Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 15: Jeremy

Zostaliśmy sami. Melissa poszła przedstawić wszystko komisarzowi. Widzieliśmy tę dwójkę przez oszklone szyby, ale nie przysłuchiwałem się, co mówili. Obecnie skupiałem się na tym, co wiedzieliśmy. Światła próbowały nas wrobić w to całe morderstwo. Cała obecna sytuacja, to sprawa między Cieniami a Światłami i nie powinniśmy wciągać w to świata ludzi. Mel, która o niczym nie wiedziała, zwłaszcza.

— To co z tym robimy? — spytał Can.

— Jeszcze nie wiem — przyznałem cicho. — Mamy nadal za mało informacji, ale to pewne, że Światła próbują nas wyprowadzić z równowagi. Chcą, żebyśmy popełnili błąd.

Odwróciłem wzrok na Melissę. Reszta zrobiła to samo. Widzieliśmy to samo. Mel nie była zbyt pewna siebie, stojąc przed komisarzem. Denerwowała się, stresowała ją obecność tego mężczyzny. To już zauważyłem wcześniej, gdy weszła do tego gabinetu, by się dowiedzieć, że zostaliśmy jej przydzieleni w roli konsultantów.

— Mel jest jakaś dziwna — zauważyła Maddy.

— Gdy przedstawiała nam sprawę, wspomniała, że miała dwa lata przerwy — przypomniał Leo. — Może to przez to?

Aria założyła palce wskazujący na brodę, zastanawiając się nad czymś głęboko.

— Może coś się wydarzyło? — myślała na głos.

— Co jeżeli coś jej się stało i miała przez te dwa lata chorobowe albo coś takiego? — wyskoczył Felix.

Przez moją głowę momentalnie przebiegły myśli o różnego rodzaju urazach, jakie Mel mogła nabyć podczas pracy w policji. Postrzał, rany cięte i kłute, pobicia... Przełknąłem ślinę, czując narastający stres spowodowany własną wyobraźnią. Zaczesałem włosy do tyłu, lekko przy tym za nie ciągnąc. Nie pomogło mi to wrócić do trzeźwego myślenia. Gdyby tego było mało, to wręcz ten ruch pogorszył sprawę. Nagle przed oczami ukazał się obraz sprzed dekady, gdy zobaczyłem rozoraną pazurami skórę Mel. Otrząsnąłem się od razu, nie chcąc ponownie popadać w dołek, z którego dopiero co wyszedłem.

— Przestańcie się nakręcać — powiedział ostro, ale cicho Duncan, tym samym przywołując nas do porządku. — Nie znacie sytuacji, więc nie zakładajcie najgorszego.

Duncan miał rację. Nie wiedzieliśmy nic, ale sama myśl, że coś w ogóle się wydarzyło w jej życiu, nie dawała mi spokoju. Nie było mnie przy niej, by ją chronić tak, jak jej niegdyś obiecałem.

Momentalnie w pamięci pojawiło się wspomnienie, gdy ją pocałowałem. Pamiętałem, że zrobiłem to pod wpływem chwili, a ona go odwzajemniła. To wtedy jej poprzysiągłem, że będę ją bronić nawet za cenę własnego życia. Jej słowa z wtedy brzmiały niczym najpiękniejsza aria operowa. Jeżeli dobrze je interpretowałem, to przed dziesięcioma laty zależało jej na mnie tak, jak mi na niej. Dziewczyny mogły mówić jedno, ale ja potrzebowałem potwierdzenia od samej Mel. Pocałunek to jedno, ale słowa „kocham cię" lub „podobasz mi się" to inny kaliber. Miałem poniekąd wrażenie, jakbym tamtego dnia przed bitwą z Kościrogiem poznał w jakimś stopniu jej uczucia względem mnie.

— Raczej nam się nie zwierzy, co się stało, że miła dwuletnią przerwę — zauważyła Aria.

— Mel nie dzieli się informacjami o swoich prywatnych sprawach z obcymi, więc nie powinniście się tym interesować.

Wszyscy niemal podskoczyliśmy zaskoczeni. Gwałtownie odwróciłem się w lewo, a dzięki temu zobaczyłem stojącego przy nas Seana. Miał na piersi założone ręce. Mierzył nas wzrokiem. Był już obrany w kurtkę. Na ramieniu wisiała torba.

Nawet nie zauważyłem, gdy się do nas zbliżył.

Chłop strasznie cicho chodzi...

— To, dlaczego Mel miała przerwę, to tylko i wyłącznie sprawa jej samej, nie wasza — zauważył, mocniej marszcząc brwi.

Dawał przy tym niemy przekaz, że powinniśmy przestać węszyć.

— My... — zaczęła Maddy, próbując nas jakoś wybronić — Jesteśmy tylko ciekawi.

— „Ciekawość to pierwszy stopień do piekła".

— Chcemy mieć z nią dobre relacje — wtrącił się Leo, podając chyba najgorszy możliwy argument.

Co do „dobrych relacji" ma sprawa z jej przerwą w karierze?

Gdyby nie znajdujący się obok Sean, pokazałbym mu, żeby się puknął w łeb z własnego idiotyzmu.

— Mamy razem z nią pracować, więc dobre stosunki są raczej wskazane — dodał jeszcze, bardziej nas pogrążając.

Miałem ochotę warknąć pod nosem, ale musiałem się powstrzymać.

Jeremy, spokojnie, miałeś nie wywoływać podejrzeń...

Sean nic nie odpowiedział. Stał i się nam przyglądał, jakby lustrował każdy centymetr naszych twarzy. Pod górną wargą dostrzegłem ruch, co znaczyło tyle, że przesunął językiem po zębach.

— Radziłbym wam nie mamrotać na komisariacie — zmienił temat. — Takim zachowaniem zwracacie na siebie uwagę jeszcze bardziej. Sprawiacie przez to nawet wrażenie podejrzanych.

Po swoich słowach się odwrócił. Kolejno ruszył do Melissy, która wychodziła właśnie z gabinetu komisarza. Widocznie westchnęła z ulgą.

Odwróciłem od niej wzrok. Spojrzałem na pozostałych.

— Sean wydawał się milszy — zauważyła Aria.

— Nie zna nas — podkreśliłem, a kolejno podniosłem skonsternowany wzrok na Leo. — „Dobre relacje" i chęć poznania powodu, dlaczego Mel miała przerwę w pracy? Serio? Nie mogłeś niczego lepszego wymyślić?

— Improwizowałem. Mogłeś sam coś powiedzieć — wyrzucił Leo.

Kolejno założył ręce na piersi, udając obrażonego.

— Gdybyście mi dali dojść do słowa, to bym powiedział. — Westchnąłem. — Mniejsza. Powinniśmy...

— Pochwały od komisarza się nie spodziewałam — przerwała mi Melissa, która w tym momencie znalazła się obok nas. — Ale brawo. Udało nam się tego dokonać. I komisarz nie zszedł przy tym na zawał.

Mel widocznie była zadowolona. Jej humor dosłownie odwrócił się o sto osiemdziesiąt stopni. Ten widok sprawił, że serce momentalnie przyspieszyło. Dalej miała piękny uśmiech, który polepszał mi dzień, gdy tylko go widziałem.

— Mówisz, że „nam" się udało, ale to przecież ty odkryłaś tamten wzór — zauważył Felix.

— Fakt, ale przy tym byliście — zwróciła uwagę.

Odwróciła się do Seana, który właśnie szturchnął jej łokieć.

— Przełomy w sprawach należałoby świętować, Mel, więc...

— Pamiętam o tym twoim drinku... — przerwała mu załamana. Kolejno na nas zerknęła. — Chcecie się przyłączyć? Mamy razem pracować, przydałoby się nieco poznać.

Zerknęliśmy na siebie. Mogliśmy próbować jakoś przekonać do siebie Mel, ale musieliśmy uważać. Nie powinniśmy być zbytnio nachalni, bo wydałoby się to nazbyt podejrzane.

Maddy lekko odchrząknęła.

— Nie chcielibyśmy wam...

— Nie będziecie przeszkadzać — weszła jej w zdanie.

Westchnąłem, myśląc o tym, jak może zareagować tata, gdy się dowie, że trochę za bardzo przedłużaliśmy dzień w towarzystwie Melissy. Kazał nam do tego podejść ostrożnie i powoli... Nie będzie zadowolony.

— Czemu nie? — wyskoczyłem.

Widocznie zaskoczyłem pozostałych, dlatego posłałem im nieme zapewnienie, że wszystko im później wytłumaczę.

— Nabierzemy do siebie zaufania, łatwiej nam się będzie pracowało.

— Dokładnie — zgodziła się ze mną Melissa. — Pójdę tylko po kurtkę.

Przytaknęliśmy. Mel się odwróciła, a następnie ruszyła ku jednemu biurku. Ponownie zostaliśmy sami z Seanem, który przyglądał nam się podejrzliwie. W ciągu kilku sekund jednak westchnął, spuszczając nieco gardy.

— Nie spodziewałem się, że przyjmiecie jej zaproszenie — przyznał, zwracając uwagę wszystkich. — Myślałem o was jako o tych zbyt poważnych, a tu się okazuje, że jednak umiecie być wyluzowani.

— Powinniśmy podziękować? — Wychylił się zza mnie Duncan.

Sean momentalnie się zaciął. Nie wiedziałem, czy mi się to przywidziało, ale miałem wrażenie, jakby oddech dosłownie zatrzymał mu się w gardle. Przy tym przyglądał się Canowi z szeroko otwartymi oczami. Zauważyłem, jak na jasnej skórze chłopaka pojawił się delikatny rumieniec. Przełknął ślinę, odchrząknął.

Czyżby...?

— P-przypomnisz imię? — wyjąkał, a ja zerknąłem na pozostałych.

Uśmiechali się podejrzanie, a ja już wiedziałem, co to miało znaczyć.

— Duncan — powiedział chłopak po mojej prawej. — Duncan Cooper.

Sean z trudnością utrzymywał wyraz twarzy bez emocji. Musiał się siłą powstrzymywać, żeby nie unosić kącików ust. No nic, trzeba będzie tę dwójkę jakoś zeswatać. Lekko się uśmiechnąłem, a przy tym dostrzegłem, jak pozostali mi się przyglądali, czekając na aprobatę, zapewne już tworząc podobny plan do mojego. Mogłem to niemal uznać za przerażające, iż myśleliśmy o tym samym, ale najbardziej powinien się chyba obawiać sam Can. Nawet ja nie wiedziałem, co dwójka wariatek miała w głowach.

— A więc? — odezwał się Can. — Powinniśmy podziękować za uznanie nas za wyluzowanych?

— C-cóż, to miał być komplement, więc...

— Idziemy? — spytała Mel, zarzucając na plecy skórzaną kurtkę.

Tym samym ocaliła Seana przed dalszym jąkaniem się przy Duncanie. Chłopak spojrzał na swoją przyjaciółkę, niczym na zbawienie. Can nie kontynuował wypytywania Seana. Postanowił go oszczędzić, ale j już wiedziałem, że dziewczyny nie będą aż tak łaskawe dla niego, gdy go dorwą w domu.

Ruszyliśmy do wyjścia z komisariatu. Przez całą drogę widziałem, jak Sean trzymał się rękawa kurtki Mel i ukradkiem spoglądał na Duncana. Ten jednak udawał, iż nie zwracał na niego uwagi. Cóż, co by nie powiedzieć, Duncan to wciąż Duncan. Udawanie ignorowania wszystkiego wokół opanował do perfekcji i byłem jedynym, który widział, że on także patrzył na Seana. Można niemal powiedzieć, iż ta postawa niedostępnego człowieka to jego cecha rodzinna odziedziczona po ojcu – a przynajmniej tak mówił tata.

Ciszę w naszej grupce przerwał dzwonek mojego telefonu. Wyjąłem urządzenie z tylnej kieszeni, a gdy spojrzałem na wyświetlacz, zobaczyłem iż dzwonił właśnie mój ojciec.

On ma jakiś alarm za każdym razem, gdy o nim pomyślę?

Wszyscy się za mną odwrócili, gdy się zatrzymałem na chodniku.

— Idźcie przodem — powiedziałem. — Dogonię was.

Każdy przytaknął, jednak zwróciłem uwagę na Mel, która jedynie na mnie patrzyła. Nie odpowiedziała w ten sposób, co pozostali. Po prostu się odwróciła i ruszyła ze wszystkimi. Ja za to odebrałem i przyłożyłem komórkę do ucha.

— Ale masz wyczucie — rzuciłem sarkastycznie.

Tata się roześmiał po drugiej stronie.

Jak się sprawy mają?

— Było ciekawie — przyznałem, a przy tym zszedłem na bok i oparłem się o murek przy komisariacie. — Odkryliśmy, że Światła coś knują, żeby nasłać na nas policję. Kilka spraw się powiązało z tą, którą prowadzi Mel. Zwłoki kilku osób znaleziono wokół lasów w Orange. To wszystko przybierało kształt koła, a las był w samym centrum. Tak samo jak ostatnie ciało. To nie wygląda mi zbyt dobrze.

Światła próbują nas odkryć przed światem, ale na to nie możemy pozwolić. Musimy odkryć, kto i dlaczego się nas uczepił — stwierdził.

— Wiem — odpowiedziałem, a przy tym uniosłem dłoń i podrapałem się po nosie.

A jak spotkanie z Melissą?

Parsknąłem. W życiu bym się nie spodziewał, że tata do mnie zadzwoni, żeby dopytać się o postępy w kierunku dziewczyny. Cóż, w tym przypadku wyglądało to jednak inaczej. Tu chodziło o to, by przywrócić Mel wspomnienia i pomóc jej ze sprawą, by nie stała jej się krzywda.

— Mel się trochę zmieniła, ale to nadal ta sama Melissa — przyznałem. — Nadal jest uparta jak osioł, ale to dodaje jej uroku. Jest urocza i zawzięta. To ona ułożyła tę układankę z ciałami.

Ponownie sposępniałem.

— Światła się z nami bawią i próbują grać nam na nerwach...

Zachowaj spokój, Jeremy.

— Wiem.

Wiem, że to ty jesteś Głową Cieni, ale chciałbym zobaczyć raport, gdy wrócicie.

— Nudzi ci się chyba na połowicznej emeryturze.

Tata ponownie się roześmiał.

— Melissa zaproponował drinka, żeby się lepiej poznać, więc nie wiem, o której wrócimy. Dam ci znać.

Jasne — odpowiedział tata, a ja się mogłem nawet z kimś założyć, że właśnie się uśmiechał. — Bawcie się dobrze.

— Dzięki. Do zobaczenia.

Po swoich słowach się rozłączyłem. Odbiłem się od muru, by się odwrócić. Niemal wyrzuciłem telefon w powietrze, widząc za sobą Melissę. Stała z założonymi na piersi rękami i przyglądała mi się uważnie, lekko marszcząc brwi.

— O czym i komu „dasz znać"?


******************* 

Jestem złym Polsatem, wiem XD

Mam nadzieję, że rozdział się podobał!

Dajcie znać koniecznie!

Do następnego!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro