi udało się uciec z lasu bez żadnego szwanku. Jeżeli tak, to zapewne wezwie pomoc, ale narastały we mnie wątpliwości, że policja dałaby sobie radę. Do czegoś tak wielkiego potrzebna by była raczej armia! Jak to coś w ogóle zinterpretować? Potwór? Stwór? Demon?
Nagle usłyszałam za sobą huk, dlatego ponownie się odwróciłam. Złapałam głębszy wdech, nie widząc tego czegoś, co przed momentem mnie goniło. Przez to też zwolniłam, przełknęłam ślinę i rozejrzałam się wokół. Dosłyszałam ryk nad sobą. Jak najszybciej odskoczyłam na bok, nie chcąc zostać zgniecioną. Ziemia się delikatnie zatrzęsła, kłęby kurzu uniosły, utrudniając nieco widok. Wpadłam w krzaki, które nieco rozszarpały skaj kurtki i skórę na szyi, gdy zahaczyłam się o złamaną gałązkę. Przykryłam ranę po prawej stronie brudną dłonią. Pod palcami czułam ciepło wypływającej powoli krwi. Uniosłam wzrok na stworzenie, które się właśnie prostowało.
Warczał, jakby próbował coś powiedzieć, choć podejrzewałam, iż to niemożliwe. Przełknęłam ślinę, po czym jak najszybciej, gdy tylko na mnie spojrzał, uniosłam się dość nieporadnie i ponownie zaczęłam biec, ale tym razem w innym kierunku. Przedzierałam się przez kolejne gęstwiny, zapewne zbierając z gałęzi masę robactwa. Normalnie zareagowałabym na przykładowe pająki czy inne stawonogi. W ciele zbierało się uczucie strachu, które powoli utrudniało mi złapanie wdechu.
Co mnie, do cholery, podkusiło, żeby w ogóle włazić do tego lasu?!
Naraziłam nie tylko siebie, ale i samego Seana. Nie chciałam na niego ściągać kłopotów. Wystarczało, że sama miałam ich wystarczająco wiele. Jeżeli tej nocy ujdę z życiem, to uznam to naprawdę za cud.
Poczułam w oczach napływające łzy. Biegłam na oślep. Już dawno zapomniałam, z którego kierunku przybiegłam, a zmienić swojego obecnego nie mogłam. Ułatwiłabym tylko temu stworowi złapanie mnie, bo pobiegłby na skos. Może i mniejsza postura pomagała mi w przemieszczaniu się między drzewami, ale on i jego długie nogi również nadrabiali. Gdyby tylko chciał, zapewne mógłby powalić stojące mu na drodze drzewa. On się ze mną bawił. Byłam dla niego niczym mysz dla kota.
Przedarłam się przez krzew, rozdzierając sobie tym samym nogawkę spodni. Syknęłam z bólu, gdy naruszyłam ponownie skórę, ale biegłam dalej przez pustą łąkę. Wbiegłam po kilku sekundach ponownie w gęstwinę i schowałam się za grubym pniem drzewa. Szybko oddychałam, mało brakowało do zapowietrzenia. Ten stwór znajdował się coraz bliżej, a ja nie wiedziałam, w którą stronę biec. W końcu stracę możliwość, by dalej uciekać. Opadnę ze wszystkich sił, już czułam, jak powoli mięśnie odmawiały mi dalszego posłuszeństwa.
Może łatwiej będzie się po prostu położyć na ziemi i poczekać na śmierć?
Nagle uderzył we mnie ból, jak nigdy wcześniej. Złapałam się za głowę, a z oczu natychmiast wypłynęły łzy. Cicho jęczałam z bólu, nie rozumiejąc, co się działo. Dlaczego skronie nagle zaczęły pulsować, jakby ktoś mi dosłownie wiercił w nich dziury?! A do tego blizna na moim boku... Czemu ona szczypie?! Zacisnęłam powieki, zsuwając się na ziemię pokrytą runem leśnym. Trzymałam się za głowę obiema dłońmi. Nie wiedziałam, co robić. Uczucie, jakby ktoś rozłupywał mi czaszkę, nie dawało ujścia.
Czułam zimno. Wszelkie ciepło z ciała uszło w ciągu sekundy, jednak lód rozchodzący się po mięśniach i żyłach momentalnie zaczął znikać, gdy ktoś nakrył mnie czymś ciepłym. O skórę karku otarło się coś niemal gorącego. Powoli uchyliłam powieki, by ujrzeć Jeremiego, który trzymał mnie w ramionach. Na jego widok lekko odetchnęłam. Z ust wydobyła się para, jakbym znajdowała się ponownie w Kanadzie w okresie najgorszych mrozów. Cała drżałam, a Jeremy, widząc, co się działo, przyciągnął mnie do siebie i objął, ogrzewając mnie własną ciepłotą. Wokół szyi owinęła się Stella. Dzięki temu robiło mi się coraz cieplej, jednak ta miła atmosfera nie trwała długo. Niemal podskoczyłam, gdy do uszu trafił ryk niczym potwór z najstraszniejszego filmu. Uniosłam wzrok, by zobaczyć demona...
Zamrugałam gwałtownie. Uchyliłam szeroko powieki. Przy tym złapałam głęboki wdech. Skąd w tym wspomnieniu pojawił się Jeremy? Kim była Stella? I dlaczego... Czemu ja w tym przebłysku ujrzałam tego stwora, który właśnie mnie gonił. To na pewno był on. Co do tego nie miałam wątpliwości. Wyglądał nieco inaczej, ale to ten potwór.
Kolejna fala bólu zalała moją głowę. Jęknęłam nieco głośniej.
Przełknęłam ślinę, słysząc huki znajdujące się coraz bliżej. Zbliżał się z każdą sekundą, a serce wybijało rytm jego chodu. Już nie wiedziałam, czy umierałam na stojąco, czy biło ono tak szybko, że uderzało cztery razy w ciągu sekundy. Ponowny ryk sprawił, że niemal poczułam organ pozwalający mi żyć w gardle. Każdy mięsień w ciele drżał, próbując przekazać mózgowi, że powinnam uciekać i się nie oglądać, jednak uparcie stałam w miejscu, gdy w ciemnej gęstwinie drzew dostrzegałam mieniącą się czerwień wydobywającą się z sylwetki Kościroga.
Nogi ponownie zyskały na sile, gdy znajdował się on coraz bliżej. Wbiłam sobie paznokcie w dłoń, by się uspokoić i przestać szurać butami po powierzchni trawy. Wypuściłam gwałtownie powietrze, gdy się zorientowałam, że cały ten czas wstrzymywałam oddech. Złapałam kolejną dawkę, jednak tym razem była urywana. Trzęsłam się. W piersi powstawało nieprzyjemne uczucie ucisku. To strach... Nie, to przerażenie.
Widziałam poruszające się korony drzew, słyszałam łamiące się gałęzie i w cieniu dostrzegałam te czerwone odbłyski wychodzące z sylwetki poruszającego się Kościroga. Miałam wrażenie, jakby jego pojawienie się w zasięgu wzroku działo się w zwolnionym tempie. To jak swoją wielką łapą złamał wielkie rozgałęzienia, które z hukiem uderzyły o ziemię. To jak drgania idące od podłoża przez jego poruszanie się sprawiały, że całe ciało wzdrygało się jeszcze mocniej.
Chciałam uciekać, ale wiedziałam, że nie mogłam. Wiedziałam, że aby zwiększyć jego obrażenia, musiałam go zwabić jak najbliżej. Wtedy Magowie i Zaklinacze Broni Palnej go zaatakują jak największą siłą rażenia.
„Magowie"? „Zaklinacze Broni Palnej"? Co to wszystko znaczy?!
Według tych wspomnień stałam już kiedyś z tym stworem twarzą w twarz, ale dlaczego ja tego kompletnie nie pamiętałam?! „Nie straciłabyś wspomnień. A ja bym nie cierpiał przez ostatnie dziesięć lat" – te słowa odbiły się od ścian czaszki. Uchyliłam szeroko powieki, ale nim zdążyłam się nad czymkolwiek głębiej zastanowić, kolejny impuls przeszedł przez głowę. Usłyszałam własny krzyk, który nadchodził echem. W końcu się wyostrzył na tyle, że byłam w stanie go rozszyfrować. Wrzeszczałam: Maddy!
Nim spróbowałam chociażby się zastanowić, dlaczego wypowiadałam imię Maddy w tak zdesperowany i podsycony przestrachem sposób, kolejna fala bólu uderzyła, ale od razu zelżała. Nie wiedziałam, o co chodziło. Czułam spokój, jednak został on naruszony nagłym spazmem, który odszedł od blizny na boku. Skuliłam się, gdy po ciele przeszedł ponowny impuls i powtórzyło się to kilkukrotnie, jakby sama skaza na ciele próbowała mi przypomnieć o tym, o czym nie pamiętałam.
Zacisnęłam powieki z całej siły, ale mimo tego łzy dalej płynęły. Tak samo, jak kolejne wspomnienie, którego nie pamiętałam.
Momentalnie znalazłam się w powietrzu. Nie wiedziałam, co się stało. Nie czułam gruntu pod nogami. Czułam jedynie chłód dostający się pod ubranie, choć byłam ubrana na cebulkę. Skąd to zimne powietrze? Dlaczego szczypało mi skórę? Nie słyszałam nic wokół. Włosy unosiły się delikatnie. Dookoła nie istniało nic. Czułam się niczym w pustce, ale to właśnie w niej nagle rozległ się dźwięk podobny do ciągniętego po ziemi łańcucha. Skąd on dochodził? Nie wiedziałam. Czułam, jak opadałam z sił.
— Melissa! — nagły krzyk przeciął powietrze.
Kto krzyczał? Wrzaski stawały się coraz głośniejsze. Zakłócały idealną ciszę. Dlaczego ktoś się wydzierał? Poczułam nagły ból. Zderzyłam się z ziemią. Czy ja naprawdę leciałam? Dlaczego? Czemu?
Dlaczego akurat teraz wszystkie te sytuacje pojawiały się w mojej głowie? Czemu blizna mnie bolała, jakby to była świeża rana? Co to wszystko miało znaczyć?!
Huk po lewej stronie sprawił, że momentalnie odwróciłam uwagę od wszelkich nieprzyjemności. Kłęby kurzu opadły. Tak samo wzruszona ziemia i powoli opadające z drzew liście. Zobaczyłam właśnie pień, który został wyrwany z ziemi wraz z korzeniami. Przełknęłam ślinę, domyślając się, że ten stwór próbował mnie wywabić z kryjówki. Mógł mnie czuć, aromat krwi na pewno sięgał jego nosa, ale on się bawił. Wiedział, że zapędził mnie do koziego rogu. Mogłam uciekać tylko przed siebie... Albo stanąć z tym czymś twarzą w twarz.
Wyjęłam spod postrzępionej kurtki pistolet. Wysunęłam magazynek, który wylądował na zakrwawionej dłoni. Krew dalej spływała po szyi, jednak to tylko mała i powierzchowna rana. Fakt faktem, powinnam ją oczyścić i odkazić, ale najpierw musiałam przeżyć. Zerknęłam na naboje. Zostały trzy. Wszystkie wystrzelałam wcześniej, gdy chciałam zwrócić uwagę tego stwora na siebie. Celowałam w niego, ale kule nie robiły na nim żadnego wrażenia. Był ze skały, ale pocisk idący z najzwyklejszego glocka dziewiętnaście raczej nie przebije twardej powierzchni kamienia. Siła wystrzału i amunicja pozostawała za słaba.
Zacisnęłam powieki i złapałam głębszy wdech. Znowu zerknęłam na pistolet. Włożyłam magazynek z powrotem do rączki. Ruszyłam komorą nabojową, wprowadzając nabój do środka. Odetchnęłam cicho, po czym przełożyłam palec przez kabłąk i ułożyłam opuszek na spuście. Parsknęłam cicho, domyślając się, że dalsza ucieczka nie miała sensu. Nie miałam szans, by przed tym czymś uciec... Powinnam sobie strzelić w łeb? Jeżeli bym to zrobiła, to nie będę miała więcej problemów na głowie, a jeżeli potwór zamierzał mnie zjeść, to przynajmniej niczego nie poczuję...
Zamknęłam oczy. Uniosłam broń, przyłożyłam lufę pod brodą. Jeden strzał pod odpowiednim kątem, nabój trafi w mózg... Śmierć natychmiastowa. Przełknęłam ślinę, złapałam głębszy wdech. Już chciałam nacisnąć spust, gdy nagle w głowie odbiło się kilka słów.
„Proszę, Mel. Wróć do nas".
Uchyliłam szerzej powieki, słysząc słowa Jeremiego w pamięci.
„Wróć do mnie".
Opuściłam broń, spuściłam ją razem z dłońmi między nogi, po czym pochyliłam się do przodu i oparłam się czołem o kolana. Gdzieś za sobą usłyszałam huk i krzyki. Potem ryk tego stwora. Zacisnęłam szczękę z całej siły. Miałam niemal wrażenie, że minimalnie większy nacisk spowodowałby ich pęknięcie.
Mam tego wszystkiego dość...
Kompletnie nic z tego nie rozumiałam. Nie wiedziałam, co miał na myśli Jeremy. Nie potrafiłam sobie w logiczny sposób wyjaśnić, dlaczego cała ta grupka zachowywała się w moim towarzystwie tak, jakby znali mnie pół życia. Czemu podchodzili do mnie z taką pewnością? Skąd u nich ta niemal wymalowana melancholia, gdy zaczęliśmy razem pracować? Jakim sposobem tak szybko znalazłam z nimi wspólny język? Czy ja ich wcześniej znałam? Na to by wskazywały te wspomnienia, które non stop ukazywały mi się przed oczami, ale nie rozumiałam, dlaczego straciłam ich z pamięci. Jeżeli uważałam ich za naprawdę bliskie osoby, nigdy bym nawet nie pomyślała o próbie zapomnienia ich. Wszyscy wyglądali tak znajomo. Uśmiechali się do mnie, jakbym pozostawała ich najlepszą przyjaciółką, ale... Ja ich nie pamiętałam.
Po twarzy spłynęło kilka łez.
Chcę sobie przypomnieć! Czymkolwiek by się to miało okazać, chcę wiedzieć o wszystkim! Ale... Oparłam się głową o pień drzewa. Jak sobie przypomnieć?
Powoli uchyliłam powieki. Nie wiedziałam, co było przyczyną, czy łzy, czy może jeszcze jakiś inny czynnik, ale oczy momentalnie zaczęły mnie niemiłosiernie szczypać. Miałam wrażenie, jakby las wokół się lekko rozjaśnił. Kątem oka zauważyłam jakiś ruch, jednak to nie zwierze czy ten stwór. Człowiek również odpadał. Przed tęczówkami dostrzegłam ledwo widoczne iskierki w najróżniejszych barwach. Z każdym oddechem i mrugnięciem stawały się one coraz jaśniejsze. Było ich coraz więcej, aż latały wszędzie wokół.
Gdzieś za mną usłyszałam ponownie ryk tego stwora, jednak nie skupiałam się na nim. Zwróciłam bardziej uwagę na uczucie ciepła, jakie powstało w piersi. Przez każdy mięsień w ciele przepływało dziwne mrowienie, a skupiało się najbardziej w dłoniach. Każdy wdech potęgował doznania, których nigdy wcześniej nie poznałam. Miałam wrażenie, jakby wszystko wokół zwolniło, jednak ja dalej funkcjonowałam.
Odetchnęłam cicho, a kolejno powoli zaczęłam się unosić. To samo stało się z włosami na moich ramionach. Nienaturalnie się podniosły, jakby zostały ruszone wiatrem, ale nie wiało. Coś się działo, a ja nie rozumiałam, co dokładnie. Wiedziałam jednak, że to coś nowego. Coś magicznego.
Ponowny ryk. Złapałam głęboki wdech, zdając sobie sprawę, że koniec z byciem milutką. Musiałam coś zrobić, a nie siedzieć i użalać się nad sobą. Opuściłam wzrok, by po chwili przesunąć go w bok do kącików. Czułam gotujący się we mnie gniew. Byłam zdenerwowana, bo wielu rzeczy nie wiedziałam. Nienawidziłam siedzieć w niewiedzy, a jeszcze bardziej irytował mnie brak możliwości, by coś zrobić.
Zacisnęłam dłonie z całej siły na rączce pistoletu. Powoli wypuściłam powietrze z płuc i skupiłam się na tym, co w tej chwili czułam. To przez to uczucie podjęłam ważną decyzję.
Choćbym miała zginąć, dowiem się wszystkiego, ale najpierw nogi z dupy powyrywam temu stworowi!
************************
Wiem, jestem Polsatem XD
Na ciąg dalszy musicie poczekać do przyszłego tygodnia, ale już wam obiecuję, że będzie się działo!
Jak zawsze mam nadzieję, że rozdział się wam podobał!
Dajcie znać koniecznie!
Do następnego!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro